Mietek Jurecki
Z twórcą i kierownikiem artystycznym Solo Życia rozmawiamy o ósmej edycji tego festiwalu, o wartości muzyki i jej tworzeniu, o życiowej pasji i operze. Rozmawia: Wojtek Wytrążek Skąd wzięła się idea konkursu i festiwalu Solo Życia?
Jest wiele młodych i zdolnych osób, o których świat się nigdy nie dowie, bo nie mają możliwości pokazania swoich talentów. Jest wiele konkursów i przeglądów dla zespołów, dla wokalistów oraz dla solistów muzyki poważnej, czy muzyków jazzowych. Solo Życia przeznaczone jest dla solistów tzw. Muzyki rozrywkowej. Jest to prawdopodobnie jedyny tego typu festiwal na świecie. Pomagamy młodym muzykom, nie składamy obietnic bez pokrycia, więc wynika z tego coś dobrego dla muzyki.
Po siedmiu latach są też konkretne wyniki...
Mateusz Owczarek, który wygrał Solo Życia w 2010 r. został zaproszony przez Zbyszka Hołdysa do jego nowego zespołu i w ten sposób coś się dla niego zaczęło. Wystąpił na wielu koncertach, a gdy pięknie zagrał na Festiwalu im. Ryśka Riedla, byłem dumny z tego, że jest jakby „naszym dzieckiem”. Bartek Woźniak,który był laureatem Solo Życia w 2007 r., w ubiegłym roku wygrał Śląski Festiwal Gitary Elektrycznej ex equo z Danielem Wręczyckim, który był u nas drugi w 2008 r. Bartek Jończyk wygrał śląski festiwal w 2010 r.; u nas był cztery razy w finale, trzy razy zajął II miejsce – teraz gra w zespole Wanda i Banda. Docelowo chodzi o to, żeby laureaci naszego festiwalu w przyszłości profesjonalnie zajmowali się muzyką. Cieszą więc sukcesy naszych laureatów. Tomek Rząd gra z Piaskiem, Mateusz Owczarek z Hołdysem, Piotrek Koszałka i Bartek Jończyk zagrali z Julą na Top Trendy, itd. Ich przykłady świadczą o tym, że można żyć z muzyki grając ją nie tylko na weselach.
Wiadomo, że nie jest to łatwe...
Ale możliwe! Ja blisko czterdzieści lat utrzymuję się tylko z muzyki. Życzę tego każdemu muzykowi. Taka sytuacja jest możliwa na całym świecie. Podejrzewam, że nawet u Eskimosów jest podobnie. Jeśli gość w futrze gra na kle morsa najlepiej w igloo, to pewnie też dostaje za to od wielbicieli trochę tranu (śmiech).
Kto w tym roku zagra na Solo Życia?
Pierwszego dnia, 31-08-2012, na błoniach przy Zamku w Lublinie oprócz występów laureatów zaprzyjaźnionych festiwali usłyszymy Elżbietę Mielczarek – królową polskiego bluesa, która zaśpiewa nowe piosenki z wydanej w tym roku płyty. Ostatnim wykonawcą pierwszego dnia festiwalu będzie Grzegorz Skawiński prezentujący materiał z solowej płyty Me and My Guitar. Drugiego dnia, oprócz zwycięzców festiwali lubelskich, swój recital będzie miał Samuel Owczarek - laureat ubiegłorocznego Solo Życia i Wojtek Pilichowski z nowym projektem Pi-Electro Step – to jest nieprawdopodobna muzyka. Ciężko mnie namówić żebym poszedł na koncert jakiegoś wykonawcy dwa razy, a na koncercie Wojtka byłem już trzy razy i będę po raz czwarty na Solo Życia! Festiwal zamknie koncert Leszka Cichońskiego i Stana Skibby. Oczywiście najważniejszym punktem będzie konkurs i odczytanie werdyktu.
Festiwal rozwija się, co widać też w sferze technicznej oraz w ilości i jakości nagród.
