Randy Rhoads

Wywiady
2009-02-27
Randy Rhoads

Chociaż nie odważylibyśmy się powiedzieć tego prosto w twarz Zakkowi Wylde'owi, to stwierdzamy, że najbardziej uznanym gitarzystą grającym z Ozzym Osbournem był nieodżałowany Randy Rhoads.

W tym roku minęła dwudziesta szósta rocznica tragicznej śmierci Randy’ego Rhoadsa. Od tego momentu upłynęło tyle lat, ile trwało całe jego życie. Ale jego muzyka nie zginęła, a technika gry i podejście do instrumentu to elementy wciąż wyraźnie słyszalne w dokonaniach wielu znanych gitarzystów. Pozostała po nim także seria gitar firmy Jackson, a przede wszystkim wspaniałe riffy z takich utworów, jak choćby "Blizzard Of Ozz" czy "Diary Of A Madman". Wiele osób uważa, że był on najlepszym gitarzystą Ozzy’ego Osbourne’a.

Przypomnijmy okoliczności śmierci Randy’ego Rhoadsa. Stało się to we wczesnych godzinach rannych 19 marca 1982 w mieście Leesburg w stanie Floryda. Muzycy grupy Osbourne’a spali w autokarze, kiedy nagle obudził ich zgrzyt giętego metalu, dźwięk tłuczonego szkła i okropny huk. Samolot sterowany przez pilota będącego (jak się potem okazało) pod wpływem kokainy zahaczył skrzydłem o dach i spadł na stojący nieopodal dom mieszkalny. Autobus należał do Ozzy’ego Osbourne’a, natomiast na pokładzie samolotu znajdował się Randy Rhoads. "Byliśmy w szoku, płakaliśmy, krzyczeliśmy, nie wiedzieliśmy, co robić - tak wspomina te dramatyczne chwile żona Ozzy’ego, Sharon Osbourne. - Randy był wspaniałym, uroczym człowiekiem. Miał zaledwie dwadzieścia kilka lat". Większość osób zna okoliczności śmierci Randy’ego, ale warto dowiedzieć się czegoś na temat jego życia...

POCZĄTKI


Randy Rhoads przyszedł na świat 6 grudnia 1956 roku w Santa Monica. Zafascynowanie muzyką wzbudziła w nim jego matka, Delores Rhoads, która posiadała i prowadziła od 1949 roku "The Musonia School Of Music" w północnym Hollywood w Kalifornii. Tak więc Randy już we wczesnych latach 60. miał jedno marzenie: chciał zostać wirtuozem gitary. Mając niespełna siedem lat dostał swoją pierwszą gitarę, która należała do jego dziadka. Był to stary Gibson Army-Navy (klasyczna gitara akustyczna). Mieszkając w Kalifornii bez przerwy ćwiczył grę na swoim ulubionym instrumencie, co później - w jednym ze swoich pierwszych wywiadów - wspominał w ten sposób: "Grałem praktycznie cały czas i dosłownie nie potrafiłem ani na chwilę wypuścić gitary z rąk! Nie uczyłem się z płyt, bo nie miałem nawet adaptera. Nie brałem wtedy jeszcze żadnych lekcji, bo mi to nie odpowiadało, jednak jako nastolatek zdecydowałem się pójść na lekcje gitary klasycznej. Bardzo wiele się dzięki nim nauczyłem".

Rhoads był bardzo zdolny i ambitny. Już w wieku 14 lat założył ze swym starszym bratem zespół o nazwie Violet Fox (nazwa pochodzi od drugiego imienia jego matki, Violet). W tym czasie Rhoads grał głównie klasykę, folk i niekiedy pop. Jednakże gdy poszedł na koncert (1971) Alice’a Coopera, doszedł do wniosku, że chce zostać muzykiem rockowym. Mając ok. 17 lat Randy założył ze swym przyjacielem (Kelly Garni) zespół Quiet Riot. Jego matka zachęcała go, żeby sam zaczął udzielać lekcji. Tak też i zrobił: w ciągu dnia zajmował się nauczaniem, a wieczorami miał czas na próby ze swoim zespołem Quiet Riot. "Dawałem lekcje przez osiem godzin dziennie, sześć dni w tygodniu. Co pół godziny przychodził nowy uczeń - wspominał Randy. - Wieczorem miałem czas na próby i granie koncertów w Los Angeles".

