Samuraj sześciu strun kontempluje czasy, kiedy metal nie mógł się obejść bez tapirowanych włosów, zastanawia się jak znaleźć na gitarze własny głos i ostrzega przed lalusiowatym wibrato…
W branży gitarowej, nowe wydawnictwo spod szyldu "Paul Gilbert" zawsze jest wydarzeniem, a najnowszy krążek "I Can Destroy" nie jest od tej reguły wyjątkiem. Poczynając od utworu "Everybody Use Your Goddamn Turn Signal" mamy pewność, że obcujemy z zacną mieszanką humoru i wirtuozerii. Przez ostatnie 18 miesięcy Paul poluzował nieco swój napięty zwykle grafik koncertowy, aby spędzić więcej czasu z rodziną. Ale to nie oznacza, że jego gitara się kurzy - wręcz przeciwnie. Nasz bohater nadal jest entuzjastycznym nauczycielem z pokaźnym portfolio studentów, pragnących doskonalić swój kunszt pod okiem tak cenionego mistrza. Rozmowę rozpoczynamy od refleksji, jak to rynek muzyczny zmienił się na przestrzeni tych wszystkich lat…
ROCKOWA PERUKA
"Powiedziałbym, że włosy nie są już tak niezbędnym rekwizytem rockmana jak kiedyś. Zwykliśmy wozić ze sobą specjalny personel, który zajmował się tylko i wyłącznie włosami całego zespołu. Pamiętam, kiedy przeprowadziłem się do Los Angeles i poszedłem do Guitar Center Hollywood - sprzedawca tam miał najbardziej imponujące włosy jakie kiedykolwiek widziałem. Wyglądał prawie jak lew - tak miał ich dużo. Miałem już wówczas na uwadze, że nie wolno grać na gitarze bez pokaźnej "peruki", ale nie zbliżyłem się nawet na milę do osiągnięcia tego człowieka. Pomyślałem wtedy: ‘Cholera, mam jeszcze sporo do zrobienia.’ W końcu udało mi się zapuścić odpowiednią długość, ale okazało się to koszmarne w utrzymaniu. Na dodatek do głosu doszedł grunge i okazało się, że nie trzeba już się tak błyszczeć, ani nosić Spandexu."
BUNT MASZYN
"Jako nastolatek, skupiałem się prawie wyłącznie na tym, żeby znaleźć jakąś istotę ludzką, z którą mógłbym pograć, ale w małym miasteczku nie było to takie proste. Gdzie znaleźć światowej klasy pałkarza oraz wokal, który sprostałby nutom Roba Halforda? Tak czy inaczej, w końcu grałem z ludźmi, a granie z żywymi istotami wyrabia w człowieku pewien rodzaj muzycznej siły. Myślę, że obecnie jednym z głównych problemów młodych muzyków jest to, jak łatwo jest grać bez ludzi. Można wrzucić podkład na YouTube i dżemować z nim przez cały dzień. Ja nie mogłem tego wówczas robić i myślę, że dzięki temu wyrobił mi się pewien "mięsień", który jest w życiu muzyka niezwykle ważny."
TABLICA OGŁOSZEŃ
"Oszczędzałem pieniądze, które dostawałem za koszenie trawników. Kiedy miałem już 150 $, rodzice zobaczyli w gazecie ogłoszenie - ktoś chciał sprzedać Gibsona Les Paula. Powiedzieli, że mogą mi dorzucić drugie 150$ w ramach prezentu gwiazdkowego. ‘Oczywiście!’ - odparłem. Nie widziałem tej gitary na oczy, ale na szczęście w mieście był mój wujek, również gitarzysta. Sprawdził ją dla mnie i potwierdził: ‘Tak, to dobry instrument.’ W ten sposób stałem się posiadaczem tak luksusowego dobra. Prawdopodobnie to przez tę gitarę mam krzywy kręgosłup - była niezwykle ciężka."
