Paul Masvidal (Cynic)
Wywiady
2009-08-27
KnockOut Fest 2009 okazał się być dobrą okazją do rozmowy z Paulem Masvidalem - gitarzystą grupy Cynic.
Witaj ponownie w Polsce, nie jesteś tu po raz pierwszy. Co możesz powiedzieć o polskich fanach, jak reagują na Twoją muzykę?
W dzisiejszych czasach trudno kategoryzować fanów wedle krajów. Ciągle odkrywam, że istoty ludzkie wszędzie są takie same, niezależnie od tego, gdzie się udasz. Muzyka wydaje się łączyć ludzi. Ale muszę przyznać, że wschodnia Europa generalnie jest w pewien sposób bardziej wypełniona pasją, ponieważ nie ma tutaj aż tak wielu koncertów. W latach 90. gdy grałem w Stanach Zjednoczonych koncerty w dużych miastach, niektóre z nich były wspaniałe. Jednak młodzież dostawała naraz tak wiele informacji , że na koncertach stała z założonymi rękami. Później gdy graliśmy w Polsce czy Turcji tłum szalał. Generalnie jako grupa fani są jednak do siebie podobni. Fan z Polski może być najlepszym kumplem fana z Kalifornii, ponieważ muzyka ich jednoczy. Mają te same problemy, myśli - to ludzka rzecz. Ale miło jest znów być w Polsce, zawsze gramy tu dobre koncerty.
Czy znasz jakiekolwiek polskie zespoły?
Znam Tenebris, którzy grają przed nami na KnockOut Fest 2009. Simon, wokalista grupy, jest naszym przyjacielem. Jest naprawdę w porządku, bardzo lubię ich muzykę. Grają już chyba dłuższy czas, mają ciekawy pogląd na muzykę. Jaki jest kolejny polski zespół, który znam od dawna... Sodom? Nie, przepraszam, Sodom jest z Niemiec. Vader! Vader jest klasyczną polską kapelą w starym stylu. Kogo pomijam z wielkich polskich kapel?
Może Behemoth?
A, Behemoth, grają black metal, prawda? Nie jestem zbyt blisko ze społecznością blackmetalowców, ale zgaduję, że są bardzo popularni.
Paul, grasz na unikalnej, bezgłówkowej gitarze. Co sprawiło, że wybrałeś właśnie taki typ instrumentu?
To był mój pierwszy nauczyciel gitary. Może nie całkowicie pierwszy, ale pierwszy poważny, który naprawdę otworzył przede mną drzwi. On grał na gitarze marki Steinberger i byłem bardzo zainspirowany jego instrumentem i tym, jak na nim gra. Wtedy nagle gitara stała się dla mnie fajna. Generalnie ludzie różnie na nią reagują, przez to, że nie ma główki, nie wiedzą jak ją nastroić. Ale ja byłem nią zafascynowany od lat 80., potrafi zaskoczyć różnymi brzmieniami. W tej chwili mam umowę z firmą Steinberger, za co jestem wdzięczny, bo to świetne gitary.
Jak ćwiczysz swoją grę, aby utrzymać dobrą formę?
Czuje się jak wieczny uczeń. Muzyka jest kompletna, przestronna. Jest to głęboki język, który nigdy się nie kończy w rozumieniu nauki i praktyki. Podczas tras koncertowych jedynie się rozgrzewam przed występem. Wykonuję ćwiczenia, odgrywam piosenki. Kiedy jestem w domu, studiuję. Piszę własne utwory, uczę się także tych klasycznych. Gram również standardy jazzowe. Czuję, że to nigdy się nie skończy. To trochę przytłaczające, gdyż wydaje się, że trzeba poświęcić całe życie, aby zostać mistrzem gitary. To nieustanna praca, poświęcenie instrumentowi i muzyce, bo gitara jest tak rozległa. Dzięki temu w zespole wciąż czujemy się jak początkujący. Dzięki muzyce czuje się jak dziecko, ponieważ daje tyle możliwości. To naprawdę ekscytujące.
W Cynic łączycie czyste wokale z growlem i ciężki riffy z elementami jazzu. Skąd inspiracja do grania takiej muzyki?
Naprawdę nie wiem jakie jest źródło kreatywności. To wielkie pytanie. Gdybym tylko wiedział, jak ją włączyć i wyłączyć, byłoby super. Ale zagadkową rzeczą jest to, w jaki sposób muzyk kształtuje dźwięk i aranżuje go w dany sposób. Nie wiem skąd to przychodzi w naszym wypadku. Może to chęć bycia oryginalnym? Zawsze poszukiwałem oryginalnej muzyki i starać robić coś innego niż pozostali. Może podstawą jest tutaj świadomość jako muzyka, że nie chcę brzmieć jak wszyscy inni. O większości można powiedzieć, że to brzmi jak Metallica, a to jak Slayer. Staramy się więc znaleźć swój własny język. Na tym jesteśmy skoncentrowani w Cynic od momentu powstania: by być oryginalnymi artystami, dać coś nowego światu. Nie wiem, czy faktycznie dajemy coś nowego, ale staramy się. Dodajemy nowy kolor, zmieniamy wszystko po trochu. Nieustannie poszukujemy i staramy się stworzyć utwór idealny. To nieskończony proces, co daje ekscytację i jest torturą jednocześnie (śmiech).
Interesujesz się ludzkim umysłem, sensem życia oraz buddyzmem. Czy te zainteresowania mają na Ciebie wpływ jako muzyka?
