Wywiady
Kirk Hammett

Z gitarzystą zespołu Metallica spotykamy się tuż po koncercie ‘Mick Fleetwood & Friends Peter Green Tribute’, by porozmawiać o niezwykłym Les Paulu zwanym ‘Greeny’, należącym do jego kolekcji…

2020-07-28

Magazyn Gitarzysta: W jaki sposób wszedłeś w posiadanie tego skarbu?

Kirk Hammett: Ekspert gitarowy Richard Henry jest moim wieloletnim przyjacielem i za jego pośrednictwem kupiłem już wiele instrumentów. Kiedy byłem w Londynie jakieś 5 czy 6 lat temu, zadzwoniłem do niego pytając: ‘Hej, Rich, masz coś ciekawego dla mnie?’. A on na to: ‘Tak, mam wiosło, które z pewnością chciałbyś zobaczyć. To Les Paul należący wcześniej do Gary’ego Moore’a i Petera Greena.’ ‘Wow! Moment, nie zamierzam płacić 2 milionów dolarów.’ – odpowiedziałem, bo takie plotki o cenie tego wiosła krążyły w branży. Na to Richard: ‘Spoko, Kirk. Nie wierz w fake-newsy, gitara ma całkiem rozsądną cenę.’ Pomyślałem więc, że nawet jeśli nic nie kupię, z pewnością nie będzie to zmarnowany wieczór – przynajmniej pogram sobie na fajnym LP z 1959 roku.

Tak więc 45 minut później do drzwi puka Rich i wręcza mi futerał z legendą. Podłączam do pieca, sprawdzam pickup pod mostkiem – brzmienie fajne, jasne, ale pełne, jest bardzo OK. Spektrum tonalne od wysokiego do niskiego pasma dobrze zbalansowane. Przełączam na przystawkę pod gryfem – ‘O kurcze, to brzmi świetnie’. Barwa była jak ze ‘Still Got The Blues’, rozpoznałem ją momentalnie. Potem ustawiam środkową pozycję switcha, zaczynam grać i… ‘Wszyscy święci!’ – spojrzałem na Richarda z otwartymi ustami i mówię: ‘Nie oddam ci już tej gitary!’.

Kirk Hammett kilka minut po tym jak wziął słynnego Gibsona do ręki. (fot. R. Henry)

Co takiego powaliło cię w tej konfiguracji pickupów?

Moją pierwszą myślą było: ‘To brzmi jak Strat na 100-watowym Marshallu’. Les Paule nie grają w ten sposób, szczególnie nie 59-tki. Moja szczęka momentalnie walnęła o podłogę. Sound nie przypominał mi niczego z czym kojarzyła mi się ta typowa barwa LP w przeciwfazie, ta z której słynie między innymi Jimmy Page. To było coś zupełnie innego – kompletnie oryginalny charakter.

Czasem ludzie czują takie rzeczy w trzewiach po wzięciu gitary do ręki…

W moim przypadku tak było, ale czułem to także w sercu i w głowie, a jeszcze bardziej w dłoniach. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że gitara miała swą własną aurę. Czułem to wyraźnie i niezaprzeczalnie. Nigdy wcześniej nie grałem na instrumencie z tak silnym ‘mojo’.

Czy kiedy bierzesz tego konkretnego LP do ręki, czujesz dodatkową inspirację?

Riffy same zeskakują ze strun na tej gitarze. Kiedy gram na wzmacniaczu Fendera cicho, ale na lekko przesterowanej barwie, niespodziewanie pojawia się piękna progresja akordów. Niezależnie od sytuacji i mojej woli, instrument sam wciąga mnie w nowe światy muzyczne. Gitara odpowiada na najdrobniejsze zmiany w sile ataku czy artykulacji. Niezwykły doprawdy instrument.

Z tyłu główki widać wymienione klucze oraz ślady po naprawach. (fot. R. Henry)

Oba pickupy mają na spodzie słynną naklejkę „Patent Applied For”. (fot. R. Henry)

Z jakimi wzmacniaczami i efektami dobrze dogaduje się Greeny?

Greeny uwielbia Tube Screamery i wzmacniacze Marshalla. Niedawno nagrywałem w studio Abbey Road i tam używałem Marshalla Bluesbreakera – dokładnie ten sam model z 1962, na którym grał Eric Clapton na płycie ‘Beano’. Greeny, Bluesbreaker, Pete Cornish Treble Boost i kabel – to wszystko czego było trzeba, żeby ukręcić genialne brzmienie. Czułem się jak w niebie. Są gitary potrafiące sprawić, że każdy wzmacniacz, w który je wepniesz, zabrzmi wspaniale. Greeny jest jedną z nich.

Czy pickupy w tej gitarze są jakieś niestandardowe?

Mają stosunkowo niski sygnał, w porównaniu do innych Les Pauli, na których grałem. Natomiast to co ciekawe, pickup pod gryfem ma sporo wyższy output niż ten pod mostkiem. Różnica jest naprawdę duża i myślę, że to jest część tajemnicy dlaczego połączenie pickupów brzmi tak dobrze. Ta barwa jest tak unikalna, że nadałem jej nawet nazwę: „Ton smoka”.

