Instrumentalne trio Russian Circles jest dowodem na to, jak wiele muzyka potrafipowiedzieć bez słów. Spotykamy się z gitarzystą Mikiem Sullivanem, żeby porozmawiać o trzecim albumie zespołu zatytułowanym "Geneva", który jest znakomity i przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Gitarzysta obiecał też, że podzieli się z nami swoją tajemną wiedzą na temat urządzenia typu looper...
Kiedy usłyszeliśmy debiutancki album zespołu Russian Circles, wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Muzyka tria z Chicago kipi dynamiką i dramatyzmem, co sprawia, że nie można przejść obok niej obojętnie. Poza gitarzystą Mikiem Sullivanem zespół tworzą: Dave Turncrantz (perkusja) i Brian Cook (basista).
Zespół umiejętnie wpasował się w niszę, jaką jest muzyka instrumentalna, i bardzo dobrze odnalazł się w tak zwanym post rocku. Muzycy wypracowali swój własny styl z wyraźną narracyjną linią melodyczną. Za pomocą muzyki tworzą oni nowe przestrzenie - jest w niej odpowiednia doza łagodności, ale nie brakuje też mrocznego, wręcz metalowego brzmienia. Nie jest łatwo zaszufladkować ich twórczość, ale właśnie stylistyczna różnorodność jest wielkim atutem tego zespołu. To przede wszystkim zasługa gitarzysty Mike’a Sullivana, który na gitarze Gibson Les Paul Doublecut wyczarowuje zupełnie nowy świat. Artysta przyznaje się do inspiracji muzyką undergroundową takich formacji, jak Fugazi czy Shellac.
Właśnie ukazał się trzeci album grupy zatytułowany "Geneva". To jak na razie najlepsza płyta w dorobku grupy - tak jednogłośnie twierdzą zarówno fani, jak i krytycy. Zespół stworzył dzieło dojrzałe, ale też przepełnione emocjami. Ta siła emocji jest wszechogarniająca. Określenie "wielowymiarowa" nic tu nie da, a jeśli trzeba krótko opisać tę muzykę, można powiedzieć, że brzmi jak muzyka filmowa.
"Tym razem bardziej interesowały nas same aranżacje i nie zwracaliśmy szczególnej uwagi na grę techniczną" - mówi Sullivan. Rzeczywiście, na płycie można zauważyć odejście od stylu z poprzedniego albumu. Na poprzednich dwóch płytach dominował bowiem tapping i popisy gry technicznej, a teraz tworzenie nastroju i klimatu stało się dla muzyków celem nadrzędnym. "Nie był to z naszej strony świadomy zabieg, po prostu pozwoliliśmy naszej muzyce swobodnie ewoluować - wyjaśnia Mike. - Gra techniczna też sprawia nam sporą przyjemność, nie odcinamy się od tego stylu. Tutaj zależało nam jednak na tym, żeby między instrumentami panowała prawdziwa harmonia i żebyśmy się wzajemnie uzupełniali. W ten sposób każdy z nas miał więcej przestrzeni do swobodnej ekspresji".
Potrzeba rozwoju i chęć poszukiwania czegoś nowego sprawiły, że postanowiliście włączyć do kilku utworów instrumenty smyczkowe, a także trąbki...
Od dawna planowaliśmy umieszczenie na płycie instrumentów smyczkowych. Z wiolonczelistą i skrzypkiem spotkaliśmy się dużo wcześniej i dopracowaliśmy wszystkie aranżacje. Z trąbką sprawa miała się inaczej. Greg Norman, inżynier studia w Electrical Studio Steve’a Albiniego, gra na trąbce i na puzonie. Któregoś wieczoru po nagraniach wypiliśmy po kilka piw i zaczęliśmy się wygłupiać. Greg wziął trąbkę i próbował grać nasze utwory. Zostawiliśmy go w studiu na godzinę, a on w tym czasie wymyślił naprawdę ciekawe partie na trąbkę. Coś, co zaczęło się od zwykłego żartu, okazało się naprawdę fajnym pomysłem. Postanowiliśmy dograć te partie dosłownie w ostatniej chwili. Takie nagrywanie last minute (śmiech).