WSPÓŁPRACA Z OZZYM


Był rok 1979, zespół Quiet Riot wydał kilka średnio ocenianych płyt i odniósł skromny sukces w Japonii, która kocha gitarowych wirtuozów. Niestety zespół zmierzał donikąd. Randy przyznał, że doskwiera mu rutyna i gra w formacji nie dawała mu okazji do dalszego rozwoju. Kiedy dowiedział się, że Ozzy Osbourne szuka gitarzysty, skorzystał z szansy i poszedł na przesłuchanie. Później przyznał, że nigdy nie był fanem muzyki Black Sabbath, a na przesłuchanie zorganizowane przez frontmana tego zespołu poszedł wyłącznie dlatego, że zarekomendował go Ozzy’emu basista zespołu Slaughter, Dana Strum. Powiedział też potem: "Miałem straszną tremę. Nigdy wcześniej nie byłem na poważnym przesłuchaniu".

Takiego przesłuchania z pewnością się nie spodziewał. Ozzy wspomina to tak: "Właśnie przyleciałem z Anglii, byłem niewyspany i, co tu dużo mówić, mocno wstawiony. Powiedziałem więc, żeby Randy zagrał cokolwiek". Rhoads był wtedy lekko zdezorientowany, co opisał słowami: "Nastroiłem gitarę i zagrałem kilka riffów. Ozzy zaś stwierdził, że jestem przyjęty. Nie zagrałem praktycznie nic, w zasadzie nie miałem okazji zaprezentować swoich możliwości... Może spodobała mu się moja osobowość? W przeciwieństwie do innych byłem raczej cichy i nieśmiały".

"Gra Randy’ego powaliła Ozzy’ego na kolana - wspomina Sharon Osbourne. - Był dla nas darem z niebios. Miły, zabawny i do tego genialny gitarzysta. Miał w sobie to coś. Był drobnej budowy, dosłownie jak Prince, a na głowie miał burzę blond włosów. Od początku świetnie dogadywał się z Ozzym. Był po prostu idealny".

 
Decyzja została podjęta. Rhoads i Osbourne mieli zająć się komponowaniem utworów, natomiast australijski basista Bob Daisley - pisaniem tekstów. Za bębnami zasiadał były perkusista Uriah Deep, Lee Kerslake. Zanim zespół zaczął pracę nad krążkiem "Blizzard Of Ozz" (1980), muzycy zdążyli lepiej się poznać. Randy Rhoads okazał się całkowitym przeciwieństwem Tony’ego Iommiego, z którym Ozzy współpracował w Black Sabbath. "Iommi nie miał do mnie cierpliwości i ciągle wywierał na mnie presję - powiedział Osbourne w 2005 roku. - Za to Randy dawał mi więcej czasu, żeby wszystko na spokojnie ułożyć sobie w głowie". W innym wywiadzie Ozzy przyznał: "Ja nawet nie umiem czytać nut, a on znał się na wszystkim. Kiedyś powiedział mi, że utwory metalowe są oparte na tonacji A-moll lub E-moll. Postanowił to zmienić, wprowadzając zasadę, że żaden nasz utwór nie będzie pisany w tej samej tonacji!".

WPŁYWY KLASYKI


Randy miał w sobie nieustanną ciekawość muzyki i wciąż się uczył. Podczas powstawania płyty "Blizzard Of Ozz" korzystał z pomocy gitarzystów klasycznych. "Randy wyjeżdżał na weekendy do Szkocji, Kornwalii i Walii, gdzie pobierał nauki u swoich mistrzów - wspomina Sharon. - Nigdy nie przestawał się uczyć". Nie podróżował na darmo. To, czego się nauczył, miało bezpośrednie przełożenie na jego muzykę, on obsesyjnie uczył się teorii gry na gitarze klasycznej. "Blizzard Of Ozz", który ukazał się w sierpniu 1980 roku, został uznany za album metalowy, jednak trzeba przyznać, że taka jednoznaczna kwalifikacja była sporym uproszczeniem. Mimo że kawałki, jak choćby "I Don’t Know", "Crazy Train" czy "Suicide Solution" idealnie pasowały do tego nurtu, to na krążku znalazły się także utwory w zupełnie innym stylu. Piąta kompozycja na płycie, zatytułowana "Dee", nawiązuje do kompozycji "Bourée" Bacha. Między metalowymi utworami "No Bone Movies" i "Steal Away (The Night)" znalazła się piosenka z całym bogactwem motywów klasycznych - "Revelation (Mother Earth)".

