Laurent (Madison Affair)
Madison Affair szturmem wdziera się do czołówki europejskiego metalcore. Nietuzinkowe połączenie elektroniki i dubstepu kojarzyć się może z Attack Attack czy Enter Shikari, ale ta berlińska grupa ma swój własny patent na aranż. Poniżej zapis rozmowy z Laurentem, basistą zespołu. Rozmawia: Grzegorz Pindor Hej! Na początek przedstaw się.
Cześć! Nazywam się Laurent i gram na basie w Madison Affair z Berlia. Gramy mix post-hardcore’a, elektro i dubstep. Jest nas piątka – jesteśmy młodzi i piękni (śmiech).
Do Twojego zespołu przyległa arcygłupia i obelżywa łatka crabcore. Jak Ty się zapatrujesz na ten piękny epitet? (śmiech) I czy kapele takie jak Attack Attack sa dla Was inspiracją?
Zdecydowanie w ogóle nas to nie rusza. Swoją drogą, to śmieszne, że cały rzekomy nowy gatunek metalcore’a wziął się od groteskowego ruchu na scenie w czasie breakdownów. Co się tyczy tego typu zespołów, to zarówno Attack Attack czy Woe is Me są w kręgu naszych zainteresowań. Poza tym, to niemożliwe by nie słuchać kapel grających podobną muzykę do Twojej i vice versa. Lubimy to i tyle.
Mimo, iż jesteście atrakcyjni muzycznie, to metalowcy stoją w opozycji choćby z racji na image. To dziwne zjawisko jest bardzo widoczne w Polsce. Jak jest w Niemczech? Przyciągacie na koncerty metalowców?
Stary, tutaj jest tak samo. Zupełnie tego nie rozumiem. To nawet nie wymaga wielkiej otwartości, po prostu innego spojrzenia na muzykę i ludzi, którzy ją wykonują. Ale, zdarza się, że metalowcy przychodzą na nasze koncerty i kupują płyty. To miłe!
Jak odbywa się proces tworzenia utworów w Madison Affair? Za całokształt odpowiedzialni są Yuri i Timo?
Mamy komfort posiadania mini studio nagraniowego we własnej sali prób, więc kiedy któryś z nas ma jakiś pomysł od razu możemy go zrealizować. W zespole panuje pełna demokracja, więc każdy ma swój wkład w to co robimy.
Niedawno zagraliście kilka koncertów w Polsce. Niestety, promotor zawiódł na całej linii. Jednakże, mam nadzieję, że zapamiętacie mój kraj tylko z dobrej strony.
Pewnie. Nie chcę wyciągać na wierzch sprawy z polskim promotorem, z tego co wiem, sami dobrze się nim zajęliście na facebooku i portalach. W każdym bądź razie, z pewnością do Was wrócimy!
„Teenage Time’’zostało nagrane i wyprodukowane w Waszym studio z Simonem (perkusistą Madison Affair – przyp.red) za konsoletą. Przyznam, że Simon odwalił kawał naprawdę profesjonalnej roboty.
Dzięki za komplement! Wszyscy – z nim włącznie, jesteśmy dumni i wdzięczni za takie warunki. Mieliśmy wystarczająco dużo czasu aby zrealizować wszystkie pomysły, więc – co nie często się zdarza, powiem, że jestem w 100 % zadowolony z „Teenage Time’’.
Jakiego sprzętu używasz?
Niczego specjalnego (śmiech). W studio nagramy na PC w interfejsem echo przez 73 preamp, do tego monitory studyjne KRK ROKIT, a do tego cała oprogramowania i pluginów. Na żywo korzystamy z Marshalli i Engli, zestawu bębnów Sonor, a elektronika i tła lecą z mp3.
Zespoły z Niemiec na które powinniśmy zwrócić uwagę?
Zdecydowanie Bionic Ghost Kids!
Najlepszy album w 2011 roku?
Memphis May Fire – The Hollow Protest The Hero - Scurrilous
W swojej muzyce mocno wykorzystujecie dubstepowe elementy oraz całą gamę elektroniki. Według Ciebie kto ciągnie ten nurt do przodu, i co myślisz o współpracy Korna m.in. ze Skrillexem?
Najlepszy producent to na chwilę obecną Dj Seed z UK. Genialny artysta, który zdecydowanie wyróżnia się spośród wszystkich, skomercjalizowanych producentów. Co do nowego albumu Korna, to faktycznie coś innego, ale niestety, również nic specjalnego. Jest ok., ale bez przesady. Nigdy nie byłem fanem Korna, ani Skrillexa, więc zupełnie mnie to nie rusza (śmiech)
Plany na przyszły rok?
Nowy album i koncerty. A czego innego się spodziewałeś? (śmiech)
Sam nie wiem! Dzięki za wywiad. Do zobaczenia.
Pozdrawiam czytelników Magazynu Basista. Do zobaczenia wiosną!