Tym razem nie przejmowaliście się za bardzo, czy dacie radę wiernie odtworzyć piosenki na koncercie?
Rzeczywiście, tym razem podczas prac nad trzecią płytą kompletnie się tym nie przejmowaliśmy. Daliśmy sobie znacznie więcej wolności, chcieliśmy mieć swobodę w dodawaniu większej ilości różnych elementów, jednak z drugiej strony jest nas tylko trzech, co nas nieco ogranicza. Postanowiliśmy dorzucać wszystko, co nam pasowało. Ale nic na siłę. Na tym etapie nie martwiliśmy się tym, czy będziemy to w stanie odtworzyć na żywo. Z pewnością niektóre utwory z nowej płyty będą brzmiały na żywo inaczej bez smyczków i innych dodatków, ale nie stracą znowu aż tak wiele ze swojego pierwotnego charakteru.
Utwory "Geneva", "Fathom" i "When The Mountain Comes To Muhammad" są wyjątkowo mroczne i przygnębiające. Co wpłynęło na nastrój tych kompozycji? Może zainspirowały was jakieś książki czy filmy?
Nie sądzę, żeby dało się wskazać konkretne źródło inspiracji. Te kawałki oddają to, co działo się wtedy z nami trzema. Nie mówię tu o naszych wzajemnych relacjach, ale raczej o tym, co działo się w życiu prywatnym każdego z nas. Większość materiału do tych utworów powstała w Wisconsin, gdzie Dave mieszkał przez jakiś czas. To bardzo odległe miejsce, a do tego była zima. Spędziliśmy tam dużo czasu sami i mogliśmy robić, co nam się tylko podobało. Myślę, że otoczenie miało na nas duży wpływ, ale też sporo przeszliśmy w ciągu poprzedniego półtora roku. To był dla nas bardzo intensywny czas. Lepiej, że daliśmy temu upust w utworach, niż gdybyśmy mieli wyżywać się na ludziach z naszego otoczenia.
Z kolei "Hexed All" to niezmiernie spokojny utwór, prawie walc. Czy ta kompozycja miała kilka wersji, czy od razu wyobrażaliście sobie ją w takiej aranżacji?
Początkowo był to utwór na gitarę klasyczną. W pewnym momencie, na etapie ćwiczeń, zaczęliśmy grać go trochę ostrzej, bardziej agresywnie. Nabrał bardziej złowieszczego klimatu. Brzmiało to dobrze, ale z drugiej strony utwór coś stracił, stał się mniej melancholijny, a bardziej rockowy. W końcu postanowiliśmy wrócić do prostszej, wolniejszej aranżacji. Pierwotnie nagraliśmy kilka wersji tego utworu. Na początku smyczki i gitara grały bardzo podobne partie, później pojawiła się solówka na gitarze, która nie powtarzała się, tylko ewoluowała i rozrastała się przez cały utwór. Tak to miało wyglądać. Potem jednak posłuchaliśmy obu wersji w studiu. Mieliśmy jedną wersję ze smyczkami, a drugą z gitarą. Ta druga brzmiała okropnie, była po prostu przeładowana. Za to wersja ze smyczkami była bardziej poruszająca i było w niej więcej przestrzeni. Wersja z solówkami na gitarę brzmiała dziwnie. Na albumie po tej kompozycji znajduje się utwór "Malko", w którym się bardzo dużo dzieje, dlatego lepszym pomysłem było dać przedtem coś lżejszego, by dać słuchaczom nieco odetchnąć.
Czy na tej płycie więcej eksperymentowaliście ze sprzętem?
