Sebastian Kucharski (Ketha, Rape On Mind)
Sebastian Kucharski jest jednym z najbardziej kreatywnych basistów w naszym kraju. Gra niezwykle połamane rytmy w okołometalowych zespołach Ketha i Rape On Mind, ale także angażuje się w projekty nie mające z ciężką muzyką wiele wspólnego. Stąd też przeprowadzenie z nim wywiadu dla naszego Magazynu było tylko kwestią czasu. Przed Wami jeden z najbardziej elokwentnych basistów, jakich poznałem... Rozmawia: Jacek Walewski Cześć! Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy zainteresowałeś się muzyką i stała się ona dla Ciebie czymś więcej niż tylko tłem do np. sprzątania czy gotowania (śmiech)?
Ou, man, to są tak zamierzchłe czasy że prawie już zapomniałem (śmiech). Powiem tak: część mojej rodziny jest muzykalna i pewnie jakoś stąd to przyszło. Gram na czymś, od kiedy sięgnę pamięcią. To chyba nawet tak było, że moja mama, nota bene nauczyciel wychowania przedszkolnego, dostała questa od jednej z koleżanek: „kupcie mu jakiś instrument, bo nie usiedzi“. I tak dostałem Fujijamę (keyboard – przyp. jw.) (śmiech)
Zza klawiszy przeskoczyłeś jednak na bas. I właśnie! Dlaczego akurat gitara basowa?
A to istnieje w muzyce coś innego niż bas?(śmiech)
Tak, istnieją np. gitary prowadzące. Można na nich grać efektowne solówki (śmiech). Wiesz, fanki to lubią (śmiech).
(Śmiech), chciałbym, żeby na gigach wszystkie kobiety były muzykalne, wiedziałyby przynajmniej ilu gitarmenów kaszani! (śmiech) Ogólnie pamiętam, to był początek połowy lat 90-tych, chodziłem do podstawówki. Był to dobry czas dla polskiej muzyki rockowej, dobry czas na „dorastanie“ w ogóle, bo jeszcze ludzie mieli zapał i słuchali dobrej muzy (śmiech). Istniała również przyszkolna kapela, jednak bez basmena, więc postanowiłem, że się tym zajmę, bo skład był lokalną gwiazdą (śmiech). Ale szczególną przysługę wyświadczył mi człowiek, który pełnił tam funkcję garowego - Mario. Mario, czyli Mariusz Koszel, to był mega zdolny gość, jeden z najlepszych bębniarzy, jakich znam, mam nadzieję, że w końcu skończył Akademię w Poznaniu (śmiech). Pamiętam, że to On mi znalazł pierwszą basówkę. Z tego miejsca Go serdecznie pozdrawiam! Bas kosztował 1.48000 złotych i nazywał się polska Muzima. Rodzice mieli niezłą minę, gdy im powiedziałem: będę grał na basie. Na moje nieszczęście Koszel przenosił się do średniej muzycznej, zmieniał też miejsce zamieszkania, a dodam, że wszystko toczyło się dotąd w małej miejscowości na krańcach RP. Ale basmenem zostałem, bo okazało się, że jest chemia w drewnie... (śmiech)
Do jakich płyt grałeś na początku kariery? Miałeś jakiś idoli-basistów, którzy wpłynęli na Twój styl?
