Po zdobyciu "korony polskich festiwali", od Offa przez Opener’a po Unsound, Nagrobki na stałe zadomowiły się w… polskim teatrze.
Duet tworzący ten ceniony projekt podchodzi do sprawy z duża rezerwą, za cel stawiając sobie własną płodność i zaspokajania artystycznej wizji, wykraczającej poza gatunkowe ramy. Nagrobki, jakby ktoś jeszcze o nich nie słyszał, rozgościły się w polskim niezalu, rozdając przy okazji kilka kluczowych dla sceny kart. O drugiej płycie zespołu i powiązaniach z teatrem rozmawialiśmy z Maciejem Salamonem - gitarzystą i wokalistą formacji.
Grzegorz Pindor: Zacznę dość odważnie, bo w kontekście waszej ostatniej aktywności, nie sposób nie zapytać o to... czy lubisz bajki? (śmiech)
Maciej Salamon: Pewnie chodzi ci o to, że w listopadzie gramy do Muminków. Zaproszenie na tego rodzaju koncert jest dla mnie świetnym pretekstem do spełnienia marzenia, czyli zagrania koncertu od początku do końca opartego na improwizacji. Na co dzień gramy piosenki, gdzieniegdzie pozwalając sobie na momenty bardziej improwizowane. Teraz będzie bez piosenek. Poza tym to oczywiste, że lubię bajki. Krowę i kurczaka, animacje z studia Ghibli, He-man and the Masters of the Universe były dla mnie niejednokrotnie inspiracją jako artysty wizualnego.
Z tymi Muminkami, bo o nich tutaj mowa, kompletnie mnie zaskoczyłeś. Nie wiem, jak mają się do defetyzmu Nagrobków, ale za to znam trop, jakim warto podążać w celu zrozumienia takiej aktywności. Kiedyś rozmawialiśmy o sztuce i jej powiązaniach z twoim zespołem, i sądzę, że nawet tak zaskakujący projekt jak Muminki jest dla was czymś naturalnym. Lubisz zaskakiwać?
MS: Zaskakiwanie kogokolwiek nie jest tym, co mnie interesuje. Bardziej już zależy mi na zaskoczeniu samego siebie. Właściwie to na przeskoczeniu. Fajnie jest (niestety rzadko się to zdarza) powiedzieć sobie: Wow, nie wiedziałem, że tak potrafię! Wybór Muminków nie wydaje mi się w kontekście Nagrobków niczym bardzo dziwnym. Choć bajka jest wesoła to ma w sobie też głębokie pokłady smutku i melancholii. Gdybyśmy grali z basistą byłaby nią Buka.
A Włóczykij? To taka postać dobrze korespondująca z Granitem. Dużo myśli, jeśli mówi to trafnie, poza tym, to właśnie taki typ melancholika...
MS: Wiadomo, że najbardziej na świecie chciałbym być Włóczykijem. Zawsze fascynowała mnie jego tajemnicza aura i to gdzie się podziewa jak go nie ma. Włóczykij to wielki romantyk. Głupio się przed sobą przyznać, ale w tekstach Nagrobków, obok wspomnianej już melancholii jest dużo romantyzmu. W tekstach mojego poprzedniego zespołu też było dużo romantyzmu. Ciężej było go dostrzec, bo przysłaniały go bluzgi. Dzisiaj napisałbym je inaczej. Co nie znaczy, że czegokolwiek żałuję.
Czy ja wiem czy głupio? Stan Prac i Granit najczęściej analizowałem przy wódzie, w chwilach kiedy dopadały mnie smutne myśli, a jednak, podskórnie czuję, że to nie jest wcale taka ciężka muzyka. Dużo treści przemycasz mimochodem. Podobno artyści lubią pozostawiać miejsce na interpretacje?
MS: No dobra może nie, że głupio ale sam się przed sobą wstydzę tego, że jednak jestem romantykiem. Chłopaki tak nie robią. Co do interpretacji, to nie zastanawiam się nad tym, jak zostanie odebrane to co napisałem. To byłoby bardzo ograniczające. Niby ograniczenia pomagają się rozwijać jednak to jedno mogę sobie darować. Nie za bardzo śledzę fora i facebooki więc docierają do mnie tylko strzępy interpretacji. Jedna wydała mi się bardzo zabawna. W piosence "Na Śmierć zapomniałem" śpiewamy: "W domu postawiłem grubą białą kreskę, ty przez nią nie przejdziesz i ja też nie przejdę." Okazało się, że przez tę kreskę ludzie myślą, że to piosenka o kokainie. Nigdy bym na to nie wpadł. Jestem wybitnie nie kokainowy.
Mówisz, że podoba Ci się wizja improwizowanego koncertu. Jak ta forma koresponduje z tym, jak Nagrobki prezentują się na żywo ze swoim materiałem? Lubicie czasem "popłynąć"?
