Wokalista i basista Then Comes Silence, Alex Svenson, na chwilę przed premierą czwartej płyty zespołu, zatytułowanej "Blood", opowiedział nam o okolicznościach jej powstawania i ciekawostkach z nią związanych.
Czy mimo wydania wcześniej kilku albumów, po kontrakcie w Nuclear Blast czujecie się debiutantami?
Trochę tak (śmiech). Do tej pory wydaliśmy trzy płyty w niezależnej wytwórni w Szwecji. "Blood" jest pierwszą poważnie wydaną płytą, co zapoczątkowało nowy rozdział, jakbyśmy zadebiutowali po raz kolejny, jednak w innym wymiarze, międzynarodowym. Teraz trafiamy do słuchacza globalnie, nie lokalnie.
"Blood" jest najbardziej eklektyczną płytą Then Comes Silence. Z jednej strony są akustyczne utwory, jak "Choose Your Poison", nowofalowy "Strange Kicks", czy szybki "The Rest Will Follow". Zależało Wam, by płyta brzmiała różnorodnie?
Kiedy komponuję muzykę, nie chcę się powtarzać i pisać dwóch podobnych do siebie utworów. Sam lubię słuchać różnorodnych albumów, dlatego też tworząc zwracam na to szczególną uwagę. Mimo że prawie każdy utwór na "Blood" brzmi inaczej, jest w tej muzyce wspólny mianownik. Cała płyta jest podróżą słuchacza poprzez różne nastroje, tempa, czy tematy tekstów.
Czym pod względem technicznym "Blood" różni się od reszty płyt?
Nowy album został nagrany w cztery dni na "setkę" w Göteborgu. Na czas nagrań zamieszkaliśmy w studio i pracowaliśmy po 15 godzin dziennie. Tym razem mieliśmy fundusze na dobre studio i producenta. Do tej pory ja byłem odpowiedzialny za produkcję płyt Then Comes Silence. Doszedłem do wniosku, że gdybym zajął się produkcją "Blood", płyta brzmiałaby bardzo podobnie do poprzednich, dlatego postanowiliśmy zaprosić do współpracy Toma (Tom van Heesch, przyp. red).
Tom współpracował do tej pory z Rammstein, Entombed A.D., czy Backyard Babies. Jak bardzo wpłynął na brzmienie materiału?
Może nie tyle wpłynął na brzmienie, co przejął kontrolę nad całym procesem. Tom jest bardzo zorganizowany, całą sesję nagraniową miał zaplanowaną. Był kapitanem na statku, przewodził całemu procesowi i sprawiał, że czuliśmy się pewnie i komfortowo. Od razu mu zaufaliśmy.
Album brzmi bardziej sterylnie i nowocześniej, niż pozostałe Wasze płyty.
Wpłynęło na to kilka czynników. Budżet, Tom oraz fakt, że z biegiem lat zmieniamy się. Na pierwszych dwóch płytach było więcej kurzu, brudu, mgły, trzecia była bardziej czysta, nie było na niej zbyt wielu ścieżek i myślę, że wytyczyła drogę, jaką podążyliśmy przy nagrywaniu czwartej. "Nyctophillian" i "Blood" są ze sobą powiązane, można nawet powiedzieć, że integralne.
Co pojawia się u Ciebie pierwsze? Muzyka, czy tekst?
Staram się, by muzyka współgrała z tekstem i żeby obydwa te elementy jednocześnie dojrzewały przy komponowaniu. Rzadko piszę cały tekst, czy muzykę, jednak najpierw pojawia się w mojej głowie riff, czy melodia, a zazwyczaj później piszę słowa, czy linijki przyszłych tekstów. Staram się pracować nad tymi rzeczami równolegle.
Dziś trudno stworzyć coś nowego w post-punkowym, czy gotyckim klimacie. Wy znaleźliście złoty środek pomiędzy nowoczesnością, a klasyką w stylu Joy Division, Bauhaus, czy Killing Joke.
Nie staram się brzmieć nowocześnie, czy w jakimś innym z góry założonym stylu. Po prostu zależy mi na fajnych numerach. Przyznam, że lubię stworzyć coś, co nawiązuje do dokonań moich ulubionych zespołów. Słucham dużo muzyki, więc przy komponowaniu zawsze słyszę coś w mojej głowie, przez co później to, co stworzę przesiąka twórczością innego zespołu i pojawiają się porównania. Często myślę, że to, co skomponuję, jest moje, a później okazuje się, że gdzieś już to słyszałem… Czasem z jednego źródła coś weźmiesz, z innego pożyczysz, a jeszcze z innego wyciągniesz sampel i stworzysz coś swojego. By wyrosła roślina, potrzebujesz ziemi i nasion. Podobnie jest z muzyką. Kiedy zaczynasz coś tworzyć, potrzebujesz impulsu, bodźca, by pójść dalej. Jestem zdania, że twórczość nie przychodzi z niczego i musi mieć początek w inspiracjach.
Nie brzmicie jak Szwedzi. Bliżej Wam do stylu brytyjskich, czy niemieckich zespołów, wiesz, o co mi chodzi.
Szwecja kojarzona jest z metalem, cięższymi gatunkami, czy innym nastrojem w muzyce. Mamy sporo dobrych zespołów, tekściarzy piszących wielkie hity, jednak niewiele jest u nas gotyckich, czy post-punkowych zespołów, zresztą większość z nich funkcjonuje lokalnie. Nie postrzegamy siebie jako post-punkowy, czy gotycki zespół. Chcemy prezentować swoją twórczość jako rockową kapelę w prostej konfiguracji - wokal, gitary i sekcja rytmiczna.
Niedawno graliście w Polsce w ramach Soundrive Festivalu. Jak wspominasz tamten koncert?
To był mój pierwszy raz w Polsce, a jesteście przecież tak blisko, tuż za rogiem (śmiech). Zagraliśmy na świetnym festiwalu o ciekawym repertuarze. Dobór wykonawców świadczy o dobrym smaku organizatorów. Bawiliśmy się świetnie w Gdańsku i mamy nadzieję do was wrócić.
Jak kształtuje się najbliższa przyszłość Then Comes Silence?
W listopadzie gramy trasę w Niemczech, wystąpimy też w Belgii i Szwajcarii, a w przyszłym roku zagramy kilka koncertów w Europie. Tymczasem uzgadniamy pozostałe daty koncertów, więc warto śledzić nasze poczynania w social mediach.
Facebook: https://www.facebook.com/thencomessilence/
Rozmawiał: Wojciech Margula