15 kwietnia 2017 roku zmarł Allan Holdsworth. Wspominamy gitarzystę i analizujemy jego wyjątkowy styl gry na instrumencie.
Jeśli przypatrzeć się encyklopedycznej definicji słowa "artysta" przeczytacie, że w odróżnieniu od rzemieślnika tworzy on sztukę w oparciu o własną koncepcję. W muzyce sprawa jest o tyle skomplikowana, że jest to sztuka abstrakcyjna i przeciętnemu słuchaczowi ciężko jest odróżnić gitarzystę rzemieślnika grającego permutację licków swojego idola od takiego, który tworzy swoją muzyczną krainę. Zdarza się, że herosi gitary bywają zwykłymi rzemieślnikami. Jednak każdy osłuchany fan muzyki usłyszy to bez problemu…
Allan Holdsworth był artystą, a właściwie Artystą wśród artystów. Nie sposób przecenić jego twórczości. Przez słabo osłuchanych młodych gitarzystów uważany był za shreddera, który grał bardzo szybko trudną muzykę, często określaną w mediach społecznościowych mianem "pitolenia". Taka opinia mówi jednak znacznie więcej o jej autorze, niż o genialnym muzyku. Tymczasem w jego twórczości cała zaawansowana technika gitarowa była tylko dodatkiem. Allan Holdsworth mógł grać te same dźwięki na dowolnym instrumencie, a jego muzyka byłaby równie wartościowa. Stworzył swój, odmienny, bardzo osobisty muzyczny świat dźwięków, do którego zabierał słuchacza w daleką podróż, do zupełnie innej galaktyki. Był zaprzeczeniem twierdzenia "wszystko zostało już zagrane, pozostaje wyłącznie inspirować się".
WŁASNY MUZYCZNY ŚWIAT
Allan Holdsworth zrobił bardzo dużo dla muzyki. Nie wiem, czy żyje jakiś inny muzyk, który zrobił aż tyle. Większość słuchaczy znających jego nazwisko, ale nie znających twórczości nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Zdefiniował od nowa znaczenie słowa "harmonia", stworzył swój system akordów w układach rozległych, tj. w głosach niekiedy bardzo mocno oddalonych od siebie, ale prowadzonych konsekwentnie. Akordy Holdswortha nie przypominają w niczym tradycyjnych jazzowych akordów i substytutów dominant. Ktoś, kto sprawnie posługuje się harmonią w akademickim wydaniu, grając bez problemu opracowania Joe Passa, będzie musiał nauczyć się wszystkiego od nowa, aby zagrać voicingi Holdswortha. Allan rozebrał na czynniki pierwsze składniki skal modalnych i poskładał je na nowo, inaczej, po swojemu. W ten sposób z tradycji (układ skal) stworzył całkowicie odmienne brzmienie akordów granych na gitarze.
Dwie rzeczy mają przy tym ogromne znaczenie: voicingi Holdswortha nie są przypadkowe, wszystko jest logiczne i poukładane. Po drugie artysta robił to bardzo konsekwentnie, rozwijał się cały czas idąc w obranym przez siebie, nieznanym kierunku. Dotarł w ten sposób w regiony muzyki, w których nikt nigdy nie był. Wszystkie melodie akordowe Holdswortha są dzięki temu charakterystyczne i natychmiast rozpoznawalne. Dla fana rocka i metalu może to brzmieć strasznie, ale wystarczy się osłuchać, a otworzą się nowe drzwi. Melodie Holdswortha też były inne.
Zacznijmy od czegoś oczywistego - techniki. Holdsworth jest twórcą bardzo specyficznej odmiany gitarowego legato nazywanego "hammer - only legato". Zazwyczaj gitarzyści rockowi stosujący technikę legato łączą ze sobą figury "harmmer - on" przy graniu legato w górę, z "pull - off" przy graniu legato w dół. W dużym skrócie - pierwsza z tych figur polega na energicznym postawieniu palca na strunie, druga na szarpnięciu (jakby ściągnięciu struny z podstrunnicy) energicznym ruchem w dół palcem lewej ręki. Ten sam dźwięk wydobyty za pomocą pierwszej i drugiej figury ma inną barwę tak, że każdy gitarzysta bez problemu odróżni na ucho hammer - on od pull - off. Ten fakt irytował Allana więc zaczął używać hammer - on także w ruchu opadającym na strunie tam, gdzie większość gitarzystów gra "pull - off". W ten sposób odróżnienie fragmentów frazy granych w górę i w dół jest niemożliwie, wszystko brzmi spójnie, jednolicie.
