Tomasz Pukacki (Titus Tommy Gunn)
Wywiady
2010-01-27
Z Tomaszem Pukackim, szerzej znanym jako Titus, rozmawialiśmy o jego wciąż świeżej solowej płycie, o gitarzystach i planach Acid Drinkers na przyszłość.
Titus, sam wiem jak to jest żyć z pseudonimem, bo całe życie na mnie "Żurek" wołają. Skąd się wziął Twój przydomek?
Kiedyś jak byłem mały perfekcyjnie udawałem małpę z komiksu.
Pewnie "Tytus, Romek i A'Tomek"?
Tak jest!
Powiem Ci Titusie, że gdy czytałem wywiady z Tobą to zawsze mówiłeś, że chciałbyś zagrać koncert lub nagrać płytę z Lemmym i w końcu Ci się to udało!
???
Tomek Olszewski ma pseudonim Lemmy we wkładce solowej płyty przecież.
(śmiech) Zgadza się, zgadza. On ma tę ksywę od trzydziestu lat. Znamy się od '89 czy '88 roku.
Jezusie słodki, to mnie wtedy rodzicielka na świat wydawała...
(śmiech)
Skąd pomysł na nagranie solowej płyty?
Z głowy. Pomysł ten chodził za nami zdecydowanie długo, bo od '95 czy '96 roku. Z tym że nie miałem ani czasu ani ludzi, albo ciekawsze zajęcia.
Aż w końcu znalazł się czas?
Znalazł się czas, znalazła się ochota, znalazła się ekipa.
No ta ekipa aby zaistniał zespół jest najważniejsza...
Nie! To ja jestem najważniejszy! (śmiech)
(śmiech) No tak, ale jak sam mówiłeś znacie się od lat, kochacie tę samą muzykę.
Zgadza się. Tomek swego czasu grał w Turbo i Creation of Death jako basista. Nie wiedziałem zupełnie o tym, że zabrał się dwa czy trzy lata temu za gitarę, i to była dla mnie nowość jak go spotkałem. Wszystko się zgadzało w tym momencie i towarzysko i muzycznie. Chowaliśmy się na tych samych dźwiękach. No i instrumentalnie facet mi przypasował do tego co ja szukałem. Czyli ktoś kto w polskim metalu, światowym chyba też, grywa na Stratocasterze pod Marshallem.
A jak powstawał ten materiał na Twoją solową płytę?
To długa rzecz była. Najpierw się zbieraliśmy towarzysko i nie było planu w stylu "zbieramy ekipie i robimy płytę". Bardziej się zbieraliśmy by zobaczyć czy Lemmy umie coś zagrać.
Czyli bez spinki. I to słychać - jest luz, choć wielu chce wam wytknąć, że gracie bardzo Motorheadowo.
Motor przyświecał całej naszej wielkiej trójcy.
A kto tę trójcę uzupełnia?
Pan Viking, bębniarz takich składów jak Heavy Weight i Short Fuse. On pojawił się gdy w składzie był jeszcze Tommy De Molka z grupy None. Ale nie mogliśmy się dopasować czasowo, ja miałem swoje zajęcia z Acids on miał swoje z None. Zaproponowałem Vikingowi żeby na żywo pomógł mi na próbach robić materiał, jako bębniarz sesyjny, a De Mola miał wrócić do składu potem. Okazało się, że dał mi ogromne wsparcie i wkomponował się w ekipę, a jednocześnie z Tommym dalej nie mogłem się zgadać, dopasować czasowo. Terminowo także został w składzie po tych dwóch miesiącach grania Viking.
A jak był nagrywany materiał Titus Tommy Gunn?
Normalnie. Najpierw bębny i basy u Jacka Chraplaka w jego Laronermma Recording Institute, tam gdzie Acids miksowali swego czasu takie albumy jak "Broken Head" i "Acidofilia". Potem przenieśliśmy się do studia do Koronowa i tam nagraliśmy gitary i wokal. Gdy wszystko już było nagrane zawieźliśmy cały materiał do Wrocławia do Chimp Studio do mężczyzny pod tytułem Jacek Miłaszewski, który z kolei jest odpowiedzialny za mix "Verses of Steel" Acid Drinkers. Ten mix mi się podobał, zwłaszcza gdy dotarł do paru ludzi. Powiedzieli, że urywa łeb. Nigdy nie słyszeli tak dynamicznego i głośnego jednocześnie miksu. I to dało mi do myślenia. Stwierdziłem, że ten pan musi miksować mój solowy album i koniec.
