Taylor SolidBody czyli opowieść o narodzinach gitary...

Wywiady
2009-03-11
Taylor SolidBody czyli opowieść o narodzinach gitary...
Mieliśmy wyjątkową okazję złożenia wizyty w firmie Taylor Guitars. Będziemy więc świadkami powstawania pierwszych egzemplarzy gitar SolidBody...
Jest 1 października 2007 roku. Znajdujemy się w siedzibie firmy Taylor Guitars na obrzeżach San Diego. Zakończył się etap projektowania i właśnie rozpoczyna się proces produkcji pierwszych dwóch i pół tysiąca egzemplarzy nowych gitar z serii SolidBody. Plan jest następujący: w pierwszym tygodniu produkcji Taylor ma nadzieję wykonywać około dwadzieścia jeden sztuk dziennie, by następnie dojść w czwartym tygodniu do poziomu sześćdziesięciu gitar dziennie. Trzeba też pamiętać, że Taylor produkuje również gitary elektryczne T5 w ilości dwudziestu sztuk dziennie (dla porównania: z rąk lutników w fabryce PRS wychodzi ogółem sześćdziesiąt pięć gitar dziennie). Taylor wypuścił na rynek trzy modele z serii SolidBody i liczy na to, że zostanie trzecim co do wielkości producentem gitar elektrycznych, plasując się zaraz za Fenderem i Gibsonem.

 

PRZYGOTOWANIA

Na początku 2007 roku w siedzibie Taylora powstały dwa nowe budynki. Zostały one przeznaczone dla pracowni badawczo-rozwojowej i dla realizacji produkcji nowych instrumentów. "Niestety do nowych budynków nie zabieramy wycieczek" - uprzedza nas Brian Swerdfeger. Wkrótce dowiadujemy się, dlaczego jest takie ograniczenie. To właśnie tam największe mózgi firmy w osobach: Bob Taylor, Dave Hosler, Brian Swerdfeger, Larry Breedlove i Ed Granero projektują kolejne nowe modele gitar. W budynku znajdują się dwa działy: inżynierii i techniczny, w których powstają próbki różnych elementów gitar. Podzespoły te są następnie przekazywane bezpośrednio do fabryki. "Mamy tu zaawansowane technologie ułatwiające produkcję - mówi Swerdfeger. - Nie musimy niczego zlecać podwykonawcom, wszystko robimy sami. To bardzo wygodne, ponieważ mamy możliwość nie tylko modyfikowania poszczególnych elementów, ale i natychmiastowego eliminowania błędów, jeśli tylko takowe się pojawią. Projekty powstałe na komputerze wysyłamy bezpośrednio do obrabiarek CNC w naszej fabryce, przy czym komunikacja odbywa się bezprzewodowo". To trochę jak w filmie o Jamesie Bondzie... Gdyby agent 007 był gitarzystą, z pewnością zaopatrywałby się właśnie tutaj.

Robimy sobie przerwę na kawę i kanapkę. Po chwili dołącza do nas Bob Tylor, mówiąc: "Mimo że za pomocą naszych wcześniejszych gitar można było uzyskać wspaniały rezonans - weźmy naszą Baby Tylor - to ten instrument SolidBody jest naprawdę wyjątkowy". Zauważamy, że Bob wygląda na zmęczonego i spiętego. Chyba nie jest w formie. "Wprowadzanie na rynek nowego modelu to wspaniałe doświadczenie, ale i... stresujące - przyznaje. - Kiedy do opinii publicznej dociera, że wypuszczamy nowy model, każdy chce go dostać jako pierwszy. Pracujemy w dużym napięciu i pod sporą presją".