Dodatkowo fakt silnych "młotkujących" palców otworzył nowe możliwości łączenia ze sobą dźwięków w taki sposób, że w odróżnieniu od normalnych szybkograczy Allan nie gra po kolei gam w górę i w dół. To koncepcje muzyka dyktują, które dźwięki mają być grane, a nie palce, albo wyuczone licki. Melodyka Holdswortha jest też zupełnie inna. Allan wydał książkę z kasetą video w słynnej serii REH, w której pobieżnie tłumaczy używane środki. Stosuje on 8 skal, przy czym ujednolica wszystkie modusy. Gitarzyści zwykle uczą się ośmiu skal modalnych: jońskiej, doryckiej, frygijskiej itd. Dla Allana to jedna skala.
Bardzo rzadko gitarzyści znają modusy mola melodycznego i harmonicznego, które ze skalami modalnymi tworzą razem 21 skal. Tymczasem dla Allana 8 skal jest jak 60 dla przeciętnego gitarzysty. Allan używał korelacji skali z akordem którym się posługiwał, ogrywał bardzo dokładnie harmonię. Skale widział od razu na całym gryfie, natychmiast zarówno w pionie jak i w poziomie. Żadna skala też nie miała swojego początku, ani końca, a jedynie kolory poszczególnych składników. Allan wybierał sobie pewne składniki ze skal (np. nonę, kwintę, tercję i sekundę) i potrafił zagrać frazę używając jedynie tych kolorów (nazywał je "członkami rodziny"), co tworzyło bardzo specyficzną melodykę daleką od dokonań shredderów grających zazwyczaj po kolei wszystkie dźwięki skali od początku do końca frazy. Jak pisał po jego śmierci Frank Gambale "Holdsworth potrafił płynnie ograć dowolne zmiany harmonii nawet gdyby było dziesięć akordów w jednym takcie" i faktycznie, zmieniał kolory harmonii jak rękawiczki. Często jedna fraza składała się z kilku odmiennych skal.
Oryginalne opalcowanie tych skal, to kolejna bardzo indywidualna cecha. Grał on po cztery dźwięki ze skali na jednej strunie, co daje możliwość zagrania całej oktawy na dwóch strunach. Był też jednym z pierwszych muzyków stosujących skipping, który w połączeniu z dużym rozstawem palców dał interwałowy efekt nieznany dotąd w świeci gitary. Allan wykształcił też bardzo charakterystyczne autorskie brzmienie, które połączone z odpowiednią artykulacją stopniowo ewoluowało od zgrzytliwego, trochę archaicznego brzmienia przesterowanej gitary do pastelowego delikatnie nasyconego przesteru ozdabiającego dźwięk z przetwornika przy mostku. To barwa zbliżona do saksofonu.
Druga jego ulubiona barwa to dość oryginalny syntezator gitarowy Synth Axe (już nieprodukowany) z ustawioną barwą fletu, stale pojawiający się na płytach od czasów "Atavachron". Allan nie woził go na koncerty w późniejszych latach w obawie o zniszczenie lub awarię. Syntezatory gitarowe dają nieograniczone możliwości kreowania barwy. Cechą charakterystyczną wielkich muzyków jest fakt, że wybierają sobie jedną ulubioną barwę i zgłębiają jej możliwości. Staje się ona znakiem firmowym muzyka, tak jak słynne brzmienie trąbkowe Rolanda u Metheny'ego, czy fletowe brzmienie Holdswortha.
Gitary Holdswortha też były inne: bez główek, z jednym przetwornikiem przy mostku, wyglądały na małe przy jego ogromnych dłoniach. Często na zdjęciach widać jak obejmuje palcami jakąś zupełnie abstrakcyjną ilość progów tak, jakby trzymał nie gitarę, a zabawkę.
