Metalowi wojownicy z Trivium, pod koniec ubiegłego roku powrócili ze swoją ósmą płytą zatytułowaną „The Sin And The Sentence”. O szczegółach związanych z najniższymi dźwiękami na tym wydawnictwie opowiedział nam basista zespołu…
„Dobre, ciężkie granie wciąż działa na mnie terapeutycznie… oczywiście chodzi mi o właściwy ciężar. I tu pojawia się pytanie, na które każdy musi sobie odpowiedzieć sam; jaka jest twoja wersja ciężkiego grania?”
Wydawało nam się, że Gregoletto, muzyk o bardzo łagodnym usposobieniu, bardzo szybko skończy rozmowę o ciężkim graniu i przejdzie do innych tematów. Kiedy się spotkaliśmy, grupa Trivium kończyła właśnie trasę po Ameryce Północnej i powoli przygotowywała się do promocji „The Sin And The Sentence” w Wielkiej Brytanii. Okazało się, że apetyt basisty na metal jest nie do zaspokojenia. Granie na złamanie karku, przyspieszanie i „dociążanie” to jego jedyny sposób na życie. „Od zawsze było tak, że najbardziej ciągnęło mnie do tych zespołów, które miały w dupie jakiekolwiek muzyczne dogmaty i podążały we własnym kierunku” – wyjaśnia muzyk – „Nigdy nie przestałem słuchać ciężkiej muzy. Kiedy raz zaczniesz, takie brzmienia pochłaniają cię bezpowrotnie.”
Zacznijmy od krótkiej lekcji historii. W 2005 roku Trivium, wydając płytę „Ascendency”, przypieczętował nadany przez media tytuł jednej z ikon pokolenia Nowej Fali Amerykańskiego Heavy Metalu. Kapelę z miejsca okrzyknięto wtedy następcami Metalliki co było naprawdę dużym wyróżnieniem dla chłopaków, którzy w tamtym czasie nie mogli jeszcze nawet legalnie kupić piwa w Stanach Zjednoczonych! Na szczęście Paolo Gregoletto, Matt Heafy, Corey Beaulieu i Alex Bent nie ugięli się pod ciężarem presji. Metalowa scena otrzymała w kolejnych latach naprawdę solidną dawkę ciężkiego grania. Trivium umiejętnie łączyli estetykę Iron Maiden z melodyjnym, ekstremalnym graniem i właśnie ten styl pozwolił im zaistnieć w świecie metalu. Duży udział miał w tym właśnie Paolo Gregoletto, którego technika gry trzema palcami porównywana była do tego co na swoim basie wyczynia Alex Webster z Cannibal Corpse.
Jak się okazuje, nawet posiadacz palców, które potrafią przekroczyć prędkość dźwięku, korzysta czasami z kostki: „Od zawsze grałem na basie palcami. Tak zaczynałem i uczyłem się przez kolejne lata. „Ascendancy” było pierwszą i jak do tej pory jedyną płytą na której używałem kostki. W tamtych czasach, żeby grać szybko używałem tylko dwóch palców ale cały czas ćwiczyłem już granie trzema. Teraz, po tych wszystkich latach prób, technika ta nie sprawia mi już żadnych problemów. Nie jestem jednak muzycznym faszystą, który uznaje tylko jeden sposób grania na basie. Czasami sięgam po kostkę ale prawda jest taka, że granie palcami jest dla mnie znacznie bardziej komfortowe.”
„Uwielbiam szybkie granie ale pewne szczegóły muszą zostać odpowiednio dopracowane. Żeby opanować do perfekcji określone riffy, zwalniam, dokładnie uczę się stawiać kolejne dźwięki i dopiero wtedy, powoli przyspieszam. Dzięki temu, kiedy kolejnego dnia biorę się za daną zagrywkę już w pełnym tempie, wszystko przychodzi mi znacznie łatwiej. Partie basu to nie tylko głębia i prędkość. Dźwięki muszą być zagrane czysto z odpowiednimi akcentami. To właśnie dzięki temu, w całym miksie bas potrafi podbić niektóre partie. To właśnie kocham najbardziej w grze na tym instrumencie!” „Każdy dźwięk ma znaczenie. Szczególnie ważne jest to w jaki sposób wydobywamy je spod palców na gryfie. W różnych pozycjach, na różnych progach, te same dźwięki potrafią lepiej lub gorzej odnajdywać się w finalnym miksie. To w jaki sposób je gram wpływa później na całościowe brzmienie. Oczywiście wszystko to o czym mówię wymaga ogromnych nakładów ćwiczeń. Każdy musi samodzielnie wypracować odpowiednią technikę grania. Ale kiedy w końcu uda się to opanować, nikt nam już tego nie odbierze!”
