Sławomir 'Mortifer' Kusterka

Wywiady
2011-10-03
Sławomir 'Mortifer' Kusterka

Hate to kolejny, po Vader, Behemoth i Decapitated, polski zespół metalowy, który zyskuje coraz większą popularność poza granicami naszego kraju. Z basistą formacji Sławkiem Kusterką rozmawialiśmy o coraz śmielszych poczynaniach grupy na światowych scenach i jego technice gry. Rozmawia: Jacek Walewski Pamiętasz jak zaczęła się Twoja przygoda z gitarą basową?

Jasne – był to poniekąd przypadek. Było to w 2004r. Poznałem kilku ludzi, którzy szukali do swojego zespołu basisty. Grałem wtedy na gitarze, więc uznałem, że skoro daje sobie radę z sześcioma strunami, mogę spróbować również na czterech! Zespół nosił nazwę Zero Signal. Po kilku próbach okazało się, że sprawdzam się jako basista i, co jest równie ważne, tworzyliśmy zgraną ekipę ludzi chcących coś wspólnie osiągnąć. Od tego epizodu skupiłem się na ćwiczeniach na gitarze basowej.

Pamiętasz, co sprawiało Ci na początku największą trudność?

Gdy zacząłem przymiarkę do gitary basowej, największym problemem była dla mnie grubość strun oraz dość duży odstęp między nimi. Dla kogoś, kto od kilku lat gra na gitarze, jest to niełatwa sprawa przyzwyczaić się do tego typu rozstawu. Było to dla mnie coś zupełnie nowego, ale szybko przestało robić dla mnie różnicę. Jak do większości rzeczy i do tego można się przyzwyczaić. Grubość strun również w tym momencie nie jest żadną przeszkodą, a wręcz czasami ciężko mi przerzucić się na cienkie struny od elektryka.

A jakich strun obecnie używasz?

Aktualnie używam strun firmy Ernie Ball, z którą od jakiegoś czasu jestem związany endorsmentem. Używam strun 055-110, więc stosunkowo niezbyt grubych. Jestem naprawdę w pełni usatysfakcjonowany z ich klarownego i potężnego brzmienia. Idealnie nadają się do muzyki, jaką gramy. Równie dobrze sprawdzają się na scenie jak i na nagraniach w studiu.

Na jakim zaś sprzęcie obecnie grasz i na jakim zaczynałeś?

Od dłuższego czasu gram na instrumencie firmy LTD model TA – 200. Jeżeli chodzi o piec to jest to AMPEG SVT – 3 PRO do tego używam rackowego przedwzmacniacza firmy SANSAMP. Zaczynałem grać na instrumencie firmy Jackson, ale szybko się przerzuciłem na Dean'a. Przez jakiś czas używałem Yamahy następnie instrumentu firmy Cort, aż w końcu zdecydowałem się na LTD. Co do wzmacniaczy basowych to nie ma sensu wymieniać wszystkich – najbardziej pasuje mi brzmienie Ampega.

Na gitarze basowej grasz głównie kostką czy palcami?

Zdecydowanie wolę grać kostką. Uważam, że dźwięk uderzony z kostki jest bardziej selektywny, ale jest to po prostu moje zdanie. Część numerów Hate gram palcami. Cały czas szlifuje swoje umiejętności i staram się nie ograniczać do jednego stylu gry. Jest to dla mnie wciąż stosunkowo nowy instrument, różniący się od zwykłej gitary, od której, jak wspominałem, zacząłem swoją przygodę z muzyką. Non stop uczę się czegoś nowego, jeżeli chodzi o technikę gry na basie.

Miałeś czy masz do dziś jakiś basowych idoli?

Nigdy nie fascynowałem się aż na tyle basem, aby szukać tzw. „idoli”. Odkąd zacząłem sam grać na tym instrumencie i zwracać bardziej uwagę na partie basowe w muzyce mogę powiedzieć, że mam kilku faworytów. Jednym z nich jest Justin Chancellor z Tool. Uwielbiam również styl i brzmienie Steve'a Harrisa z Iron Maiden. Ich sposobu grania nie da się pomylić z żadnym innym. Innym, równie charakterystycznym basistą, którego naprawdę doceniam, jest Flea z Red Hot Chili Peppers. Jednak nie mogę ich nazwać idolami gdyż, gram zupełnie inną stylistycznie muzyką. Fascynuje mnie oryginalność ich stylu i brzmienia, które jest nie do podrobienia. Jest wielu interesujących basistów grających techniczną muzykę, ale moim zdaniem nie o to chodzi, żeby szukać swojego idola, tylko o to, żeby dążyć do doskonalenia swoich umiejętności, szukania swojego stylu.