Nagroda ZAiKS-u w tym roku to dwukrotność nagrody ubiegłorocznej, czyli 10000 złotych. Pozostali fundatorzy również zwiększają wartość swoich nagród, ponieważ doceniają sens naszego konkursu. Jestem bardzo wdzięczny wszystkim fundatorom nagród, sponsorom, współorganizatorom i członkom Stowarzyszenia Solo Życia. Dzięki nim możemy wspólnie pomagać młodym ludziom. Gdy ja zaczynałem muzykowanie, było ciężko, ale dzisiaj młodzi wcale nie mają łatwiej. Jedynym plusem jest znacznie lepszy dostęp do sprzętu i materiałów edukacyjnych. Mają jednak nikłe możliwości pokazania swojej twórczości. Gdzie na przykład można zaprezentować muzykę instrumentalną?
Z czego wynikają te problemy?
Tak jak w kinach panuje monopol filmów amerykańskich, tak w radiu i telewizji jest monopol zagranicznej muzyki. Oprócz dzieł wybitnych, wartościowych i ciekawych, wpychają nam masę chłamu. Sytuacja wygląda tak, jakby jacyś dywersanci chcieli zniszczyć polską muzykę. Za wyjątkiem paru audycji autorskich, nikt już nie mówi jaki jest tytuł piosenki, kto ją wykonuje, kto ją skomponował, kto napisał słowa. W ubiegłym roku nadawcy radiowi głośno zaprotestowali w świętym oburzeniu, gdy Unia Europejska wymogła na nas podniesienie minimalnego dobowego czasu antenowego audycji słowno-muzycznych w języku polskim z 30 na 33 %. W Niemczech jest 60 %, we Francji 75 %, nie mówiąc o innych krajach np. Egipcie czy Tunezji, gdzie ciężko kupić jakąś zachodnią płytę. Oni mają swoją muzykę, kulturę którą kochają, i nie widzą powodu, aby wspierać biednych artystów zagranicznych. Nie chciałbym aby na antenach radiowych emitowano wyłącznie nagrania polskie, ale jak powiedział Aleksander Fredro: znaj proporcją, mocium panie.
Jaką wartość ma piosenka?
W momencie powstania ma wartość tylko dla kompozytora i autora tekstu – tylko oni i ewentualnie ich rodziny uważają, że to jest najpiękniejsze dzieło na świecie. Dla pozostałych ludzi ta piosenka nie ma żadnej wartości dopóki nie dowiedzą się o jej powstaniu i o tym, że być może im się podoba. Kiedyś najważniejsza była muzyka teraz tzw. „znawcy problemu” przeprowadzają kalkulacje finansowe, tzw. „badania piosenek” i inne zabiegi, które powinny pomóc im sprzedać piosenkę jak worek ziemniaków. Wskutek tego w historii muzyki pierwszy raz mamy do czynienia z sytuacją, gdy młode pokolenie nie pluje na muzykę swoich rodziców. Młodzi ludzie przychodzą do mnie i mówią: „Panie Mietku, zazdrościmy Panu, że żył Pan w czasach, kiedy muzyka była najważniejsza”. Mamy 2012 r. a dzieci ze szkół podstawowych wykonują piosenki Perfectu, Lady Pank i Kabaretu Starszych Panów. W czasach mojej młodości starsi słuchali Ireny Santor, Mieczysława Fogga czy Orkiestry z Chmielnej, ale ja nigdy nie chciałem tak grać!. Byłem zafascynowany Czerwonymi Gitarami a potem Beatlesami, Stonesami, Led Zeppelin itd. Dodatkową smutną rzeczą dotyczącą polskiej piosenki jest fakt, że polski wykonawca musi żebrać i dobijać się do zamkniętych medialnych drzwi, by móc zaprezentować swoją twórczość. Na niestrudzonym Marku Sierockim z muzyczną migawką w Teleexpresie i telewizjach śniadaniowych praktycznie możliwości się kończą.
W wielu profesjach ludzie korzystają z tego, co wywalczą związki zawodowe...
Wiadomo, że twórcy i wykonawcy nie pójdą palić opon pod Sejmem i nie ma w Polsce związku zawodowego zrzeszającego wyłącznie muzyków tzw. „rozrywkowych”.
W jakich organizacjach działasz, oprócz bycia Prezesem Stowarzyszenia Solo Życia?
