Po sprzedających się jak ciepłe bułeczki albumach ‘Whoosh!’ Deep Purple i ‘Live in London’ Flying Colors, Steve znalazł nieco czasu, by porozmawiać z nami inspiracjach i technice oraz zagrać solo do utworu Jasona Sidwella, który przygotował dla was specjalną lekcję mistrza…
Cierpisz na artretyzm w prawej ręce, który wpłynął negatywnie na technikę. Jak się czujesz obecnie?
Choroba daje mi sygnał, że powinienem mniej używać nadgarstka. Jestem na diecie, która zapobiega stanom zapalnym, a na gitarze ćwiczę tak, aby nie ruszać nadgarstkiem. Dzięki temu wzmocniłem mięśnie i ścięgna na tyle, że nie będę już musiał zakładać specjalnej bransoletki do grania. Pojawi się natomiast rękawiczka, która będzie utrzymywała w miejscu sporą dawkę środków przeciwbólowych. Trzeba sobie jakoś radzić z przeciwnościami losu.
Jakich zespołów lub artystów słuchasz w tych czasach?
Wielu różnych. Niedawno znajomy polecił mi zespół, w którym połączono gitarę i dudy, co przypomniało mi dlaczego powinienem słuchać tego niesamowitego przeboju Big Country. Wcześniej słuchałem Monteverdiego, granego na syntezatorze przez W Carlosa. Ale najlepsze co mi się ostatnio przydarzyło to piosenka napisana przez mojego syna, Kevina. Jest tam taki melodyjny, uwznioślający refren. Nie mam zwyczaju puszczania sobie dźwięków w tle podczas innych zajęć, więc kiedy już słucham, to skupiam się na tym i wchodzę w muzykę głęboko.
Wspominałeś kiedyś, że twojemu sercu bardzo bliska jest Enya i muzyka celtycka. Co takiego cię w tym pociągało – akordy, aranżacje, łagodniejsze brzmienia?
Absolutne panowanie nad dźwiękiem. To jak potrafi trzymać długą nutę, by potem delikatnie przejść w mordent czy przednutkę w ostatniej chwili przed przejściem na kolejną. Poza tym produkcja i brzmienia są tam najwyższych lotów.
Używasz swojej sygnatury Music Man od wielu lat praktycznie bez większych zmian – wyjątkiem jest model Y2D, powstały z okazji 20-lecia twojej współpracy z tą firmą. Co sprawia, że cały czas trzymasz się tego instrumentu?
Po prostu gra świetnie, jest bardzo dobrze zbalansowany, lekki, uniwersalny, trzyma strój, pasuje niemal do każdego schowka na pokładzie samolotu, wygląda dobrze, ale bez nadmiernego blichtru...
A czemu model Y2D ma zmiany w stosunku do oryginalnej konstrukcji?
Ta gitara ma laminowany, klonowy top, trzy przystawki i pięć kombinacji, których w oryginalnym modelu używałem najczęściej. Jedna z kombinacji ma dość nieoczekiwane połączenie, którego nie dałoby się zrealizować na zwykłym przełączniku. Używam tej gitary głównie w setach Deep Purple, także w wersji z mostkiem tremolo.
Dlaczego ze wszystkich wzmacniaczy, jakie miałeś przez te wszystkie lata, najbardziej lubisz Engla?
Klarowność i górne pasmo, które nie skłania cię do wyjścia z pokoju. Także czysty kanał, który jest wystarczająco transparentny, by móc tam podłączyć gitarę klasyczną – co zresztą robiłem na trasach Dregsów. Drugi kanał to mleko i miód – odkręć gałki na 6 i jeśli nie brzmi to genialnie, to z twoją gitarą musi być coś nie tak. Trzeci kanał daje mi kompletną kontrolę nad środkiem pasma, a to tam przecież zamieszkuje dusza gitary. Mam tam cztery punkty, w których mogę ingerować w środek, bez jakichś nonsensownych, aktywnych equalizacji. Wzmacniacz jest świetnie wykonany, ma mnóstwo portów, jacków, dwa master volume, dwie wysyłki na efekty i myślę, że jest super. Inni ludzie, którzy próbują mojego sprzętu, zazwyczaj podzielają moją opinię.
Czego szukasz, kiedy ustawiasz brzmienie do solówek?