Kiedy twoja technika gry przypomina ekstremalny crossfit dla palców, nie ma taryf ulgowych. Zapytaliśmy Paolo w jaki sposób ćwiczy i jak przygotowuje się do kolejnych koncertów kiedy Trivium jest w trasie. „Najważniejsza sprawa to odpowiednia rozgrzewka prawej ręki. Koncerty zaczynamy zazwyczaj od wyjątkowo szybkich numerów więc od samego początku muszę być gotowy na ekstremalne tempo” – wyjaśnia basista – „Kiedy jestem już na scenie, staram się kontrolować intensywność z jaką gram. Zawsze próbuję ocenić jak mocno powinienem akcentować poszczególne dźwięki, żeby nie przedobrzyć. Muszę też pilnować swojej kondycji. Ostatnia trasa jaką graliśmy po Stanach była niezwykle intensywna i wyczerpująca od strony fizycznej. Przed koncertami mierzyliśmy swoje tętno i wykonywaliśmy odpowiednie serie ćwiczeń, np. na skakance. Takie rzeczy bardzo dobrze wpływają na jakość naszych występów. Z koncertami jest trochę jak ze sportem: kiedy serce zaczyna bić szybciej, zaczynasz zachowywać się inaczej niż normalnie i podejmujesz inne decyzje. Rozgrzewka pomaga przyzwyczaić się do ekstremalnego tempa na scenie i dzięki niej, pierwszy numer jaki wykonujemy, nie jest już takim szokiem.”
Ostatnia płyta Trivium „The Sin And The Sentence” spotkała się z bardzo dobrym odbiorem. Materiał łączył w sobie wszystko to za co fani pokochali zespół lata temu. Rola Gregoletto w powstawaniu nowego materiału była nieprzeceniona. Wydaje się, że piosenki znacznie łatwiej pisze się wokalistom lub gitarzystom. Bas w zespole nie dostarcza nam aż tylu melodii. Zapytaliśmy Paolo jak znajduje balans pomiędzy rolą songwrittera i basisty. „W utworze „The Revenchist” skupiałem się przede wszystkim na mojej partii basu zanim powstała jakakolwiek inna część tego numeru!” – śmieje się muzyk – „Gdy tylko wymyśliłem kilka pierwszych riffów, wiedziałem, że ten kawałek został stworzony do grania na żywo. Dla takich utworów najważniejszy jest groove. Nasz perkusista Alex doskonale się w nim odnalazł. Nieskromnie przyznam, że jestem bardzo zadowolony z tej linii basu. W środku numeru umieściliśmy riff, który przełamuje nieco konwencję całego kawałka. To bardzo w naszym stylu i ten fragment gra mi się najlepiej. Kiedy komponowaliśmy piosenki na ten album, na tym zależało mi najbardziej: granie określonych riffów miało dawać mi radość.”
„Równie dobrze czuję się w ‘The Wretchedness Inside’” – dodaje Paolo – „Uwielbiam te momenty kiedy bas zostaje sam a inne instrumenty na chwilę się zatrzymują. To pozwala zbudować odpowiednie napięcie. Myślisz, że wszystkie instrumenty zamilkną a jednak przez chwilę dzieje się coś innego, co w finale prowadzi do jeszcze cięższego uderzenia w kolejnej części utworu. Te momenty są zawsze najlepsze podczas grania na żywo!”
Niedługo po wydanym w 2015 roku „Silence In The Snow”, Gregoletto przerzucił się z basu firmy BC Rich na sprzęt od Warwicka. Było to o tyle zaskakujące, że przez ponad dekadę, znakiem rozpoznawczym basisty Trivium był model Mockingbird a w późniejszych latach, charakterystyczny Warlock sygnowany nazwiskiem Paolo. Warwick Corvette na którego przerzucił się basista to znacznie łagodniejszy instrument, przynajmniej jeśli chodzi o stronę wizualną. Spytaliśmy muzyka dlaczego zdecydował się na tak dużą zmianę.