WSZYSTKO SIĘ ZGADZA
Jeśli ktoś ma rozwinięty słuch zauważy, że jego melodyka, skale których używa i składniki, które tymi skalami ogrywa, ściśle wiążą się z trudnymi akordami w utworze. Wszyscy wielcy kompozytorzy klasyczni i improwizatorzy jazzowi mają taką świadomość: od Bacha do Coltrane'a. Nie mają jej często gitarzyści szybkogracze, to inna liga muzyków. Żeby to bardziej obrazowo przedstawić, często gitarzyści którzy grają szybko mają problem z zagraniem utworów Bacha, bo tam palce nie idą "po skalach". Grają więc te utwory dziesięć razy wolniej, niż swoje szybkie gamowe przebiegi. Holdsworth grał bardzo szybko, ale zachowywał tą wartościową ideę korelacji melodii i harmonii. To nie palce dyktowały mu, które dźwięki zagrać, a harmonia, wrażliwość, słuch i muzyka, to zasadnicza różnica. Dzięki tej umiejętności Holdsworth bez problemu grał standardy jazzowe nawet, jeśli - jak mówi jedna z anegdot - "nie wiedział co to jest progresja II V I".
Wielcy muzycy mają to do siebie, że nawet jak zaaranżują cudzy utwór, brzmi jak ich własna kompozycja. Tak się sprawa ma ze standardami, które grywał rzadko na koncertach, ale nagrywał. Przykład to utwór "Countdown" z płyty "None to soon" (Coltrane), który był dla Allana pretekstem do stworzenia jego własnej wersji. Tutaj podobnie jak w przypadku skal można mówić o "rozłożeniu" kompozycji na czynniki pierwsze i poskładaniu po swojemu, inaczej. Takie covery mają znacznie większą artystyczną wartość od autorskich, wtórnych kompozycji, z jakimi mamy dziś na co dzień do czynienia. Podobnie ma się sprawa z bachowskimi aranżacjami utworów Pachabela, które uważane są za bardziej wartościowe, niż oryginały. Allan krytykował muzyków, którzy improwizują używając licków. Twierdził, że to nie jest improwizacja, a jedyny artystyczny wybór sprowadza się do selekcji zagrywek.
Można mówić, że Allan jest zimny, bez emocji, ale to nieprawda. Tu emocje - podobnie jak u Bacha - dostępne są dla osób osłuchanych z jego muzyką. Pasuje tu cytat Coltrane'a: "To zadziwiające ile emocji drzemie w intelektualnej muzyce". To też nie jest tak, że Holdsworth gra połamane akordy. W swojej szkole pokazuje progresje zagrane w gamie C-dur, stosując wyłącznie diatoniczne jej dźwięki. To brzmi jak akordy z innego świata. Przy tym gra logiczne voicingi, prowadzi poszczególne głosy, niczym wytrawny jazzman, albo kompozytor klasyki.
WŁASNY STYL
Był wielkim orędownikiem tworzenia własnego stylu. Nie lubił swoich "szkółek gitarowych", gdyż, jak podkreślił w podsumowaniu jednej z nich, w graniu na gitarze chodzi o odkrywanie własnego, osobistego świata dźwięków: "Jeśli miałbym Wam coś ważnego przekazać tą lekcją... Głęboko wierzę, że najważniejszą rzeczą w muzyce jest odkrywanie zjawisk dźwiękowych po swojemu od nowa. Wtedy te zjawiska bardzo zyskują na znaczeniu dla Was samych, rozumiecie je na dużo głębszym poziomie niż w przypadku, gdybyście powtarzali tylko ćwiczenia, które ktoś Wam pokazał. Nawet jeśli myślicie, że słyszycie i rozumiecie takie wyuczone zjawiska, zawsze będzie tam pewna powierzchowność, dla mnie zawsze była. Chciałbym zachęcić wszystkich do ciężkiej pracy nad projektowaniem ... siebie samego. Powodzenia!".
Głównym przekazem jego szkoły jest to, żeby nie korzystać ze szkółek. Dziś wielu muzyków robi sobie tatuaże, nosi skórzane kurtki, kolczyki, albo irokeza na głowie, ostatnio modne są duże brody i tak dalej. Allan był niezwykle skromnym człowiekiem z wyglądem emeryta w koszuli i swetrze, dopiero jak stawał na scenie pokazywał dźwiękami wielkiego, muzycznego irokeza. Jakże często dziś mamy sytuację odwrotną - brody i irokezy to jedyne elementy wyróżniające muzyków.
