Zespół Absyntia zapowiada nowy, mocniejszy album wyreżyserowanym przez Yacha Paszkiewicza klipem do utworu "Czerwień", niemal w tym samym czasie uszy słuchaczy podbija rewelacyjny, akustyczny "Winter" - ostatni singiel z płyty "Hell Flower" projektu Pete True.
Gitarzysta Piotr Truchel stojący za obiema formacjami i dodatkowo prowadzący własną szkołę muzyczną ma - jak słychać - pełne ręce roboty...
Niedawno udostępniliście najnowszy klip zrealizowany do utworu "Czerwień". To oficjalna zapowiedź albumu "Kings & Beggars", który ma pojawić się jesienią? Dlaczego zdecydowaliście, że właśnie ten kawałek będzie wizytówką nowego krążka?
Przed wydaniem całej płyty chcielibyśmy najpierw trochę zainteresować media oraz odbiorców singlami, które są lub będą zapowiedzią naszego najnowszego albumu. Utwór "Czerwień" jest melodyjną, dynamiczną kompozycją, z soczystym, przestrzennym riffem. Występują tutaj charakterystyczne elementy, które towarzyszą naszej twórczości od początku istnienia kapeli - melodyjność, energia i pewnego rodzaju niepokojąca, lekko psychodeliczna atmosfera. Jednocześnie pojawiają się także nowe jak np. wyraziste partie instrumentów klawiszowych czy lekko przesterowany bas. Całość doprawiona jest nieco większą surowością przekazu, sporą ilością efektów gitarowych oraz polskim tekstem. Bardzo cieszy nas, że za reżyserię teledysku do tej piosenki odpowiadał Yach Paszkiewicz, żywa legenda polskiego wideolipu.
Ten utwór to w całości Twoja kompozycja? I jak jest w przypadku innych na płycie?
Tekst do piosenki "Czerwień" jest mojego autorstwa, natomiast muzyka powstała wspólnymi siłami. Ja przyniosłem pomysł na riff i strukturę, a moi koledzy dołożyli swoje partie instrumentalne. Jeżeli chodzi o całą płytę to jest różnie. Za warstwę słowną odpowiada moja skromna osoba, za kilka kompozycji również, ale znaczna część numerów jeżeli chodzi o stronę muzyczną jest zrobiona w sposób kolektywny.
Na jakim grasz instrumencie (instrumentach?) i jakich używasz efektów w poszukiwaniu brzmienia Absyntii?
Ostatnio miałem to szczęście, że oficjalnie zostałem jedną z twarzy gitar firmy Schecter. Cieszy mnie to podwójnie, bo wcześniej i tak grałem na tych instrumentach i jestem im wierny do dzisiaj. Od kilku ładnych lat bardzo je sobie cenię za brzmienie i solidne wykonanie. Moje ulubione gitary elektryczne, na których gram na co dzień, to Schecter Hellraiser Solo II BCB B-Stock oraz nieco starszy model Solo 6 Custom. Jeżeli chodzi o efekty to na koncertach i czasem w studio używam stacji Voxa i kilku kostek Bossa - są efekty typu delay, reverb, phaser, kilka rodzajów przesterów, również zdarza mi się korzystać z loopera. Obecnie na występach na żywo gram na wzmacniaczach Marshalla z serii JVM i kolumnie Laboga 212A Vertical. Przy okazji najnowszych nagrywek studyjnych Absyntii część mocniejszych partii i riffów zarejestrowana była również na wzmacniaczu VHT Pitbull.
I jak się sprawdził?
Jestem zadowolony, bo udało się wydobyć z niego to, na czym nam zależało, czyli ciężar i soczystość, naturalne brzmienie tego wzmaka pięknie wchodzi w doły przy odpowiednio rozkręconych gałkach i dobrze dobranym przesterze. Dokładniej chodzi tu o głowę - model VHT Pitbull Ultra Lead 100. Warto również dodać, iż część naszego materiału została nagrana i zrealizowana w gdyńskim Highwave Studio, a część w gdańskim Custom34 (tam np. oprócz wcześniej wymienionych używaliśmy również bardzo interesującego wzmacniacza włoskiej firmy Masotti), trochę tu, trochę tam.
Nowe płyta Absyntii będzie cięższa od Waszego poprzedniego albumu "Korytarze"?
