Terminal
Zespół Terminal powstał w 2005 roku. Muzyka jaką chcieli tworzyć miała być wypadkową fascynacji i preferencji każdego z członków i tym samym obejmować szerokie spektrum stylistyk. Fuzja gatunków jaką zrodził ten koncept jest fascynującą mieszanką elementów r’n’b, jazzu, niekiedy popu, lecz ponad wszystko jej nurtem przewodnim pozostaje metal i mocne brzmienie.
Po przeniesieniu się na naszą wioskę mieliśmy rok czy dwa na ogranie i doszlifowanie utworów. Dopiero wtedy wszystkie aranżacje nabrały ostatecznego wyglądu. Podczas postprodukcji utwory zabrzmiały tak jak na płycie. Podsumowując, był to długi proces - od powstania szkiców do stanu obecnego.
To dało nam komfort i możliwość skoncentrowania się głównie na warstwie wokalnej, próbowania wielu możliwości i sprawdzania, co sprawdzi się lepiej. Życzę każdemu zespołowi, który nagrywa, takiego komfortu jaki mieliśmy my, albowiem ważne jest to dla każdej płyty, ażeby można było nad nią posiedzieć w studiu nie patrząc tylko na zegarek. Pośpiech zabija każdy dźwięk.
Z bajerów to nic wielkiego, ale przypomina mi się jedna historia. Na koncertach używam megafonu i chcieliśmy ten sam patent wykorzystać w studiu. Pech chciał, że ten megafon nam się niestety rozwalił - zwyczajnie upadł, ale coś mi podpowiadało, żeby go jeszcze sprawdzić. Za którymś razem megafon odpalił, lecz zaczął dziwnie sprzęgać. Postanowiliśmy wykorzystać to na płycie. Nagrałem wokale przez to i stwierdziliśmy, że to się sprawdza. Z ciekawostek dodam jeszcze, że cały mikrofon obstawiliśmy piankami.
Akurat u nas wyglądało to w ten sposób, że Virgilowi udało się dotrzeć do naszego studia, ponieważ znajdował się akurat na trasie we Włoszech. Przyleciał do Berlina, skąd my go odebraliśmy i przyjechał na trzy, cztery dni, które spędził z nami. Na początku wydawało nam się to oczywiście nieosiągalne, ale jak się okazało, było to w rzeczywistości bardzo realne. Jesteśmy z tego bardzo dumni i zadowoleni. Obcowanie z takim muzykiem jest naprawdę czymś dużym i czujemy się wyróżnieni.
Realizacja trwała od godziny 22, czyli od momentu, w którym skończyło się Jezioro Łabędzie, do momentu wejścia pierwszych muzyków na scenę o godzinie 8 rano. Było to zatem spore wydarzenie, bo dopiero od 22 zaczęliśmy montować światła. Dzięki temu nie było przestojów, a tylko wytężona praca.
Każdy koncert jest dla nas wielkim świętem. Pewnie, każdemu pisarzowi czy malarzowi jest miło, jeżeli jego książka czy obraz są czytane i oglądane i tak samo nam jest bardzo miło, jeżeli ludzie nas słuchają. Będziemy starać się o to, aby dotrzeć do jak największego grona odbiorców.
Marcin Kamiński
przy udziale G. Żurka i M. Kubickiego