Maszyny I Motyle
Wywiady
2010-02-22
Maszyny I Motyle jawią się jako twór iście osobliwy. Członkowie zespołu twierdzą, że nie istnieją, nie chcą, by ktoś zbyt wiele o nich wiedział, a do tego jeszcze w pośredni sposób namawiali mnie w czasie przeprowadzania wywiadu do wzięcia narkotyków. Aha, oprócz tego grają naprawdę intrygujące dźwięki, które łączą z równie ciekawymi wizualizacjami...
Na początek powiedz, co zrobił wam Robert Kubica, że wieszczycie jego "koniec"?
"Koniec Kubicy" to slogan reklamowy produktu internetowego składającego się z muzyki i obrazu. Albo go kupisz albo klikniesz w wielkiecycki.pl
Stawiacie więc przed swoimi fanami - a przynajmniej jej męską częścią - trudny wybór. We wspomnianym klipie w ciekawy sposób ukazaliście rajdy samochodowe. To moje subiektywne spojrzenie, ale bolidy wyglądają tutaj jak… rój wściekłych owadów.
Jeżeli ktoś pamięta klip "The Race" ekscentrycznego zespołu Yello to podpowiadamy, że "Koniec Kubicy" odwołuje się do tych samych podświadomych skojarzeń z wyścigami samochodowymi. Jęk silników, modelki w paddockach i ścigający się ze śmiertelnym ryzykiem kierowcy. Kosmiczne technologie, szybkość, seks, wielkie pieniądze są esencją F1. Próbowaliśmy pokazać najbardziej ekscytującą twarz tego objazdowego cyrku spopularyzowanego w Polsce przez chudzielca z Krakowa.
Ciężko znaleźć jakieś informacje na temat waszej grupy. Na swojej stronie nie umieściliście swojej biografii, ani nawet składu. Dlaczego?
Ktoś powiedział, że jeżeli cię nie ma w Internecie, to nie istniejesz. My rzeczywiście nie istniejemy. Jesteśmy cyfrowym zapisem pozostawionym przypadkiem przez imprezujących na naszej planecie kosmitów. A tak na poważnie założenia Dogmy, The Krasnals czy The Residents są nam bliższe niż mało podniecający ekshibicjonizm biograficzny.
Rozumiem, wasz menadżer zapewne jednak zgrzyta zębami na wiadomość o takich pomysłach. Wiesz, żeby zespół był rozpoznawalny, grał koncerty, miał szanse na jakiś kontrakt powinien zaistnieć w jakimś medium. Zauważyłem, że nie udzielacie zbyt wielu wywiadów, nie napisano zbyt wiele recenzji waszej płyty. Czy naprawdę nie zależy wam na jakimkolwiek rozgłosie wokół kapeli?
Zależy nam na rozgłosie wokół naszej muzyki i przekazu, który emitujemy ze sceny podczas koncertów. Informacja o nas to tylko zakłócenia, szum do wycięcia. Współpracujemy z Tomkiem z Dziura DIY Tourbooking. Koleś nakręca nam dobre gigi na prężnie działającej ścianie wschodniej naszego schizofrenicznego kraju.
Skąd w ogóle pomysł na taką nazwę zespołu?
Zależało nam tylko na polskiej nazwie. Nie ma sensu jej tłumaczyć. Niech każdy ma prawo do swojej własnej interpretacji.
Spróbuje w ten sposób - choć w wasza muzyka z pozoru jest "maszyną" - tworem odhumanizowanym, myślę, że w rzeczywistości tętni życiem i emocjami…
Lepiej byśmy sami tego nie ujęli.
Czy planujecie w najbliższym czasie nagranie oficjalnego debiutu?
Planujemy debiut na DVD. Przy "Końcu Kubicy" godzinami pracowaliśmy nad montażem. Obraz, który towarzyszy naszym koncertom, też pocięliśmy sami. Mamy dużo pomysłów muzycznych i wolimy się na tym skupić. Chętnie nawiążemy współpracę z kimś, kto ma filmowy dryg.
Jak będzie wyglądało to DVD. Uchylicie rąbka tajemnicy? Czy będzie to zapis występu czy raczej zbiór klipów?
Ani jedno ani drugie. Chcemy żeby obraz był oddzielnym, wymyślonym, najlepiej surrealistycznym albo przeciwnie - do bólu realistycznym światem, zamykającym w klamrę kilka naszych utworów muzycznych. Tak jak w The Wall, trylogii Qatsi czy Decasia.
W czasie występów na żywo zdarzało się wam grać do propagandowych filmów sprzed kilkudziesięciu lat. Skąd taki pomysł?
Pomysł narodził się podczas Festiwalu Sztuk Audiowizualnych DEPRESJA w Ciechocinku. Mieliśmy przyjechać na festiwal z własnymi wizualami, a jeżeli nie, to organizatorzy zaproponują, coś od siebie. Ostatecznie w Ciechocinku pierwszy raz zagraliśmy z filmem, który dobrze oddawał klimat naszej muzyki, ale nie był z nią zsynchronizowany. Po DEPRESJI przygotowaliśmy projekt muzyczno-filmowy Music Bomb Atomic Party złożony z amerykańskich zimnowojennych dokumentów propagandowych, który prezentujemy na koncertach.
Czy dobieraliście te fragmenty filmów według jakiegoś klucza?
Nie chcieliśmy psychodelicznych wizuali rodem z Winampa. Obraz miał z muzyką tworzyć konkretną, zamkniętą narrację będącą swojego rodzaju eksperymentem. Na koncertach MiMa podczas wyświetlanych przy akompaniamencie ciszy zdjęciach nuklearnych wybuchów publiczność czasem klaszcze, czasem niepokojąco milczy. Nie wiemy czy za chwilę rzucą w nas butelkami, czy może złożą dłonie do braw. Być może w muzyce najważniejsza jest cisza?
Czym jest dla was słuchanie i granie muzyki? Pewną formą terapii, katharsis na wielkomiejski zgiełk, "wyścig szczurów", ogólne szaleństwo dzisiejszego świata?
Są jakieś inne możliwości wyboru? MiM jest projektem prospołecznym. Dzięki niemu zawieramy kontakty z nowymi ludźmi (czytaj: pijemy piwo). Jest także projektem turystycznym. Dzięki niemu zwiedziliśmy już kilka polskich miast i chętnie zobaczymy kolejne.
Widzisz, ja zupełnie inaczej odczytuje waszą wizję. Z jakimi jeszcze interpretacjami waszej twórczości się spotkaliście?
Każdy może wziąć kwasa, co nie oznacza, że wszyscy przeżyją to samo.
Startujecie w konkursie Neuro Music. Co sądzicie o tegorocznej edycji Asymmetry Festival i wspomnianego plebiscytu? Macie mocną konkurencję...
Zdecydowanie brakuje takich imprez w naszym kraju, stąd w Neuro Music konkurencja bardzo silna i zacna. Firlej odwala kawał dobrej roboty.
Jacek Walewski