To jest dobre pytanie, pamiętam, że kiedy zaczynałem, nie było czegoś takiego jak Youtube, jedynie strzępy podręczników w stylu „Gitara basowa bez tajemnic". Pilich jakiś czas później wydał swój podręcznik, wtedy mnie trochę wyleczył ze złudzeń (śmiech). Trudno jednak mówić o jakichś basowych autorytetach, ale to pewnie dobrze, bo chyba udało mi się ominąć etap „kopiuj – wklej”. Na początku często i gęsto grałem kciukiem, każdy gówniarz ma w życiu czas, że tak musi (śmiech). Jeśli mnie pytasz o wpływy, to miażdżący był dla mnie „Pytajnik” Hey'a, na tej płycie właściwie skończył się i zaczął dla mnie ten skład (śmiech) Wracam do niego z sentymentem. Testament – „Low”. Bardzo doceniałem to, co kostką robił tam Christian. Wyrosłem na gruncie rockowo-ciężkiego grania. Lubiłem starą dobrą Irę z czasów „Live". Swoją drogą jest mi bardzo miło, że Peter nas miksuje. Jazzu i pokrewnych zacząłem słuchać dużo później, w momencie, kiedy konwencjonalność przestała mnie bawić. Chyba to znak, że się starzeję (śmiech) Tak naprawdę, spośród wielu moim „guru“ basowym był Jarek Śmigiel z Illusion. Zawsze chciałem brzmieć tak jak On na „6tce” - uwielbiam Jego pochody. Wyobraź sobie, że po latach miałem okazję Go „poznać“, to naprawdę wielki zaszczyt. Z basistów wielkiego formatu cenię paru, ale numerem jeden jest dla mnie Wooten. Nie chodzi o jego zagrywki, raczej o „bezpieczeństwo”. Taką mega pozytywną banię, aurę rzekłbym - obojętnie czy gra mollowo czy durowo - i tak jest wesoło. To nie on, ale Ron Carter zdaje się użył sformułowania, że „grając na basie nigdy nie jesteś dalej niż pół tonu od właściwego dźwięku”. Nic nowego, chociaż obaj mają rację (śmiech). Najważniejsza jest skala chromatyczna. Do tej pory trudno jest mi mówić o autorytetach, pewnie moja wrodzona przekora w pewien sposób dała znać o sobie (śmiech). Kiedyś w rozmowie ze Ścierańskim, mówię Mu: „Ja wiem, że jest Pan ikoną, ale ja Pana znam mało. Wszyscy się Ścieranem podniecali, więc powiedziałem - mam to gdzieś i Ścierańskiego słuchać nie będę” (śmiech), a Krzysztof na to: „No tak, ja to rozumiem" (śmiech).
Widać człowiek ma dystans do siebie (śmiech). Grasz placami, a nie kostką. Dlaczego? Chodzi o brzmienie.
Brzmienie brzmieniem – ja po prostu kostką grać nie potrafię! (Śmiech) Ogólnie całe życie grałem palcami, bądź strzelałem kciukiem (śmiech). Pamiętam, Rysiek Rechulicz, jazzowy pałker i wykładowca, z którym jeszcze dawno temu graliśmy miał taką traumę: gdy podnosiłem kciuk krzyczał zza garów: „Sebol, chcesz wpier***?!? (śmiech) Druga sprawa to moja dość specyficzna artykulacja, to, że wydobywam dźwięki często grając dwoma palcami cztery dźwięki: z góry i z dołu po dwa. Paluchami można zagrać szybciej niż kostką. Oczywiście w niektórych wypadkach kość brzmi lepiej - ma ostry atak. A w ogóle widziałem dotąd jednego basmena grającego w ten sposób „porządnie” (śmiech). Gość nazywa się Barend Courbois, gra w składzie Steve Fister Band. Zobaczyłem ich w Arnhem przed Satrianim. Czapki z głów! Tak naprawdę w basie podstawa to palce, kciuk jest efektowny, ale i tu i tu ataku z garści nic nie zastąpi (śmiech). Kobietę należy głaskać, basówka czasem lubi trochę przemocy (śmiech).
Używasz dość szczególnych strun. Co je wyróżnia i dlaczego wybrałeś właśnie je?
Hmm... wyróżnia je... grubość?(śmiech) Ogólnie to, jakich strun używam, podyktowane jest muzyką, którą gram. Z Ketha stroję się do G#, więc używam strun 149-095/0.85, ale to zależy. Robię też czasem sety kombinowane od 1.35-1.30-1.00-0.80 lub podobne, wszystko zależy od dostępności. Teraz struny robiłem na zamówienie, jednak jestem w trakcie negocjacji z paroma firmami, może uda się dogadać na kombinowane sety – pojedyncze struny. Do „normalnej" muzy używam jednak strun od 0.35-0.95 lub od 0.40. Większość ludzi robi wielkie oczy, kiedy patrzą na te struny(śmiech) Wiem, że część basistów twierdzi, że średnio da się na tym grać, ale mój bas, nie dość że gra to jeszcze ma menzurę 34cale, Jak czegoś nie można zagrać w normalnym stroju to się go obniża. Jak obniżyć nie można, to się szuka takiego rozwiązania, które pozwoli zagrać taką muzę. Nie ma, że czegoś się nie da (śmiech).
Przejdźmy do zespołów, w których się udzielasz. Może na początek wspomnijmy o Rape On Mind…
Rape On Mind to projekt, który miał być moim docelowym, tylko z Bartasem się logistycznie rozmijaliśmy (śmiech). To jest dobra muza, tylko żeby zagadała, trzeba ją trochę przearanżować (śmiech), ale już nad tym pracujemy. Ogólnie podoba mi się zaangażowanie Bartka, który trzyma nas w kupie. Lubię gościa, bo mimo że jest leworęczny, gra na normalnej gicie i je mięso (śmiech). A na poważnie: mam szczerą nadzieję, że o Rape niedługo zrobi się głośno, bo jest, co pokazać. Ciekawe, że mamy wspólną sekcję z Ketha, jednak jest to inna bania. Dobrze, że mogę grać więcej z Wawrzyńcem, bo lubię jego grę. Bartek i Orc to kompletnie dwa różne bieguny artykulacyjne i muzyczne, ale to dobrze, myślę takie coś jest potrzebne.