ZACZNIJMY OD POCZĄTKU
Są dwa rodzaje talentów muzycznych: cudowne dzieci (np. Mozart), albo starzy mistrzowie jak Bach. Pierwsi od najmłodszych lat wykazują naturalną zdolność tworzenia zgrabnych utworów, drudzy dochodzą do mistrzostwa w późnym wieku (po 30 roku życia) a ich wczesne dzieła mogą pozostawiać wiele do życzenia. Allan należy do tej drugiej grupy. Zaczynał od gitary akustycznej, którą ojciec - jazzowy pianista - kupił mu od wuja, chociaż wolałby wtedy saksofon. Dorastał w Bradford w Wielkiej Brytanii. Grał też na skrzypcach i altówce. Potem o pozostaniu przy sześciu strunach zadecydowała możliwość grania harmonii.
Pierwszą swoją autorską płytę nagrał w wieku 36 lat, Mozart by nie dożył. Każdy fan Allana wie, że mowa tu o albumie I.O.U. (1982) ponieważ wcześniejszy "Velvet Darkness" był zarejestrowaną próbą zespołu i został wydany za plecami artysty, podobno nie otrzymał on z tego tytułu wynagrodzenia i był oburzony całą sprawą. Prosił swoich fanów, aby nie kupowali tej płyty. Kreatywny okres jego życia obejmował lata 1982-2001 w których nagrał 11 autorskich, studyjnych płyt. Holdsworth jednak nie wziął się znikąd. Dość wcześnie miał styczność z wybitnymi muzykami takimi jak Tony Williams, który za młodu był perkusistą Milesa Davisa, Jean Luc Ponty czy Bill Bruford. W tym wypadku jednak to raczej oni mieli zaszczyt grania z kimś takim jak Allan Holdsworth. Otwarte jest też pytanie o to na ile, przy całej swej oryginalności - ulegał wpływom.
Od czasu nagrania płyty I.O.U. jego muzyka stale szła do przodu. Każdy album jest inny. Zmieniało się brzmienie na coraz bardziej pastelowe, klarowne. Przestał używać techniki tappingu. Jego wyrazistość ogrywanej harmonii wzrosła do nieprawdopodobnego poziomu. Sam przyznał, że nie potrafi słuchać niczego, co nagrał dawniej, niż dwa lata wstecz. Improwizacje z ostatnich płyt to prawdziwy majstersztyk. Pamiętam jak zatrzymałem auto z wrażenia słuchając improwizacji do utworu "Eidolon" z 2000 roku.
Artysta wielokrotnie udzielał się też w różnych projektach. Gitarzyści znają go pewnie z dość przystępnej płyty "Truth In Shredding" nagranej dla Mike Varney'a. Gambale pisał, że obaj nie lubili słowa shredding w tytule tej płyty. Dość anegdotyczne są też historie dotyczące solówek do prostych utworów Jacka Bruce'a, w których grał na początku lat 80. i potrafił zagubić się harmonicznie. Wczesna jego twórczość to jedyny dowód na to, że był człowiekiem, a nie kosmitą. Zagrał też trasę z Level 42, którą podsumował słowami "Mógłbym grać taką muzykę, ale na dłuższą metę trafiłby mnie szlag".
Prywatnie lubił piwo. Eksperymentował z domową produkcją tego trunku. Lubił też kolarstwo - znane są anegdoty jak dojeżdżał na koncerty na rowerze z gitarą na plecach. Utwór "Tullio" powstał na cześć ulubionego kolarza. Lubił też Star Treka, co jego fani wiążą z grafikami okładek jego solowych płyt.
ALLAN NIE GRAŁ FUSION
Ludzie lubią szufladki. Często zupełnie błędnie przypisuje się Holdswortha do szufladki z napisem "fusion", albo "rocka progresywnego". Tymczasem przypisanie go do jakiejkolwiek szuflady mija się całkowicie z tym, co naprawdę zrobił dla muzyki, zaprzecza jego twórczym ideom i świadczy o braku zrozumienia jego twórczości. Jedyną szufladką, do której można go przypisać jest ta o nazwie Allan Holdsworth. Być może wczesne jego działania były związane z grupami kierującymi się daną stylistyką, być może jego geniusz wyrastał z takiej czy innej stylistyki, ale jednak to co robił było zupełnie odmienne. Dla muzyków "stylistycznych" obce. Gdyby poprosić jakiegoś gitarzystę z kręgu rocka progresywnego, albo fusion o zagranie utworów Holdswortha, a następnie improwizacji do nich w oparciu o oryginalny, stworzony przez autora język, owi wirtuozi musieliby najpierw nauczyć się posługiwać tym językiem muzycznym od zera (nauczyć od nowa chwytów, schematów skal itd). To jest praca na wiele lat i w sumie równie dobrze można to zadać komuś, kto zaczyna naukę gry na gitarze.
