Wywiady
Arkadiusz „Lodzia” Grochowski (Ereles, Kabanos)

Nasz rozmówca, znany dotąd z gry w stołecznym ni to kabaretowym, ni poważnym zespole Kabanos, skrywa drugie, znacznie dojrzalsze oblicze nie związane z ciężkim graniem.

Grzegorz Pindor
2018-05-22

Arek „Lodzia” Grochowski, skrzyknął dwóch podobnie myślących kolegów, którzy pod szyldem Ereles nie boją się otwarcie mówić o emocjach ubranych w pop rockowy sznyt. Efektem prac w studio jest debiutancki album „Krok Odwagi”. Jak się okazuje z pewnością nie ostatni.

Grzegorz Pindor: O debiucie Ereles rozmawialiśmy kilka tygodni przed premierą i, przynajmniej w tamtej rozmowie, byłeś dość tajemniczy i nie chciałeś, aby postrzegano zespół przez pryzmat tego, co robicie w Kabanosie. Na twoje (nie)szczęście, są to na tyle dwa różne światy, aby nie stawiać tych zespołów obok siebie. A przynajmniej nie w kontekście… miłości. Od początku planowałeś taki osobisty materiał?

Arek „Lodzia” Grochowski: Z pewnością od samego początku chciałem uciec z muzyki rozrywkowej, tej "żartobliwej" jaką gramy w Kabanosie. Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, chcieliśmy aby Ereles również był gdzieś indziej. To zupełnie inny biegun. Inne brzmienie, bardziej melodyjne, sporo w tym post grungowego klimatu. Jeśli chodzi o teksty, sam nie wiedziałem na początku jak to wyjdzie, bo to moje pierwsze doświadczenie w tej roli. Wiele rzeczy, które napisałem dotyka mnie osobiście lub jest obserwacją ludzi, którzy mnie otaczają. Ale znalazły się tu również historie wyimaginowane.

Żarty Twojego macierzystego zespołu śmieszą kolejne pokolenie odbiorców. Pamiętam jak zaczynaliście i wtedy nic nie wskazywało na to, że staniecie się głównie ulubieńcami juwenaliowej publiczności. Ciężka praca przyniosła sukces. Ereles to nowe wyzwania, czy raczej próba wyjścia do ludzi z tym, co zawsze grało Ci w duszy?

Ereles jest całkowicie inną kapelą niż Kabanos, dlatego też jest to dla nas zupełnie nowe wyzwanie i jednocześnie ciężka praca, aby ten zespół porządnie pchnąć do przodu i zdobyć mocny, solidny fundament w postaci wiernych fanów. Na szczęście mamy wielką wiarę w ten zespół i angażujemy się w niego na 100%. Zdajemy sobie sprawę, że wielu fanów już polubiło Ereles, dlatego że jesteśmy jednocześnie muzykami Kabanosa. Potrzebujemy jednak docierać dalej, do wielu nowych odbiorców, choćby poprzez dużą aktywność koncertową. Nie ukrywam, że gdzieś w środku zawsze marzyłem o projekcie cechującym się innym charakterem niż Kabanos, więc cieszę się, że jednocześnie mogę z Fonsem i Wicią zaprezentować to co nam grało w duszy od długiego już czasu.

 

Nie sądziłem, że jesteś taki wrażliwy. Nie odbierz tego źle, ale w części tych piosenek słychać pewną nieśmiałość, może nawet niewinność. Łagodniejsze brzmienie i cała paleta uczuć, o których śpiewasz uwypukliły „niemęską”, mniej rock’n’rollową twarz?

