Wywiady
Frank Gambale

Frank Gambale to niekwestionowany mistrz sweep-pickingu, wielki innowator, wizjoner, który miał ogromny wpływ na młodszych gitarzystów.

Adam Fulara
2017-12-22

Frank Gambale to jeden z ostatnich „starych mistrzów”. Piotr Koszałka – laureat konkursu Solo Życia – podzielił się na w portalu społecznościowym na stronie Gitarzysty swoją refleksją o „nowych i starych mistrzach”, gdzie „starzy” byli kreatorami: Vai, Metheny, Scofield, Holdsworth, Pass, Gambale i stu innych – tworzyli swoje muzyczne światy na tyle od siebie odległe, że było niemożliwym, aby dowolny z nich zagrał jak inny

Dziś mamy do czynienia z pewną „unifikacją”, nowi mistrzowie zdecydowanie rzadziej tworzą takie odrębne światy, o ile w ogóle można tak powiedzieć, a jeśli mamy dwóch bardzo dobrych technicznie muzyków, jeden bez problemu po krótkim treningu skopiuje frazy drugiego i vice versa. Ci młodzi mistrzowie są dziś względnie popularni, ale jak stwierdził w dyskusji Piotr – skazani w przeciwieństwie do starych mistrzów – na zapomnienie. Starzy mistrzowie powoli odchodzą: Pass, Hall, ostatnio Holdsworth, a młodzi nie wypełniają tej luki. 

Frank Gambale to niekwestionowany mistrz sweep-pickingu, wielki innowator, wizjoner, który miał ogromny wpływ na młodszych gitarzystów (w tym wielu młodych mistrzów gitary). Sam sweep-picking jest dziś dość popularny. To co odróżnia muzykę Gambale to myślenie o tej technice w sposób całościowy – jako o głównej technice gry na instrumencie. Do tej pory, po upływie kilkudziesięciu lat jego kariery, nie spotkałem innego muzyka, który w taki metodyczny sposób potraktowałby sweep-picking.

Gambale zaczął grać tą techniką w różnej agogice (wg pierwotnego znaczenia tego słowa): tj. triolami, szesnastkami, sekstolami itp., w różnym frazowaniu (głównie jazzowa synkopowana fraza z wyprzedzeniem jednej nuty tak, że „raz” wypada na drugą nutę sweepu), ogrywał tą techniką harmonię jak przystało na wytrawnego jazzmana i stworzył bardzo wyrafinowany „oszczędny” sposób posługiwania się kostką, bo sweepy można robić na kilka różnych sposobów. Dodatkowo łączy on tę technikę ze standardowym kostkowaniem, potrafi grać typowe jazzowe chromatyczne frazy szesnastkowe okraszając je z rzadka bluesową nutą. Wśród innych muzyków to postać kontrowersyjna: jedni go kochają, inni krytykują. Można lubić jego muzykę oraz gitarową wirtuozerię lub nie, ale jego wkład w dorobek muzyczny ludzkości i rozwój gitary jest niezaprzeczalny.

Jego błyskotliwa kariera zawiera zarówno kilkanaście autorskich płyt, jak i równie ważne płyty nagrane przez Chick Corea Electric Band, z którym niedawno koncertował we Wrocławiu, a także Vital Information i w trio GHS (Gambale-Hamm- -Smith), Jean Luc Pontym oraz innych zespołach, gdzie nie tylko był sidemanem ale często pełnił rolę podobną do leadera. Dla gitarzystów zapewne dość istotna jest płyta „Truth In Shredding” nagrana z Allanem Holdsworthem.

Frank Gambale to muzyk wykształcony i elokwentny – ukończył G.I.T. (Guitar Institute of Technology w Hollywood), i to z wyróżnieniem, a potem został tam na krótko wykładowcą. Połączenie pomysłowości, innowacyjności z muzyczną elokwencją i ciężką pracą to mieszanka wybuchowa. Często w przypadku shredu sprawność techniczna nie idzie w parze ze słuchem, umiejętnością ogrywania konkretnych składników akordowych, albo pływającego frazowania. Te defekty Franka w ogóle nie dotyczą. Szybko wyłowiony przez Mike Varneya, a potem też przez Chicka Coreę i firmę Ibanez, rozpoczął błyskotliwą karierę, która trwa nieprzerwanie do dziś.

