Wywiady
Łukasz Kurpiewski

Muzyk, kompozytor, instrumentalista. Człowiek, który używa gitary do stworzenia fascynujących utworów, ale one nie do końca są gitarowe. Jego solowy album „Masquerade” jest tego najlepszym dowodem…

Grzegorz Kabasa
2019-11-05

Grzegorz Kabasa: Na początek naszej rozmowy zadam standardowe pytanie. Skąd się wzięło twoje zainteresowanie gitarą?

Łukasz Kurpiewski: No tak, zacząłem trochę późno, bo w wieku siedemnastu lat, ale już wcześniej miałem do czynienia z muzyką. Od szóstego roku życia uczęszczałem do szkoły muzycznej do klasy fortepianu. A gitara? Zobaczyłem jakieś filmy w Internecie ze Stevem Vaiem i Joe Satrianim. To byli idole mojego taty. Stwierdziłem, że fajnie by było samemu spróbować. Ściągnąłem ze strychu jakąś starą gitarę, na której właśnie grał mój tata. To był instrument na licencji firmy Hohner. Gitara typ Strat, dwa single i humbucker, struny odpowiednio wysoko, ale jakoś dawałem radę. Zacząłem od gitary elektrycznej, etap akustyka pominąłem nieświadomie, chociaż ponoć lepiej od niej rozpocząć.

Jak dochodziłeś do swojej techniki, żmudne ćwiczenia, czy błyskotliwość talentu?

Lata spędzone w szkole muzycznej bardzo dużo mi pomogły. Po prostu wiedziałem jak ćwiczyć. Gdy byłem na początku drogi korzystałem też z książki i kasety autorstwa Leszka Cichońskiego. Z niej uczyłem się podstaw. Nigdy nie byłem zwolennikiem grania jakichś wprawek, gam, pasaży. To mnie nudziło. Normalnie, brałem na warsztat utwór, który mnie interesował na przykład właśnie Vaia czy Satrianiego i w uproszczonej wersji próbowałem je wykonać. Pomagały tabulatury, program Guitar Pro. Pewnie w tamtych czasach wielu tak zaczynało.

Cały czas byłeś samotnikiem, czy uczestniczyłeś w jakimś zespole?

Po przeprowadzce do Łodzi grałem w zespole, ale ta muzyka nie do końca mi odpowiadała. Następnie zaangażowałem się do grupy Inside. Graliśmy razem kilka lat. Jednak po pewnym czasie zorientowałem się, że jestem człowiekiem mało skłonnym do muzycznego kompromisu i opuściłem zespół. Chciałem iść swoją drogą, wybrałem kierunek solowy.

Utożsamiasz się muzycznie z jakimś znanym gitarzystą?

Obecnie mam więcej ulubionych perkusistów niż gitarzystów, ale kiedyś byli to z pewnością John Petrucci i Andy Timmons. Zresztą Andy do dziś robi na mnie wrażenie.

 

Twój epizod gitarowy to konkurs Solo Życia, jak go wspominasz?

Ta impreza to nie tylko miłe wspomnienie, ale przede wszystkim wielka nauka. Jeśli analizuję moje występy na przestrzeni lat 2009-2012 to widzę konkretny progres jeżeli chodzi o wykonawstwo, ogranie z innymi muzykami, luz sceniczny, więc to był bardzo ważny punkt mojego rozwoju muzycznego. Wtedy to była fajna szkoła, dziś to sentyment.

Zbliżamy się do początków okresu kompozytorskiego.

Zaczynałem od pisania jakichś riffów, solówek. Nagrywałem je w warunkach domowych. Z czasem opracowałem swój system pisania muzyki i rejestracji demo, tak aby wszystko się zgadzało. To jest taki kierunek, który obrałem już jakiś czas temu. To mnie najbardziej interesuje. Nie chodzi, aby pograć sobie na gitarze, aby dążyć do perfekcji technicznej. Wydaje mi się, że dziś gram słabiej niż w 2012 roku, ale jestem bardziej rozwinięty, bardziej świadomy w zakresie komponowania muzyki i właśnie o to mi chodzi. W jakimś sensie coraz mniej jestem gitarzystą, a coraz bardziej staję się muzykiem wykorzystującym gitarę jako narzędzie, element tworzenia kompozycji.

Nagrałeś płytę czy to twój debiut?