MS: Na koncertach mamy momenty improwizacji. Zawsze odbywa się to jednak w ramach wcześniej ułożonych piosenek. Nasze próby natomiast są głównie improwizowane. Nudziłoby nas granie tych samych piosenek w ramach prób i potem jeszcze na koncertach. Ważniejsze jest dla nas to, że gramy ze sobą i, że jesteśmy razem. Najmilszym komplementem jaki usłyszałem o Nagrobkach był: "ale oni są zgrani!". Jak zaczynaliśmy grać razem to dużo graliśmy z metronomem. Teraz nie chodzi nam już o to by trzymać tempo tylko o to by zmieniać je razem.
Ciągle powtarzasz jak dobrze pracuje się Wam w duecie, a nie uważasz, że dodanie kolejnego (tfu!) członka do Nagrobków wniosło by odrobinę polotu? Widziałbym to tak, że najprościej byłoby dodać klawisze. Trąciło by zimną falą...
MS: Granie w duecie ma swoje bardzo duże zalety praktyczne. Łatwiej i szybciej podjąć jakąkolwiek decyzję. Łatwiej się umówić na próbę, łatwiej pojechać na koncert. Nie trzeba iść na kompromisy jak w przypadku grania w wieloosobowym składzie. Kompromisy rozmiękczają przekaz. Obydwaj w zespole uważamy, że demokracja niekoniecznie sprawdza się gdy chodzi o sztukę. Graliśmy już w kwintecie i pomimo tego, że nie pokłóciliśmy się i nadal się bardzo lubimy postanowiliśmy, że kończymy. Gości zapraszamy na płyty i mam wrażenie, że tam sprawdza się to bardzo dobrze. W codziennym funkcjonowaniu zespołu nie chcemy niczego zmieniać. A propos klawiszy to na pocieszenie powiem ci, że kupiłem ostatnio klawisze Casio VL 1 z funkcją kalkulatora, gram na nich solo w jednej z piosnek na koncertach.
Kilka razy śmialiśmy się z tego, że najbardziej lubią Was kuce. A ty w ogóle lubisz ten cały metal? Macie trochę naprawdę mocnych numerów.
MS: Myślałem, że jesteśmy zespołem dla hipsterów... Adam jest metalowcem w naszym zespole. Cała moja wiedza na temat metalu pochodzi od niego. To przez niego lubię Mgłę, Darkthrone czy Bathory. Wiem, że u metalowców szczegóły typu kto grał w jakim zespole, ile płyt wydał ktoś tam zanim grał z kimś innym i jaki podgatunek metalu jest okej jest bardzo ważne. Nie znam odpowiedzi na żadne z tego typu pytań. Nie jestem też w stanie wymienić pierwszego składu Iron Maiden ale na szczęście nie chodzę w ich koszulkach więc nie dostanę za to po ryju. Nie wiem czy np. słuchanie Mataliki jest przypałowe czy nie. Wiem za to, że widziałam film "Some kind of Monster" jak poszli na psychoterapię i to jest jeden z najlepszych filmów o muzyce jaki widziałem. Może bardziej o ludziach niż muzyce. Ostatnio też oglądałem godzinną rozmowę Larsa Urlicha i Dave'a Grohla i choć nie przepadam z Foo Fighters to było to tak zabawne i inteligentne, że pomyślałem sobie, że fajnie by było mieć ich wśród kolegów.
A z polskich muzyków? Z kim chętnie trzymałbyś sztamę?
MS: Z Krzysztofem Komedą. Z niecierpliwością czekam na biografie Komedy Magdaleny Grzebałkowskiej. Może wtedy się lepiej poznamy. Bardzo chciałbym poznać Krzysztofa Pendereckiego chociaż ciężko mi sobie wyobrazić, jak przybijamy piątkę i idziemy na piwo. Znając życie to pewnie bym się zdziwił.
Padła tu nazwa Mgły, która w pewnym sensie przebiła się do mainstreamu, wyprzedając kluby i święcąc tryumfy wśród dziennikarzy. Nagrobki cieszą się (zasłużoną) estymą, ale nie przekłada się to na sukces komercyjny. Czym jest dla Ciebie sukces? Wyjściem z podziemia na sceny największych europejskich imprez jak w przypadku Mgły, czy.... zaskocz mnie.
