Mariusz Tryniszewski
Mariusz Tryniszewski to gitarzysta basowy, a jednocześnie manager zespołu Overcast. Autor i współprowadzący programu muzycznego w TV Regionalna przewrotnie zwie się "MuzykoManiek". W jaki sposób zacząłeś swoją przygodę z gitarą?
Przyznam się, że najpierw rozpocząłem od muzykowania na wszelkich możliwych instrumentach perkusyjnych, takich jak... garnki i poduszki z kanapy - obiekty te były ostro doświadczane przez moje własnoręcznie wystrugane pałki. Chciałem być wtedy bębniarzem. Dopiero z czasem przekierunkowałem się na bas, ale to za sprawą mojego ojca, który - umęczony pracą w kopalni (740 metrów pod ziemią!) - miał dosyć tego, co robiłem, wyładowując się na tych wszystkich przedziwnych "instrumentach". Gdy miałem 13 lat, zabrał mnie do sklepu muzycznego i spytał, która z gitar wiszących na ścianie sklepu podoba mi się najbardziej. Bez namysłu wskazałem na perłowo-szarą Trellę w kształcie rakiety (podobny instrument widziałem wówczas u pana z kabaretu OTTO), i tak już zostało.
Czy pamiętasz jakiś moment przełomowy, który zmienił twoje podejście do życia i gry na instrumencie?
Było ich kilka, ale takim głównym pierwszym bodźcem, który wzbudził we mnie miłość do gitary, były moje spotkania ze starszym kolegą gitarzystą, uchodzącym w owym czasie za najlepszego muzykanta na naszym osiedlu. Mama zabierała mnie na pogawędki do swojej koleżanki, a jej syn Darek w ramach opieki nad małym Mańkiem pokazywał mi, jak się wymiata na gitarze. Wtedy wiedziałem, że granie na gitarze to jest to, co chcę robić w życiu. Potem były zespoły, które wywarły na mnie ogromny wpływ - na kształtowanie mojej wrażliwości muzycznej i na to, w jaki sposób mam podchodzić do gitary basowej. Gdy zobaczyłem Lesa Claypoola z Primusa, po prostu zdębiałem - to był szok! Potem był Wojtek Pilichowski i Marcus Miller - jednym słowem - mistrz. Byłoby głupio, gdybym nie wspomniał też o tym, że przestudiowałem płytotekę Victora Wootena.
Jakie masz najlepsze i najgorsze wspomnienie z grania na scenie i w studiu?
Dobre są wszystkie wspomnienia ze sceny, bo lubię występować w wielu składach i z różnymi muzykami - mam więc okazję doświadczać wielu przedziwnych sytuacji związanych ze sceną. I tak np. dobrze wspominam moją kilkuletnią współpracę z zespołem Percival Schuttenbach, gdzie śmieszną sytuacją był nasz koncert plenerowy w Kostrzynie. Graliśmy tam jako gwóźdź wieczoru, ale organizator chyba zapomniał, że to był heavy folk czasami wpadający w heavy metal... (śmiech). W ten sposób przyszło nam zagrać na typowej biesiadzie piwnej pod wielkim namiotem, pod którym to ustawione były w szeregach długie stoły, a przy nich zasiedli biesiadnicy. Po pierwszym zagranym przez nas utworze widziałem niesmak i rozczarowanie tych ludzi, po dwóch następnych mały chłopczyk oblał sikawką Mikołaja, naszego gitarzystę, prosto w twarz. Ale potem jakoś się to ułożyło i publika nas przyjęła, tzn. pani w wieku ponad 60 lat poprosiła pana (ponad 70 lat) do tańca i, co miłe, zatańczyli do naszej muzyki. Potem nawet bisowaliśmy, grając m.in. covery Slayera!
W jaki sposób ćwiczysz?
Staram się mieć codzienny kontakt z instrumentem. Czasami pozwalam sobie na dłuższe sesje z basem, tzn. staram się grać najpierw wprawki, potem odpalam metronom, bo bez niego lipa, i gram. Niekiedy udaje mi się spędzić z instrumentem kilka dobrych chwil, a często bywa też i tak, że gram późną nocą - wtedy, gdy wszyscy śpią, ponieważ jest cicho i słyszę wówczas każdy szmer oraz niuansik wydobywający się spod palców. Play my finger! (śmiech).
Porozmawiajmy o sprzęcie. Na jakich grasz gitarach?
W swoim zapleczu sprzętowym miałem kilka przeróżnych gitar basowych. Grałem na Fenderze Precision Bass z 1978 roku. Była też niemiecka Trella, o której już wspomniałem. Swego czasu posiadałem również bas akustyczny marki Defil i basówkę Langowskiego (Lang). Obecnie gram na basie GMR Bassforce z rozbudowaną korekcją - oczywiście z układem aktywnym i pasywnym - który uważam za naprawdę solidnie wykonany instrument. Sprawdza się świetnie w wielu gatunkach muzyki, jak również w warunkach studyjnych (nagrałem już na nim sporo numerów z różnymi zespołami, m.in.: Percival Schuttenbach, Flowers, Overcast, Mektub, Postanowiłem zmądrzeć, a także muzykę do programów TV).
A co powiesz o wzmacniaczach?
Osobiście uważam, że wiele zależy od predyspozycji muzyka plus gitary, no i na koniec sprzętu, czyli wzmacniacza. Mam bardzo dobrze sprawujący się wzmacniacz Trace Elliot AH 500, który jest motorem napędowym całej mojej "wieży strachu", którą chłopaki z zespołu zwą "mamuśka". Do tego przedwzmacniaczem na full lampie jest Grunthell, który daje możliwość uzupełnienia i podrasowania brzmienia. Wszystko jest spięte kablami Planet Wawes z paczką Noisy Box, która została zbudowana na bazie dwóch głośników 15-calowych i jednego tweetera.
Efekty?
Używam wyłącznie Zooma 505, a poza tym mam tylko metronom i tuner. To musi wystarczyć, choć planuję zakup supermaszyny Boss GT-10.
Jakie rady dałbyś młodym gitarzystom?
Trzeba grać wszędzie, gdzie tylko jest to możliwe, poszukiwać i nie bać się eksperymentować, bo tylko w taki sposób odnajdziemy swój styl i tylko tak staniemy się sprawnymi muzykami.
Co możesz powiedzieć o waszej płycie "Overcast"?
Można wiele o niej powiedzieć, a przede wszystkim to, że jest świetnie przygotowana (została nagrana w dwóch studiach muzycznych: Tower i Echo). Do nagrań zaprosiliśmy wielu wybitnych instrumentalistów, m.in. braci Konrada i Kamila Rogińskich z Orkiestry Rivendell, naszych kolegów z Wydziału Jazzu w Zielonej Górze, a także naszych kolegów muzykujących w Lubinie, mieście, z którego pochodzimy. Poza tym na płycie można znaleźć nasz pierwszy klip do utworu "Niburu", który został dorzucony do płyty, co sprawia, że to wydawnictwo jest multimedialne. Szata graficzna przygotowana przez świetnego grafika i artystę Janusza Jasińskiego nadaje całości świetny klimat graficzny. Zapraszam serdecznie do tego, abyście przekonali się o tym sami - w sprawie płyty wystarczy kontakt z nami: piecyk77@wp.pl.