Jeżeli chodzi o całościowe wydawnictwo to album Masquerade jest moim artystycznym debiutem. Skomponowałem wszystkie utwory. Zaaranżowałem wszystkie partie instrumentów. Od perkusji, bas, gitary, instrumenty klawiszowe, aż po linie wokalne. Napisałem także wszystkie teksty. Jest to całkowicie solowy projekt gdyż ja jestem w pełni twórcą i kompozytorem. Muzycy, którzy w nim wzięli udział zgodzili się zagrać nuty, które sobie wymyśliłem. Partię perkusji wykonał Marcin Grzebieniowski. Na basie zagrał Paweł Pańta. Wokal to Adam Sypka. Ja nagrałem wszystkie gitary oraz instrumenty elektroniczne i tzw. przeszkadzajki. Ta elektronika powstała w komputerze przy pomocy komunikatów midi i różnych wirtualnych urządzeń. Na wielu płytach używa się gotowych sampli. Na przykład w kontekście perkusji. U mnie nie ma nic takiego, wszystko jest nagrane na żywo. Jedynie elektronikę zaprogramowałem nuta po nucie w komputerze.

Płyta mimo, że jest spójna stylistycznie mieni się dużą różnorodnością poszczególnych kompozycji, od utworów mocnych rockowych po dźwięki akustyczne balladowe.

Do końca nie zastanawiałem się nad tym, ale chyba można album określić jako rock progresywny. Nie jestem zwolennikiem szufladkowania dźwięków, więc jeżeli ktoś w tych utworach odkryje dla siebie coś innego, to nie mam nic przeciwko temu. To oznacza, że materiał jest uniwersalny.

Obserwując runek muzyczny w naszym kraju można odnieść wrażenie, że ta płyta umownie mówiąc „nie jest polska”. U nas takich albumów się nie nagrywa. Gdyby materiał powstał w Nowym Jorku, byłaby to normalna sprawa, ale w Polsce myślimy o dźwiękach inaczej. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?

Tak, słyszałem już kilka razy taki pogląd, że u nas nie ma takich płyt. Dla mnie po prostu jest to mega-dobra wiadomość, bo to znaczy, że udało się stworzyć coś unikalnego. To znaczy, że odnalazłem jakąś swoją drogę, że nie podążam tą samą ścieżką co wielu innych gitarzystów. Nie gram muzyki stricte gitarowej tylko robię coś co mieszka w mojej głowie i sercu. Dlatego według mnie ten materiał może być dla słuchacza ciekawy. Czy ta płyta jest niepolska ciężko mi się do tego ostatecznie odnieść.

Opowiedz jak powstawały utwory na ten album? Miałeś ustaloną metodę pracy?

Tutaj kompozycje powstawały bardzo różnie. Uważam, że jeżeli byłby jakiś jeden sposób, którego muzyk się trzyma, to bardzo łatwo można popaść w rutynę i wszystkie kompozycje staną się do siebie bardzo podobne. Ja nie mam jednego schematu pisania utworów. Czasami wszystko zaczyna się od riffu na gitarze, innym razem inspiracją staje się rytm perkusji. Pianino potrafi też być elementem początkowym. Natomiast dalszy etap czyli aranżowanie odbywa się już w komputerze. To jest dla mnie najprostsza metoda. Mimo, że znam nuty, ich pisanie zajęłoby mi bardzo dużo czasu więc używam programu Guitar Pro. Tam sobie wszystkie partie rozpisuję, tam już powstaje tak naprawdę aranż.

Gdy już powstanie aranżacja, poszczególne partie przedstawiasz muzykom i ćwiczycie efekt na próbach?

To było trochę inaczej. Przed nagraniem materiału my nie odbyliśmy ani jednej próby. Po stworzeniu aranżu, na komputerze dla uzyskania lepszego brzmienia w domowych warunkach nagrywam wszystkie instrumenty, gitary, bas, programuję perkusję i inne dźwięki. Nagrywam nawet własny wokal, zresztą bardzo słaby, ale chodzi o to, aby wokalista miał rozeznanie co do mojego pomysłu. I wtedy tak przygotowane demo pokazuję muzykowi. Oczywiście każdy z uczestników projektu ma jakieś swoje sugestie. Perkusista będzie chciał otrzymać do ćwiczenia ścieżki bębnów. Basista poprosi mnie o nuty i tak dalej. Każdy ma swoją metodę pracy nad materiałem i to jest fajne. Prób nie było. Wszystko robiliśmy na odległość. Spotykałem się parę razy z perkusistą w celu uzgodnienia niuansów. Basista nauczył się wszystkich kawałków i spotkaliśmy się już w studio. Nagrał całość od ręki, co mnie w ogóle nie zdziwiło. Z wokalistą było podobnie. Wysłałem mu melodie, teksty. On odesłał parę próbek swoich interpretacji. Porozumienie korespondencyjne. No i gdy był gotowy umówiliśmy się w studiu i poszło.