Frank Gambale stosuje głównie przesterowaną barwę gitary – co sprawia, że jego nagrania klasyfikowane są jako styl fusion, ale używa on też m.in. gitary hollow-body i akustycznej – dzięki temu mamy unikalną okazję przekonania się jak brzmi bardzo dobrze zrobiona technika speed-pickingu akustycznie. Sporo eksperymentował zarówno ze strojeniem gitary – nie tylko z jej przestrajaniem, ale np. z krętymi progami w gitarze Yamaha AES-FG. To niespokojny duch kreatywności, dzięki temu na kolejnych płytach odkrywamy kolejne odsłony nietypowego brzmienia gitary – od skomplikowanych kompozycji fusion, stosowania nieparzystych i zmiennych podziałów metrycznych po zwykłe, nieskomplikowane wokalne piosenki. Od dużych, wielowymiarowych projektów z rozbudowanym instrumentarium, po płyty nagrane w trio. Dobrym podsumowaniem jego twórczości niech będą słowa Horacego „Exegi monumentum aere perennius” („Stawiłem sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu”).

Moją przygodę z muzyką Franka rozpocząłem we wczesnych latach 90, gdy nie było jeszcze Internetu, przeczytałem rekomendację w podręczniku ś.p. Wojciecha Seweryna, po której zdobyłem jakimś okrężnym kanałem z zagranicy kasetę „Thunder From Down Under”, a potem nagrania z Allanem Holdsworthem. Z późniejszych nagrań bardzo polubiłem nagrania Franka Gambale w trio, ale cała jego twórczość jest warta uwagi.

Adam Fulara: Jesteś znany ze swojego stylu, czyli mistrzostwa w posługiwaniu się techniką sweep-pickingu. Co sprawiło, że zacząłeś grać w ten sposób na gitarze? To był przypadek, czy świadomy wybór?

Frank Gambale: Sweep picking to technika, którą zacząłem projektować bardzo wcześnie, jeszcze jako nastolatek. Była dla mnie bardzo logiczna – kostkowanie w ten sposób tj. jednym pociągnięciem przy zmianie strun na sąsiednie wydawało mi się lepsze, niż kostkowanie naprzemienne. Do dziś bardzo lubię wszelkiego rodzaju logikę w muzyce, co często podkreślam. Mając trzynaście lat byłem już dobrym gitarzystą, ale zawsze męczyło mnie ćwiczenie naprzemiennego kostkowania zwłaszcza w szybkich przebiegach. Postanowiłem wtedy rozwijać ten nowy styl kostkowania. Wielką rolę w rozwijaniu tej techniki odegrał fakt, że chciałem grać frazy jazzowych pianistów i saksofonistów. To był cel przyświecający mi przy projektowaniu techniki sweep picking i właściwy powód jej rozwijania.

Poświęcałeś specjalnie czas na projektowanie sweep pickingu, czy po prostu grałeś i przy okazji rozwijałeś tę technikę gdy akurat potrzebowałeś z niej skorzystać?

Opracowałem specjalną metodologię poświęconą technice sweep pickingu, to coś więcej niż zwykły techniczny trick. Jako pierwszy na świecie opublikowałem książkę z filmem instruktażowym poświęconą wyłącznie tej technice i jako pierwszy użyłem jej jako główną technikę gry na instrumencie. Pokazałem też, że można tej techniki używać metodycznie wynosząc ją na zupełnie inny, bardzo wysoki i trudny do osiągnięcia poziom. Większość gitarzystów nawet dziś traktuje tę technikę w dość powierzchowny sposób – jako rodzaj technicznego tricku pomagającego uzyskać dużą techniczną biegłość. Tymczasem nie o to mi chodziło.

Czy w czasie projektowania i rozwoju techniki sweep-pickingu byłeś cały czas aktywnym muzykiem, czy był okres w Twoim życiu, gdy tylko skupiłeś się na budowaniu techniki nie występując?

