Bill Clements to basista jedyny w swoim rodzaju. Swój niepowtarzalny styl gry na basie wypracował po tragicznym wypadku, w którym stracił rękę. To żywy dowód na to, że nawet najczarniejsze scenariusze mogą skończyć się dobrze.
Legenda jazzowej perkusji, Art Blakey, powiedział kiedyś: „Jazz ściera z nas kurz codzienności”. Bill Clements to żywy przykład tego, że muzyka naprawdę posiada tajemną moc i światło, które może wyprowadzić nas z najciemniejszych odmętów życia.
Po bas sięgnął w wieku 13 lat i już wtedy potrafił zwrócić na siebie uwagę niepowtarzalnym stylem gry. Niestety, wydarzenia z 1989 roku raz na zawsze odmieniły jego życie kiedy podczas pracy w fabryce doszło do wypadku, który razem z prawą ręką odebrał mu nadzieję na muzyczną karierę. Tak stwierdziłaby większość ludzi. Jak to? Basista bez ręki? Przecież to nonsens. Nie w przypadku Clementsa. Artysta nie odpuścił i ze zdwojoną siłą rozpoczął walkę o siebie i swoją karierę. „Myślę, że w takiej sytuacji, większość osób poddałaby się i przestała walczyć o swoje marzenia” – mówi Clements – „W moim przypadku, bas był sposobem na to, żeby nie oszaleć z powodu tego, co się stało. Już wtedy traktowałem grę na instrumencie bardzo poważnie. Po wypadku jeszcze bardziej skupiłem się na ćwiczeniach. Pomagały mi odciągnąć uwagę od bólu, który tak naprawdę nigdy nie przeminął. Dzień w dzień ćwiczyłem po osiem godzin i to dało efekty.”
„Po wypadku wypracowałem styl, który łączył w sobie coś z pogranicza Marka Kinga i Geddy’ego Lee” – kontynuuje Bill – „Ludziom podobało się to jak gram. Czuli, że mam ‘to coś’, a dla mnie było to niezwykle nobilitujące. W takiej sytuacji nie mogłem się poddać. Musiałem cały czas walczyć o swoje. Lekarze powtarzali, że nie mam najmniejszych szans, żeby w zaistniałej sytuacji wiązać swoją przyszłość z muzyką. To chyba dodatkowo motywowało mnie do ciężkiej pracy. Chciałem im pokazać jak bardzo się mylą. Przez pierwszych kilka lat po wypadku, dzień w dzień ćwiczyłem grę lewą ręką. Nuta po nucie szedłem po swoje. Nie było dla mnie ważne, że taki styl gry jest mało ‘muzyczny’. Ja po prostu musiałem grać i to było najważniejsze.”
Clements przepracował tysiące godzin, żeby do mistrzostwa opanować swoją nową technikę grania na basie. Nie szukał sposobu na to, żeby za pomocą jednej ręki odtworzyć to co można zrobić dwiema. Wręcz przeciwnie. Jego technika opierała się na lekkim i precyzyjnym tappingu, który stał się jego znakiem rozpoznawczym.
„Ludzie, którzy znajdują się w takiej sytuacji jak ja, bardzo często przeceniają rolę mięśni w swojej technice gry” – opowiada nam Bill – „Myślą, że moje ręce muszą być niezwykle silne skoro potrafię grać takie rzeczy. To poniekąd prawda ale kluczem do sukcesu jest wytrzymałość, którą zdobyłem dzięki regularnym ćwiczeniom po siedem godzin dziennie. To stąd bierze się prawdziwa siła. Każde miejsce na gryfie charakteryzuje się innym napięciem i odległością od mostka. Na każdym progu instrument zachowuje się nieco inaczej i w niektórych miejscach użycie siły niekoniecznie daje dobre wyniki. Kiedy już znajdziesz te newralgiczne punkty, zaczynasz rozumieć swój instrument i przestajesz napinać mięśnie. Każde miejsce na gryfie ma swoją własną osobowość a ty musisz poznać charakter wszystkich dźwięków, co do jednego.”
Spotkanie z muzyką Clementsa to dla wielu słuchaczy niesamowite przeżycie. Potwierdził to Stevie Wonder, kiedy ścieżki obu muzyków spotkały się na targach NAMM w 2012 roku. „Przechadzał się targowymi alejkami, razem ze swoją rodziną i ochroniarzami” – wspomina Bill – „Kiedy usłyszał jak gram, od razu kazał swoim ludziom namierzyć skąd pochodzi muzyka. Koniecznie chciał sprawdzić z kim ma do czynienia. Co zabawne, jego ludzie nie mieli pojęcia, że gram jedną ręką, dopóki do mnie nie podeszli. Stevie zapytał mnie jak to robię, bo nie był w stanie wyobrazić sobie tego jak działa moja technika gry na instrumencie. Stał tam i przez dłuższą chwilę słuchał jak gram. Później uścisnął moją dłoń, ja rzuciłem kilka komplementów typowych dla spotkania mistrza z wielkim fanem, po czym Stevie poszedł załatwiać swoje sprawy.”
W zeszłym roku, Clements brał udział w kampanii promocyjnej Paraolimpiady. Film zatytułowany „We’re The Superhumans” („Jesteśmy nadludźmi”) zdobył Grand Prix na festiwalu w Cannes. Kiedy następnym razem wejdziecie na YouTube, koniecznie obejrzyjcie ten 3-minutowy film, gdzie muzyk mierzy się z utworem „Yes I Can”, który oryginalnie wykonywał Sammy Davis Jr. Tylko tyle wystarczy, żeby zrozumieć na czym polega fenomen Clementsa.
„Musisz wiedzieć kim jesteś jako basista i jaki jest twój cel. Jeśli tego zabraknie, będziesz jak statek bez steru. Każdy muzyk powinien wiedzieć co gra w jego sercu. Nie staram się być najlepszym biznesmenem na świecie. Nie zależy mi też na tym, żeby robić nie wiadomo jak angażujące show. Po prostu staram się być najlepszą z możliwych wersją Billa Clementsa.”