Co więc grał Allan? Tu najlepszy będzie cytat Franka Gambale: "To jest jak nowoczesna muzyka poważna w najlepszym wydaniu z tą jednak różnicą, że gdy się kończy temat zaczyna się improwizacja". Rola fusion sprowadza się do faktu stylistyki uprawianej przez towarzyszących mu muzyków. To chyba najlepsza definicja tego, co robił. Moim zdaniem to właśnie muzycy tacy, jak Holdsworth, Parker, Coltrane są prawdziwymi kontynuatorami tradycji muzyki klasycznej, dorobku Bacha, czy Beethovena. Świat klasyki gdzieś się zagubił w XX w. kiedy oddzielono improwizację od kompozycji, od tego czasu nie było żadnego wielkiego kompozytora.
I OWE YOU- ZA POŻYCZONE PIENIĄDZE
Holdsworth nigdy nie był bogaty. Pierwszą płytę wydał za pożyczone pieniądze (stąd tytuł płyty I.O.U.), pieniędzy nie wystarczyło na projekt okładki, a żeby zrobić mastering jednej z późniejszych, musiał sprzedać wszystkie (!) swoje gitary. Kolejne otrzymał za darmo od producenta. Gitarzysta miał do publiczności dystans: "Przed koncertami bardzo się denerwuję. Czasem myślę, że powinienem zmienić pracę i przestać być muzykiem, bo gram koncert, nikt nie przychodzi posłuchać, a ja nie czuję z tego powodu żadnej presji. Sama gra sprawia mi radość, ale czasem gdy gram mam wrażenie, że ludzie oczekują ode mnie czegoś, czego nie potrafię im dać." Dla prawdziwego artysty to muzyka jest nagrodą, a nie słuchacze, jak pisałem w jednym z moich felietonów. Przed koncertami odczuwał straszliwą tremę, pamiętam jak przed występem w Opolu na Drum Fest zjawił się w festiwalowym barze po piwo, otoczony fanami wyjaśnił z dużą dawką humoru, że trzęsą mu się ręce i musi coś wypić.
W jednym z wywiadów redaktor zapytał "dlaczego na tej płycie gra Pan takie trudne rzeczy, dlaczego nie wróci Pan do rocka progresywnego i nie zacznie grać czegoś przystępnego?" na co Allan odpowiada: "Jeśli nie lubi Pan tej płyty proszę ją wyrzucić do kosza". Był też przesadnie skromny i krytyczny wobec własnej twórczości - na koncertach zdarzało mu się powiedzieć ze sceny, że coś poszło nie tak. Po śmierci słuchacze Holdswortha zorganizowali zbiórkę na jego pogrzeb, zebrano kwotę ponad stu tysięcy dolarów, co wielokrotnie przekracza kwotę potrzebną na godny pochówek.
Jest wiele legend na temat niedochodowości jego muzyki. Taka dola nie jest niczym nowym. Podobny los spotkał wcześniej Mozarta, który po latach popularności popadł w niełaskę wiedeńskich "znawców sztuki" i jest pochowany w anonimowym grobie. Bliżej tu jednak do historii Bacha, który pozostał całkowicie niezrozumiany w swoich czasach. Za życia uważany za wielkiego wirtuoza, ale przeciętnego kompozytora, od którego odwrócili się nawet synowie i który po śmierci popadł w zapomnienie na 100 lat. Obecnie uważany jest za największego kompozytora w historii. Wybitni muzycy rzadko żyją w swoich czasach i w swoim kraju. Holdsworth to brytyjski skarb narodowy. To nie jest tak, że pojawią się inni wirtuozi i wypełnią tę lukę. Być może ktoś się pojawi, ale generalnie takich muzyków (nie mówię tylko o gitarzystach) nie ma. Pozostaje pytanie - na co rząd brytyjski przeznacza pieniądze związane z kulturą i dlaczego nie na to, co trzeba? Czy naprawdę Holdsworth musiał być biedny i żyć na emigracji zarobkowej? Ciekawe ilu lat będzie trzeba, aby ponownie odkryto jego muzykę i nadano jej właściwy statut.