PRODUKCJA

Mamy okazję zobaczyć pierwsze korpusy gitar Standard i Custom, które schodzą z frezarki CNC. Wykonane są z sapeli i mają już wydrążone komory akustyczne. Na półce obok znajdują się płyty wierzchnie składające się z trzech części. Te elementy, podobnie jak wszystkie płyty wierzchnie do gitar akustycznych Taylora, wycinane są precyzyjnie przy użyciu lasera sterowanego komputerem, a następnie nakładane automatycznie na wcześniej przygotowany korpus. "To daje nam zupełnie nowe możliwości" - mówi Ed Granero. Chociaż niektórzy mogą się dziwić, że płyty wierzchnie są laminowane, to okazuje się, że w przypadku gitar Taylora takie rozwiązanie jest głęboko uzasadnione. "W podobny sposób wykonane zostały instrumenty zaliczane dziś do klasyki, mam tu na myśli Gretsch czy słynny Gibson ES-335 - mówi Ed. - To są wszystko laminaty klonowe, a one na pewno nie należą do tanich". Do dyskusji włącza się Bob Taylor: "Stosowanie laminatu z drewna egzotycznego może dodać gitarze nowych walorów estetycznych. Tym sposobem możemy sobie pozwolić na użycie droższych rodzajów drewna. Gdybyśmy chcieli z tego samego drewna wykonać płytę wierzchnią litą, to gitary byłyby znacznie droższe. Wyszło na to, że eksperymentując z drewnem, jesteśmy sprytniejsi od innych producentów (śmiech)".

W gitarze SolidBody znajdziemy ten sam gryf co w instrumencie T5. Z tym jednak wyjątkiem, że zamiast dwudziestu jeden progów w SolidBody jest ich dwadzieścia dwa. Progi są trochę większe i połączenie szyjki z korpusem następuje przy progu piętnastym, a nie czternastym. Dostrzegamy dwa stalowe wzmocnienia w dolnej części gryfu, które znajdują się po obu stronach mechanizmu napinającego gryf. Dzięki nim szyjka będzie stabilniejsza, a poza tym elementy te mogą mieć też pewien wpływ na brzmienie. "To dwa pręty o długości około osiemnastu centymetrów, wykonane są ze stali sprężynowej. Nie są one całkowicie proste, ale lekko skręcone, dlatego materiał poddawany jest ciągłemu naprężaniu i rozprężaniu. W otworze jest miejsce na klej. To dużo wygodniejsze niż używanie prostego pręta" - wyjaśnia Ed. Dowiedzieliśmy się już dużo o SolidBody, ale nasza ciekawość nie została jeszcze w pełni zaspokojona. Na szczęście zostaliśmy zaproszeni do budynku, w którym te gitary są projektowane...

NARODZINY


Praca nad SolidBody rozpoczęła się dość dawno, a konkretnie zaraz po tym, jak światło dzienne ujrzała słynna już gitara T5. To wtedy Tylor zainteresował się gitarami elektrycznymi. Po stworzeniu gitary T5 dla Prince’a rozpoczął eksperymenty ze sprzętem, choć wciąż były to gitary typu hollow-body z wycięciami w płycie wierzchniej. Pierwotnie przetworniki miały być montowane od tyłu korpusu. Oglądamy jedną gitarę tego typu i musimy przyznać, że to kawał pięknego instrumentu, choć jest troszkę większa niż właśnie oglądany model nowej serii. Mamy także okazję obejrzeć instrument Franken-T5 z mostkiem podobnym do zastosowanego w SolidBody. Widzimy też trzy przetworniki typu single-coil oraz mostek Bigsby i zastanawiamy się, czy uda nam się wcisnąć go do pokrowca od aparatu fotograficznego. David Hosler uśmiecha się, po czym zabiera nam to cacko, mówiąc: "Niewielu osobom udaje się zapanować nad gitarą hollow-body z dużą ilością gainu. Dlatego doszliśmy do wniosku, że musimy popracować nad czymś w stylu solid-body. Stworzyliśmy około sześciu czy siedmiu prototypów, zanim zbudowaliśmy gitarę, z której byliśmy zadowoleni". Bob Taylor dodaje: "Wszyscy producenci zaczynają eksperymentować z komorami rezonansowymi w korpusie. My natomiast zaczęliśmy od drugiej strony - zaczynaliśmy od gitar hollow-body i stopniowo wypełniliśmy je drewnem (śmiech)".