Cały czas, gdy pracowałem nad rozwojem idei sweep-pickingu grałem w różnych zespołach lub nauczałem muzyki. To się nie stało w krótkim czasie, to bardzo długi proces: wiele lat przemyśleń, ewolucji i spektakularnych ćwiczeń, które sprawiły, że jestem takim, a nie innym muzykiem.

Twoją grę można rozpoznać po kilku dźwiękach, jest bardzo charakterystyczna, czy uważasz, że to jest ważne?

Myślę, że posiadanie własnego stylu to cecha pożądana, niezwykle ważna i bardzo trudna do osiągnięcia. Przesłuchałem całe morze muzyki: wielu artystów grających na różnych instrumentach, żeby stać się tym, kim jestem, ale zawsze w tym procesie najważniejsze dla mnie było aby znaleźć swój unikalny głos, innowacyjny sposób patrzenia na instrument. Udało się. Wszystko jednak zależy od postawionego celu. Nigdy nie chciałem, aby ludzie chwalili mnie mówiąc „wow, brzmisz jak …. (tu wstawcie nazwisko ulubionego gitarzysty)”. Wiem jednak, że dla wielu gitarzystów to jest wystarczające: chcą dobrze grać i emulować styl swoich idoli, albo grać klisze w idiomach ulubionych gatunków muzyki. Dla mnie to po prostu za mało.

Niedawno zmarł Allan Holdsworth. Wiem, że przyjaźniliście się, nagraliście razem płytę pt. „Truth In Shredding” wydaną przez Mike Varneya i jego Shrapnel Records. Czy znasz młodych muzyków, którzy w równym stopniu potrafią definiować swój muzyczny świat?

Allan był wybitny, unikalny i niezastąpiony. Gdy graliśmy razem, nawet stojąc półtora metra od niego i znając doskonale utwór, słuchałem go z zapartym tchem nie mając w ogóle pojęcia skąd on bierze te dźwięki. Był bardzo daleko w lesie. Kiedyś napisałem mu nawet o tym w liście, że ja to słyszę, wiem i doceniam. Większość dzisiejszych wirtuozów ma poklask na jaki nie zasługują. On natomiast nigdy nie zyskał właściwego statusu ani popularności – być może za 50 lat świat dorośnie do jego nagrań, bo tak już bywało w historii muzyki. Geniusze rzadko żyją w swoich czasach. Nigdy nie słyszałem, aby komuś udało się skopiować jego styl, nikt nie był nawet blisko. On był trochę z innego świata – nie da się jego muzyki przypisać do żadnego gatunku. Najlepsze określenie, jakie przychodzi mi do głowy nazywając jego styl to nowoczesna muzyka poważna w najlepszym wydaniu z tą jednak różnicą, że gdy kończy się temat zaczyna się improwizacja. Allan to geniusz. Naprawdę tak myślę – to nie jest uprzejmość spowodowana naszą przyjaźnią. Był też człowiekiem niesamowicie skromnym – zawsze na pochwały odpowiadał mi tym samym, ale ja wiem, że z nas dwóch to on był wielki. Tej luki nie wypełni żaden młody muzyk. Bardzo mi go teraz brakuje, niech spoczywa w pokoju.

Jaką radę dałbyś młodym muzykom?

Przede wszystkim trzeba naprawdę chcieć zostać dobrym muzykiem. Do tego będzie potrzebna otwarta głowa: grajcie tak wiele różnych muzycznych stylów, jak to tylko możliwe. Najlepiej przyłączcie się do zespołów grających różne stylistyki i grajcie w nich przez kilka lat tylko po to, żeby poznać niuanse i zabiegi charakterystyczne dla danego gatunku, one są kluczowe. Dowiecie się, że każdy styl ma zarówno swoich mistrzów, których warto posłuchać, jak i wielu muzyków, którzy nie przypadną Wam do gustu. Nie zawsze bowiem utalentowany oznacza popularny. Nauczycie się ich rozróżniać, lepiej słuchać muzyki. Wyłapiecie też części wspólne tych gatunków tj. rzeczy, które zawsze działają. To poszerzy granice wyobraźni. Uczcie się też czytać muzykę: nuty, ale także akordy. Chodzi nie tylko o granie „dźwięk po dźwięku” ale o rozumienie, podążanie za myślą kompozytora. Same te doświadczenia postawią Was już w grupie zaledwie 5% gitarzystów, którzy tak robią. Uczcie się teorii, przede wszystkim harmonii – nie tylko w kwestii gry akordowej, ale także melodii i improwizacji, ogrywania konkretnych składników akordowych w danym kontekście. To Was uczyni znacznie lepszymi muzykami. Pentatonika w tonacji e-moll nie załatwia kwestii bycia gitarzystą.