Nagraliście parę lat temu debiutanckie demo. Zaprezentowaliście na nim dość zaawansowany technicznie grind. Wiem, że obecnie pracujecie już nad „dużym” albumem. W jakim kierunku idzie muzyka Rape On Mind?
Powiem tak: część materiału będzie z promo, część będzie nowa. Ten „nowy" Rape On Mind, w dużej mierze zależy od wokalisty. Byłem sceptycznie nastawiony do wokali MJa (Maćka Janasa, wokalisty Ketha – przyp. jw.) w Rape, ponieważ Ketha jest tylko jedna. Niewykluczone, że Maciek udzieli się i tu. Kto ostatecznie będzie ryczał, okaże się zapewne - ale Bartek ma nosa i to on poluje na wokal. Są już jakieś efekty, ale nie chcę zdradzać szczegółów. Jak będzie – zobaczycie! Rape dalej jest techniczny, tylko poszedł w stronę trochę inną, nawet wolniejszą i ciemniejszą, ale niemniej zaskakującą. W tej chwili robimy pre-nagrywki, żeby zobaczyć jak aranże się ze sobą kleją, jak dobrać brzmienia. Jesteśmy w trakcie szukania, oceniania. To wszystko musi trwać, nie ma pośpiechu. Ze strony sekcyjnej, będzie myślę trochę mudvayne’owo, bo taki był zamysł na początku. Myślę jednak żeby użyć innego brzmienia. Niewykluczone, że skłonię się w stronę twardego brzmienia EMG np. Spectora. Zamiast Edena chyba będzie Ampeg, będzie brudne, ciepłe brzmienie - trochę eksperymentów nie zaszkodzi. Oprócz tego udzielam się w składach o totalnie odrębnej stylistyce. Tomasz Mądry, vel Jabba, zaprosił mnie do pogrania w Starsplanesandcircles – do porobienia reinterpretacji. Jak wyszło, zobaczycie. Część jest już puszczona w eter, następne niedługo skończę. Także w ASeaOvSmoke – to już totalny freeRide, który pewnie Jabba wymyślił pod wpływem konopii – taki zupełnie alternatywny projekt z pogranicza ambientu. Jabbie też należą się ukłony, bo to megta sympatyczny koleś (śmiech). Monotonizer to taki projekt, który powoli rozkręcamy z MJem Ketha i CD’m (The Bumelants) – to mój autorski projekt. Z założenia będzie triphopowo-jazzo/funkowy, o ile potrafię grać taką muzę (śmiech). Niedługo pojawi się pod www.monotonizer.com, na moim FB można odsłuchać jakiś roboczy, niestrojący numer. W tej chwili robimy muzę pod jeden obraz, którego nazwy jeszcze nie zdradzę, ale mam nadzieję, że wszystko ułoży się dobrze. Ze starszych projektów również grindowy Spiral Domain, wymyślony przez Jacka Kiellera z rockdiscipline.com oraz Darka Grzebułę z hardcorowego projektu Heritage. To są zajebiści kolesie, którzy grają mega muzę – tu pozdrawiam także Radka Responda, który ryczy w Spiral Domain. Kawałkiem na myspace, się nie sugeruj - jeszcze nie ja tam grałem (śmiech), ale mam szczerą nadzieję, że ten projekt kiedyś wypali. Z braku czasu go nie ruszamy, ale zmieni się to z pewnością.
Sporo tych projektów? A zapewne masz też jakieś marzenia i plany na przyszłość.
W końcu mam nadzieję na współpracę z Robertem Gasperowiczem w ramach Samo, jeśli się dogadamy, pewnie tam mnie będzie można usłyszeć. Z ciężkich brzmień marzę, żeby zagrać w Neumie – czas pogadać z Panem Miechowiczem (śmiech).
