Krzysztof Ścierański

Wywiady
2011-10-21
Krzysztof Ścierański

"W pewnej chwili, wszyscy muzycy spojrzeli w kierunku bębniarza, którego już tam nie było. Po chwili usłyszeliśmy dźwięk stopki. To nasz leżący bohater walcząc do końca grał... rękami na tym, co było w ich zasięgu. Na stopach..." O swoich "przejściach" z bębniarzami opowiada Krzysztof Ścierański... Rozmawia: Wojtek Andrzejewski Na basie nauczył się pan grać sam. Czy dla Krzysztofa Ścierańskiego dobry perkusista może być samoukiem? Czy honoruje pan tylko bębniarzy z dyplomami?

Perkusja jest najtrudniejszym instrumentem. Granie muzyki z właściwym pulsem to trudna sztuka. To od perkusisty zależy, czy jakiś utwór będzie brzmiał dobrze czy źle. Wiedza muzyczna jest bardzo potrzebna zawsze, ale bywają przypadki kiedy talent, intuicja, muzykalność i ciężka praca dają wspaniałe efekty.

Żartobliwie o perkusistach mówi się, że to jeszcze nie muzyk, ale już nie techniczny. Dobry bębniarz to pana zdaniem jaki?

Wszystko zależy od rodzaju muzyki, jaką mamy zagrać. Tak, jak w innych dziedzinach, w muzyce występuje ścisła specjalizacja. Są perkusiści, grający wspaniale muzykę jazzową, ale nie lubiący grać rytmów latynoskich. Słyszałem Kubańczyków, którzy bardzo śmiesznie grali funk. Odpowiadając na pytanie - dobry bębniarz to taki, który w danym gatunku muzycznym porusza się, jak ryba w wodzie. Czyli może zagrać jakiś kawałek na wiele różnych sposobów. Jako basista lubię grać z bębniarzami, którzy uważnie słuchają pozostałych muzyków i reagują na to, co dzieje się np. w solówce gitarzysty, nie tracąc pulsu utworu.

Jakich manier u perkusistów pan nie lubi i dlaczego?

Nie lubię bardzo głośno grających bez uzasadnienia. Są małe kluby, w których nie można grać głośno, a perkusja jest najgłośniejszym instrumentem. W takich miejscach perkusista musi się wykazać. Nie dość, że każą mu grać "ryżowymi" pałkami lub miotełkami, to jeszcze musi dobrze brzmieć i znakomicie pulsować. To jest trudne. Nie lubię perkusistów pijących w trakcie grania...

Zdarzyło się tak, że któryś z moich kolegów po pałce w sposób szczególnie niezapomniany wkurzył pana tak dogłębnie, że do dziś nie jest pan w stanie tego zapomnieć? Możemy nie wymieniać nazwiska, lecz epizod mile widziany...

Zdarzyło się kiedyś w pewnym znanym zespole. Perkusista był raczej pijący. Był to koncert z udziałem wielu wykonawców. Rozpoczęcie koncertu zespołu, o którym mowa opóźniło się bardzo, jak to na takich imprezach bywa. W trakcie oczekiwania ów perkusista wprowadzał się w nastrój dość długo... Kiedy zaczęli grać, już po kilku taktach nie było słychać bębnów. Wszyscy grający spojrzeli w kierunku bębniarza, którego za nimi nie było. Po chwili wszyscy usłyszeli dźwięk stopki. A to leżący nasz bohater walcząc do końca grał rękami na tym, co było w ich zasięgu, czyli na stopce...

Z jakimi perkusistami lubi pan współpracować i dlaczego?

Lubię grać z perkusistami, którzy potrafi ą coś wykreować, zainspirować mnie, zaskoczyć czymś wyjątkowym. Bardzo wysoko cenię tych, którzy świetnie grają z klikiem. W mojej muzyce ta umiejętność jest konieczna...

Jakie metody pracy perkusisty z basistą zaleciłby pan muzykom młodym stażem? Co i jak robić, by sekcja stawała się doskonała?