PRZETWORNIK

Ale prace nad gitarą elektryczną SolidBody ruszyły pełną parą dopiero wtedy, gdy Hosler stworzył nowy typ przetwornika. "Z powodu problemów z amplifikacją gitar akustycznych powróciliśmy do przetworników elektromagnetycznych, nie koncentrując się tylko na piezoelektrycznych - mówi Tylor. - W przypadku nowych gitar wypróbowaliśmy praktycznie każdy przetwornik, ale żaden nie nadawał się do gitary elektrycznej, dlatego stwierdziliśmy, że trzeba będzie skonstruować nowy. Podjął się tego David Hosler. Prototyp sprawdziliśmy w praktyce i tak powstał model przeznaczony do montażu w SolidBody. Najpierw był przetwornik, potem gitara". "Do projektowania przetwornika podeszliśmy zupełnie inaczej - dodaje David Hosler. - Zamiast myśleć o impedancji, liczbie zwojów i tak dalej, zaczęliśmy od skrupulatnych obliczeń technicznych. Chodzi o to, że jeśli udałoby nam się skupić strumień indukcji magnetycznej w pewnym określonych miejscach, wówczas moglibyśmy użyć mniejszej ilości zwojów, co w efekcie dałoby nam mniejszą impedancję, szersze pasmo przenoszenia, a także nie obniżyłoby poziomu sygnału. Nie wystarczy zainstalować magnes AlNiCo i nawinąć tyle drutu, ile się da, aż do osiągnięcia 12 kiloomów. Dzisiaj większość przetworników powstaje na bazie tego, co ktoś już stworzył. Nasze podejście było inne i najważniejsze jest to, że nowa konstrukcja przetwornika ma bardzo przyjemne dla ucha brzmienie, dzięki czemu na instrumencie w niego wyposażonym gra się wyśmienicie. Podsumowując - nieważne, jaka jest geneza przetwornika, ważne jest to, żeby spełniał oczekiwania gitarzysty, który go używa".

MOSTEK

Również nowy mostek pełnił kluczową rolę. "Projektowanie tego elementu zajęło nam najwięcej czasu - przyznaje Hosler. - Chcieliśmy stworzyć urządzenie, które nie wariowałoby po zdjęciu strun". Tylor pokazuje nam rozkręcony egzemplarz i dodaje: "Uważam, że nieograniczona możliwość regulowania każdego pojedynczego elementu nie do końca jest dobra. Jest przecież coś takiego jak pozycja optymalna. Oczywiście w naszym mostku jest możliwa regulacja długości czynnej dla każdej struny osobno, jednak nie można regulować ich indywidualnych wysokości. Po prostu odkryliśmy, że promień nad podstrunnicą powinien wynosić 15, a przy mostku 12 cali. Nauczyliśmy się zwracać uwagę na najdrobniejsze szczegóły, staliśmy się ekspertami, jeśli chodzi o promień gryfu i akcję strun. Z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że nasze rozwiązania są tu optymalne".

INWESTYCJE

Zdajemy sobie sprawę, że stworzenie modelu SolidBody było drogim przedsięwzięciem. Taylor uchyla nieco rąbka tajemnicy i mówi: "250 tysięcy dolarów kosztował sam materiał i przetworniki. Nie była to jednak najdroższa inwestycja, ponieważ więcej zainwestowaliśmy w system produkcji gryfów. Przećwiczyliśmy tę technologię przy okazji T5, więc można powiedzieć, że poszliśmy dalej w dobrym kierunku". Większość współczesnych osiągnięć oparta jest na tym, co zostało wypracowane w przeszłości, ale gitara SolidBody jest gitarą prawdziwie nowatorską. Taylor mówi: "Nie lubimy nikogo naśladować. To my ustanawiamy standardy i to inni producenci nas naśladują. Nasze gitary łatwo rozpoznać, bo są oryginalne. Dlatego, budując gitarę elektryczną, tworzyliśmy ją od samych podstaw".