WIELKI WPŁYW NA MUZYKÓW
Zacznę od osobistej dygresji. Można powiedzieć, że jestem naśladowcą tego wielkiego artysty. Jednak naśladowanie go nie polega na kopiowaniu jego skal, harmonii, barwy, podejścia, czegokolwiek takiego, to byłoby wręcz zaprzeczenie jego idei. Chodzi o tworzenie własnego muzycznego świata, unikania wpływów środowisk i gatunków, tworzeniu własnej odrębnej jakości muzycznej. Do tego też chciałbym zachęcić wszystkich czytelników - to najważniejsze przesłanie jego życia. Pokazał, że da się aż tak bardzo być sobą. Pod tym względem dla mnie Holdsworth jest wzorem numer jeden w nowoczesnej historii muzyki. Natomiast kopiowanie Holdswortha jest moim zdaniem ślepą uliczką. Chyba, że ktoś ma konkretny pomysł jak to popchnąć dalej, ale takich pomysłów zazwyczaj brak. Dotarcie do Holdswortha zajęło mi 10 lat, więc jeśli ktoś myśli, że to jest za trudna muzyka, to nie ma się czym przejmować, dajcie sobie czas.
Pierwszy raz usłyszałem go po prasowej rekomendacji Grzegorza Skawińskiego w programie 2 TVP na Warsaw Jazz Summer Days w 1998, nagrałem ten koncert na kasecie VHS. Nie było wtedy Internetu, ani prawie żadnych poważnych materiałów o muzyce improwizowanej po polsku. Ćwiczyłem wtedy shredding po kilka godzin dziennie. To był szok. Z jednej strony ta muzyka mi się nie podobała, łamała moje ucho, z drugiej wiedziałem, że jest tam jakieś drugie dno, ale kompletnie nie wiedziałem gdzie go szukać. Po 10 latach podchodów w końcu dotarłem do Allana przez muzykę Bacha i Coltrane'a. Bez wnikania w szczegóły, zrozumiałem w jaki sposób ogrywa się składniki harmonii, to działa. Muzycy nazywają to "wysoką kulturą dźwięku". Otwarła się puszka Pandory i od tej pory już wiem, że ta muzyka nigdy mi się nie znudzi.
Holdsworth - choć niszowy - jest jednym z najbardziej wpływowych muzyków naszych czasów i nie mam tu na myśli ilość fanów, a ich jakość. Do największych fanów Allana należą: Eddie VanHalen, który zorganizował mu kontrakt z wytwórnią Warner Bros na nagranie drugiej płyty (w kolejności licząc od I.O.U.), stąd jego producentem był Ted Templeman, wieloletni producent EVH. Eddie chciał zagrać gościnnie na jego płycie, ale z powodu napiętych terminów nie doszło do współpracy. Mawiał: "Allan jest dla mnie numerem jeden" i w innym miejscu "To co ja załatwiam obiema rękami on umie zagrać jedną".
Kolejnymi artystami wypowiadającymi się w podobnym tonie byli: Frank Zappa, Shawn Lane, Steve Vai, Joe Satriani, Neal Schon, Gary Moore, Pat Metheny, Frank Gambale, Guthrie Govan, Robben Ford, Yngwie Malmsteen i wielu innych. Jedni określają go mianem ponadczasowego geniusza, inni piszą, że zmienił znaczenie słowa "gitara", ale wszyscy są zgodni co do wartości jego muzyki. Co więcej nie ma żadnego innego artysty, o którym by równie entuzjastycznie pisano w tym gronie. Magazyn Guitar Player określił go mianem równie wpływowego, co Jimi Hendrix, Eddie VanHalen, czy Chuck Berry. W odróżnieniu od pozostałych jednak Holdsworth nie grał prostych piosenek. Równie popularny był wśród muzyków w Polsce, wśród jego fanów są Darek Krupa, Cezary Konrad i Grzegorz Skawiński.
Adam Fulara
Zdjęcie: Glen Laferman