Spoko, w końcu jestem Lodzia, więc damskie imię zobowiązuje (śmiech). Tak serio, to owszem, chciałem pokazać w Ereles innego siebie. Wrażliwca, który śpiewa, a nie drze ryja. Na tym albumie próżno szukać growlu, czy jakiś pisków, krzyków. Chciałem dotykać tematów związków, miłości, osób nam bliskich. Również jeśli chodzi o brzmienie, to specjalnie dla tego projektu zainwestowałem w Telecastera, aby brzmienie było łagodniejsze, choć nie pozbawione "pazura". Poza tym jestem fanem takich polskich wokalistów jak Robert Gawliński czy Artur Rojek. Jeśli słyszysz tą wrażliwość i emocje, to jestem szczęśliwy, bo udało nam się osiągnąć cel.

Słyszę i widzę prawdziwy „Krok Odwagi". Tytuł albumu nawiązuje do całej idei jaka przyświeca zespołowi, czy ma drugie dno?

Cała płyta to "Krok Odwagi", dlatego słusznie zauważyłeś, że tytuł nawiązuje do tej idei. Najciekawsze jest jednak to, że nawet gdy mieliśmy już gotowe wszystkie numery i teksty na płytę, to nie wiedzieliśmy za cholerę, jak ją nazwać (śmiech). Któregoś dnia spojrzałem w teksty i pomyślałem, że "Krok Odwagi" będzie ok, ponieważ jest taki utwór na płycie, jest to coś nowego dla nas, album jest krokiem do przodu, poszerza nasze artystyczne horyzonty i jest to pewnego rodzaju skok na głęboką wodę. Stąd też oprawa graficzna to morze, woda. Okładka bookletu to odciski stóp, kierujących się w stronę morza. To wejście w głęboką wodę. Obyśmy tylko potrafili utrzymać się na powierzchni i nie utonąć.

Koncerty m.in. z Kabanosem pokazują, że w tych piętnastu piosenkach jest wystarczająco dużo rocka i nośności, aby pokazać się przed znacznie bardziej zbuntowaną publiką. Nie zjada was trema?

No powiem Ci, że na pierwszych koncertach byłem naprawdę zestresowany. Niby obycie sceniczne mamy wszyscy, grając przez wiele lat w Kabanosie, jednak wyjście na scenę jako Ereles budziło w nas ogromną tremę. Przez cały czas zastanawiałem się jak wypadnę na żywo z moim wokalem. Na szczęście mamy bardzo wyrozumiałą publiczność. Moim zdaniem odbiór był za każdym razem bardzo ciepły i grało nam się świetnie. Po koncercie wiele osób mówiło nam, że jest w nas super energia i nasze kawałki brzmią 100 razy lepiej na żywo niż z płyty (śmiech). Podobno nawet mój wokal lepiej się sprawdza na żywo. Nie ukrywam, że w występy koncertowe dodaję trochę więcej drive'u do mojego wokalu, również w gitarze dodaję trochę więcej przesteru, aby osiągnąć większe uderzenie i lepszą energię.

Właśnie miałem zapytać, czy Ereles, na płycie bliższe pop rockowi, przeistacza się w koncertową bestię. Mówiłeś, że podoba Ci się to co robi Artur Rojek czy Robert Gawliński, oni tez zarówno wokalnie jak i brzmieniowo starają się grać z większą mocą. Ale ani jeden ani drugi nie ma w zanadrzu jednej dość specyficznej broni. Twoim asem jest dykcja. Trochę nienaturalna, może nawet ograniczająca głos. Czytelny przekaz jest ważniejszy niż ekwilibrystyka?

No tak, płyta płytą, ale na koncercie musi być cios! Co do mojej dykcji to naprawdę dzieje się to naturalnie i nie mam za bardzo nad tym kontroli. Jeden recenzent naszej płyty fajnie porównał mnie do Panasewicza. Napisał, że od czasów Lady Pank nie słyszał takiej dykcji (śmiech). Kiedy nagrywaliśmy mój wokal, chcieliśmy aby był on lekko z przodu w miksie w stosunku do reszty instrumentów. Zależało nam na tym, aby odbiorca słyszał dobrze, co chcę przekazać.

Po raz pierwszy w pełni przejąłeś mikrofon, wychodząc przy okazji z cienia Zenka. Wszystkie linie melodyczne i aranże to Twoja sprawka, czy radziłeś się kolegi?

