Liam Wilson (The Dillinger Escape Plan)
Wywiady
2009-07-30
Przy okazji festiwalu KnockOut Fest 2009 w Krakowie mieliśmy okazję zadać kilka pytań Liamowi Wilsonowi, basiście zespołu The Dillinger Escape Plan.
Wiemy, że nie jesteście w Polsce po raz pierwszy. Co myślisz o tutejszej publiczności?
Bardzo... próbuję znaleźć idealne słowo... pełni pasji, tak! Z pewnością lubią metal, są bardzo reaktywni. Na pewno zupełnie inni niż typowi ludzie, których spotykasz w mieście na ulicy. Tam wydają się zimni, ale pod sceną okazują się ciepli. Nigdy nie wiem, czego się spodziewać. Nasz pierwszy raz był dziwny, ale teraz jest naprawdę niesamowicie.
Co masz na myśli mówiąc dziwny?
Ahh... drogi były zalane, byliśmy bardzo spóźnieni, a ja jestem weganinem, nie mogę jeść tak dużo, więc nie miałem nawet siły mówić. Nie wiedzieliśmy co mamy robić, zostaliśmy zatrzymani na granicy... ogólnie wszystko było bardzo skomplikowane (śmiech). Ale show był wspaniały i to ważna rzecz.
Pierwotnie KnockOut 2009 miał odbyć się na powietrzu. Ostatecznie odbędzie się w hali. Wolisz grać koncerty na zewnątrz czy wewnątrz klubów?
Lubię grać w klubach. W pomieszczeniach dźwięk może wibrować. Na powietrzu on po prostu ginie. Lubię także atmosferę mniejszych klubów. Dziś widzimy sporą barierę: najpierw jest scena, potem fosa, potem barierki... To dziwne dla nas. Dillinger jest zespołem, który lubi dużo interakcji. Może dlatego hala jest lepsza niż stadion. A do tego tutaj mamy bliżej z hotelu (śmiech). Tak naprawdę to nie ma znaczenia, graliśmy w piwnicach, graliśmy na stadionach, gramy wszędzie, gdzie tylko możemy. To kolejna ważna rzecz.
Czy uważasz Waszą muzykę za rewolucję na metalowej scenie muzycznej? (bo my tak)
Gdybym powiedział, że nie, byłbym skromny i zabrzmiałbym śmiesznie. Kiedy słucham innych kapel i kiedy słucham Dillingera... wiesz, nie jestem oryginalnym członkiem zespołu. Robię to od 10 lat, ale kiedy poznałem Dillingera, nie grałem w nim. Gdy pierwszy raz ich usłyszałem byłem zaszokowany. To było coś naprawdę innego, interesującego. Myślę, że do dziś to utrzymujemy. Reakcja jaką otrzymujemy jest rewolucyjna. Nie myślę jednak, że jesteśmy jedynym rewolucyjnym zespołem. Meshuggah, Cynic czy wiele innych kapel z którymi graliśmy - bez nich nie byłbym tym, kim jestem. Nawet Testament w swoim czasie - Alex Skolnick do dziś jest rewolucyjnym gitarzystą. Więc jak mówiłem, byłoby zbyt skromnie odpowiedzieć nie, ale nie jesteśmy jedyni. Jest wiele nowych rzeczy, które sam wciąż odkrywam.
Teraz pytanie na temat Waszych albumów. Kto bierze największą odpowiedzialność za tworzenie muzyki, gdybyś musiał wymienić jedno nazwisko?
Ben, Ben Weinman. On bierze największą odpowiedzialność.
Co inspiruje Was do komponowania tak zwariowanej muzyki? Wydaje się ona totalnym szaleństwem dla niektórych fanów.
Jest wiele rzeczy. Słuchanie agresywnej muzyki, wzbudzającej złość w Tobie. Też słuchanie innej muzyki... Jest tak wiele dobrych kapel metalowych: bębniarz ma podwójną stopę, wokalista śpiewa, gitarzysta shredduje, a mimo to nie brzmi to innowacyjnie. Brzmi to jak każda inna kapela, jak wycięte z tej samej formy. Słuchanie takich rzeczy zmusza cię do zrobienia czegoś innego. Kiedy indziej inspiracją są dobre i złe wydarzenia w twoim życiu, a czasami to wpływ jakiegoś innego członka zespołu. Inspiracją nie jest nigdy coś pojedynczego, to zbiór rzeczy. Również muzyka pop. Wiele osób pyta mnie, jakiej muzyki słucham. Myślą, że to musi być coś w stylu Cryptopsy. Nieprawda, słuchamy wielu normalnych rzeczy. Ja uwielbiam Stevie Wondera. To jest dla mnie inspiracją. Michael Jackson i jego "The Wall", dla mnie jako basisty, jest pełnym mocy albumem. Wszystko się zmienia, dwa lata temu, kiedy pracowaliśmy nad płytą "Ire Works", słuchałem innych rzeczy niż teraz. Finalnie to zawsze będzie Dillinger, jednak słyszysz wiele małych rzeczy, które potem przedostają się do muzyki. Twoje relacje, nowe związki i rozejścia, złość po nich, odbywanie trasy koncertowej, frustracja nią, bycie rozbitym... Z pewnością nie jeździmy jeszcze Bentleyami, jestem głodującym artystą, uwierzcie mi (śmiech).
