Kirk nie tylko nie może rozstać się z tą gitarą, co potwierdza tylko siłę afektu, ale wykorzystał ją już w sesji nagraniowej najnowszego albumu zespołu Metallica - "Hardwired…To Self- Destruct", która trafi do sklepów 18 listopada nakładem Blackened Recordings…
Dość rzadko zdarza się, że instrument staje się tak sławny jak artyści, którzy robili za jego pomocą muzykę. W tym kontekście, za Les Paulem, będącym teraz klejnotem w kolekcji gitarzysty Metalliki, stoi niezwykle szacowne grono ikon… Instrument ten grał też bowiem na scenie obok Johna Mayalla i Bluesbreakers. Niezwykła aura jest wręcz fizycznie namacalna, kiedy bierzemy do ręki tego Gibsona.
Wiele słów wypowiedziano już na temat tego, dlaczego ta gitara brzmi tak specyficznie w środkowej pozycji - część z tych informacji jest bardziej wiarygodna, a część to kompletny "bullshit". Sam Peter Green zapewniał, że nigdy nie grzebał w jej elektronice i że brzmiała tak od dnia, kiedy ją kupił. To skłoniło wielu do wiary w odwrócone nabiegunniki pickupów, jako przyczynę całej zagadki. Tak czy inaczej, ten niezwykły instrument nie tylko grał przeboje grupy Bluesbreakers, ale był także ważnym elementem brzmienia Fleetwood Mac, zarówno na płytach jak i koncertach. Kiedy w tajemniczych okolicznościach Peter Green opuścił scenę muzyczną w latach 70., gitara powędrowała do innego muzyka, który zapisał się na stałe w historii bluesa. Muzykiem tym był Gary Moore, który opowiadał nam, że któregoś dnia Peter po prostu zadzwonił do niego i zaoferował mu swojego Les Paula, odmawiając początkowo przyjęcia jakiejkolwiek zapłaty. W końcu jednak Gary skłonił go do przyjęcia gotówki, uzyskanej ze sprzedaży jego Gibsona SG, więc deal został przypieczętowany. Przez kolejne lata instrument pojawiał się na coraz to nowszych nagraniach, koncertach, a także występach telewizyjnych. W końcu Moore złożył hołd człowiekowi, od którego dostał tę gitarę, nagrywając płytę o tytule "Blues For Greeny".
Słynny już Gibson Les Paul był w rękach Gary Moore’a jeszcze ok. 10 lat temu, kiedy to w został przez niego sprzedany i zniknął z pola widzenia fanów. Jego niedawny powrót zrodził wiele kontrowersji - niektórzy nie kryli nawet oburzenia, że bluesowa ikona trafiła do rąk gitarzysty thrash-metalowego bandu Metallica. Ale szybko okazało się, że Kirk Hammett nie tylko potrafi okazać gitarze szacunek, ale też czuje się uhonorowany możliwością grania na nim. Kiedy z nim rozmawialiśmy, był właśnie w drodze do studio, gdzie rejestrowano najnowszy krążek - "Hardwired…To Self-Destruct" - podekscytowany i pełen entuzjazmu, że to właśnie ten "święty" LP weźmie udział w nagraniach.
"Wiesz, to naprawdę dziwne, bo nie uganiałem się za tą gitarą tak jak za innymi w mojej kolekcji. Zwykle jeśli coś już sobie upatrzę to działam dość agresywnie, podchodząc do sprawy biznesowo. W tym wypadku siedziałem sobie spokojnie w pokoju londyńskiego hotelu, kiedy przyszedł SMS od kolegi: ‘Mam wiosło, które chciałbym ci pokazać’. ‘OK, dawaj tu je’ - odpisałem. Na ile znam tego człowieka, jeśli chce mi coś pokazać to będzie to jakaś gitara vintage, a najprawdopodobniej Les Paul. Wchodzą więc, on i jego znajomy, dźwigając futerał oraz stare combo Marshalla. Otwierają case… i momentalnie wiedziałem co leży przede mną, ze względu na ten odwrócony pickup pod gryfem. Mówię do nich: ‘Moment, moment, moment! Nie mam tu 2 milionów dolarów żeby wam za nią zapłacić.’ A mój kolega na to: ‘Oj tam, to wszystko bzdury. Być może taka była cena tej gitary 10 lat temu, ale od tego czasu uległa już zmianie.’ OK, podłączyłem ją do wzmacniacza i po jakichś 30 sekundach myślę sobie: ‘Cholera, to nie jest standardowy Les Paul.’ - i wtedy przełączyłem się na środkową pozycję - ‘WOW! To jest jakaś totalna sprzeczność. W skrajnych pozycjach gitara brzmi wręcz fenomenalnie, jak najbardziej rasowe LP, jakie kiedykolwiek miałem w rękach. Ale w środkowej pozycji mamy raczej Stratocastera podpiętego do 100-watowego Marshalla!’ I wtedy ją kupiłem. Tak po prostu, nie miałem innego wyjścia. Momentalnie zrozumiałem co miał na myśli Peter Green. Brzmienie genialne, zupełnie bez porównania z czymkolwiek. Do tego ta cała historia - ludzie i płyty jakie za tym instrumentem stały… Nagle to wszystko nabrało sensu".
Jak uczciłeś fakt zdobycia tak legendarnej gitary?
