Robert (Captain Grave)
Na łamach magazynu Gitarzysta recenzowaliśmy niedawno epkę metalcore'owej formacji Captain Grave (przeczytaj recenzję). Teraz czas na rozmowę z basistą tego zespołu - Robertem... Rozmawia: Grzegorz "Chain" Pindor Cześć Rob! Na dzień dobry krótka piłka. Zanim porozmawiamy o Captain Grave stricte, pozwólmy sobie na chwilę reminescencji. Cofamy się trzy lata wstecz do początków V-corps. Jest ładnie, energetycznie, nieco z naciskiem na emo, nagrania brzmią przyzwoicie, były jakieś koncerty... i nagle, zespół się rozpada. Dlaczego V-corps przestało grać, i co było motorem napędowym do tego by założyć Captain Grave?
Trzeba zacząć od tego, że tak naprawdę zespół V-corps to było ciągłe balansowanie po linii zwanej tzw "stylem muzycznym". Jako zespół świetnie rozumieliśmy się na każdej płaszczyźnie (w końcu znaliśmy się lata), to mimo wszystko, nie do końca udawało nam się przerzucić nasze wyobrażenia i pomysły na konkretna muzykę. Myślę, że to był główny powód tego, że po prostu przestaliśmy grać. Nawiązując do emo, trudno było się oprzeć wrażeniu i zaszufladkowaniu nas przez słuchaczy, że właśnie emo jesteśmy! Trzeba na wszystko spojrzeć trochę od końca, bo tak naprawdę zostaliśmy "zaszufladkowani" i w ogóle zauważeni po tym jak nagraliśmy debiutancką płytę Ep "Feel their Anger". I to jak każdy zespół zresztą, na jej plecach brnęliśmy dalej, z rożnym skutkiem. Myślę, że ostatecznie sami się pogrzebaliśmy nagrywając tą płytę. Profesjonalizm nagrania, opakowanie plus cena za 4 numery jaką wtedy ponieśliśmy ostatecznie przywróciła nas do rzeczywistości. Mam na myśli samo odczucie już po wszystkim, kiedy zespół pracuje rok nad materiałem, nagrywa go z nadziejami, za własne pieniądze i co... nikt nie chce nas wydać, nikt nie chce z nami rozmawiać! Wtedy też zespół V-corps powoli odchodził w niepamięć z wielkim szacunkiem dla moich kolegów, którzy ze mną tworzyli ta kapelę!
Musieliście jednak brać pod uwagę fakt, iż z taką, nomen omen bardzo alternatywną muzyką i nie na polskie warunki być może spełzniecie na niczym... Konfrontacja z rzeczywistością zabolała, prawda? No ale skąd siły na odrodzenie w postaci Captain Grave? Nie boisz się, że teraz może być podobnie?
Oczywiście, że się boję, ale nie patrzę na to w tych kategoriach. Tworzymy muzykę, bo to nasza pasja, wydaje nam się, że tworząc coś realnego i namacalnego, jesteśmy w stanie oddać siebie innym właśnie poprzez dźwięki. To też nie jest tak, że V-Corps był początkiem przygody z gitarą w tle, graliśmy długo wcześniej za nim założyliśmy ten zespół, był Hartal i kilka innych projektów. A w tle cały czas historia, której w Oświęcimiu nie brakuje, szczególnie w kwestii muzyki właśnie. Takie zespoły jak NADZÓR, BLOWING SNOW to tylko niektóre z kapel budujących niegdyś w mieście scenę undergroundową a w naszych umysłach pasje grania. Wracając do pytania. Zespół Captain Grave pierwotnie zaistniał z prozaicznej przyczyny, chcieliśmy po rozpadzie V-corps kontynuować grę w tym składzie! Po kilku miesiącach grania zaszły lekkie roszady wśród członków, konkretnie na gitarze i bębnach co nie powiem trochę mnie zdołowało, zresztą moich kolegów też. No, ale jak widać, gramy i idziemy do przodu! A to jak długo będziemy grać, pozostawiamy życiu! A to czy polski rynek muzyczny nas zaakceptuje, nie mnie w tym momencie wróżyć. Na pewno mamy zamiar iść do przodu i trzymać się tego! (śmiech)
Ponoć wiara czyni cuda. Z nią mi co prawda nie po drodze, ale widzę, że mimo wszystko optymizm Cię nie opuszcza. Chciałbym jednak wrócić do kwestii emo. Jak sam pewnie wiesz, to, co teraz uznaje się za emo to raczej solidne wypaczenie tego terminu, zważywszy na to, że w latach 90 istniały choćby takie załogi jak Fugazi. I tu pojawia się kwestia tego czym było, a może wciąż jest dla Was emo, i czy warto mieszać emo z hc jak robi to choćby w Polsce Odszukać Listopad?
