Atmosfera sklepów muzycznych w Polsce
Każdy szanujący się muzyk odwiedza regularnie sklepy muzyczne. Mimo zalewającego nas zewsząd internetowego szaleństwa promocji i niższych cen, lubimy jednak starym, dobrym zwyczajem pójść do sklepu, dotknąć i wybrać to, co nam się podoba.
Czy to wymiana wyświechtanych strun, czy sytuacja, gdy kupujemy gitarę lub piec (ewentualnie testujemy je przed późniejszym zamówieniem z Internetu), z reguły wiemy, czego chcemy i czego szukamy. Zdarza się jednak, że mamy kilka pytań do sprzedawcy. Uzyskujemy wtedy informacje, czy może zostajemy zbyci zdawkowym bąknięciem? Czujemy się swobodnie, czy może sprzedawca raczy nas dziwnie obserwować i mierzyć odkąd tylko weszliśmy do jego sklepu? Jakoś utarło się, że każdy z nas ma upatrzony ulubiony "swój" sklep, do którego chadza, a inne omijamy szerokim łukiem. Nikogo nie dziwią skrupulatnie tworzone na forach internetowych Czarne Listy sklepów muzycznych, do których człowiek szanujący swoje nerwy za żadne skarby nie powinien chodzić. Jak to jest z tymi sklepami, a raczej z obsługą w sklepach muzycznych? Bywa różnie, powiecie. Więc pytam dalej- dlaczego jest tak, a nie inaczej?
Zapewne każdemu z was przydarzyła się niejedna sytuacja która kwalifikowałaby się na taką Czarną Listę i być może już tam się znajduje, aby ustrzec kolegów po fachu. Daleko nie szukając mogę zacząć od siebie. Nie ma to jak wspomnienia… Jako młody adept gitary nie miałem szczęścia mieć w rodzinie, czy wśród bliskich znajomych muzyka lub kogokolwiek zorientowanego w temacie. Tysiąc pytań i nieco mniej, a nawet o wiele mniej odpowiedzi, ale od czegoś trzeba zacząć i przyszedł czas kupić pierwszą gitarę. Nie obyło się bez problemów- gitara nie stroiła, choć miała stroić. Mój wpływ na zakup ograniczył się do powiedzenia, który kolor był najładniejszy a w pozostałych kwestiach pozostało mi polegać na sprzedawcy i zostałem dobitnie zapewniony, że właśnie ta jest bardzo dobra. Sklep staram się omijać do dziś, choć gitara służyła przez długie lata. Z biegiem lat los posłał mnie do wielkiego miasta, gdzie przyszło mi odwiedzać przeróżne miejsca. Wiedziony ciekawością i chęcią dowiedzenia się paru rzeczy, pomknąłem do pobliskiego sklepu. Niestety, pytając o zaczep paska do gitary zostałem wręcz wyśmiany. Ledwie parę dni później, w kolejnym ze sklepów pytając o akustyczne wzmacniacze, dostałem wykład o gitarach i srogą nauczkę, że powinienem szukać pieca tylko i wyłącznie powyżej 1000zł. Coś jest nie tak z tymi sklepami, pomyślałem. I na potwierdzenie tej myśli parę dni później przyszło mi obserwować wizytę w sklepie paru chłopaków, na oko z podstawówki, którzy widać zainteresowali się instrumentami, a odeszli wyraźnie zmieszani po usłyszeniu idiotycznej i zbywającej odpowiedzi. Niby banalne, ale nie do końca. Zdarzało się mnie i na pewno też wam, że sprzedawca robi łaskę podając gitarę, a bywa i tak, że czeka się pół godziny, by coś ograć, a i tak się nie udaje. Sytuacje można mnożyć i wymieniać w nieskończoność, wielu opisuje ciekawe historie na forach gitarowych, inni po prostu omijają sklep po pierwszej "dziwnej" akcji.
Zastanawia mnie, dlaczego tak się dzieje i przy okazji nieco martwi, że taka atmosfera i tego typu zdarzenia najbardziej utrudniają sprawę młodym muzykom, którzy wielu rzeczy po prostu nie wiedzą, bo nie mogą wiedzieć i potrzebują swego rodzaju wsparcia i pomocy, a dostają przysłowiowego kopniaka od "obeznanych i wszechwiedzących" wyjadaczy. Dlaczego zniechęca się młodych ludzi do grania w miejscu, gdzie powinni oni pytać i otrzymywać odpowiedzi? Scena muzyczna jest jaka jest, w niektórych miastach jest bardzo ubogo pod tym względem i może właśnie tu tkwi jedna z przyczyn.
Czy sprzedawcy zapomnieli już o czasach, gdy sami przyklejali nos do szyby wystawy, by obejrzeć model najdroższego stratocastera? Wszyscy wiemy, jak niełatwo jest zacząć tę muzyczną przygodę. Tak, chyba każdy zna tą zabawną sytuację, gdy chce się o coś zapytać, ale nie do końca wiadomo o co, oraz jak w ogóle to coś się nazywa i po co jest. Dobrze, że chociaż jest Internet, bo nasi ojcowie mieli do dyspozycji jedynie pocztę pantoflową. Oczywiście, że gdy idzie się do sklepu z instrumentami, to wypadałoby się choć trochę na nich znać, ale gdzie się podziała zwykła ludzka życzliwość?
Czy popularne prawo życiowe (w tym wypadku rynkowe), zwane "najsłabsi muszą odejść" nie dotyczy niektórych sklepów muzycznych, które zdają się odpychać od siebie klientów? Pozostaje jeszcze kwestia ceny i zakupów wysyłkowych, ale i tu co rusz czytamy i słyszymy, że jest problem z dogadaniem się lub wysyłką. Jak to jest, że tak wiele z nich wyraźnie zdaje się nie powinno już dawno mieć racji bytu, a mimo to całkiem nieźle sobie radzi. Wielkie korporacje inwestują spore pieniądze, aby dobrze obsłużyć klienta i zmienia się to na lepsze, a w naszej branży jakoś stoimy pod tym względem i każda wizyta w nowym sklepie potrafi sprawić problem.
Grzechem byłoby stwierdzenie, że tak jest wszędzie. Znamy przecież wiele miejsc, w których obsługa stoi na najwyższym poziomie, jednak często trzeba bardzo mocno się naszukać, aby z czystym sumieniem znaleźć sklep godny polecenia znajomym. Opisane wcześniej miejsca niestety najwyraźniej zapomniały, jaka jest ich misja i nie przysparzają tym sobie zwolenników, a co za tym idzie-klientów. Dobre słowo i chęć pomocy mogłyby tu zdziałać cuda, w końcu jednoczy nas jedna muzyka, a sprzedawcy są chyba najbliżej niej. Chciałoby się coś zmienić, tchnąć więcej życia w naszą muzyczną codzienność, młodych wyciągnąć z garażów, aby pokazali, co potrafią, dać im więcej nadziei w to, że warto to robić i tu bardzo wyraźnie widzę rolę sklepu, który stoi otworem i po prostu pomaga. Sklepy muzyczne powinny pójść z duchem czasu, bardziej otworzyć się na klienta, który kocha muzykę i nią żyje i który jeśli chodzi o tę branżę, zawsze wróci i zawsze pamięta, które miejsce polecić znajomym.