Pierwsze co mi przyszło do głowy to zagrać na niej jeszcze tego samego dnia na koncercie "Whiskey In The Jar", ponieważ prawdopodobieństwo, że na tym LP wykonywano już kiedyś ten utwór było dość duże. Grając wtedy ten kawałek na dużej scenie, przed widownią składającą się z 40 czy 50 tysięcy ludzi, poczułem, że "Greeny" wrócił do domu i znalazł się w kontekście w jakim chciałaby być. Jeśli mam być szczery, to słyszałem o wielu Gibsonach, które zostały sprzedane za dużo większe sumy niż ta, którą wówczas wyłożyłem. Miałem po prostu szczęście znaleźć się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Człowiek szybko potrzebował pieniędzy, a ja byłem w stanie tyle wyłożyć i tym samym zabezpieczyć gitarę. Dopiero potem dogadaliśmy wszelkie formalności. Kiedy potem do mediów trafił już news, że jestem nowym właścicielem Greeny’ego, zaczęły do mnie docierać wiadomości od ludzi, których nigdy na oczy nie widziałem, a wszyscy oni dzielili się ze mną swoimi doświadczeniami z obcowania z tą gitarą. To jest zupełnie niesamowite, okazało się bowiem, że Greeny ma swój własny wszechświat, swoją odrębną rzeczywistość, niezależną od mojej. Nigdy wcześniej nie posiadałem gitary, która ma swoją własną, odrębną ode mnie osobowość. I właśnie to w niej kocham.
Jak się gra na tym Les Paulu?
Niesamowity jest w nim gryf, który jest dość gruby. Akurat z tym nigdy nie miałem problemów. Mogę grać na dowolnym gryfie jaki mi dasz: grubym, cienkim, w kształcie V, to bez znaczenia. Gitara jest też dość lekka jak na Les Paula - z pewnością posiadam w kolekcji znacznie cięższe od niej. Być może to dzięki temu ma tę naturalną akustykę. Kiedy grasz numery takie jak "Oh Well" czy "Albatross", brzmi to zupełnie jak oryginał. Możesz zagrać "Oh Well" bez podłączania i to już w tym momencie brzmi jak Greeny. Zdumiewające, naprawdę. Korpus dość mocno rezonuje, daje mocny sound i długi sustain nawet bez wzmacniacza. Kiedy ją kupiłem, włożyłem ją w ręce Johna Marshalla, który jest moim technicznym od zawsze i poprosiłem aby zagrał "Oh Well". Kiedy to zrobił, momentalnie skomentował: "Brzmi jak oryginał!" Właśnie. Czy to nie jest niesamowite? Doprawdy, zapierające dech w piersi.
Jak bardzo lubiłeś przedtem styl Petera Greena?
Kocham zarówno to co zrobił na płytach Johna Mayalla, jak i jego dokonania z Fleetwood Mac. Jednym z moich ulubionych kawałków jest "The Supernatural" - uwielbiam go, ponieważ kiedy Green gra te kilka swoich charakterystycznych nut, one mówią same za siebie. Czasem biorę tego LP do ręki i gram "Black Magic Woman" albo "Coming Home". Za każdym razem słyszę, że to "coś" jest w tym instrumencie. Kolejna rzecz, która jest dla mnie ekscytująca to fakt, że Greeny grał na jednym z moich ulubionych albumów Thin Lizzy: "Black Rose". Kocham Petera, naprawdę. Uważam, że gdyby nie on, na świecie mogłoby nie być Carlosa Santany. Widzę tu bezpośrednią korelację, bezpośredni wpływ.
A więc zamierzasz aktywnie korzystać z tego instrumentu, zamiast chować go w prywatnej kolekcji?
Oczywiście! Nie jestem typem faceta, który kupuje gitarę tylko po to aby umieścić ją w szklanej gablocie, gapić się na nią i od czasu do czasu odkurzać specjalną miotełką. Gitary są po to by na nich grać, a im dłużej gra się na instrumencie, tym lepiej zaczyna on brzmieć. Im dłużej wystawione są na wibracje, tym bardziej poprawia się ich rezonans, lepiej reagują na atak, itd. Zaraz jadę do studia,, gdzie nagrywamy nową płytę i wysłałem już SMS-a do swojego technicznego: "Nastrój Greeny’ego, używamy go dzisiaj". Sprawdzę jak w kontekście naszego zespołu sprawdzą się wszystkie trzy brzmienia tej gitary.
Czy mógłbyś jakoś podsumować swoje odczucia - jak to jest stać się właścicielem instrumentu, będącego ikoną muzyki?
Zabawnym aspektem posiadania tego Les Paula jest to, że ilekroć odwiedza mnie ktoś świadomy, że posiadam gitarę Petera Greena, w którymś momencie rozmowy zwykle proszony jestem o zrobienie "selfie" z gitarą. To trochę tak jakbym miał żonę, która jest bardzo znaną aktorką. Usuwam się w cień, aby nie wejść w kadr lub wręcz obsługuję aparat. Zrobiłem już ludziom więcej zdjęć z tym jednym instrumentem niż ze wszystkimi innymi w całej mojej karierze. Greeny ma nawet swoich wiernych fanów oraz długą listę osób znanych i mniej znanych, które w którymś momencie swojego życia grały na nim, a są wśród nich nazwiska takie jak Jimi Hendrix, Rory Gallagher, Jeff Beck, George Harrison… można by wymieniać w nieskończoność. Pamiętam wieczór, kiedy rozważałem jej kupno. Wysłałem wtedy wiadomość do Jimmy’ego Page’a: "Co sądzisz o tej gitarze?" A on odpowiedział: "Znam to wiosło! Zdecydowanie powinieneś je kupić." Tak więc mam nawet oficjalne błogosławieństwo Jimmy’ego, a kiedy on mówi - "Kirk, kup tę gitarę" - nie wolno z nim dyskutować.