Jestem członkiem Zarządu Sekcji Muzyki Rozrywkowej Stowarzyszenia Autorów ZAiKS, a w Stowarzyszeniu Artystów Wykonawców Polskich (SAWP) jestem członkiem Komisji Rewizyjnej. Należę również do Związku Autorów i Kompozytorów Rozrywkowych (ZAKR) i do paru innych organizacji.
Domyślam się, że praca w tych gremiach zajmuje Ci sporo czasu.
Jestem przede wszystkim czynnym muzykiem, więc nie mogę bez reszty poświęcić się tylko pracy społecznej w tych instytucjach i przy organizacji festiwali. Każdą rzecz staram się robić dobrze, albo jej nie robić. Kocham muzykę i cieszę się, że przez swoją twórczość mogę ludziom dawać radość. To jest dla mnie najważniejsza rzecz na świecie, zresztą opowiadam o tym na swoich koncertach solowych. Mówię do ludzi nie jak gwiazda z chorym ego, lecz jak normalny człowiek i mam nadzieję, że odbierają mnie jako faceta, który nie do końca jest wariatem, że parę szarych komórek to chyba jednak ma…
Gdzie gra Ci się najlepiej?
W klubach, ponieważ tam nie ma kitu. Na stadionie są barierki, odległość, nie ma kontaktu z widzami, można wiele rzeczy udawać. W klubie się nie da np. oszukiwać, że „gramy”, podczas gdy leci playback, bo tam od razu takiego zawodnika zdejmą ze sceny. Nie da się również oszukać emocji i zaangażowania – koncert klubie jest prawdziwy.
Jaki rodzaj pracy z muzyką jest dla Ciebie najpiękniejszy?
Etap powstawania płyty, bo wtedy są największe nadzieje, oczekiwania, emocje i jednocześnie jest to moment wiary w możliwość wykorzystania kolejnej muzycznej szansy. Lubię komponować i emocjonuje mnie proces tworzenia muzyki, szczególnie, gdy wymyślę coś, co mnie samego zaskakuje. Zazwyczaj nagrywam sam, ale w końcu nagranie trafia do ludzi.
Ponad 300 płyt, do których powstania przyczyniłeś się w różny sposób, to dorobek mówiący sam za siebie.
W porównaniu z wynikiem Tommy'ego Denandera to niedużo. Natomiast na wielu płytach zagrałem nie tylko na gitarze basowej, ale na wszystkich instrumentach, dośpiewałem chórki, skomponowałem i zaaranżowałem wszystkie piosenki. Wokalista nagrał jedynie główny wokal. Tak było m.in. z płytami Felicjana Andrzejczaka i z płytą Marcina Klimczaka (kiedyś z zespołem Magma nagrał słynny przebój Aicha). Płyta wyszła 22 czerwca i zachęcam do posłuchania, bo jest fajna i jestem z niej dumny.
Jak powinno się nagrywać?
Kiedyś nagranie piosenki trwało tyle, ile trwała piosenka, a nagrywający wiedział, czego chce i szukał jedynie odpowiednich wykonawców. Ja nagrywam od kilkudziesięciu lat tak samo - od początku do końca. Nigdy nie kopiuję w komputerze zwrotek czy zagrywek, bo to zabija emocje. Niektórzy przez trzy miesiące nagrywają 128 śladów a potem w osłupieniu słuchają, że np. u Stinga są tylko cztery nieskomplikowanie grające instrumenty i wokal, a efekt jest piorunujący. Tym się różni piękno muzyki od teorii zaciśniętych zębów i chęci spowodowania czegoś za wszelką cenę.
Takich utworów słucha się z przyjemnością, bez względu na ich wiek.
I nie wyrzucisz takiej płyty, bo jest dobra. Ja zawsze staram się wyobrazić sobie, jak dany utwór zagrałby zespół na koncercie. Możliwości techniczne niestety często zabijają muzykę. Do tego czasy są bardzo dziwne. Ludzie są zasypywani lawiną nieistotnych rzeczy, które zabierają czas i emocje, a w gruncie rzeczy nie mają żadnego znaczenia.
Nad czym ostatnio pracowałeś?
Skomponowałem operę. Libretto napisał Jacek Kęcik a teksty utworów śpiewanych Tomasz Pohl – laureat konkursu Pióro Poetów, odbywającego się we Wrześni. Od strony menedżerskiej projektem zajął się Rysiek Adamus.