Wszystkie linie wokalne były moim pomysłem. Na początku, gdy nie miałem jeszcze napisanego tekstu, śpiewałem pseudo angielskim lub na zasadzie "la la la la" . Budowałem linie i aranżowałem w głowie. Potem pisałem tekst. Na koniec, już w studio, przez cały czas byłem pod czujnym okiem i uchem Fonsa, który czasem prosił mnie o lekką modyfikację w tekście lub delikatną zmianę intonacji. Również przez cały czas powstawania albumu, chodziłem na lekcje śpiewu, które bardzo mi pomogły. Od razu po założeniu Ereles, zapisałem się na zajęcia z emisji głosu.

Studio to kolejny temat, który ma bliski związek z Ereles. Pracowaliście we własnym zaciszu. To zaś jest mieczem obosiecznym, bo daje komfort i … chyba nieco rozleniwia i rozmywa perspektywę. Macie aż piętnaście piosenek, często dość skrajnie od siebie różnych. Kiedy i który z Was powiedział pas? Przypominam, że w materiałach promocyjnych podkreślasz dość kolektywny sposób pracy (śmiech).

Bardzo się cieszę, że wszystko nagraliśmy w studio Demontażownia, należącym do Fonsa, basisty Ereles. Moglibyśmy skończyć debiutancki materiał dużo szybciej, jednak jesienna trasa z Kabanosem trochę nas stopowała w działaniu. Dodatkowo kilka innych kapel miało już zaklepane terminy w studio, co dodatkowo nas ograniczało i ostatecznie realizacja nagrań przeciągnęła się od maja do listopada 2017. W naszym przypadku, nie było więc lenistwa. Zdawaliśmy sobie sprawę, że przed nami prawdziwy longplay do nagrania i trzeba mocno się spiąć. Byliśmy tak zajarani tym projektem, że niemal na każdej próbie pojawiały się pomysły na nowe utwory. Nie pamiętam dokładnie, kto powiedział pas, jednak faktycznie, po 15 numerze mieliśmy jeszcze kilka nowych szkieletów i musieliśmy sami siebie stopować i zostawić sobie coś na kolejną płytę.

Materiałem szybko zainteresowało się Antyradio. Gdyby nie dość sprawny marketing Twojej żony i zainteresowanie słuchaczy nie osiągnęlibyście takiego sukcesu.

Do Antyradio uderzyliśmy sami jeszcze przed wydaniem płyty i bardzo chcieliśmy zdobyć ich patronat medialny. Nasze utwory im się spodobały i udało się dogadać. Zaowocowało to m.in. występem na żywo w MakakArt/Makakofonia oraz umieszczeniem naszego utworu "Prawo łaski" na liście TurboTop. Raz nawet udało się zdobyć pierwsze miejsce. Niebawem kolejny nasz utwór trafi do propozycji na listę. Moja żona, która objęła funkcję menadżera, działa prężnie i jestem z niej bardzo dumny.

Porozmawiajmy przez chwilę na temat warstwy instrumentalnej. Granie we trójkę wymusiło u was uproszczenie kompozycji, budowanie ich wokół wokalu, aniżeli mocnych rockowych brzmień. To jest w pełni zamierzony efekt, czy nie wykluczacie dodania drugiej gitary w przyszłości?

Od początku chcieliśmy, by było to trio. Kiedy razem z Fonsem zająłem się w studio robieniem lekkiej elektroniki, w postaci klawiszy, padów i sampli do utworów, pojawił się pomysł by może ktoś wspomagał nas dodatkowo na koncertach na klawiszu lub jako druga gitara. Ostatecznie jednak na żywo używamy loopów, więc cała elektronika leci z kompa i sprawdza się to bardzo dobrze. Nigdy nie mówię nigdy, może ktoś do nas jeszcze kiedyś dołączy.