Jeśli wzmacniacz, na którym gram jest dla mnie nowy, przechodzę płynnie każdym z potencjometrów od 0 do 10, aby sprawdzić w jakim działają zakresie. Potem podpinam kilka mikrofonów, nie patrząc, do jakiego wejścia są podłączone. Potem słucham w reżyserce, który z nich najlepiej sprawdza się w danym tracku. Następnie robię próbne nagranie i słucham całego tracka. Jeśli słyszę jakieś drażniące częstotliwości, eliminuję je. Z reguły mam w swoim brzmieniu dużo mniej górnego pasma niż większość ludzi. Bob Ezrin, producent Deep Purple, nie cierpi mojej standardowej barwy – twierdzi, że ma zbyt mało góry. Ja z kolei uważam, że zbyt wiele gitarowych śladów kłuje w uszy, kiedy się ich słucha na dobrym zestawie stereo.
Jesteś znany z używania konfiguracji DRY/WET. Możesz wyjaśnić, jak to działa?
Największą zaletą jest to, że delay, czy jakiś inny efekt, nie stykają się z twoim nieprzetworzonym sygnałem i nie modulują go w żaden sposób. To jest naprawdę coś. O różnicy można się łatwo przekonać nagrywając przesterowaną gitarę z delayem wpiętym do wejścia wzmacniacza, a potem to samo z delayem zapiętym na nagranym wcześniej tracku. Grając w klubach, słyszę, jak inaczej reagują pomieszczenia, nagle brzmienie staje się żywsze i bardziej czytelne. Pierwszy raz zacząłem stosować tę technikę, kiedy używałem taśmowego echa, dającego sporo szumu. Puszczając echo przez osobny wzmacniacz ze ściętą górą, mogłem kontrolować je osobnym pedałem głośności, grać na mocniej rozkręconych poziomach i mieć jednocześnie mniej zakłóceń.
Czy sprzęt, którego używasz, różni się w zależności od zespołu – Flying Colors lub Deep Purple?
Jedyną różnicą jest to, że w Purple’ach mam trzeci pedał głośności dla pitch-shiftera. Używam go z górną i dolną oktawą do symulowania gitary 12-strunowej. Poza tym w niektórych momentach mogę udawać Ritchiego, harmonizującego melodie w tercjach.
W jaki sposób utrzymujesz formę w grze na gitarze? Ćwiczysz każdego dnia?
Tak, ćwiczę codziennie. To jest już mój nawyk, którego trzymam się od dekad. Mam grafik, w którym pojawiają się rotacyjnie różne techniki, nad którymi pracuję. Ale niezależnie od tego jak wiele ćwiczę, czuję też potrzebę grania z podkładami lub maszyną perkusyjną. Oprócz techniki ważna jest umiejętność jammowania oraz improwizowania.
Jesteś jednym z najsprawniejszych gitarzystów, używających kostkowania naprzemiennego. Niemniej ostatnio zdarza ci się coraz częściej stosować sweep. Jaki jest tego powód?
Grałem tego sporo na przestrzeni lat. Jeszcze w czasach Kansas, w klasykach takich jak ‘Point Of Know Return’, grałem klasyczne, skrzypcowe sweepy. Żeby to zagrać dobrze, trzeba odpowiednio tłumić struny, a to wymaga więcej sprawności w prawej ręce niż zazwyczaj mam. Od czasu do czasu pozwalam sobie jednak na użycie tej techniki.
Masz bardzo ekspresyjne wibrato. Czy twoim zdaniem zmieniło się ono na przestrzeni lat?
Tak. We wczesnych Dregsach miałem szybkie wibrato. Niektórzy ludzie uważali je za nerwowe, ale wtedy byłem młody i uważałem, że wszystko ma być głośne i szybkie, włączając w to wibrato. Z czasem uległo ono złagodzeniu. Obecnie, prawdopodobnie dzięki grze w Deep Purple, stało się ono jeszcze głębsze i wolniejsze.
Często stosujesz w swoich frazach chromatykę. Jakie masz w tym podejście: ozdabianie akordów, czy nuty przejściowe pomiędzy stopniami skali?
Myślę, że najczęściej używam chromatyki, żeby z prostego pomysłu zrobić bardziej złożony rytmicznie motyw. Niektóre dźwięki chromatyczne brzmią denerwująco, kiedy gra je się wolno, ale zagrane szybko tworzą coś w rodzaju glissanda pomiędzy składnikami akordów.
Biorąc pod uwagę ogrom muzyki, jaką masz na swoim koncie – w jaki sposób przygotowujesz się do trasy koncertowej?
Zawsze skupiam się na technice, ale nawet ona potrzebuje dla siebie jakiegoś kontekstu muzycznego. Dwa tygodnie przed wyjazdem gram akordy i patenty, których będę używał podczas trasy. Tylko po to, aby potem mieć większą swobodę w improwizacji. Czuję się zrelaksowany, kiedy wiem, że jestem gotów do grania… To właśnie chcę za każdym razem osiągnąć.