Dlaczego akurat opera? Jak do tego doszło?
Część pomysłów miałem przygotowanych, bo kiedyś chciałem zrobić recital dla tenoru operowego. Dopisałem resztę i puściłem to Ryśkowi. Stwierdził, że jest to piękne i teraz trzeba się postarać, żeby tego nie popsuć. Zaniósł materiał do agencji, która sprowadzała do Polski Andrea Bocelliego. Tamci powiedzieli, że wchodzą w to, ale interesuje ich nie recital lecz opera. Bałem się, że to mnie przerośnie, ale Rysiek przyprowadził Jacka Kęcika, który reżyserował festiwale w Sopocie i Opolu a teraz pracuje z Filharmonią Dowcipu i Benka Chmielarza – dyrygenta tejże Filharmonii. Posłuchali i powiedzieli, że zrobimy to, więc musiałem odstawić inne projekty i dokomponować trochę muzyki. W międzyczasie powstawała cała historia. Jacek przysyłał kolejne akty, ja dopasowywałem utwory a jeśli czegoś brakowało, tworzyłem nowe. Następnie materiał ten dostawał autor tekstu. Jest jeszcze wiele rzeczy do poprawienia. W sytuacji kompozytorskiej nie może być plagiatu, więc jeśli mam jakiekolwiek wątpliwości, od razu taki fragment wyrzucam. Docelowa aranżacja będzie nie tylko moja, bo pisząc utwory i nagrywając demo nie wiedziałem dokładnie, jakim instrumentarium będę dysponował, ani gdzie to będzie grane.
Kto będzie śpiewał partie solowe?
Główną rolę męską zagra Cristiano (Krystian Krzeszowiak) – tenor polskiego pochodzenia, solista najsłynniejszego teatru operowego La Scala w Mediolanie. Partie żeńskie zaśpiewa Marta Zalewska – znakomita wokalistka, skrzypaczka i basistka, grająca też na basie bezprogowym. Jestem pod wielkim wrażeniem ich możliwości wokalnych. To również dodało mi skrzydeł do dalszej pracy. We wrześniu wprowadzimy do Filharmonii Dowcipu pierwszy utwór na ten powalający duet, potem kolejne i dopiero potem całą operę. Benek Chmielarz jest świetnym aranżerem. Byłem na paru koncertach i jestem zachwycony tym, że będę miał możliwość grania z tą orkiestrą. Nie każdy ma taką możliwość.
Czy to będzie Twoje Solo Życia?
Być może. Muzycznie jest to doświadczenie, którego wcześniej nie przeżyłem. Ale to nie wszystko. Na pytanie, „która twoja płyta jest najlepsza?”, zawsze szczerze odpowiadam: ta, którą nagram. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jestem w wieku, w którym pewne możliwości kończą się z różnych powodów. W ubiegłym roku dostałem Nagrodę Kulturalną Miasta Lublin za całokształt twórczości, ale nie mam zamiaru skończyć swojej pięknej przygody z muzyką.
Czym jest dla Ciebie muzyka?
Najważniejszą rzeczą na świecie, dzięki której żyję i mogę się uśmiechać. Nawet moja rodzina wie, że z muzyką nie mają szans (śmiech).
W takim razie co jest najważniejsze w pracy z muzyką?
Najważniejszy jest sens – dla kogo i po co to robię? Jeżeli ktoś dzwoni i mówi, żebym wymyślił jakąś piosenkę, to od razu pytam: Jaka to ma być piosenka? O czym? Kto to ma zaśpiewać – facet czy dziewczyna? Myślę o tym i zawsze mam pod ręką dyktafon albo kartkę papieru, żeby zapisać szybko kolejną melodyjkę. Niezależnie od tego czy to partia podkładowa, czy solówka, najpierw zastanawiam się, co to ma spowodować w utworze. Czy ma to być wypełniacz, bo czegoś brakuje? A jeśli brakuje, to dlaczego? Nie zadaję pytania co jest w aranżacji ważniejsze. Wszystko jest ważne. Jeśli nie jest ważne, to po co to nagrałem?