Szczerze mówiąc, nie wiem czy jasno można odpowiedzieć na to pytanie. Bo czym jest emo? Kiedy ziomki z Fugazi robiły materiał - to co im wyszło, moim zdaniem nie powinno być pretekstem do tego by ich identyfikować z ruchem emo czy w ogóle uważać za prekursora tego tworu. Bo oni zapewne tak nie myśleli. Tak szczerze to sądzę, że emo jest kolejnym odnóżem w tzw. "branży", od początku do końca wyprodukowanym na sprzedaż. Jeśli pytasz czym jest emo dla nas, dla Captain Grave? Cóż, dla nas coś takiego nie istnieje. Postrzegam muzykę w zupełne innych kategoriach, dla mnie dobry zespół to najnormalniej w świecie dobry zespół nie ważne czy reprezentujący ruch Emo czy hard core w stylu Terrora. Cieszę się, że w Polsce powstaje co raz więcej dobrych kapel nie bojących się - że tak powiem - kombinować i łączyć różne style, bo to na pewno przyniesie scenie pożytku jak i całej branży muzycznej, a jeśli mogę troszkę ponarzekać, to szkoda, że w Polsce jest mega przepaść między undergroundem a komercją. Mam na myśli ograniczenie dla kapel, jakie za sobą niesie taki stan rzeczy po prostu.
Aktualnie można by powiedzieć, że kiedyś emo było czymś na kształt stanu umysłu, sposobu wyrazu. Teraz to komercyjny trend z którym da się wybić, ale niekoniecznie w parze z oryginalnością. Pozostawiając jednak emo gdzieś tam w tyle, a wracając do muzyki wiesz, że Captain Grave ma potencjał? (śmiech) Spójrz na Mouga, In A House of Brick - udało im się podpisać dobry kontrakt z Mystic, wreszcie zaczyna się sporo wokół nich dziać. Myślę, że jest szansa na to by przy longu i to Wam się udało. Bo jeśli nie tam, to gdzie? Deal z Fonografiką i ciułanie na własną rękę? Spook Records? No może, kto wie. W tym kraju wybicie się nawet z tak alternatywną muzyką graniczy z cudem. Paradoksalnie zarówno dla młodych jak i starych stażem i wiekiem.
Dokładnie zgadzam się. Przez ostatnie 10 lat wszystko co nagrywaliśmy z różnymi kapelami, staraliśmy się wydać, promować samemu. Dlatego obecnie wszystko co robimy z Captain Grave to przemyślane działanie, mam nadzieję że z finałem! Szkoda, że w Polsce utarło się takie przekonanie, że zespoły wywodzące się z szeroko pojętej alternatywy już na amen będą w undergroundzie. Ja świetnie rozumiem to, że w Polsce są wydawnictwa, które mogą zaoferować zespołowi coś więcej... Ale niech mi to ktoś wytłumaczy jak dotrzeć do tych wydawnictw, skoro po pierwsze one z założenia muszą sprzedawać muzykę np. choćby do stacji radiowych a więc nie mogą sobie pozwolić na zainwestowanie kasy w zespół, którego jakby nie patrzeć nikt nie zna. I tutaj zaczynają się schody! W każdym razie z Captain Grave już teraz robimy zupełnie nowy materiał na longa nie zastanawiając się czy ktoś to wyda. Oby tak było! Nie chcę zaprzeczać, że nie szukamy wydawcy bo tak nie jest. Chcemy się rozwijać i grac dobre koncerty z fajnymi kapelami. Wydaje nam się, że robimy całkiem dobra muzę, wartą zainteresowania.
Dobrze Ci się wydaje (śmiech). Ja za to dostaję szewskiej pasji, gdy słyszę o układach zarówno wśród labeli jak i agencji koncertowych. Płacenie takim jegomościom za to, żeby zagrać na koncercie X, gdzie gra kapela Y - i to na przykład i tak na drugim końcu kraju to jakaś paranoja. Słowo "support" chyba nabrało nowego znaczenia... Takie mniejsze dojarki pieniędzy, w każdym razie tego Wam broń Boże nie życzę. A jak jest z koncertami? Odzywają się do Was jacyś promotorzy? Albo czy JUŻ się odzywają. Wszak przecież debiutancki gig zagraliście niedawno, bo na release party nowego albumiku stołecznej załogi Born Anew w Jawiszowicach.
