Wywiady
Cory Wong

Jeśli jeszcze nie było Ci dane zachwycić się dziko funkującymi riffami Cory’ego Wonga na nagraniach Vulfpeck lub The Fearless Flyers, sugeruję zerknąć na wideo ‘Introducing The Fearless Flyers’ na YouTube, zanim zaczniesz czytać ten wywiad. 

2020-10-14

Bez pośpiechu, zaczekamy...

 

Cory zaraził się graniem na gitarze od swojego ojca – jak go sam określa: „kompletnego muzycznego maniaka” - który sam wprawdzie nie grał na żadnym instrumencie, ale za to dobre płyty rozbrzmiewały dzięki niemu w domu od rana do wieczora. Dzięki temu Wong junior dość szybko nasiąkł dźwiękami tuzów gitary takich jak Jimi Hendrix, Joe Pass, Pat Metheny i Ralph Towner.

„Tata miał cały katalog ECM, cały jazzowy zbiór CTI, większość płyt Blue Note i bardzo obszerną kolekcję nagrań rockowych. Dość szybko zacząłem dociekać, na jakiej zasadzie muzyka ta wpływa na moje emocje i co sprawia, że czuję się tak, a nie inaczej.”

Zwrócił uwagę na gitarę rytmiczną i wkrótce zaczął spędzać więcej i więcej czasu zamknięty w swym pokoju z metronomem jako jedynym kompanem. Na efekty nie trzeba było długo czekać: potrafił zgrać się z dowolną sekcją rytmiczną z przerażającą precyzją. Oprócz grania z Vulfpeck i The Fearless Flyers, Cory wyprodukował także szereg albumów solowych, a jego dyskografia wraz z gościnnymi występami na płytach innych artystów obejmuje kilkanaście pozycji. Coraz bardziej rozchwytywany muzyk, zwykle z gęsto wypełnionym grafikiem koncertowym – czujne oko mogło wypatrzyć go nawet w amerykańskim telewizyjnym talk-show ‘Stephen Colbert’s Late Night’. Co ciekawe, podczas luźnej rozmowy przed naszym wywiadem Cory powiedział nam, że gitara nie była jego pierwszym wyborem: „Właściwie to zaczynałem od basu…”

Magazyn Gitarzysta: Co właściwie skłoniło Cię do porzucenia ‘czwórki’ na rzecz ‘szóstki’?

Cory Wong: W szkole, dwóch znajomych chciało założyć ze mną zespół. Ojciec jednego z nich miał perkusję. Ten drugi, którego ojciec miał bas, powiedział: „Nie stać nas na kupno gitary. Może grajmy z dwoma basówkami?” Nie byłem co do tego przekonany, a bardzo zależało mi na tym zespole, powiedziałem więc: „Walić to, sam kupię gitarę!” Od tego czasu wpadłem jak śliwka w kompot. Oczywiście w domu nadal grywam sobie na basie – uwielbiam to.

Czy gra na basówce wpłynęła jakoś na Twoje gitarowe poczucie rytmu?

Kupiłem kiedyś książkę z tabami ‘Blood Sugar Sex Magik’ zespołu Red Hot Chili Peppers. Zapisane tam były partie gitary oraz basu, więc nauczyłem się wszystkich kawałków na obu tych instrumentach. Dzięki temu zrozumiałem dużo lepiej jak to wszystko działa i zazębia się ze sobą. Potem, kiedy ukazała się książka do ‘One Hot Minute’, zrobiłem dokładnie to samo i pomyślałem: „Wow, style Frusciante i Navarro są kompletnie odmienne, ale oba działają znakomicie.” To dało mi świadomość, jak różne barwy i style gry wpływają na końcowy charakter muzyki.

Następnie zakochałem się w grze Toma Morello, który uzyskiwał niespotykane wcześniej brzmienia, kupiłem więc książkę z tabami ‘Evil Empire’ Rage Against The Machine. Myślałem: „Skoro mam nuty i taby, będę mógł zagrać te kawałki…” Nie mogłem być dalej od prawdy – nie zdawałem sobie sprawy jak wiele efektów tam grało.

Tak dowiedziałeś się o istnieniu efektów gitarowych?

Myślałem wówczas: „Nuty są złe. O co tutaj chodzi? Jak książka może się mylić? Gram dokładnie to co każą mi taby, a w żaden sposób nie brzmię jak Morello”. Wtedy zrozumiałem, że tajemnicą są efekty. Jest tak wiele rozmaitych barw, które możesz dzięki nim osiągnąć. Tak właśnie stałem się posiadaczem ‘wah-wah’ i dotarło do mnie: „Bingo, to tak Hendrix zagrał te swoje wokalnie brzmiące frazy! To dzięki temu Hammett krzyczy na gitarze w swoich solówkach!”. Zakochałem się w ‘wah’ natychmiast… a potem we wszystkich innych efektach.