Na pewno będzie to najlepsza płyta w naszym dorobku, zarówno pod względem tekstowym, produkcyjnym jak i muzycznym. Czy cięższa? Myślę, że na pewno. Jest mniej spokojnych momentów (chociaż zdarzają się) niż na poprzednich krążkach, pojawia się za to więcej dynamiki oraz solidnych, spójnych, przemyślanych kompozycji. Sądzę, że wynika to z pewnego doświadczenia, które nabywa się z czasem. Wiemy już dokładniej, co chcemy przekazać ludziom, którzy będą słuchać tej muzyki. Mam nadzieję, że nasz najnowszy album przypadnie do gustu zarówno tym, którzy polubili nas w poprzednim wcieleniu, jak i tym, którzy zdążą nas jeszcze poznać w nowej odsłonie. Pod względem brzmienia, poziomu gry wszystkich instrumentów (łącznie z wokalem) na pewno nie będzie powodów do wstydu, wręcz przeciwnie. Dużo spokojniejsze kompozycje natomiast można usłyszeć w moim solowym akustycznym projekcie o nazwie Pete True, który jest wynikową fascynacji łagodniejszymi brzmieniami spod znaku songwritingu (niedawno światło dzienne ujrzała płyta Pete’a zatytułowana "Hell Flower" - również zachęcam do posłuchania). Absyntia jest obecnie mocną, dobrze naoliwioną rockową maszyną gotową do podboju mniejszych i większych scen w Polsce i nie tylko.
Co było Twoją ambicją, gdy tworzyłeś album "Hell Flower? Jak odnajdowałeś się między procesami twórczymi na ciężki album Absyntii i łagodnością Pete`a True?
Myślę, że dobrze. Dotychczas w twórczości zespołu Absyntia łączyliśmy wspomnianą balladowość i łagodność z mocniejszymi momentami. Od jakiegoś czasu staram się to rozgraniczać. Pete True jest projektem, którego podstawą jest gitara akustyczna. To tak naprawdę pierwszy instrument, od którego zaczynałem swoją przygodę z muzyką jako dziecko i jest to pewnego rodzaju hołd złożony właśnie tego typu brzmieniom. Była to moja wewnętrzna potrzeba jako muzyka żeby stworzyć właśnie taki songwriterski, trochę spokojniejszy album. Zależało mi na tym, żeby krążek "Hell Flower" zawierał muzykę, która przeniesie słuchaczy w świat dobrych, afirmatywnych przeżyć i emocji, a lekko ambientowa otoczka i produkcja całości wywoływała aurę tajemniczości. Są to nastrojowe kompozycje, które powstały wyłącznie na akustyku i właśnie takie założenie towarzyszyło powstawaniu tej płyty od samego początku. Zespół Absyntia natomiast jest obecnie bardzo mocno osadzony w rockowej stylistyce. W naszych najnowszych utworach można usłyszeć różne odcienie szeroko pojętej gitarowej alternatywy, słuchacze odnajdą tutaj również sporo inspiracji spod znaku ostrzejszych brzmień, przestrzenne delaye mieszające się z mięsistymi przesterami, a także psychodeliczne partie instrumentalne oparte często na improwizacjach perkusji, klawiszy i gitar. Kolejną istotną różnicą jest to, że materiał Pete True jest w całości zaśpiewany po angielsku, a Absyntia ma też teksty w języku polskim. Prywatnie jestem zarówno miłośnikiem akustycznych brzmień jak i bardziej rockowych, progresywnych czy wręcz metalowo - hardcorowych klimatów.
A pamiętasz w ogóle, kiedy zaczęła się Twoja miłość do gitary? Jacy twórcy Cię kształtowali na początku i w kolejnych latach, aż po dziś dzień?