Grałeś niedawno w Polsce z oryginalnym składem Chick Corea Electric Band, a niedługo zagrasz znowu ze swoim zespołem (wywiad przeprowadzany był przed październikowym koncertem w ramach Drum Fest - przyp. red.), jak Ci się podobało?

To był wspaniały koncert, kocham polską publiczność, bardzo podobało mi się też w Waszym kraju – wybrałem się na spacer po Wrocławiu. Lubię podróżować i poznawać odmienne kultury, z chęcią znów przyjadę do Polski. W październiku zagram na festiwalu w Opolu.

Jak to się właściwie stało, że dołączyłeś do Chick Corea Electric Band?

To było w sierpniu 1985 roku – poszedłem wówczas na przesłuchanie do Chicka. Od razu było wiadome, że jestem właściwym gitarzystą do tego zespołu, obaj poczuliśmy to tamtego dnia. Tak się to właśnie zaczęło. Dziś po tylu latach znowu spotkaliśmy się na wspólnej trasie koncertowej.

Czego najchętniej słuchasz? Czy lubisz słuchać innych gitarzystów?

Słucham wszystkich gatunków i rodzajów muzyki i gorąco polecam takie podejście. Dobrze jest być otwartym. Lubię muzykę radiową – wszystko od The Beatles, Sting, Eagles, Crosby, Stills And Nash, Grateful Dead, Oliwia Newton John aż do twórczości Coltrane'a i Anthony Braxtona. Jak widzisz instrument nie ma dla mnie znaczenia. Zaczynam się interesować jak tylko usłyszę kreatywność i spójność połączoną z talentem, ładną harmonią i emocjonalnym wykonaniem.

A co z muzyką poważną? Masz swoich ulubionych kompozytorów?

Tak, tak, klasyka… oczywiście. Lubię kompozytorów epoki romantyzmu i późniejszych np. impresjonistów: Ravela albo Debussy'ego. Mozart i Bach komponowali ładne utwory, jednak ja lubię większą złożoność harmoniczną. To sprawia, że kompozycje stają się atrakcyjne, bliższe moim ideałom. Chodzi mi o akordy wybiegające poza zwykły trójdźwięk durowy i molowy okraszony okazjonalnie dominantą septymową.

Czy pracujesz obecnie nad jakimiś muzycznymi koncepcjami?

Tak, zawsze w mojej muzyce chodziło „o coś”. Mój obecny projekt Soulmine jest powrotem do pisania piosenek. Nowy album jest ciągle mocno gitarowy, ale skupiam się teraz głównie na samej piosence, a bardziej szczegółowo mówiąc na jej harmonii. Album będzie wydany dopiero w styczniu 2018, ale utwory te zagramy przedpremierowo na naszym koncercie w Opolu w październiku bieżącego roku. W zespole śpiewa moja żona, ona bardzo lubi pop i r'n'b, pisze niezłe teksty, ale na albumie usłyszymy też jedne z najlepszych improwizacji jakie zagrałem ostatnio. Pisząc piosenki na potrzeby tego projektu używam głównie fortepianu, czasem gitary. Nie wszyscy wiedzą, że gram też na fortepianie.

Czym jest dla ciebie „Prawda o muzyce”, jak mówi tytuł jednego z Twoich albumów „Truth in Shredding”?