Acidzi pojawili się parę razy, więc może przejdziemy teraz do tego tematu na chwilę. Jak wrażenia po rocznicowej trasie? Każdy pytał jak idą przygotowania do niej, a chyba nikt nie pytał jak wrażenia już po.
Wrażenia bardzo sympatyczne. Zwłaszcza ilość ludzi jaka wbijała na koncerty była szalona. No bo co? Fajny zespół gra, teges i w ogóle (śmiech).
A jak wrażenia z Częstochowy z tej trasy? Tak zapytam skoro jest okazja.
To myśmy grali w Częstochowie na tej trasie... (myśli) A tak! W takim małym klubie. Było super! Podobało mi się, choć było mało miejsca na scenie. Mieliśmy fantastyczne przyjęcie.
Pot się na suficie skraplał.
I tak powinno być, to mi się podoba. Jak jest za sztywno to mi się słabo gra.
A jak to było zagrać znowu z Litzą, Perłą i Lipą na jednej scenie?
Proszę Ciebie, to było zupełnie magiczne, magiczny ruch (śmiech). Ostatnio z Litzą widzieliśmy się na osiemnastce Acidów na Woodstocku. Wtedy jakby ta magia jeszcze nie zadziałała. To był taki jeden, pojedynczy koncert. Tutaj z kolei Perła i Litza wchodzili na scenę w Krakowie, Warszawie i we Wrocławiu. I tam to już było... Litza był bardzo rozluźniony. Jakby znów był w ekipie, sypał żarcikami. Na przykład jak wchodził do garderoby to do Yankiela mówił "Jak Ci się dzisiaj grało? Bo wiesz właśnie zostałeś wyjebany." (śmiech)
(śmiech)
A ja mu wtórowałem : "No widzisz, jeden koncert i już nie ma roboty". Litza luźne tekściki rzucał jak za starych czasów. Przypominał nam się '94, '96 rok kiedyśmy wywijali obaj całkiem sympatycznie.
I to mnie zastanawiało właśnie po tragicznej śmierci Olassa, czemu nie zeszliście się z Litzą albo Perłą.
Jeśli chodzi o Perłę to ja nie sądzę, żeby on miał ochotę wracać na scenę. Świetnie mu idzie i podoba mu się ta robota, którą robi jako producent i właściciel Perlazza Studio. On tam doskonale się czuje i wydaje mi się gdy na niego patrzę, że lepiej się czuje za gałami niż na scenie. Chociaż kto wie, bo na scenie też się fajnie czuje. W każdym razie szczerze mówiąc bardziej mu pasuje ta robota w studiu.
Natomiast Litza jest zajęty maksymalnie... Nie sądzę żeby miał czas. Nie wiem czy miałby ochotę. Z drugiej strony z jego zdrowiem różnie bywa czasami. Nie wiem czy by wytrzymał pięć czy sześć koncertów pod rząd pełne. Z zastawkami znowu coś mu się działo... Był w świetnej formie jak z nami grał, to prawda. Ale to były trzy do czterech numerów, a nie dwadzieścia jeden.
Natomiast Litza jest zajęty maksymalnie... Nie sądzę żeby miał czas. Nie wiem czy miałby ochotę. Z drugiej strony z jego zdrowiem różnie bywa czasami. Nie wiem czy by wytrzymał pięć czy sześć koncertów pod rząd pełne. Z zastawkami znowu coś mu się działo... Był w świetnej formie jak z nami grał, to prawda. Ale to były trzy do czterech numerów, a nie dwadzieścia jeden.
A Yankiel skąd się pojawił?
Yankiela zaproponował Ślimak, którego nazywam od czasu Ola "kadrowym" Acids. Zawsze przyprowadza gitarzystów i mówi : "On jest świetny, on będzie z nami grał.". Yankiel był moim technicznym od dwóch lat, przyprowadził go a ja: "On umie grać?". "Zobaczysz no" usłyszałem w odpowiedzi. Gdy wszedł powiedziałem do niego: "Weź rozpuść te włosy i zrób mi minę". Zastanawiałem się czy taki wychudzony człowiek jest w stanie w ogóle grać? No i zagraliśmy całą próbę półtoragodzinną. I tylko raz się pomylił w solówce "Megalopolis". Nie wszedł na nią po prostu. Byłem pod wrażeniem człowieka, nie widziałem jeszcze czegoś takiego. Przychodzi na próbę i gra półtorej godziny robiąc tylko jeden błąd. To było dla mnie coś niesamowitego. Nazwałem go "je*anym geniuszem" (śmiech).