W twoich utworach pojawiają się różne nieparzyste rytmy. Nie ograniczasz się do powszechnego 4/4. Czyżby to zamiłowanie do muzyki latynoskiej?

Nie, myślę, że to efekt słuchania muzyki takich grup jak Dream Theater, King Crimson, Tool. W ich twórczości mamy często do czynienia z takimi połamanymi rytmami i to mi weszło w krew. Staram się nigdy nic nie robić na siłę. Jeżeli jakiś utwór dobrze brzmi w 4/4 czy w 3/4 to nie kombinuję na siłę, aby coś połamać. Natomiast bardzo często w sposób naturalny te riffy, te utwory wychodzą w nieparzystych rytmach. Tak już mam i bardzo to lubię. W końcu jestem wielkim fanem perkusji, mam ulubionych perkusistów. Gdybym miał się teraz uczyć od początku gry na jakimś nowym instrumencie, to byłaby to prawdopodobnie perkusja. Oczywiście gdybym miał na to czas. Te rytmy gdzieś we mnie siedzą i uważam, że dzięki temu moja muzyka jest ciekawa.

A co z tekstami, to też twoja twórczość?

Tak, ja napisałem wszystkie teksty. To mój absolutny debiut. Nigdy wcześniej tego nie robiłem. Myślałem wiele razy czy komuś tego nie zlecić, ale uważam , że jeśli ma być to moja solowa płyta, to źle bym się czuł gdyby ktoś inny je stworzył. Wolę, aby te teksty z punktu widzenia eksperta tekściarza były nie do końca profesjonalne, ale są moje i ja wiem o co mi chodzi w moich utworach, dlatego właśnie zdecydowałem się na taki ryzykowny krok.

Skoro tak, to zapytam o tematykę, o czym piszesz?

To bardzo różnie. Najczęściej inspirują mnie ludzie, których znam, bądź o których mam jakieś wyobrażenie, ich postawy życiowe, zachowania, przyzwyczajenia. Nie chcę tu opowiadać, o czym jest konkretny numer. Może ktoś rozpozna w nim siebie i się obrazi. Jest kawałek o mnie i o kilku innych osobach, ale oczywiście nie jest to powiedziane wprost.

Zaatakuję cię pytaniem, którego sam nie lubię, ale wielokrotnie się z nim spotkałem, więc chętnie poznam twoje zdanie na ten temat. Dlaczego piszesz po angielsku?

Wydaje mi się, że wiem dlaczego wielu decyduje się na taki krok. Chcą, aby ich twórczość wypłynęła za granicę. To jest dla mnie całkowicie zrozumiałe, sam miałem w głowie taką myśl. W końcu Internet to obecnie podstawowy rynek dla produkcji niezależnych. Innym powodem do śpiewania po angielsku, chyba dla mnie tym ważniejszym jest to, że ja niewiele słucham polskiej muzyki. Większość to są wykonawcy, albumy pochodzące ze Stanów Zjednoczonych albo Anglii i w związku z tym w sposób naturalny chociażbym próbował, to nie potrafię napisać tekstu po polsku. Poza tym wydaje mi się, że po angielsku moja muzyka lepiej brzmi. Może to jest właśnie kwestia przyzwyczajenia do muzyki anglosaskiej. Z polskimi tekstami nie jest mi po drodze. Nie umiem, nie potrafię, dziwnie by to dla mnie brzmiało.

 

Twoje kompozycje, to nie są piosenki dla modnych wokalistek. Są, można by powiedzieć, bardziej dojrzałe. Czasem dość skomplikowane, ale jednocześnie zdecydowanie melodyjne. Jak ci się udaje zachować równowagę między zaawansowaniem aranżacji a melodyjnością?