MS: W moich kategoriach pojmowania sukcesu to odnieśliśmy zajebisty sukces. Zapełniamy kluby w większości miejsc, w których gramy. Sprzedaliśmy jak na warunki polskiego niezalu astronomiczną ilość płyt czyli 700 sztuk Stanu Prac i jakieś 750 Granitu. Oczywiście są to liczby śmieszne w porównaniu do złotych lat '90, ale ja nigdy nie wyobrażałem sobie, że to będzie aż tyle. Ludzie śpiewają z nami nasze piosenki, kupują koszulki, szaliki. Zdobyliśmy "koronę polskich festiwali" (śmiech). Hajs też się mniej więcej zgadza. To jest dla mnie jakiś kosmos. Nie będę się do nikogo porównywał bo bym oszalał. Zdaję sobie sprawę z ograniczeń jakie niesie ze sobą śpiewanie po polsku. Świata raczej nie podbijemy, ale w swojej niszy czujemy się spełnieni. Co nie znaczy, że powiedzieliśmy ostatnie słowo. Za chwilkę wychodzi winyl z naszymi nagraniami do teatru. W grudniu wystawa twórczości plastycznej około zespołowej w trafostacji Sztuki w Szczecinie. W przyszłym roku prawdopodobnie nowa płyta.
Vinyl i to w dodatku w ściśle limitowanej ilości. O ile mnie pamięć nie myli, aż siedemnastu. Opowiedz więcej o tym wydawnictwie.
MS: Chcemy żeby to wydawnictwo było bardziej artefaktem niż zwykłą płytą. Dlatego robimy ręcznie każdą okładkę, numerujemy dokładnie kopie i robimy bardzo ograniczony nakład (będzie dostępny dla chętnych przez nasz bandcamp). Znajdą się tam głównie piosenki z przedstawienia "Słowo o Jakóbie Szeli" w reż. Michała Kmiecika z Teatru Śląskiego w Katowicach. Nie chcemy, żeby przepadły po tym jak spektakl zejdzie z afisza, bo jesteśmy z nich bardzo zadowoleni. Różnią się też tym, że w spektaklu śpiewają je aktorzy a na płycie my. No i mają świetne teksty bo ich autorem jest Brunon Jasieński. Wydawcą jest nowo powstała oficyna T.A.P Records
Ja dodałbym tutaj coś jeszcze, dużo tych śladów po was - płyty, merch, wystawy, graliście na wszystkich prestiżowych polskich imprezach, jesteście obecni nie tylko duchem, ale i ciałem w świecie sztuki (począwszy od projektów waszych koszulek) a jednak, ciągle dążycie do tego, żeby Nagrobki rzeczywiście pozostawiły po sobie jakiś pomnik. Coś cholernie trwałego. Wiemy już, że będzie nowa płyta, ale czy gdyby nagle "Granit" był waszą kropką nad i, to byłbyś w pełni zadowolony?
MS: Ciekawe, że mówisz o pomniku, bo jednym z obiektów pokazywanych przez nas na wystawie Nagrobków w CSW Kronika w Bytomiu były okładki naszych płyt wygrawerowane w granicie. Gwarancja na setki lat. Zdaje się, że płyty CD wytrzymują 30 lat. Więc jeśli chodzi o pozostawianie śladów już się zabezpieczyliśmy. Myślę, że mamy jeszcze sporo sobie do udowodnienia. Formuła duetu się nie wyczerpała dlatego przykro by mi było gdyby Granit to był koniec. Ciągle się uczymy, a więc każda następna płyta będzie kolejnym zapisem "stanu prac". Sam jestem ciekaw do czego to wszystko doprowadzi.
"Co z wami będzie" w najbliższych tygodniach?
MS: Teraz muszę zakończyć warsztaty wspólną wystawą z dziećmi z rumuńskiej Timisoary. Potem wracam do Trójmiasta i gramy wspomniany koncert do Muminków. W międzyczasie praca na ASP w Gdańsku. W Andrzejki wystawa i koncert Nagrobków w Szczecinie w Trafostacji Sztuki i Domku Grabarza. Koncert w Krakowie. Pod koniec listopada na deski Teatru Wybrzeże wraca Koziołek Matołek, w którym robię rysunki na żywo ilustrujące przygody Koziołka. Świetna sprawa, ale to opowieść na kolejny wywiad. Wykład o Davidzie Shrigleyu moim ulubionym artyście znowu w Szczecinie. Przed Świętami musimy skończyć wspomniany winyl. Mogłem o czymś zapomnieć. Nudy w każdym razie nie będzie.
Na koniec, żałujesz, że nie porozmawialiśmy o gitarze? (śmiech)
MS: Bardzo! Myślałem, że w Gitarzyście będziemy gadać tylko o sprzęcie. Lubię gadać o sprzęcie. Jak nie w Gitarzyście to gdzie? Mam bardzo fajne efekty i gitarę. Może nie najfajniejsze na świecie ale bardzo je lubię. Skoro to już koniec to muszę to powiedzieć: gram na Fenderze Jazzmaster Blacktop.
Rozmawiał Grzegorz Pindor