Do każdego nagrania używaliśmy dwóch wzmacniaczy: urządzenia Sunn Model T Reissue i 100-watowej głowy Hiwatt, ale nie pamiętam dokładnie nazwy modelu. W zestawieniu z Sunn Model ten drugi brzmiał bardzo dobrze i nie tak bardzo mrocznie. Mieliśmy też wzmacniacz Fender Bronco, którego używaliśmy tylko do konkretnych brzmień w kilku fragmentach na płycie. Bardziej eksperymentowaliśmy z gitarami niż ze wzmacniaczami. Zwykle gram na Les Paulach z humbuckerami, ale na tej płycie można usłyszeć też Telecastera. Ta gitara wspaniale sprawdza się przy czystych partiach. Ma więcej charakteru, pozwala na grę pełną ekspresji. Ponadto posiada mniej dołu, co lepiej oddziela partię gitary od tego, co gra Brian. Podczas rejestracji różnych podejść używałem różnych gitar. Kiedy robiłem dogrywkę, sięgałem po inną gitarę, żeby uzyskać nowe brzmienie. Choć większość partii nagrałem na moim Les Paulu Ebony Custom, to tu i ówdzie pojawiły się też różne dziwne instrumenty, na przykład aluminiowa gitara Veleno Italian. Na tej gitarze nagrałem wejście do utworu "Fathom", które osadzone jest w niskich rejestrach - to wiosło sprawdziło się tu naprawdę dobrze. To gitara Steve’a Albiniego (gitarzysty i wokalisty w zespole Shellac), którą zostawił w studiu. Zresztą w studiu pełno było jego sprzętu, z którego mogliśmy swobodnie korzystać. A ja zdecydowałem się wypróbować tę gitarę, ponieważ jestem wielkim fanem Steve’a. Ten instrument ma genialne, przeszywające brzmienie z dużą zawartością środka, co wynika z jego konstrukcji. Chodziło mi właśnie o takie lekko irytujące, wwiercające się w uszy brzmienie - ono się świetnie sprawdza szczególnie w kontraście z gitarą, którą słychać później. Jak widać, uczę się też wykorzystywać "złe" brzmienia i sprawić, żeby działały na moją korzyść.
Te niskie, przeciągłe dźwięki na początku utworu "Fathom" tworzą rzeczywiście niesamowity klimat. Są proste, wręcz ascetyczne, ale dzięki nim utwór jest mroczny i niepokojący. Jest cięższy niż utwór niejednego zespołu metalowego...
Cieszy mnie, że tak to odbierasz. Sam słucham dużo ciężkiej, metalowej muzyki i zdecydowanie wolę efekt dysonansu niż coś, co jest jednoznacznie mocne i agresywne. Dysonans sprawia, że czujesz się niepewnie, że czujesz niepokój. Czasami właśnie taki klimat jest bardziej fascynujący i potrafi zrobić większe wrażenie na słuchaczu. Zresztą określenie "ciężka" (muzyka) to pojęcie względne.
"Enter" zostało nagrane w stroju DADGAD, ale teraz używacie nieco zmienionej wersji tego stroju, nieprawdaż?
Tak, strój ten jest bardzo podobny do DADGAD, z tym że wysokie i niskie D zostało opuszczone o pół tonu. Dobrze poczułem się z tą zmianą - czasami lubię wychodzić poza swoją strefę komfortu, bo to bardzo odświeża. Zmiana ta nastąpiła podczas naszego kolejnego spotkania w studiu, kiedy to postanowiliśmy, że nie będziemy zaczynać od przewidywalnych nut i że zrobimy coś innego, coś, co byłoby dla nas wyzwaniem. Zmieniliśmy więc trochę ten strój i nagraliśmy kilka utworów. W końcu okazało się, że musimy nagrać połowę piosenek, używając tego nowego stroju. Tak więc nagraliśmy trzy utwory na płytę "Station" i kilka utworów na płytę "Geneva".