Kolejne pytanie jest podchwytliwe. Czy znasz jakieś polskie zespoły?
Jest jeden zespół, który próbowałem sobie przypomnieć, widzę przed oczami nawet okładkę ich płyty. Myślę, że nagrywają tak jak my dla Relapse Records. To było chyba trzy... nie, więcej, sześć czy siedem lat temu. Od tamtego czasu usiłuję przypomnieć sobie ich nazwę i nie mogę. Myślę jednak, że może być wiele zespołów które znam, a nie wiedziałem, że są z Polski. Ten, którego nazwy nie mogę sobie przypomnieć grał ciężki death metal. I jestem prawie pewny, że wydał to Relapse. Okładka była w odcieniach żółci. Może jakaś pomoc?
Być może znasz Vader lub Behemoth?
Behemoth miał być kolejnym zespołem, który chciałem wymienić, ale nie byłem pewny, czy są Polakami. I Vader... powinienem to wiedzieć. Ale jest jeszcze jedna kapela... Pamiętam, że mój przyjaciel jej słuchał, a ja pomyślałem "cholera, tak!". Podejrzewam, że kupił ją na stoisku podczas wspólnej trasy koncertowej z nimi. Może było to na zasadzie "jeśli lubisz Behemotha, sprawdź to"... sam nie wiem. Zawiodłem was (śmiech).
Teraz pytanie o gitarach. Jaka była Twoja pierwsza gitara i jakiego sprzętu używasz teraz?
Pierwsza gitara... to był Fender Squier P Bass. Miał korpus z lipy i był naprawdę... śmieciowy. Był perłowo biały, co akurat kochałem, to było cool. Dostałem go jak miałem 12 lat. Potem używałem kilku różnych basów, a teraz gram głównie na G&L'ach. Na scenie, wszędzie oprócz Polski, zazwyczaj mam Ampega SVT-VR, który jest reedycją w stylu vintage. Do tego paczka Ampega 8x10". Z efektów podłogowych mam delay'a, Big Muff i... SensAmp Bass Driver. To on jest kluczem - SensAmp Bass Driver DI. Zagram na wszystkim póki mam jego. To moja i wielu innych osób tajna broń.
Czy uważasz, że dzisiejszy koncert będzie lepszy niż ten, który daliście kilka miesięcy temu w klubie Progresja w Warszawie?
Ten z Meshuggah?
Tak, ponownie z Meshuggah.
Tamten show był świetny, pamiętam go bardzo dobrze. Było strasznie gorąco, kolesie z Meshuggah byli cali zlani potem. Ja pociłem się tak, że po dwóch utworach wyglądałem jakbym wyszedł z basenu. Więc trudno powiedzieć. Mam nadzieję, że to będzie lepszy show, mam nadzieję, że dzieciaki pomyślą, że to lepszy show, ale mi osobiście bardzo podobała się intensywność tamtego koncertu. To był ciemny, mały klub. My graliśmy po Meshuggah, więc to nakręciło nas w swój sposób. Dziś jest inaczej, bo to my gramy przed nimi, więc musimy się postarać aby ludzie nas zapamiętali, jak sportowców. To nasi kumple, ale jak wychodzimy na scenę, to przez te 40 minut chcemy być najlepsi w tym, co robimy. To podstawa.
Ostatnie pytanie. Gdybyś miał dać jakiekolwiek rady dla czytelników polskiego Magazynu Gitarzysta, co by to było?
Ćwiczcie. Ćwiczcie wolno, bo szybkość to tylko przyspieszona powolność. To bardzo proste, jednak wiele osób myśli, że to się po prostu dzieje. A to wynik bardzo bolesnych, powolnych ćwiczeń. Kolejna rzecz, wracając do twojego wcześniejszego pytania, to inspiracje. Można je czerpać nie tylko z muzyki, możliwe jest ćwiczenie bez instrumentu. Ja bardzo zaangażowałem się w jogę. Odkąd nagraliśmy "Ire Works" coraz bardziej się w nią zagłębiałem i zauważyłem, że wpływa to na moje ćwiczenia na instrumencie i vice versa. Jednym z przykładów będzie oddychanie. Kiedy Dillinger grał jakieś bardzo mocno fragmenty wstrzymywałem na długo oddech. Teraz wiem, dzięki jodze, że oddechu nie powinno się wstrzymywać. Nawet kiedy jesteś w niekomfortowych pozycjach i tak musisz nauczyć się oddychać. Teraz kiedy wychodzę na scenę i wiem, że zaraz będzie ciężki moment, a moje ręce zaczynają drętwieć, robię krok w tył i koncentruje się na oddychaniu nosem. Staram się pamiętać, że wokół dzieję się tyle rzeczy. Inspiracje możesz czerpać z tłumu, wokół nas jest energia. Teraz zaczynam brzmieć jak hipis, ale to prawda, ja tak uważam. Szczególnie w klubach, gdzie cała ta pasja jest skondensowana. Dziś na hali jest jasno, ludzie są rozproszeni, wszystko brzmi jak echo. Zobaczymy, to będzie prawdziwy Dillinger bez względu na to, czy jest pięciu czy 500 widzów. Ciągle robimy swoje.
Czyli podsumowując: joga, regularne ćwiczenia i szukanie nowych inspiracji. Dziękuje Ci bardzo za wywiad.
Ja również dziękuje.
Realizacja: Marcin Kamiński oraz Piotr Ślęzak