Ale myślę, że sposób w jaki do tego doszedłem spowodował, że gram tak a nie inaczej: wszystko zaczyna się w moich dłoniach, a nie w elektronice. Na pierwszym miejscu jest odpowiedni ‘czuj’, atak, właściwe opalcowanie akordu. Dopiero potem mogę dodać efekt, jeśli muzyka tego naprawdę potrzebuje.

 

Pierwszą gitarą był Stratocaster czy doszedłeś do niego świadomie po latach grania?

Moim literalnie pierwszym instrumentem był meksykański Fender Jazz Bass – mam go po dziś dzień i to na nim nagrywam większość płyt. Kocham go. Jeśli chodzi o gitary, to wówczas kiedy miałem kupić wiosło aby dostać się do zespołu, mój wybór padł na Traveling Wilburys – budżetową gitarę zaprojektowaną przez Gretscha. Miała jeden pickup pod mostkiem i nie stroiła za dobrze. Myślę, że trafiłem po prostu kiepski egzemplarz. Odkładałem więc pieniądze zarabiane na odśnieżaniu ulic dla sąsiadów i pewnego razu powiedziałem ojcu: „Tato, chcę kupić nową gitarę.” A on odpowiedział: „Dobrze, jedziemy po Stratocastera.” Nie było to coś w rodzaju: „OK, zobaczymy sobie różne gitary”. On od razu wiedział: „Przed tobą na tej gitarze grali Jimi Hendrix, Eric Clapton, Jeff Beck i Nile Rodgers… Jesteś gotów na Strata!” Od tego czasu nie gram na niczym innym.

Ale eksperymentowałeś też z innymi markami i modelami?

Oczywiście. Od czasu do czasu mam ochotę użyć humbuckera, czy jakiejś innej barwy, ale to właśnie na Stracie czuję się jak w domu. Grać można na wszystkim, ale ważne jest znalezienie tego jednego instrumentu, który wydobywa z ciebie twój wewnętrzny głos. W moim przypadku jest to Stratocaster. Kiedy gram na Telecasterze, wychodzą mi zupełnie inne dźwięki. Kiedy gram na Stracie w IV pozycji, na połączonych singlach środkowym i gryfowym, brzmię jak Cory Wong.

A co ze wzmacniaczami?

Lubię wzmacniacze, które dają czyste, grube brzmienie i dobrze współpracują z efektami. Kiedykolwiek słyszysz przester, przeważnie jest on z kostki, rzadko ze wzmacniacza. Dlatego też jest mi obojętne czy wzmacniacz jest tranzystorowy czy lampowy. Lubie za to kompresor – sprawdza się dowolny, byle miał gałkę BLEND, bo dzięki temu mogę go odpowiednio ustawić w miksie.

Efekty typu overdrive? Zwykle grawituję ku czemuś w rodzaju Tube Screamera, ku czemuś w rodzaju Dumble’a oraz czemuś w rodzaju Klona. Grałem kiedyś na prawdziwym Dumble’u i było to coś niesamowitego. Ale nie jest to warte ani całej tej góry kasy, jaką trzeba wydać, ani stresu podróżowania z czymś tak drogim. Czuję się naprawdę dobrze grając na dwóch DV Mark Raw Dawg z paroma paczkami lub ew. na Twin Reverbach. Ten sprzęt uchronił mnie przed wydaniem nadmiernej ilości kasy na rzeczy „kultowe”.

Tak więc nie masz hopla na punkcie sprzętu ‘vintage’?

Stary sprzęt jest często świetny i przez jakiś czas zajmowała mnie myśl o znalezieniu takiego starego Strata lub Tele. Odwiedziłem więc w końcu sklep Chicago Music Exchange i powiedziałem: „Przypuśćmy, że mam nieograniczony budżet – pokażcie mi najlepsze Stratocastery jakie macie.” Przynieśli mi 20 gitar do wypróbowania i nawet jednej z nich nie polubiłem tak jak swojego Strata Highway 1, który kosztował 400 dolców.

Wszystkie były wspaniałe, ale przy każdej miałem jakieś wątpliwości, np.: „Ok, to jest stary Stratocaster za 8000 dolarów, ale gryf jest zbyt masywny jak dla mnie. Brzmi świetnie, ale nie leży mi w dłoni.” Albo: „Są jakieś dziwne przydźwięki na niektórych progach – no tak, to przecież ‘gitara vintage’.” Na całe szczęście do grania tego co gram wystarczy Strat za 400 $ i wzmacniacz z czystym kanałem.

 

W jaki sposób nawiązałeś współpracę z Vulfpeck i The Fearless Flyers?

Zaznajomiłem się z tymi ludźmi i z czasem staliśmy się kumplami. To wszystko zaczęło się jako przyjaźń. Często bywali w moim rodzinnym Minneapolis, albo ja akurat pracowałem w Los Angeles, skąd pochodzi większość z nich. Mieliśmy wspólny język i lubiliśmy wzajemnie swoją muzykę. W końcu ktoś powiedział: „Skoro miło nam się spędza czas, dlaczego nie gramy razem muzyki?” Tak właśnie Jack Stratton poprosił mnie o dołączenie do zespołu. To był początek wspólnej przygody.