„Po prostu czułem, że to dobry czas na coś nowego” – wyjaśnia Gregoletto – „Połączyliśmy siły z Warwickiem już pod koniec nagrań do „Silence In The Snow”. BC Rich towarzyszył mi przez dziesięć lat więc szukając czegoś nowego, musiałem zrobić odpowiedni research. Sprawdziłem kilka różnych film ale to właśnie Warwick od początku wyróżniał się na tle konkurentów. Wiedziałem, że ich basy są niesamowite ale zachwycili mnie również swoim gościnnym nastawieniem. To bardzo ważna kwestia jeśli chodzi o współpracę z producentami sprzętu. Co do instrumentów, nie mam żadnych zastrzeżeń. Gra na basach Warwicka sprawia mi ogromną frajdę. To bardzo wygodne wiosła. W moim modelu wykorzystano gryf z drewna wenge, które charakteryzuje się ekstremalną twardością. Będę potrzebował sporo czasu, żeby go uszkodzić.” – śmieje się Paolo. „Kiedy rozpocząłem współpracę z Warwickiem, miałem przyjemność odwiedzić ich fabrykę. Wyjaśnili mi wtedy, że przed zamknięciem drewna w specjalnych suszarkach, jest ono suszone na powietrzu przez rok lub dwa. Dzięki takim zabiegom, ich instrumenty pozbawione są jakiejkolwiek wilgoci. Zapewnia to najlepszą trwałość a nie muszę chyba tłumaczyć na jakie zniszczenia narażone są gitary podczas trasy koncertowej…”
Trwałość to jedno ale najważniejsza sprawa to przecież brzmienie. Zapytaliśmy Paolo jak pod tym kątem sprawuje się jego Corvette. „Uwielbiam wgryzać się w miks naszych nagrań i występów na żywo. Pod tym kątem Warwick daje mi ogromne możliwości. Te instrumenty dostrajają się do własnej przestrzeni. Bardzo dobrze odnajduję się ze swoim brzmieniem pomiędzy perkusją i gitarami. Sprawdza się to szczególnie dobrze podczas występów na żywo. W czasie koncertów bardzo dobrze słyszę kiedy bas dobrze miksuje się z resztą instrumentów. Nie znoszę kiedy realizator skupia się tylko na bębnach i gitarach elektrycznych a bas brzmi jak pierdnięcie, które brzęczy sobie gdzieś poza wszystkim. Dobrze zmiksowane brzmienie basu sprawia, że słuchacze od razu lepiej odbierają cały koncert.”
Wiedzieliśmy, że Metallica, prędzej czy później, przewinie się w naszej rozmowie z Gregoletto. Czym byłaby rozmowa z basistą Trivium bez tego elementu?! Dla fanów muzyki metalowej, którzy swoje pierwsze muzyczne kroki stawiali w latach 90, „Load” i „Reload” były jak biblia. Wiedzieliśmy jak wielki wpływ na młodego Gregoletto miał Jason Newstad, który towarzyszył Metallice od 1986 do 2001 roku. Zapytaliśmy więc o jego ulubioną linię basu muzyka, który dołączył do kalifornijskiej grupy po śmierci Cliffa Burtona. „Postawiłbym chyba na ‘King Nothing’. To naprawdę dobry kawałek. Jeśli dobrze pamiętam, to właśnie od niego rozpoczęła się moja przygoda z Metallicą. Miałem to szczęście, że był to bardzo ciekawy okres w ich karierze. Bas bardzo wyraźnie odznaczał się w miksach, szczególnie na nagraniach z ‘Load’. Pozwoliło mi to zrozumieć, jak świetne brzmienie basu może ukształtować cały zespół. To było jak objawienie: ‘Wow! Można robić muzykę w ten sposób?! To niesamowite!’. Według mnie, nie było w tamtym czasie drugiego zespołu, który brzmiałby tak dobrze. Zainspirowało mnie to zarówno pod kątem gry na basie ale i ogólnie jeśli chodzi o muzykę metalową. Drugie miejsce na pewno przyznałbym ‘Peace Sells’ Megadeth. Ten numer usłyszałem jednak dużo później.”
Na swoją trasę po Wielkiej Brytanii a później po Europie, chłopaki z Trivium zabrali takie zespoły jak Code Orange, Power Trip i Venom Prison. Kapele pojawiły się na przeszło 30 koncertach grupy. Paolo zwraca uwagę na to jak ważne jest wspieranie kolegów po fachu w metalowym światku. „Odkrycie świeżej krwi, która potrafi porządnie przywalić, było jednym z naszych głównych celów na tej trasie. W miarę możliwości, chcieliśmy zabrać ze sobą zespoły, których muzykę warto promować. Myślę, że takie działania to bardzo ważna część Trivium. Z czasem, kiedy nasza muzyka stawała się coraz bardziej popularna i dołączali do nas kolejni fani, musieliśmy zadać sobie pytanie o to, jak w inny sposób niż poprzez granie, możemy przyczynić się do rozwoju metalowej społeczności. Chcieliśmy poszerzać horyzonty i odkrywać nową muzykę. Nie chciałbym żebyśmy kiedykolwiek przestali troszczyć się o takie rzeczy. To bardzo ważne, żeby wspierać młode zespoły, które robią dobrą robotę. Wpływa to pozytywnie nie tylko na całą metalową scenę ale sprawia, że sami stajemy się lepsi.”
To bardzo szlachetne ale czy Gregoletto nie boi się o to, że świeża krew może wygryźć Trivium z interesu? „Chłopaki często grają ciężej od nas, więc faktycznie nie możemy odpuszczać” – śmieje się muzyk – „Mamy jednak całą masę dobrych piosenek w naszym dorobku i kolejne na horyzoncie. Niesamowicie cieszę się z tego w jakim miejscu jesteśmy z Trivium jako zespół. Z takimi płytami jak ‘The Sin And The Sentence’ możemy spać spokojnie.”