Jakich przetworników ostatnio używasz?
Używam przetworników Bare Knuckle Miracle Mans i muszę przyznać, że sprawdzają się genialnie w głośniejszych, cięższych utworach. Dostałem je dosłownie tydzień przed nagraniem, można więc powiedzieć, że w ostatniej chwili. Po raz pierwszy miałem okazję wypróbować te przetworniki za sprawą mojego kolegi z firmy Scale Model Guitars. Do jednego nagrania użyłem jego gitary typu Telecaster, która była wyposażona właśnie w przetworniki Bare Knuckle. Byłem pod wrażeniem. Skontaktowałem się z Timem (z Bare Knuckle), z którym wymieniliśmy kilka e-maili. Muszę powiedzieć, że te przetworniki cieszą się w Stanach coraz większą popularnością.
Których kostek efektowych używasz? Delay to chyba twój ulubiony efekt...
Używałem kostki Electro-Harmonix Memory Man, która daje bardziej przeciągły, ciągnący się delay. Jeśli chcę uzyskać krótki, bardziej zwarty delay, to używam MXR Carbon Copy, którego sygnał wybrzmiewa bardzo szybko. Czasami używam też delaya Moogerfooger, bo Memory Man jest dość głośny i nie sprawdza się w spokojniejszych kompozycjach. Nagrywając z kolei utwór "Malko", sięgnąłem po efekt Boss DD-3 Digital Delay, dzięki czemu udało mi się uzyskać bardziej urywane i zwarte odbicia, do których efekt ten nadaje się wprost idealnie.
Używasz też przesteru, czy to prawda?
To ciekawe, ale przy nagraniu albumu "Geneva" używałem dużo mniej gainu niż przy poprzednich, jednak z jakichś przyczyn brzmi on lepiej i pełniej. Tym razem nagraliśmy mniej partii gitarowych, to znaczy nie było zbyt wielu dogrywek. Brandon Curtis, nasz producent, przyniósł do studia całą walizkę efektów, z których mogliśmy do woli korzystać. Z tego zestawu używałem efektu TS-9 Mod Plus Roberta Keeleya, czyli zmodyfikowanej wersji kostki Ibanez TS-9 Tube Screamer. Wcześniej nagrywałem, korzystając ze swojego efektu Fulltone Fulldrive 2, ale ostatecznie wybrałem TS-9, który bardziej przypadł mi do gustu, ponieważ dzięki niemu nuty wybrzmiewały lepiej. TS-9 stosowałem do łagodnego przesteru, natomiast do uzyskania mocniejszego posłużył mi efekt Fulltone OCD. Ten efekt to potęga. Czasami zamiast OCD używałem efektu Crowther Hotcake - po prostu mieliśmy dostęp do sporej liczby sprzętu, dlatego też chcieliśmy to i owo wypróbować.
Czy eksperymentowałeś jeszcze z jakimiś efektami przy nagraniu tej nowej płyty?
Ostatnio przeżywam fascynację efektem Fulltone Mini- -DejáVibe, który doskonale sprawdza się przy zapętlonych frazach. Dzięki temu efektowi można uzyskać wyższe, cieplejsze brzmienie o bogatym kolorycie, dlatego kolejna dodana pętla brzmi nieco inaczej, więc dzięki temu mogę w pewnym stopniu zróżnicować tonalnie poszczególne frazy. Jeśli chodzi o nowe zabawki, ten Fulltone jest zdecydowanie moim numerem jeden. Musiałem więc wykorzystać go na nowej płycie.
Na koncertach stosujesz rejestrator fraz (looper) do powielania partii gitarowych. Czy używanie tego efektu na koncercie wymaga jakichś szczególnych umiejętności?