 

Gitarowo odchodzicie od popisów z Kabanosa. W macierzystym zespole liczy się puls, groove, post-grunge’owe echa i ciężar, który w połączeniu z charyzmą Zenka pokochało tysiące studentów w całej Polsce. W Ereles mniejsze znaczenie ma riff, w większym stopniu liczy się przestrzeń w utworach i dynamika. Ten schemat doskonale ilustruje „Wypowiedzenie”. Zresztą, to był pierwszy utwór jaki usłyszałem z płyty i od raz nakreślił mi z czym będę mieć do czynienia.

Tak to prawda. W Kabanosie bywają utwory prostsze jak "Klocki", oparte na czterech akordach, jak również bardziej skomplikowane, gitarowe połamańce, szybkie i w nurcie metalowym. Ereles cechuje się naciskiem na melodie, nośne refreny. Ponieważ gram na gitarze i jednocześnie śpiewam, nie jestem w stanie podczas śpiewu równocześnie wygrywać bardzo skomplikowanych partii gitarowych. Są jednak na płycie zaskoczenia, w postaci mocniejszych riffów, np. w "Promienieje" czy "Wypadku". Jakby dla równowagi pojawia się trochę progresywna "Podróż" w rytmie na 3/4, a jako wisienkę na torcie umieściliśmy jedyny na krążku utwór akustyczny, "Szansa dla siebie".

 

Jakiego sprzętu użyłeś w trakcie sesji do nagrań płyty?

Wszystkie partie gitary elektrycznej nagrałem na Fenderze Telecasterze. Elektroakustyk to Tanglewood TW28 CSN CE LH. Używam wzmacniacza Marshall JCM 2000 TSL 100, a brzmienie wzbogacałem dodatkowo efektami z mojego pedalboarda, m.in. Whammy 5. W nagraniach używałem także e-bow. Super sprawa, robi fajny klimat.

Jak ma się to do tego czego używasz w Kabanosie?

W Kabanosie używam innej gitary. Tam gram na Epiphone Les Paul Standard, więc generalnie jest to "gibsonowe" brzmienie. W tej gitarze są dwa humbuckery, więc brzmienie jest cięższe. W Ereles od początku chciałem uzyskać coś lżejszego, stąd Telecaster. Jest jaśniejszy i ma piękny clean. Wzmacniacza używam tego samego, choć na trochę innych ustawieniach. Jeśli chodzi o wszelakie efekty modulacyjne to w Kabanosie nie używam czegoś takiego jak delay, reverb czy whammy. To wszystko jest zaś w Ereles.

Na koniec chciałbym zadać trochę podchwytliwe pytanie. Skoro już dokonaliście tego „coming outu”, pokazując znacznie lżejsze oblicze, jaki będzie następny krok? Troska o to, aby zespół w ogóle się utrzymał, czy dalsza eksploracja pop-rockowego terytorium i czekanie na swoją szansę? Potrafiłbyś wtedy zrezygnować z Kabanosa?

Ereles traktuję jak moje dziecko. Nie ukrywam, że emocjonalnie jestem z nim bardziej związany. Cały charakter tego zespołu, jego klimat, jest mi bliższy i jest to ten kierunek, o którym zawsze marzyłem. Jestem dumny, że udało nam się urzeczywistnić ten cel. Kabanos nadal mam w sercu. To kawał mojego życia i wiele mnie nauczyło granie w tym zespole. Nie chcę z niego rezygnować. Tym bardziej, że na koncertach mam więcej swobody, nie śpiewam, mogę sobie swobodnie poskakać po całej scenie i wylać więcej ekspresji. Wiem, że jestem w stanie połączyć jedno z drugim. Jeśli chodzi o przyszłość Ereles, to sam jeszcze nie wiem w jakim kierunku pójdziemy. Jest to nasze wspólne dzieło i wszystko tworzy się podczas prób. Pewnie w wakacje zaczniemy pracę nad nowymi pomysłami. Póki co, ogarniamy już trasę jesienną i chcemy zagrać trochę koncertów w różnych miastach w Polsce.