Wymienieni przez Ciebie basiści grają, jak sam wspomniałeś, zupełnie inną muzykę. Czy nie myślałeś o stworzeniu jakiegoś side-projectu, gdzie grałbyś tego typu dźwięki?

Pomysł z side-projectem już padł jakiś czas temu, ale póki co niewiele zdziałaliśmy w tym kierunku. Nie będę zdradzał szczegółów, powiem tylko, że z założenia ma to być spokojniejsza, aczkolwiek cały czas ciężka, muzyka z elementami industrialnymi i z żeńskim wokalem. Co do wymienionych przeze mnie basistów, mimo, że jestem fanem wielu gatunków muzycznych, nie czułbym się do końca dobrze grając takie klimaty. Po prostu nie widzę siebie w innym stylu niż ekstremalny metal. Od 2009 r. gram również na basie w death/black metalowej formacji Naumachia, której swoją drogą byłem fanem (śmiech).

A jak trafiłeś do Hate?

Jakoś tak już jest w tym środowisku, że większość muzyków zna się nawzajem. Tak więc na jednym z koncertów wspomnianego na początku naszej rozmowy Zero Signal pojawił się Dariusz Hellrizer, jeszcze wtedy grający na perkusji w Hate. Był trochę zaskoczony, gdy zobaczył mnie na scenie z basem. Spodziewał się, że będę grał na gitarze. Wieści się rozniosły, info dotarło do Cypriana – ówczesnego basisty Hate, z którym również się znałem. Pewnego dnia Cyprian zadzwonił do mnie i spytał czy nie zastąpiłbym go na trasie w Rosji, bo on nie dostanie urlopu. Oczywiście się zgodziłem! Był to początek 2007 r. Z powodów personalnych Cyprian nie mógł wciąż jeździć w dłuższe trasy z Hate i od tego czasu grałem sesyjnie wszystkie koncerty. Z czasem stałem się pełnoprawnym członkiem zespołu.

Jak współpracuje Ci się z Adamem? Wielu twierdzi, że facet jest trudny (śmiech).

Od samego początku, gdy doszedłem do zespołu, nie zauważyłem niczego takiego. To, że gramy w niezmiennym składzie już prawie pięć lat, o tym świadczy. Widocznie wcześniej trafiał na nieodpowiednie osoby. W tym momencie wszyscy wiem, czego chcemy, mamy takie same cele, które staramy się wspólnie osiągnąć. Jest to prawdziwy zespół, a nie zbieranina przypadkowych osób, każdy z nas poświęcił bardzo wiele dla tej formacji. Dopiero co wróciliśmy z trzymiesięcznej trasy, gdzie spędzaliśmy ze sobą praktycznie 24 h na dobę. Był to najdłuższy wyjazd w karierze zespołu. Przed wyjazdem Inferno z Behemoth powiedział, że jeżeli nie pozabijamy się na trasie i przetrwamy, to znaczy, że to jest ten skład, Ci ludzie. Życie na trasie naprawdę nie jest łatwe. Nie powiem żeby nie było drobnych spięć, ale wszyscy wiemy, co chcemy osiągnąć i to jest najważniejsze. To pozwala nam skupić się na najważniejszej rzeczy, czyli na muzyce. Na zakończenie dodam, że wszyscy jesteśmy naprawdę dobrymi kumplami, którzy przeżyli wiele razem, każdy z nas ma swój specyficzny charakter i mimo tego jesteśmy bardzo zgraną paczką.

Jak odniósłbyś się do zarzutów, które spotykają Hate, że zbyt mocno inspirujecie się Behemoth?

To pytanie było już poruszane w wielu wywiadach. Często padają zarzuty, że wyglądamy podobnie do Behemoth. Wiele zespołów używało takiego imidżu na długo przed nimi. Czemu Ci, którzy krytykują, nie widzą tego? Gramy mroczną, mistyczną muzykę, do której pasuje corpse painting i takie, a nie inne, stroje. Mimo tego, że wiele zespołów używa podobnego imidżu m.in. Behemoth my nie kopiujemy nikogo! Cały czas staramy się nadać wszystkiemu nasz własny charakter. Jak najbardziej każdy może mieć swoje zdanie i śmiało je wyrażać – ja się z tymi zarzutami po prostu nie zgadzam.