Sądzę, że to się dzieje w sposób naturalny. Ja sam lubię słuchać takiej muzyki. Zawsze sięgałem po artystów myślących podobnie. Nigdy nie słuchałem komercyjnych stacji radiowych. Nie interesowały mnie tak zwane przeboje. Zawsze szukałem czegoś więcej w muzyce i sam próbuje coś takiego bardziej zaawansowanego tworzyć. Nie lubię wciskać niczego na siłę. Oczywiście mógłbym w utworze napakować milion dźwięków, wymyślić jakieś popisówki, ale jeżeli piszę piosenkę i wychodzi, że nie ma sola, to stwierdzam, że tak ma być i nic na siłę tam nie upycham.

Opowiedz, w jaki sposób została zrealizowana płyta?

Nagrania zostały dokonane w studiu Sonar w Łodzi. Tam zarejestrowano wszystkie ślady, oprócz basu. Partię basu nagrano w Warszawie w Studiu Realizacji Myśli Twórczych. To było łatwiejsze logistycznie. Basista dobrze zna się z realizatorem i nadają na tych samych falach. To jest korzystne. Ja tam nie miałem za wiele do roboty. Nie zależało mi tak naprawdę, aby studio było jakoś wybitnie wyposażone. Chodziło o to aby człowiek, który będzie zajmował się realizacją nagrań czuł moje dźwięki, aby ten materiał mu się podobał. W tym wypadku był to Adam Potęga. Mastering został wykonany w CPhonic Studios w USA przez Kevina McNoldy.

Przejdźmy do techniki. Na jakich gitarach nagrywałeś?

Większość partii rytmicznych nagrywałem na Gibsonie Les Paul Custom reedycja z 1959 r., natomiast sola na PRS 513. Akustyk to Furch S25-CR. Dla uzyskania efektu gitary dwunastostrunowej dogrywałem dźwięki oktawę wyżej na przystawce piezo gitary Music Man model John Petrucci. Generalnie sygnał gitar elektrycznych był kierowany do Fractala Axe-FX Ultra i na kolumnę Atomic. Nagrywaliśmy jednocześnie przez mikrofon z Atomica i po linii z Fractala. Gitara akustyczna była rejestrowana standardowo mikrofonem pojemnościowym.

Czy masz jakieś plany koncertowe dotyczące projektu Masquerade?

Nie chciałbym czarować, że coś się z tym zadzieje jeśli chodzi o koncerty. Powiem szczerze, że ciężko by mi było to ogarnąć. Muzycy, którzy brali udział w nagraniu mieszkają w różnych miastach i logistyka podpowiada, że na koncerty musiałbym zorganizować nowy, inny skład. Dodatkowo obecnie skupiony jestem na swoich prywatnych sprawach i muzyka bardziej pełni rolę hobby. Na ten moment nie planuję żadnych koncertów z tą muzyką. Co nie oznacza, że popadłem w bezczynność. Planuje nagrać drugą płytę. Właściwie wszystkie kompozycje na kolejny album już są. Brakuje mi jeszcze tekstów i linii wokalnych, więc sytuacja jest zaawansowana. To mi sprawia najwięcej satysfakcji i to chcę robić. Koncerty oczywiście są na jakimś dalszym planie, ale nie mam na nie mega parcia. Nie udzielam się także w ramach innych muzycznych projektów, skupiam się na swojej muzyce.

Jako muzyk z doświadczeniem masz jakąś złotą myśl, która pomaga kształtowaniu muzycznej osobowości?

Nie czuję się w żaden sposób autorytetem, aby dawać komukolwiek jakieś rady. Muzyka w jakimś sensie jest nadal moim hobby, ale wydaje mi się, że bardzo istotne jest, aby szukać swojej drogi, nie oglądać się na to co robią inni. Przede wszystkim nie przywiązywać zbyt wielkiej wagi do oczekiwań. W moim przypadku wielu ludzi zwłaszcza po konkursie Solo Życia oczekiwało, że zacznę nagrywać płyty gitarowe, grać koncerty. Liczono, że będę komponował muzykę, w której gitara jest na pierwszym planie, gdzie cały utwór jest jedną wielką solówką. Wielkie zdziwienie gdy na koncercie z zespołem Inside zagrałem może jedną solówkę, ale mnie właśnie o to chodzi. Dlatego jeżeli mogę coś w ogóle radzić, to żeby młodzi gitarzyści robili po prostu to co lubią. Nie jestem zwolennikiem poglądu o zmierzchu ery muzyki gitarowej pod warunkiem, że muzycy będą nadal tworzyć jakieś ciekawe kompozycje, a nie klepać wtórne, odgrzewane kotlety.

Rozmawiał: Grzegorz Kabasa
Foto: Robert Grablewski