Album ten nagrałem bardzo dawno temu w 1990 roku. To było wielkie przeżycie nagrać wspólny album z Allanem. Ale wracając do pytania: na każdym swoim kolejnym albumie starałem się osiągnąć wysoki poziom kreatywności i oryginalności. Zawsze chodziło mi „o coś”. Nie chciałem aby kolejne nagrania były do siebie podobne. Myślę, że w dużym stopniu udało mi się ten cel osiągnąć i według mnie ta cecha czyni muzyka dobrym artystą. Tę cechę w muzyce innych wykonawców cenię.

Lubisz swoje stare nagrania?

Tak. Każde z nich jest inną historią.

Uruchomiłeś niedawno kanał YouTube FGTV (Frank Gambale TV), jaki był jego cel?

Posiadam olbrzymie archiwum moich nagrań, chciałem zgromadzić je i udostępnić w jednym miejscu w sieci, będę to robił sukcesywnie. Poza tym, jak powiedziałem w powitalnym filmie „wiedza to władza”, chcę przekazać to, czego sam się nauczyłem i zostawić to przyszłym pokoleniom. Czytanie i rozumienie muzyki jest podstawową umiejętnością, osobiście mam cały czas apetyt na więcej. To otwiera wyobraźnię, poszerza granicę po której się poruszamy. Mając wiedzę mamy wybór, bez tego jesteśmy ograniczeni tylko do wąskiego wycinku muzyki, który znamy. Chcę się tą wiedzą dzielić.

 

Udzielałeś się w wielu składach, od małych zespołów w trio, do popowych superprodukcji. Czy jak piszesz nowe utwory, przeznaczasz je na jakąś konkretną formułę?

Skupiam się zawsze na projektach, w których gram aktualnie. Jeśli wiem, że powiedzmy będę grał przez następnych sześć miesięcy z zespołem Vital Information poświęcam cały czas, energię i moje pomysły dla tego projektu. Potem rozpoczynam kolejny rozdział. Rzadko zdarza się, aby w takim okresie aktywności powstało coś na potrzeby przyszłych projektów, ale bywa. Często muzyczne pomysły przychodzą mi do głowy w różnych niespodziewanych sytuacjach, wtedy muszę je zapisać albo nagrać w ciągu 20 minut, potem nie mogę sobie przypomnieć jak to leciało, dlatego noszę przy sobie dyktafon. W czasie pracy nad projektem mam też okresy aktywności, kiedy gram na trasie codziennie koncert przez kilkanaście dni, wówczas zazwyczaj wcale nie tworzę, bo zwyczajnie nie ma na to czasu. Na potrzeby komponowania biorę po takiej trasie miesiąc wolnego.

Improwizacja czy kompozycja, a może obie te dziedziny? Co jest dla Ciebie ważniejsze?

Improwizacja to wstęp do kompozycji. Jest to też podstawa wszelkiego poszukiwania w muzyce, żeby odkrywać nowe obszary trzeba improwizować.

Czy Twoim zdaniem istnieje jakaś bariera trudna do pokonania dla początkujących muzyków?

Muzyka to nie zawody – sami definiujemy sobie cele do osiągnięcia i bariery, które chcemy pokonać. Nie interesuję się za bardzo dokonaniami innych gitarzystów, więc trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Zawsze skupiam się na swoich projektach i utrzymaniu stanu kreatywności, to jest moja bariera i uważam, że udaje się ją przełamać. Każdy kolejny projekt i koncert jest nowym wyzwaniem, a ja robię co w mojej mocy, żeby zagrać jak najlepiej.

Czy grasz standardy jazzowe?

Tak, uwielbiam standardy. Nagrałem dwa albumy, pierwszy zatytułowany „Natural High”, a drugi „Natural Selection”. Oba zawierają utwory w których wykorzystałem progresje standardów jazzowych, ale skomponowałem do nich swój, nowy temat. W ten sposób mogłem uczyć się ogrywania standardów jazzowych na „własnych” utworach. Tym kompozycjom nadawałem często tytuł zbliżony do oryginałów np. „You Are All The Things” zamiast „All The Things You Are”. To była świetna zabawa. Zresztą w pewnym sensie podobnie działał Charlie Parker m.in. wykorzystując w swoich kompozycjach harmonię Rhythm Changes (przyp. tj. opartą na piosence „I Got Rhythm” George'a Gershwina).