No dokładnie. Koncert się odbył zgodnie z planem, był to nasz debiut. Obecnie jesteśmy w stanie takiego można powiedzieć poruszenia, ale jeszcze nie pizdy na całej linii. Kontynuując, czekamy jeszcze na naszą debiutancką płytę Ep, która ukarze się naszym własnym sumptem (tak bym to nazwał) do dwóch tygodni. Nie chcemy być gołosłowni dlatego czekamy jeszcze na płytki i wtedy z całym pozostałym bajzlem ruszymy w świat. (śmiech) Lokalny chciałem powiedzieć. Nie ukrywam, że mamy duże oczekiwania koncertowe względem siebie samych, ale to wymaga czasu. Przy okazji pozdrowienia dla ekip z Jawiszowic, z którymi zagraliśmy tego wieczoru oraz organizatora.
A czego jako muzyk z wieloletnim stażem wymagasz zarówno od siebie jak i kolegów? W zespole panuje demokracja?
Jaki tam ze mnie muzyk z wieloletnim stażem (śmiech), ale owszem demokracja panuje, zresztą naprawdę świetnie się rozumiemy, także nie wydaje mi się, by trzeba było co poniektórych prostować i jak to się mówi "potocznie" tłuc im do łba! Indywidualnie wydaje mi się, że nie wymagamy od siebie za wiele, chcemy po prostu razem grać i robić zajebista muzę - co jak dotąd świetnie nam wychodzi, bez większych spinek.
Materiał powstaje w trakcie rehów, czy też wysługujecie się dobrodziejstwem Internetu, komputerów i wszystkiego tego, co ma raczej mało wspólnego ze sceną hc/punk, a pomaga w pisaniu kawałków (śmiech)?
Nie wiem jak jest do końca, bo kto wie co reszcie siedzi w głowie, a z czego się nie spowiadają jak się widzimy. W każdym razie, numery powstają zupełnie spontanicznie na próbach, nie wzorujemy się mówiąc ogólnie i dosłownie na jakiś konkretnych motywach innych kapel czy innym tym całym wirtualnym chaosie. Wiadomą sprawa jest, że mamy ulubione kapele, jak każdy. Są to naprawdę zróżnicowane gatunki od klasyki hc punk jak Cro-Mags czy Gorilla Biscuits po Satanic Surfers, He Is Legend, Foo Fighters i kto wie co jeszcze. Komponując numery czerpiemy z najlepszego w dobrym tego słowa znaczeniu, zależy nam aby nasz materiał jak i wszystko co się wokół niego dzieje było prawdziwe i nasze. Nie interesuje nas egzystencja kapeli nijakiej, dlatego zachęcam do zapoznania się z naszą muzyką.
A co rozumiesz przez nijakość, bezpłciowość?
Dla mnie to trwanie w stanie, w którym zespół istnieje, robi nowe numery, można powiedzieć rozwija się, jednocześnie z jego muzyki nie można czerpać przejrzystości, szczerości i klarowności to znaczy zespół nie może dać słuchaczowi tego, czego po nim oczekuje. Bo, przecież każdy słuchacz, nawet ten z drewnianym uchem, ma wobec zespołu jakieś tam oczekiwania? Jakby nie patrzeć od tego się wszystko zaczyna.
Uważasz, że inni mają już wobec Was oczekiwania?
Nie wiem, ale wolę bardziej obstawać przy opcji, że bardziej my mamy je wobec siebie jako Captain Grave. Tak mi się przynajmniej wydaje. (śmiech).
A gdyby się nie udało, gdyby sytuacja się powtórzyła, dałbyś sobie spokój z graniem?
Pytasz czy gdyby się nie udało z Captain Grave? Nie traktuję grania w zespole jak i bycia muzykiem jako czegoś nastawionego na sukces, dla mnie to po prostu dobra zabawa i bycie kreatywnym. Obecnie nagraliśmy płytę która jest naszym debiutem i zobaczymy co będzie dalej! Jeśli pytasz konkretnie czy dałbym sobie spokój z graniem, to jasne, że nie. To moje życie (śmiech).
O lepszy komentarz naprawdę nie trzeba. Ostatnie słowa dla Ciebie. Piona i do zobaczenia na koncertach!
Dzięki wielkie za wywiad oraz za poparcie. Zapraszamy do odwiedzenia naszej strony www i posłuchania naszych czadowych numerów. Co więcej, zapraszamy na nasze koncerty, a jakby ktoś nie umiał korzystać z Google nasz adres to: www.myspace.com/captaingrave. Dzięki!