Hate zaczyna iść śladami Vader, Behemoth i Decapitated. Jak odbiera was publika zagraniczna, w USA i Europie Zachodniej?

Zgadza się, gramy coraz więcej tras europejskich jak i na innych kontynentach. Właśnie, jak już wspominałem, wróciliśmy po trzech miesiącach pobytu w USA i Kanadzie, gdzie zagraliśmy blisko 80 koncertów u boku Sepultury, Belphegora oraz Rotting Christ. Obie trasy przyciągnęły rzesze fanów, wiele koncertów zostało wyprzedanych na długo przed trasą. Mieliśmy tam bardzo dobre przyjęcie, zdobyliśmy wielu nowych fanów, którzy po koncercie gratulowali nam udanego występu. Mieliśmy również okazje zagrać trasę po Meksyku i Brazylii. Tamtejsza publika jest naprawdę szalona! Regularnie odwiedzamy także Europę Wschodnią, Rosję, Ukrainę. Odbiór na koncertach jest naprawdę pozytywny, póki co nie spotkaliśmy się z negatywną reakcją.

Właśnie! Cieszę się, że wspomniałeś o Ameryce Południowej. Inferno z Behemoth w czasie wywiadu wspomniał mi, że tamtejsi fani są naprawdę ekstremalni. Przypomina Ci to sytuacje w Polsce jakieś 20 lat temu?

No cóż, dwadzieścia lat temu to nie do końca byłem zainteresowany tym co się działo wokół, a już tym bardziej, co się działo na metalowych koncertach. Jestem z trochę młodszego pokolenia. Jeżeli chodzi o Amerykę Południową chodziło mi o to, że fani przychodzący na koncerty naprawdę przychodzą po to, żeby zobaczyć zespół, dobrze się bawić na koncercie – czuje się ten przepływ energii między nami a publiką.

Zdarzają się tam jednak też ponoć dosyć patologiczne sytuacje. Po jednym z koncertów Dark Funeral zamordowano księdza. Co o tym sądzisz?

Szczerze powiedziawszy nie słyszałem o tej sytuacji. Słyszałem jednak od lokalnych promotorów wiele innych tego typu opowieści niezwiązanych z muzyką metalową tylko z życiem codziennym. Nie są to najbezpieczniejsze rejony. Jest to ekstremalny kraj pod każdym względem. To, co przytoczyłeś, jest czymś niedopuszczalnym nigdzie nawet w takich miejscach. Na szczęście nie mieliśmy okazji doświadczyć niczego z tych rzeczy na naszej skórze.

Zagraliście też trasę z reaktywowanym Decapitated. Jak wspominasz to tour?

Trasa była naprawdę udana. Znamy się z chłopakami nie od dziś, a więc atmosfera była jak najbardziej przyjacielska. Muzycy z innych zespołów to również bardzo sympatyczni ludzie. Z zespołem Vedonist zagraliśmy już kilka tras, jesteśmy już naprawdę skumplowani. Frekwencja, jak zwykle, dopisała.

Jak zwykle? Muzycy często narzekają na frekwencję na koncertach…

Tu masz rację. Frekwencja frekwencji nie równa. Po kilku zagranych trasach w tych samych miejscach możesz się spodziewać ile przyjdzie ludzi. W jednym miejscu dobra frekwencja to dwieście osób, w innym tysiąc. Przyznam, że jest z tym coraz gorzej. Jeżeli chodzi o Polskę, frekwencja była równie dobra jak na naszych poprzednich trasach w kraju. Porównując frekwencję na koncertach parę lat temu, z tym, co jest dzisiaj, niestety widać wyraźną różnicę niestety na gorsze. Ale nie ma co narzekać, tylko robić swoje i grać dla tych, którzy rzeczywiście żyją tą muzyką i chcą jej doświadczyć również na żywo.

Czy jednak wyżycie z grania w Hate jest na dzień dzisiejszy możliwe?

Nie traktujemy tego zespołu jako źródła zarobku, tylko jako spełnienie tego, co zawsze chcieliśmy robić – tworzyć muzykę, którą potem możemy zaprezentować na żywo. Każdy z nas ma pracę, do której wraca między trasami. Czasem jest łatwiej czasem trudniej, muzykowania nie można potraktować jak stałą pracę ze stałym dochodem.