Jest niesamowity, bo jest z tych wszystkich gitarzystów Acids najbliżej Popcorna: w sensie artykulacji, w sensie precyzji grania, samej ręki. Jak stoi pośrodku na próbie mam odsłuch jakbym słuchał płyty. Naprawdę, rispekt. Jest nudno, bo jest wszystko dobrze. Nikt się nie wywala. Ja oczywiście zespół gonię za każdym razem przed koncertem na próbach. Nie może być tak, że Acidzi grają sztukę bez jednej, dwóch prób przed koncertem. Także teraz ekipa na scenie jest naprawdę sprawna.
Jest niesamowity, bo jest z tych wszystkich gitarzystów Acids najbliżej Popcorna: w sensie artykulacji, w sensie precyzji grania, samej ręki. Jak stoi pośrodku na próbie mam odsłuch jakbym słuchał płyty. Naprawdę, rispekt. Jest nudno, bo jest wszystko dobrze. Nikt się nie wywala. Ja oczywiście zespół gonię za każdym razem przed koncertem na próbach. Nie może być tak, że Acidzi grają sztukę bez jednej, dwóch prób przed koncertem. Także teraz ekipa na scenie jest naprawdę sprawna.
Krążą ploty na mieście, że następną płytą Acidów będzie "Fishdick II".
Taaak, takie są nasze plany, "Fishdick II". Przypominam - jedynka wyszła w '95. I jak to Ślimak mówi : "Ku*wa, najwyższy czas żeby zrobić dwójkę!". Covery nam nie przeszły. Grywamy je, lubimy, dorzucamy co chwila coś nowego. Sięgamy wstecz, czasami bardzo wstecz jak przy okazji zeszłorocznego festiwalu Union of Rock w Węgorzewie, gdzie z okazji rocznic jedynki i dwójki Led Zeppelin zagraliśmy cały set zeppelinowy. Także czasami sięgamy do lat '60, kto wie czy ja nie sięgnę do lat '50.
Ostatnie pytanie już niestety - po tylu latach grania i śpiewania ćwiczysz jeszcze jakoś grę i wokal czy wszystko masz już "w gardle i w rękach"?
Nie, nie, nie, z tym bywa różnie. Bas mam ciągle w domu, choć ostatnio przerzuciłem się na rzeczy bardziej gitarowe. Solówki typowo gitarowe grane na basie. Bas w rękach mam praktycznie cały czas i się szlifuję, bo stawiam sobie coraz wyżej poprzeczkę, nie?
Jasna sprawa.
Z wokalem to bywa różnie. Jeśli mam opanowane rzeczy to jakby nie przykładam się aż tak na próbach. Ale przed trasą to biorę mikrofon i jadę wszystko. No bo lubię jak wszystko śmiga na sto jeden porządnie! O co chodzi?(śmiech)
(śmiech)
Najbardziej lubię gdy jest moment gdy mam wejść na zwrotkę i zapominam, kurde... Kompletnie nie załapuję z pamięci co ma wejść. I chcę wejść np. z pierwszą zwrotką drugi raz. I sam z siebie leję i zastanawiam się czy mózg załaduje mi automatycznie pierwszy wyraz. I często samo się to ładuje właśnie, mimo iż totalnie nic nie pamiętam.
Słuchaj! Jakie jaja, gdzie to było? (myśli) Nie pamiętam. Walnęliśmy się na początku "I Fuck the Violence", które gramy praktycznie od '90 roku. Miałem pełny ubaw. Graliśmy go na próbach raz, drugi, trzeci i nagle udało nam się wyje*ać na samym początku piosenki. Ale to się zdarza. Pamiętam koncertową jedną wersje Maidena jak Bruce krzyczy "Scream to me Long Beach", by po chwili "Oh, sorry, it's not Long Beach".
Słuchaj! Jakie jaja, gdzie to było? (myśli) Nie pamiętam. Walnęliśmy się na początku "I Fuck the Violence", które gramy praktycznie od '90 roku. Miałem pełny ubaw. Graliśmy go na próbach raz, drugi, trzeci i nagle udało nam się wyje*ać na samym początku piosenki. Ale to się zdarza. Pamiętam koncertową jedną wersje Maidena jak Bruce krzyczy "Scream to me Long Beach", by po chwili "Oh, sorry, it's not Long Beach".
Ale to tylko ubarwia koncerty, nie może być nudno.
Tak jest!
Zatem do zobaczenia pod sceną Titusie.
Zapraszam, ruszamy z tourem już w marcu!
Grzegorz Żurek