Ćwiczenie z metronomem lub maszyną perkusyjną. Nagrywanie prób i koncertów - to wiele wyjaśnia...

Grał pan z topowymi nazwiskami polskich i zagranicznych bębnów. Dąbrówka, Luty, Kuczyński, Wertico i wielu innych znanych lub mniej znanych, ale świetnych muzyków sesyjnych. Jak scharakteryzowałby pan ich style gry okiem lub uchem basisty? Jakie na scenie są ich bębny? Poprosimy z nazwiskami...

Lubię grać z nimi wszystkimi, bo wiem, że zagrają świetnie, każdy na swój sposób. Wszystko zależy od tego, co mamy zagrać... Gdyby nie oni to musiałbym grać moją muzykę tylko z maszynami perkusyjnymi. Mam dziwne spostrzeżenie. Grałem z perkusistą zespołu Living Colour i to, co grał było na wysokim poziomie, ale nic poza... Ten gość gra, moim zdaniem, genialnie sambę. Bardzo podoba mi się, jak Gregg Bissonette gra latin...

Jacy zagraniczni lub krajowi bębniarze są dla pana inspiracją i dlaczego? Z kim chciałby pan zagrać?

Jest wielu perkusistów, którzy zrobili na mnie olbrzymie wrażenie. Wśród nich jest Buddy Rich, Gene Krupa, Elvin Jones, Steve Gadd, Vinnie Colaiuta, Eric Gravatt, Peter Erskine i mnóstwo innych. Każdy z nich grał lub gra w niepowtarzalny i charakterystyczny sposób. Wiele lat temu byłem na koncercie Airto Moreiry, to było niesamowite. Grał solo ok.15 minut na tamburinie i to było fascynujące. Airto uświadomił mi, że można grać bez całego zestawu perkusyjnego, tworząc znakomity puls i pełnie brzmienia. Lubię bębniarzy z kręgu Gospel Chops - np. Aaron Spears. Słyszałem na żywo kilka razy Robby Amina, który genialnie grał tzw. latin jazz. Bardzo lubię latynoskich perkusjonistów np. Giovanni Hidalgo (timbalesy). W zespołach Joe Zawinula zawsze grali świetni perkusiści. Wśród nich był Paco Sery, znałem go z koncertów francuskiego zespołu Sixun. On grał wspaniały puls. Kilka lat temu wracaliśmy z Benkiem Maselim z Normandii. Było późno, jak to po koncercie. W radio usłyszeliśmy jakąś afrykańską grupę. Grali 12/8 tak, że nigdy tego nie zapomnę. Fala radiowa zanikała, a my nigdy nie dowiemy się, kto tak wspaniale zagrał...

Z perkusjonistami ma pan świetny kontakt na scenie. Widziałem podczas koncertu Yankel Band, gdzie grał pan z Thomasem Celiz Sanchezem. Wielu muzyków dzieli perkusistów i perkusjonistów na dwa różne światy pulsu. Jak jest u pana?

Ja nie dzielę perkusistów tak, jak w pytaniu. W niektórych utworach lepsze byłyby przeszkadzajki, w innych bębny, a w innych i bębny, i przeszkadzajki. W muzyce Yankel Band, która jest dość subtelna nie ma miejsca dla perkusisty grającego na pełnym zestawie. Oczywiście, jest to możliwe, ale ta muzyka straciłaby swój charakter.

Która z pańskich płyt jest najciekawsza pod kątem perkusji i dlaczego?

Nie umiem ocenić moich płyt w taki sposób. Ocenę pozostawiam słuchaczom. Oczywiście, są utwory lub jakieś fragmenty, które mi się podobają, najczęściej jednak w swoich kawałkach słyszę swoje błędy.

Gra pan od lat 70. Jak od tamtego czasu pańskim okiem i uchem zmieniały się bębny? Jak zmieniali się bębniarze jako technicy?

