Piotr Aleksandrowicz (Raalya)

Naszym rozmówcą jest Piotr Aleksandrowicz, gitarzysta tria Raalya, które już od trzech lat współpracuje z Gabą Kulką zarówno na scenie, jak i w studiu.




Chciałem robić to, co robię, jak najbardziej profesjonalnie. W praktyce jednak czekała mnie dwuletnia przerwa. Siedziałem tylko w domu i grałem na gitarze, by ostatecznie zdać do Akademii Muzycznej w Katowicach. Jednocześnie poszedłem do Średniej Szkoły Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie na Wydział Jazzu. To był ciężki okres ciągłych podróży między Katowicami i Warszawą przez kilka ładnych lat...




Wiesz, w zasadzie mogę powiedzieć, że dopiero te dwa lata spędzone w stolicy utwierdziły mnie w przekonaniu, iż muszę skończyć szkołę, gdyż sam nie dam rady dojść do tego wymarzonego poziomu. Bez pomocy można nauczyć się samej muzyki. Materiałów do tego jest przecież sporo, ale szkoły dają kontakt z innymi instrumentalistami, możliwość grania, również za pieniądze, co pozwoliło na to, że bycie gitarzystą stało się moim zawodem.






Zmieniliśmy brzmienie, zastępując kontrabas basówką. Zamiast swingujących rytmów perkusji pojawiły się rytmy bardziej groove’owe zaczerpnięte z ostrzejszej muzyki. Natomiast akustyki zamieniliśmy na gitary elektryczne. Jest to muzyka improwizowana, więc nie ryzykowałbym użycia tu określenia, że jest to po prostu jazz.








Na chwilę obecną Gaba i Raalya to jestem ja. Gitary, które nagrywałem na płycie i to, co gram na naszych koncertach, to w 100 proc. moja osobowość i jestem z tym zżyty, a nawet szczęśliwy. Rynek w Polsce jest taki, że zdarza mi się grać "u kogoś" dłużej bądź w zastępstwie - to też może być przyjemne, mimo że czasami trzeba odtworzyć gitarzystę, który wcześniej grał w zespole lub którego absencja jest chwilowa. Trzeba się z tym zgodzić i to jest oczywiste.










To dość ciężka gitara z seryjnej produkcji z 2003 roku stworzona na 50-lecie Stratocastera. Lubię ją, choć z idealnym Fenderem, jak to mówią muzycy, jest jak ze świętym Graalem - ciągle się go szuka. Bezustannie coś jest w nim modyfikowane, dodawane i ulepszane. Mam też dwa Gibsony. Jeden to Les Paul Standard z 1977 roku, czyli perełka. Drugi to ES-335, dość nowa gitara, ale też świetnie się sprawuje. No i jeszcze jest akustyk Taylor 412.