To zaczęło się chyba jakoś w 4 klasie szkoły podstawowej. Pamiętam taką sytuację, że za kieszonkowe kupiłem sobie kasetę zespołu Guns’n’Roses "Appetite for Destruction" i słuchałem jej na okrągło, potem były kolejne, które non stop męczyłem w odtwarzaczu. Były to głównie rzeczy typu Led Zeppelin, Bon Jovi, Metallica, Slayer itp. i to był chyba taki pierwszy impuls do tego żeby zacząć grać. Poprosiłem rodziców żeby zapisali mnie na lekcje gitary i potem z roku na rok moje zainteresowanie tym instrumentem rosło. W początkowej fazie uczyłem się u trójmiejskiego multiinstrumentalisty Tadeusza Kassaka, nauczył mnie on sporo na temat gitarowej techniki i teorii muzyki, co przydaje mi się do dzisiaj. W późniejszym okresie miałem kilku lepszych lub gorszych nauczycieli oraz uczestniczyłem w sporej ilości rozmaitych warsztatów poznając krok po kroku różne sposoby gry i spojrzenia na instrument. Sporo tez nauczyłem się sam, korzystając z płyt, książek, a potem też z internetu. W czasach licealnych przeżywałem fascynację muzyką spod znaku hc/crossover ze wskazaniem na cięższe brzmienia (do dziś lubię i słucham np. Faith No More, Deftones, Tool, RATM, Jane’s Addiction oraz wielu innych). Wtedy też w liceum założyliśmy ze znajomymi zespół grający właśnie trochę w tych klimatach. Bardzo miło wspominam te czasy, bo na nasze koncerty oprócz kolegów, pomimo tego że graliśmy naprawdę ostro, przychodziło też sporo ładnych koleżanek ze szkoły i nie tylko, nie wiem czy żeby nas posłuchać czy bardziej żeby się zakumplować, w każdym razie dziś spoglądając wstecz uważam, że były to wspaniały okres w moim życiu, teraz w sumie też nie mogę narzekać. Nauczyłem się wtedy, że granie w zespole, z innymi osobami jest bardzo istotną i przydatną umiejętnością, ponieważ w sposób wyjątkowy kształtuje to warsztat poprzez wspólne dopasowywanie się i słuchanie tego co grają inni. Jest to jeden z tych elementów, które sprawiają, że stajesz się po prostu lepszym muzykiem/instrumentalistą. Ostatnimi czasy przyswajam naprawdę mnóstwo różnych rzeczy, od dziwnych, pokręconych ambientów, przez twórczość takich bardów typu Tim Buckley, Bob Dylan czy Leonard Cohen, przez muzykę filmową, również bardziej wirtuozerskie akcje typu Allan Holdsworth lub Guthrie Govan, czasem jazz, lubię też mocniej brzmiące hybrydy typu Dillinger Escape Plan, melodyjne instrumentale z kręgu post - rocka oraz wiele, wiele innych, cały czas staram się słuchać jak najwięcej różnej muzyki i poznawać nowe rzeczy, chwytać nowe inspiracje. Natomiast gdyby ktoś kiedyś mnie zapytał jaki jest mój ulubiony gitarzysta wszech czasów to odpowiedziałbym bez chwili namysłu, że Jimmy Page, czyli trochę czym skorupka za młodu - od lat podziwiam tego instrumentalistę za niesamowite wyczucie kompozycji, genialne riffy i solówki.
Oprócz tego, że aktywnie grasz, to także nauczasz gry na gitarze - jak oceniasz, gitara to wciąż atrakcyjny instrument dla młodych ludzi w erze popularności niegitarowej muzyki?
Na podstawie własnego doświadczenia, sądząc po sporej ilości młodych, zdolnych osób chcących nauczyć się gry właśnie na tym, a nie innym instrumencie, uważam że na pewno jest atrakcyjna. Gitara jest instrumentem stwarzającym całe mnóstwo możliwości. Wiadomo, że z jednej strony jeżeli chodzi o muzykę około rockową można oprzeć się na nieśmiertelnych klasykach gatunku takich jak Led Zeppelin, J. Hendrix itd., z pewnością warto to poznać, ale to wcale nie musi oznaczać końca "podróży" bo w każdej chwili można zawsze poszukać swojego indywidualnego brzmienia i stylu, zbudować własny muzyczny świat oparty o piękno sześciu strun, które w mojej opinii tak naprawdę nigdy nie zostanie do końca wyeksplorowane i zdewaluowane. Prywatnie słucham mnóstwo gitarowej muzy i co chwile natrafiam na coś interesującego, na rzeczy inspirujące, nieraz zmuszające do spojrzenia na dźwięki w nieco inny sposób. Gitara to wspaniały, bardzo kolorowy temat, polecam każdemu. Tak naprawdę samemu ucząc innych, staram się otworzyć swoich kursantów na różną muzykę, być może czasem nakierować młode osoby na właściwe tory polecając im odpowiednich wykonawców, opracowując ciekawe kompozycje, których wcześniej nie znali. Oczywiście zapraszam wszystkich zainteresowanych na moje zajęcia, do szkoły gitarowej Silver Guitar School, która mieści się w Gdańsku Osowej.