Jak ciężki jest Greeny?

Myślę, że waga jego jest przeciętna. Nie jest ani zbyt ciężki, ani zbyt lekki. Powiedziałbym, że na tle innych LP plasuje się gdzieś pośrodku.

Słynny gryfowy humbucker PAF z nieoryginalnym, szarym przewodem. (fot. R. Henry)

Schowek z potencjometrami zdradza liczne przeróbki na przestrzeni lat. Warto zwrócić uwagę na słynne kondensatory „pszczółki” oraz kolor lakieru, który w tym miejscu nie wyblakł.

Jakie wrażenia manualne masz z obcowania z tym instrumentem?

Zdecydowanie czuć, że na tej gitarze sporo grano. Gryf był dwukrotnie pęknięty i jest coś magicznego w sposobie, w jaki się postarzał. Drewno jest niezwykłe, a raczej to jak się zmieniło przez te wszystkie lata. Widać ile razy grano na podstrunnicy, czuć tam wgłębienia w miejscach, gdzie Gary Moore stawiał palce. Samo patrzenie na to jest dla mnie inspirujące.

Jaki wpływ na twój rozwój muzyczny miał Gary Moore?

Ogromy, bo jestem do dziś jego wielkim fanem. Pamiętam jak po raz pierwszy kupiłem jego płytę – miałem wtedy 16 lat, to było ‘Back On The Streets’. Oglądałem okładkę i myślałem o tym, jak dobrze wygląda ten gość z gitarą. Chciałem być muzykiem, tak jak on, a teraz mam dokładnie tę samą gitarę, na której grał Gary Moore. Życie w cudowny i metafizyczny sposób zatoczyło koło.

Grałeś na koncercie Mick Fleetwood & Friends Peter Green Tribute obok samych gwiazd. Opowiedz nam o tym doświadczeniu…

Było niesamowicie. Jak już mówiłem, życie zatoczyło koło i mogłem zagrać ‘The Green Manalishi’ na gitarze, która należała do Petera Greena. Ten kawałek był ze mną przez długi, długi czas. Wielką przyjemnością i przywilejem była możliwość zagrania z Mickiem Fleetwoodem i kilkoma innymi gośćmi, którzy rozumieją jak ważna dla muzyki była era Fleetwood Mac. Greeny sprawdził się znakomicie, a wszystkie barwy pasowały idealnie do kontekstu. Kiedy przyszła moja kolej na solówkę nie wiedziałem co zagram, ale rzuciłem się na głęboką wodę wiedząc, że z tym LP w dłoni i z Bluesbreakerem za plecami wszystko będzie OK. Było to transcendentalne przeżycie.

Kirk gra w London Palladium wraz z Billym Gibbonsem, Mickiem Fleetwood i słynnym LP ‘Greeny’!

Odwiedziłeś też Petera Greena w domu – jak było?

Był to oczywiście wielki zaszczyt, a Peter zachował się jak prawdziwy dżentelmen. Kiedy już przełamaliśmy pierwsze lody rozmowa potoczyła się sama. Gadaliśmy długo o gitarach i wędkowaniu. Co ciekawe nadal gra na gitarze i kolekcjonuje instrumenty. Pokazałem mu mój nowy nabytek – gitarę, której nie widział od bardzo dawna, bo Gary Moore przejął ją jeszcze w latach 70. Na początku stwierdził, że to nie jego wiosło, bo tamten LP miał więcej czerwonego barwnika w lakierze. Ale kiedy wziął ją do ręki, gitara sama mu powiedziała, że wróciła do domu.

Jesteś po prostu kolejnym właścicielem gitary, czy czujesz się bardziej jak kustosz?

Zdecydowanie jestem kustoszem, który opiekuje się muzycznym eksponatem należącym do ludzkości. Gitara ta zmieniła bieg historii muzyki i będzie nań wpływać nadal długo po moim odejściu z tego świata. Ona chce grać i chce być słyszana. Robię co w mojej mocy, aby nadal pojawiała się na koncertach i nagraniach. Jeśli ktokolwiek przyjdzie do mnie i spyta - ‘Czy mogę na niej zagrać?’ - nie będę odmawiał. Chcę się dzielić tą magią z innymi ludźmi. Ta gitara daje z siebie więcej niż jakikolwiek inny instrument na jakim miałem przyjemność w życiu zagrać. Na dodatek wydaje mi się, że z czasem jest coraz lepsza.

Oryginalny czerwony pigment wyblakł przez te kilka dekad, zmieniając się w rasowy „Lemon Burst”.

Jak myślisz, jaka przyszłość czeka Greeny’ego?

Większość instrumentów przeżywa swoich właścicieli, muzyków, opiekunów, kustoszy. Mam nadzieję, że ktokolwiek będzie ją miał po mnie – a na ten moment nie mam kompletnie żadnego pojęcia kto to mógłby być – nie zamknie jej w gablocie, a da jej grać dalej. Myślę, że ludzie zawsze będą chcieli ją oglądać i słuchać jak brzmi.