Chociaż wstyd się do tego przyznać - nauczenie się na nowo naszych utworów nie jest łatwe. Jednak z drugiej strony, dzięki looperowi możemy obejść się bez drugiego gitarzysty. Nawet prosta partia gitarowa może być powtarzana przez kilka minut, a przecież większość gitarzystów oszalałaby, grając w kółko coś takiego (śmiech). To pomaga nam też słyszeć pewne rzeczy inaczej w kontekście całej kompozycji.
Opisując waszą muzykę, ludzie często używają terminu "muzyka filmowa". Czy mieliście kiedykolwiek propozycje wykorzystania waszych utworów w telewizji lub filmie?
Nasza muzyka często pojawiała się w telewizji. Jesteśmy jednak zespołem undergroundowym i nie lubimy show- -biznesu. Zdajemy sobie sprawę z tego, skąd te pieniądze pochodzą i gdzie idą. Ale jeśli to działanie pomoże promować naszą muzykę, to czemu nie? Sprzedaż płyt maleje, a udzielanie się w telewizji zapewnia nam dochód, który pozwala na rozwój zespołu. Jeśli tylko te pieniądze nie idą na finansowanie armii amerykańskiej, to nie mam nic przeciwko temu. Natomiast jeśli chodzi o filmy, nasza muzyka została wykorzystana między innymi w dokumentach o surfingu. Ostatnio w pewnym filmie pojawiło się kilka utworów z płyty "Station". I to jest bardzo ekscytujące!
Czyli w przyszłości rozważylibyście nagranie ścieżki dźwiękowej do filmu?
Z całą pewnością tak. Jest przecież wielu wspaniałych artystów, którzy piszą muzykę do filmu, a my sami często słuchamy muzyki filmowej. Może się starzeję i robię się nudny? Gusta moje i moich rodziców zaczynają się upodabniać (śmiech). To mnie trochę zaskakuje i nieco przeraża. Ale gdyby pojawił się na horyzoncie jakiś ciekawy projekt, to z przyjemnością byśmy się w niego zaangażowali. Uwielbiamy twórcze wyzwania, przecież po to działamy w zespole!
Jak poskromić rejestrator fraz (looper)? Oto rady Mike’a Sullivana:
1. NAJWAŻNIEJSZY JEST TIMING
Jeśli pętla jest opóźniona nawet o ułamek sekundy, a ty tego nie zauważysz, będziesz w poważnych tarapatach. Wyczuj dokładnie, w którym momencie skończyć, i zacznij od nowa.
2. POMYŚL O PERKUSIŚCIE
Pierwsza pętla nabija tempo. Dave używa monitorów do odsłuchu, a ja muszę mieć pewność, że moje pętle są wyraźne i czyste, dzięki czemu on się do nich dobrze dostosuje. Zła synchronizacja spowoduje, że perkusista będzie się mijał z pętlami, co - rzecz jasna - nie prowadzi do niczego dobrego. Czasami nie ma okazji, żeby to naprawić, i trzeba dalej grać, żeby błąd nie wyszedł na jaw. To nie jest dobre, ponieważ zakłócona zostaje płynność kompozycji. Czyli należy wrócić do punktu 1.
3. STARANNIE WYBIERZ SWÓJ EFEKT
Efekt przede wszystkim musi być wygodny w użyciu, łatwy w obsłudze i niezawodny. Ja sam wybierałem swój dość długo. Wypróbowałem wiele różnych kostek, ale przy niektórych nie wiadomo, kiedy dokładnie zaczynają i kończą nagrywanie pętli. W efekcie Akai Head Rush nie występują żadne przesunięcia - to urządzenie zaczyna nagrywać dokładnie w momencie włączenia.
4. ĆWICZ I JESZCZE RAZ ĆWICZ
Ten efekt nie jest łatwy w użyciu, a korzyści z niego wynikające nie są spektakularne. Mnie kosztowało dużo pracy samo wyczucie tempa. Ale jak już się raz go opanuje, to korzystanie z niego staje się czystą przyjemnością.
Rob Laing