W latach 70 chodziłem na wszystkie koncerty Niemena z SBB, a Jurek Piotrkowski był dla mnie najlepiej brzmiącym perkusistą. Miał stare Ludwigi, nisko nastrojone i na nagłośnieniu brzmiało to wspaniale. Potężne kotły i stopa, krótki werbel to było "TO"w tamtych czasach. Nie lubiłem brzmienia jazzowych perkusistów. Było jakby niedopracowane, przypadkowe. Pewnie zasługa tego odbioru leży też po stronie ówczesnych dźwiękowców... Jazzmani skupiali się na tym, co grają a brzmienie traktowali po macoszemu. Może się mylę, ale tak zapamiętałem tamte czasy. Pamiętajmy, że w tamtych czasach nie było dobrych instrumentów. Kilku profesjonalistów miało prawdziwe bębny, a cała reszta grała na Everplayach, podrasowując brzmienie zdobytymi gdzieś firmowymi naciągami i plastrami z apteki. Dostęp do literatury był również bardzo ograniczony. Obecnie dostęp do wiedzy fachowej i do instrumentów jest nieograniczony. Współcześni perkusiści mają lepsze przygotowanie - grają lepiej technicznie i grają równiej niż ich starsi koledzy grali kiedyś. To o polskich realiach. Znałem muzyków zagranicznych głównie z płyt i podobali mi się perkusiści, którzy wyróżniali się czymś spośród innych np. sposobem grania i brzmieniem. Cobham na płycie zespołu Dreams - to było coś nowego. Mike Clarck na Head Hunters, Joe Morelo (Take FIVE), Eric Gravatt z Weather Report, Tower of Power (Dave Garibaldi). Lubiłem brzmienie werbla i stopy w LED Zeppelin. Co do współczesnych - lubię Briana Blade’a, którego znam z wielu nagrań m.in. z Joni Michell i Wayne Shorterem. Bardzo cenię grę Vinniego Colaiuty...

Spotkaliśmy się w Łodzi na koncercie legendarnej formacji dla polskiego Jazzu - Laboratorium. Mówił pan, że w niektórych klubach czuje się pan jak debiutant. Proszę rozwinąć myśl...

W kilku klubach, w których grywałem od wielu lat zdarzyło się ostatnio, że podczas rozmowy na temat mojego ewentualnego koncertu poproszono mnie o "demo". Osoba zajmująca się organizacją koncertów poinformowała mnie jednocześnie, że zapłaci, ale mało. Z moich wyliczeń wynika - żeby zagrać z kwartetem np. "Colors" musielibyśmy dopłacić do tego grania po ok. 250 zł każdy. Młodzi organizatorzy nie muszą mnie znać, bo nie występuję w TV. Muzyka instrumentalna zniknęła z telewizji i bardzo rzadko prezentowana jest w radio, a przecież fanów jazzu i muzyki około jazzowej jest wielu, co potwierdza liczba słuchaczy na takich koncertach. Jesteśmy świadkami pogłębiającego się wciąż kryzysu mediów publicznych.

Wielu czytelników chciałoby zagrać z panem na scenie. Zapytam wprost. Jakie mają szanse? W jaki sposób muszą pukać do pana drzwi? W jaki sposób "łowi" pan nowe talenty?

Ostatnio grałem w klubie Oko w Warszawie. Po moim występie był jam session, na którym grało mnóstwo świetnych muzyków młodego pokolenia. Ja również grałem i bardzo mi się podobało. Jeżeli ktoś gra dobrze to od razu słychać, jeżeli będzie się rozwijał to wcześniej czy później będzie grał w znanych zespołach, a to oznacza, że najprawdopodobniej będzie go można zaprosić do jakiegoś wspólnego muzykowania. Muzyczne talenty same wypływają na powierzchnię. Patrząc wstecz mam wrażenie, że przypadek decydował o tym, kto i kiedy weźmie udział w jakimś projekcie muzycznym.

(wywiad przedrukowany z magazynu Perkusista)