Ron "Bumblefoot" Thal
Już po raz drugi spotykamy się z Ronem Thalem, gitarzystą Guns N' Roses. Po raz kolejny okazało się, że popularny Bumblefoot jest bardzo przyjazny, wygadany i skory do dzielenia się swoimi przeżyciami muzycznymi.
Niedługo później okazało się, że firma robiła także gitary bezprogowe. Bardzo szybko więc zainteresowałem się i tym tematem. Poza tym okazało się, że oni chętnie wyprodukują dla mnie te wszystkie dziwne gitary, które ja chciałem zrobić dla siebie. Zrobili dla mnie gitarę o nazwie Flying Foot, której kształt wzorował się na zdjęciu z okładki mojego pierwszego albumu. Co ciekawe, za każdym razem kiedy użyłbym ruchomego mostka tremolo w tej gitarze z boków jej korpusu miały wychodzić skrzydła (śmiech)! W zeszłym roku do mojej kolekcji dołączyła dwugryfowa gitara. Jeden jej gryf wyposażony jest w progi, drugi natomiast jest bezprogowy. Od tego czasu każdy mój album nagrywam na gitarach Vigier. Zanim jednak trafiły one w moje ręce używałem przede wszystkim swojej gitary - "Szwajcarskiego Sera", na której nagrałem cały mój pierwszy album "The Adventures Of Bumblefoot", który wyszedł w 1995 roku.
Jedyną rzeczą jaką kiedykolwiek mógłbym zmienić w tym aspekcie jest część krzyczącego wokalu w kawałku "Q Fever". Mój głos był wówczas przemęczony od dużego natężenia koncertów w owym czasie i do końca nie udało mi się tej partii wokalnej nagrać tak jak bym sobie tego życzył. Niestety miałem pewien deadline, jeśli chodzi o ukończenie prac nad tym albumem i nie mogłem poczekać kilku dni aż moje gardło trochę wydobrzeje i będę mógł spróbować nagrać to jeszcze raz. Ale teraz w tej kwestii już się z tym pogodziłem. Jest to niedoskonałe, ale właśnie takie powinny być wszystkie albumy - powinny być "ludzkie", niedoskonałe jak żywa osoba. Oryginalnie album ten został wydany przez Shrapnel Records i oni także wydadzą go teraz ponownie. Pracowałem z nimi nad jego ponownym wypuszczeniem. Odświeżyłem szatę graficzną i dodałem dodatkowy utwór ze ścieżki dźwiękowej do gry komputerowej, który nagrałem na jej potrzeby w tamtym okresie.
Będę sprzedawał podpisane egzemplarze mojego wznowionego albumu poprzez stronę www.baldfreak.com - jest to oficjalna strona, poprzez którą można nabyć wszystkie produkty związane ze mną. Ponadto, każde 5 dolarów z podpisanego przeze mnie egzemplarza płyty zostanie przekazane na badania nad stwardnieniem rozsianym. Z okazji ponownego wydania mojego pierwszego albumu napisałem też książkę z transkrypcjami do niego. Zajęło mi to jakieś 6 miesięcy. Książka ma 200 stron. Jest w niej zawarty każdy szczegół mojej gry - nuty, tabulatury, ustawienie palców, metody gry i wiele innych pomocnych wskazówek. To także będzie do nabycia przez powyższą stronę internetową.
To było świetne doświadczenie dla uszu i świetne kiedy chciałem pograć z ludźmi, ponieważ przez takie ćwiczenia nauczyłem się wielu różnych kawałków. Kiedy przestałem brać lekcje, zacząłem kontynuować naukę gry na własną rękę. Starałem się znaleźć inne patenty, aspekty, które przekładały życie na muzykę. Starałem się znaleźć w jaki sposób muzyka, matematyka i emocje są ze sobą połączone. Napisałem wówczas nawet program na moim starym Commodore 64, który pozwalał pisać różnorodną muzykę (śmiech). Jak widać już wtedy miałem bzika na punkcie muzyki.
Kilka miesięcy później, kiedy podpisałem mój kontrakt ze Shrapnel Records, ten kawałek był dla mnie inspiracją do napisania całego konceptalbumu. Nazwałem więc go "The Adventures Of Bumblefoot", a otwierającym go kawałkiem stał się właśnie numer "Bumblefoot". Nazwy następnych numerów na tym krążku także oznaczają różne choroby zwierzęce. Jeśli zaś chodzi o szatę graficzną płyty, odtworzyłem obraz w mojej głowie, który pojawił się na samym początku tej całej historii - "latająca stopa", stwór w czarne i żółte paski, ze skrzydłami, żądłem i pięcioma palcami. Utworzyłem także inne postacie, które reprezentowały każdą z piosenek na tym albumie. Pojawiają się one w różnych miejscach załączonej do płyty książeczki. Nie był to dość normalny pomysł na krążek (śmiech). Kiedy mój kontrakt ze Shrapnel Records wygasł, założyłem własny zespół i nazwałem go "Bumblefoot". Muzyka, jaką wykonywaliśmy była hard rockowa, trochę metalowa, czasami trochę dziwna. Miała w sobie coś z Primusa czy Faith No More. Graliśmy koncerty i wydawaliśmy albumy, a ja byłem wokalistą, gitarą prowadząca, twórcą kawałków, ponadto zajmowałem się szata graficzną, nagrywaniem, promocją.
Wyglądało to więc w ten sposób, że tak naprawdę to ja byłem tym zespołem. I tak też postrzegali to ludzie z zewnątrz. Ja z kolei nie chciałem żeby to tak wyglądało, ale te wszystkie sprawy ktoś przecież musiał ogarnąć. A że nikt poza mną się jakoś do tego nie kwapił, musiałem sam robić to wszystko na raz. Coraz częściej słyszałem też ludzi wskazujących na mnie palcem mówiących "Bumblefoot, zgadza się?". To wszystko stało się dość naturalnie i pozwoliłem na to aby w ten sposób się to stało. Zostałem zaszufladkowany przez otoczenie, które, swoją drogą, nie odbiegało za bardzo od prawdy. Pamiętam jak w 2001 roku mówiłem Patrice’owi Vigierowi, że już czas bym zaczął siebie nazywać "Bumblefoot", czując, że jest w tym jakiś ukryty plan na moją przyszłość. Tak czy siak, jestem zadowolony z tego jak się rzeczy potoczyły w tej kwestii. Ale cały czas nastawiam się na więcej. Jeszcze nie przekazałem światu wystarczającej ilości mojej muzyki. Czuję wielką potrzebę na jeszcze więcej muzyki.
Krzysztof Kukawka