Tak. We wczesnych latach uczyłem się od gitarzysty, który bardzo mnie inspirował - Johna McLaughlina. Grał z zespołem The Mahavishnu Orchestra i nagrał wiele płyt solowych. Był jednym z pierwszych muzyków, u których odkryłem połączenie pomiędzy życiem duchowym a muzyką - wypełniał tą lukę. Gdy go zobaczyłem, pomyślałem, że sam muszę dojść do tego jak to robić. Kiedy zacząłem pisać słowa i teksty do piosenek, odkrywałem coraz bardziej kim jestem. W pewien sposób mogę nadać brzmienie temu, co dzieje się w moich myślach. Nawet bardziej w sercu niż umyśle, bo umysł jest bardzo zmieszany i nieuporządkowany. I znów powrócę do nieustannego poszukiwania i odkrywania kim jestem, ściągania z siebie kolejnych warstw. Kim jesteśmy kiedy przestajemy myśleć? Jesteśmy przekonani, że nasze myśli to my, a tak nie jest. Kiedy zszedłem do korzeni i zacząłem myśleć o tym szaleństwie, odkryłem coś wrażliwego, prawdziwego, czystego. Moja muzyka podąża tym śladem, chcę, aby dotykała wrażliwych, niewinnych miejsc. Szczerych, bo to nie jest teatr. To próba dotarcia do prawdy i nigdy niekończące się, życiowe zadanie. To bardzo odważne tak się otworzyć, zdjąć z siebie zbroję i powiedzieć "oto jestem".
Czy macie już plany związane z nagraniem nowego albumu?
Nie mamy jeszcze takich planów, ponieważ teraz bardzo dużo koncertujemy w związku z ostatnim albumem. Ale kiedy zwolnimy, wrócę do domu i wyłączę się z takiego trybu życia... uważam, że ciężko jest pisać i myśleć o kolejnym albumie kiedy jest się w trasie, bo wtedy koncentrujesz się na każdym kolejnym show. To zupełnie inny rodzaj pracy. O ostatnich trzech trasach koncertowych dowiadywaliśmy się dwa tygodnie wcześniej. Jestem w domu przez chwilę i nagle pojawia się trasa i wylatuję. Dlatego ciężko jest mi teraz cokolwiek planować. Kiedy jestem w domu przez dłużej niż miesiąc czy dwa, wtedy mogę naprawdę zająć się myśleniem o następnej płycie. Myślę, że otworzyliśmy drzwi, idziemy utartą ścieżką i nic na to nie poradzimy, Cynic jest w naszych kościach (uśmiech).
Chciałem poprosić Cię o kilka słów dla czytelników Magazynu Gitarzysta. Może masz porady dla gitarzystów, jak ćwiczyć, jak być kreatywnym?
Jedną z większych rzeczy nauczyłem się od Micka Goodricka, który napisał kilka książek o gitarze, w tym "The Advancing Guitarist". Ona była dla mnie bardzo ważna i dała mi ogromną wiedzę jako gitarzyście. Pamiętam, co napisał we wstępie tej książki: "kiedy bierzesz gitarę do ręki, nie myśl o teorii czy skalach, lecz po prostu graj". Bądź wolnym, improwizuj, zobacz co się stanie. Często gdy zabieramy się za granie, a w tle włączony jest telewizor czy radio, mamy otwartą postawę. Jednak już po kilku minutach zagłębiamy się w szablony, popadamy w rutynę. Zawsze powtarzałem moim uczniom, aby nie osądzali samych siebie. Pozwól wszystkiemu się dziać, pozwól sobie na robienie błędów, a nawet na nienawidzenie wszystkiego co robisz. Okaż sobie trochę litości, ponieważ bardzo trudno jest być muzykiem i wykonywać tę pracę. Dlatego trzeba poddać się procesowi i odpuścić osądy oraz myślenie w ten sposób, należy być otwartym na wszystko co się dzieje. Tak jak wtedy gdy byliśmy dziećmi i nie obchodziło nas, co inni ludzie sobie pomyślą. Celem jest powrót do tego stanu umysłu, bycie prawdziwym "amatorem".
Opowiedz nam o swoich ulubionych gitarzystach.
Oczywiście, lubię wielu gitarzystów. Zacznę od Andrés Segovia, gitarzysty klasycznego, byłem i jestem wielkim fanem jego gry. Jego repertuar był dla mnie bardzo inspirujący. Później zainteresowałem się jazzem i rockiem. Steve Vai, Joe Satriani, Allan Holdsworth, Eddie Van Halen, Scott Henderson, a także Joe Diorio i inni klasyczni jazzmani. Jestem wielkim fanem Joe McLaughlina, Billa Frazella, Bena Mondera... mógłbym tak długo wymieniać, jest wielu świetnych gitarzystów, to zadziwiające. Wes Montgomery, mój Boże, on jest taki opanowany. Jeśli naprawdę go posłuchasz i spróbujesz zagrać jego partie zauważysz jakie miał wyczucie. Łatwo rozpoznać jest jego zagrywki, ale nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wielkim był mistrzem. Pat Metheny jest dla mnie kolejną wielką postacią. Wszyscy ci ludzie wyłożyli swoje rzeczy na stół: słucham różnych gitarzystów i czerpie od nich inspiracje. Usiłuję wychwycić pomysły i feeling, jednak często nachodzi mnie wtedy myśl, że jestem beznadziejny. Zdaje sobie bowiem sprawę, ilu mistrzów jest w wielu gatunkach muzycznych. Ale to pozytywne doznanie, popycha mnie do przodu i rozwija.
Dziękuję za rozmowę.
Realizacja: Marcin Kamiński, Piotr Ślęzak