KONCERTY


Zaczęło się tournée zespołu promujące krążek "Blizzard Of Ozz" i Randy miał zmierzyć się z graniem koncertów na wielki scenach dla olbrzymich widowni. Wtedy jego gwiazda zaświeciła najjaśniej. Z gęstymi blond włosami, kalifornijską opalenizną i uzbrojony w Gibsona Flying V zdobionego w kropki - był po prostu skazany na sukces. Przyciągał wzrok od momentu, kiedy tylko pojawiał się na scenie. A co się działo, gdy zaczynał grać! Jego błyskotliwa technika, dojrzałe solówki, a także sztuczki z przełącznikiem przetworników były absolutnie rewolucyjne nawet jak na tamte czasy. "Randy miał ogromny talent. Jego geniusz polegał na tym, że był nie tylko perfekcyjnym instrumentalistą pod względem technicznym, ale potrafił też grać z niewyobrażalnym feelingiem i lekkością" - mówi Ozzy.

Sam Rhoads był człowiekiem skromnym i nigdy nie uważał się za genialnego gitarzystę. Na temat własnych możliwości wypowiadał się raczej z rezerwą: "Moją słabością jest brak pewności siebie - powiedział w jednym ze swych wywiadów. - Przed wyjściem na scenę naprawdę mam tremę. Za to moją mocną stroną jest ogromna determinacja. Chcę być coraz lepszy. Zresztą nie lubię być zanadto zadowolony z siebie".

Zespół był zachwycony wyczynami młodego gitarzysty. Płyta "Blizzard Of Ozz" robiła na listach przebojów zamieszanie niczym tornado. Ozzy coraz poważniej myślał o karierze solowej, a nad zespołem gromadziły się chmury. Mimo wszystko muzycy udali się do Ridge Farm Studios w Monmouth, żeby nagrać kolejny album "Diary Of A Madman" (1981). Siłą napędową w studiu był znowu Rhoads, który starał się kontrolować cały proces, podczas gdy wszyscy naokoło "byli cały czas pijani", jak wspomina Sharon...

ODWRÓT


"Diary Of A Madman" był kolejnym strzałem w dziesiątkę i kolejnym dowodem na geniusz Randy’ego. Zaczynała się nowa trasa koncertowa (to ta, podczas której w Iowa Osbourne odgryzł głowę nietoperzowi...), ale Randy Rhoads nie był już w nią tak bardzo zaangażowany. Sharon wspomina: "Podczas każdej przerwy w koncertowaniu Randy brał do ręki książkę telefoniczną i szukał nauczyciela gry na gitarze klasycznej. Podobno mówił Ozzy’emu, że chce zerwać z rock and rollem i wrócić do szkoły muzycznej".

Rhoads potwierdził to w wywiadzie z 1981 roku: "Ozzy’ego interesuje tylko metal. Ludzie nie mają szansy naprawdę poznać mojej gry. Dlatego postanowiłem, że chcę znowu zgłębiać tajniki gry na gitarze klasycznej. Kiedyś cały czas uczyłem się i dawałem też lekcje. Teraz staram się skupić całą swą energię na tym, żeby uciec od niszczącego sukcesu i na powrót stać się muzykiem".

ZA CO PODZIWIALI RANDY'EGO?

 

ZAKK WYLDE

Co sprawia, że Randy był wyjątkowy? Jego gra! Można mieć superciuchy i gitarę w kropki, ale jak się nie umie grać, to żadne akcesoria nie pomogą.

TOM MORELLO

Gdy ćwiczyłem po osiem godzin dziennie, to gapiłem się na plakat z jego podobizną. Zaangażowanie Randy’ego w grę było wręcz niesłychane - zaowocowało kaskadą metalowych dźwięków i mistrzowskimi solówkami, które spadły na nas jak wiosenny deszcz.

DAVE BAKSH

Randy był jednym z ostatnich gitarzystów z gatunku tych, którzy grali prawdziwe solówki, a nie popisywali się szybką grą. W jego solówkach był prawdziwy feeling.

JOEL STROETZEL

Utwór "Revelation" po prostu powalił mnie na kolana. Ciągle przewijałem kasetę, żeby posłuchać go jeszcze raz. Słychać w nim wyraźnie inspirację muzyką klasyczną.

DARON MALAKIAN

Tak jak Van Halen, Randy był prawdziwą osobowością - potrafił grać perfekcyjnie i z prawdziwym uczuciem.

Henry Yates