A jak trafiłeś do Ketha? Ponoć Maćkowi polecił Cię Bartek, gitarzysta Rape On Mind…
(Śmiech), no właśnie, śmieszna historia z tym się wiąże, bo wtedy przebywałem w Poznaniu. No i Bart wyczaił mnie na myspace, bo byłem w topach u jednej laski, na której profil „niechcący” (śmiech) wszedł. Miałem tam fotę z jakimś sześciostrunowym basem, bo był czas, kiedy grałem tylko na takich, i się przypałętał (śmiech). Akcja taka: że klika Bart, patrzy a tu Dillinger napier...*** no i Kaliszczak prawie spadł z krzesła z textem „nie, nie możliwe"(śmiech). Tu oczywiście trochę przesadzam, ale wyobraź sobie minę Bartka, który szuka basu do kapeli, gdzie wiadomo, Kobong, DEP, Nyia, Neuma, Antigama odbijają się czkawką, no i wpada na mój profil. Na nieszczęście przyjechałem wtedy z kraju wiatraków do Polski, żeby grać ze wspomnianym Spiral Domain. Spiral zaś rozleciał się z przyczyn pozamuzycznych tuż przed nagrywkami u Chraplaka, a że z Bartem kontakt miałem, tylko się spotkać nie mogliśmy z pół roku to nagle pada: „Ej, a może pójdziesz na bas do Ketha, bo wiem, że szukają?" Ja na to:: „No co Ty, do Ketha?" No bo Ketha po debiucie słuchała część moich znajomych, ja ogólnie kładłem na to laskę (śmiech), znaczy byli chyba trochę znani. Śmieszna sytuacja po raz drugi była taka, że formalnie grałem w składzie z miesiąc, może dwa. Z powodów rodzinnych nie mogłem przyjeżdżać na próby. Jednak pewnego razu zaliczyłem spory trip Poznań-Amsterdam-Wrocław-Wawa w kierunku Lublin, tak więc postanowiłem spotkać się z Maćkiem Janasem w stolicy, „bo to głupio żeśmy się jeszcze nie widzieli” (śmiech). Był święcie przekonany, że zagram mu parę Keth’owych przebojów, a ja zagrałem mu chyba Wootena. Potem się napiliśmy na zgodę, chyba musiał stwierdzić, że się nadaję (śmiech).
Ketha przygotowuje obecnie kolejny album i EP-kę. Premierowy materiał prezentujecie już w czasie koncertów. Widziałem Was z tą setlistą już trzy razy. Muszę przyznać, że nowe numery zapadają w pamięć bardziej niż te z debiutu. Czy w tym kierunku idziecie? Grania nadal technicznego, ale jednak łatwiej przyswajalnego?
Jesteś dla mnie kozakiem, gdy mówisz, że nowy materiał jest łatwiej przyswajalny (śmiech).
Wiesz, nie znam jeszcze wersji studyjnych, ale brzmi to lepiej niż to z „jedynki”.
Stara Ketha była ciemna i taka miała być, była też w dym nierówna i mówię to z perspektywy „świeżaka", nie jakiegoś master. Na starej są góra trzy numery, które mi siedzą. „2ndSight”, nowa Ketha, jest taki, że jak go włączysz, musi lecieć do końca, mówię to z perspektywy słuchacza. Słychać zresztą, że między nami personalnie zażarło, że teraz jest dobrze. To jest tak, że gdy dostałem ślady do nagrywek basu, przez tydzień nie mogłem ich ugryźć, totalnie nic nie słyszałem, był chaos. Ale któregoś dnia założyłem słuchawki i powiedziałem „no to sobie pogramy". Wyszły basy, które będzie słychać na płycie. Maciek powiedział mi kiedyś „to początek nowej drogi", miał rację. Stara Ketha to bas głaskany, grany pod gitarę. Nowa Ketha to sekcja, to kornowa buła, bas pod stopy i fabuła, jest nawet Hammond, w tym kierunku to idzie. W ogóle, moim zdaniem, bas to nie instrument strunowy, tylko perkusyjny. To bas gładzi gitarę, klei muzę w całość. Mam nadzieję, że chociaż część takiego myślenia Słuchacze będą mieli okazję wydobyć z nowego albumu. Nie jara mnie muza na cztery, a Ketha to skład, w którym mam pełną dowolność wypowiedzi, kształtowania linii. To taka muza, że gdybym zagrał ją źle za pierwszym razem, nie byłoby tematu, po prostu byśmy się nie dogadali (śmiech).
Uchyl nam rąbka tajemnicy odnośnie wspomnianej EP-ki. Maciek wspominał mi, że ponoć pojawią się na niej… dęciaki.
Powiem tylko, że skład będzie doborowy, zaprosiliśmy kilkoro mega zacnych gości. To już nie będzie „2ndSight”, będzie coś totalnie innego! Pewnie stracimy paru słuchaczy, a może nie, bo to taki skład, że czasem przychodzą tłumy czasem paru ludzi - ale zawsze ci co szukają. Nie wiem czy jest sens rozwodzić się o EP, skoro „2ndSight” kończy się mixować (śmiech), wymigam się od pełnej odpowiedzi opowiadając o partii basu – będzie kontrabas arco i pizzicato, będzie fretless. Będzie też jakiś synth, może V-Bass’a uda mi się zakupić, zobaczymy.
Zawsze interesowało mnie jak podchodzicie do Waszego materiału w czasie koncertów. Czy to co odgrywacie jest identyczne z wersjami studyjnymi, czy pozwalacie sobie na subtelne improwizacje i zmiany aranżacji?
W ogóle podziwiam MJ’a że potrafi ryczeć i grać, bo gdybym się z nim miał rolami zamienić, toby było słabo (śmiech). Oczywiście największą furorę zawsze robi Grześ, który z gitą wpada w tłum i robi tak zwany młyn. Ale „cicha woda brzegi rwie“, tak musi już zostać (śmiech). Nigdy nie pytałem chłopaków, jak grają (śmiech), MJ musiał poukładać partie pod gitę, Ale staramy się grać w miarę podobnie. Doceniam Wawrzyńca, bo robi to na talerzach czego nie robi żaden inny bębniarz - on po prostu gra muzę, robi z bębnów instrument - opowiada historię. Jako że matex ma ok. 40 minut, wszystkie partie są zaaranżowane, to trudna muzyka jest, przynajmniej w odbiorze. Oczywiście jedziemy na lajcie, ale nie ma partyzantki. Ma być rozpierdol, ale jak w ciężkiej muzie nie istnieje harmonia, to jednak tak trochę niefajnie.
No właśnie, Wawrzyniec po jednym z koncertów przyznał mi się, że trochę zmienia grę bębnów na koncertach.
KoY jest pałkerem kreatywnym (śmiech), wymyśla fajne patenty. Tom że czasem zapomina jak się to grało należy zrzucić na karb Jego aktywności artystycznej (śmiech). Ogólnie nie widzę powodu, dla którego każdy wykon miałby być zagrany identycznie. Od tego jest płyta, że ślady są „nagrane” i tak ma zostać. Na gigach jest flow, taki ładunek emocjonalny, po temu ludzie przychodzą na koncerty. Szanuję Dream Theater, bo „Scenes From A Memory” zagrali jak na CD... Nam jednak nie o to chodzi w muzie (śmiech). Powiedziałem „partie są zaaranżowane", bo dźwięki Ketha nie są łatwe, nie gramy też free jazzu, bo inaczej publika siedziałaby przy stolikach (śmiech). Przy tak krótkim materiale nie bardzo mamy nawet miejsce żeby popłynąć... Improwizacja tkwi raczej w szczegółach niż w całości.
Dlaczego nie bierzecie udział w tegorocznym Neuro Music? Wasz udział to była taka mała tradycja tego konkursu (śmiech).
Pewnie tym, co teraz powiem subiektywnie, narażę się na krytykę, ale cóż... Poprzednim Neuro się trochę rozczarowałem - raczej z przyczyn „organizacyjnych” niż muzycznych. To, że nie zrobiono potwierdzeń mailowych jest trochę żenujące - zamiast rzeczowych wyborów wszyscy jadą po IP (głosowanie odbywa się w pewnym trybie). W tym roku - jest to moja prywatna ocena, na uwagę zasługiwały dwa składy - Neurothing i Obscure Sphinx. Phobh w zeszłym roku mi się podobał. Słyszałem, że Neurothing się zresztą ostatecznie wycofali. Sytuacja potem wygląda tak, że kapele, które są na pewnym poziomie (nie mówię w tej chwili o Ketha), zostają gdzieś na końcu stawki, wyprzedzone przez „neostradowe boty”. Szanuję ekipę Firleja, bardzo miło nam się tam zawsze grało. Jednak uważam, że cały Neuro od tej strony jest niedopięty. Jeśli mam być z Tobą szczery, na początku optowałem żeby na Neuro jednak w tym roku nie startować - przynajmniej nie z Ketha. Jeśli kiedykolwiek zostaniemy zaproszeni na Asymmetry, będę bardzo szczęśliwy. Ten materiał zagraliśmy już rok temu, nie ma co się powtarzać.
Co chciałbyś przekazać naszym czytelnikom?
Chciałbym Wam życzyć dużo zapału i wiary w dźwięki. Czasem warto iść po prostu pod prąd! Pozdrawiam wszystkich i zapraszam na www.sebastiankcuharski.com, www.myspace.com/kethamusic i www.myspace.com/rapeonmind.