PLACEBO
"Najlepszym testem efektu jest dla mnie włączenie go i przekonanie się, czy czuję poprawę w swojej grze. Powinni dla mnie zrobić specjalny efekt placebo - pudełko, które nic nie robi, a tylko wygląda czadowo. Ma jakieś gałki, ale nie wpływa na brzmienie. Uderzasz w struny i nic się nie dzieje, ale czujesz: ‘Wow, teraz gram naprawdę lepiej.’ Problem z gitarą jest taki - w przeciwieństwie do fletu, czy jakiegoś innego instrumentu akustycznego - że to wszystko ma taki wpływ na dynamikę i odczuwanie instrumentu, że gitarzysta chcąc nie chcąc musi się przystosować do sprzętu. I w zależności od tego czy jesteś na to gotów, czy nie, efekt będzie dobry albo zły."
ARSENAŁ
"Ostatnio testuję Kempera i efekty są obiecujące. Nie wiem tylko jak to się sprawdzi na koncertach, ale jestem dobrej myśli. Przyda mi się to szczególnie w Mr. Big, gdzie naprawdę potrzebuję wielu różnych barw. Ale najczęściej używam po prostu Marshalla i jakichś kostek z przodu: chorusa, flangera czy delaya, w zależności od potrzeb, te rzeczy się zmieniają. Jedyną stałą pozycją jest u mnie TC Electronic MojoMojo. To jest całkiem zwyczajny drive, z tą różnicą, że po prostu brzmi dobrze."
DROGA BEZ KOŃCA
"Nie mam pojęcia jak wiele ćwiczą moi uczniowie - jedyne co przynoszą ze sobą na zajęcia to ‘rezultaty’. Ucząc przez stronę internetową, dostaję od nich filmiki, na których widzę jak grają. Mogę to ocenić, ale nie jestem w stanie stwierdzić, jak dużo pracy musieli włożyć, aby się znaleźć w tym miejscu. Często są to ludzie pracujący nad bardzo różnymi dziedzinami: rock, metal, fusion, blues - zazwyczaj znam zagadnienie dość dobrze, ale czasem trzeba przyznać: ‘OK, nie mam pojęcia - muszę zbadać temat. To cenne momenty - pozwalają mi się stale rozwijać i uzupełniać wiedzą".
16 MIL W ŚNIEGU
"Mam tę aplikacją o nazwie "Amazing Slow Downer", więc któregoś razu wszedłem na YouTube i znalazłem wyizolowane tracki Van Halena. Nie trzeba się więc przebijać przez wokale, perkusje itd. - można od razu zwolnić sobie konkretną partię, bez zmiany wysokości dźwięku i słychać tam dosłownie wszystko. Kiedy się uczyłem grać, miałem tylko adapter, w którym płytę można było puścić na 16 obrotów. Kiedy dorośniesz, przyjemnie opowiada się innym: ‘Kiedy byłem mały, musiałem pokonywać 16 mil w śniegu aby dotrzeć do szkoły.’ I tak to mniej więcej było - mieliśmy trudniej, ale za to mamy silniejszy charakter. Niemniej teraz doceniam te wszystkie nowinki techniczne."
KCIUK W GÓRĘ
"Wciąż i wciąż wracam myślami wstecz, ponieważ naprawdę kocham to co wynalazł Jimi Hendrix, co Robin Trower, Frank Marino, Pat Travers i Eddie Van Halen udoskonalili, a Yngwie Malmsteen doprowadził do punktu kulminacji. Kocham też to co zrobił Ty Tabor i Eric Johnson. Ale kiedy uczę ludzi, zauważam, że wspólnym mianownikiem jest tu kciuk obejmujący podstrunnicę od góry. I kiedy tak patrzę na plakat Hendrixa, nie mogę się nadziwić - on tam na gryfie ma dłuższy kciuk niż ja mam palce!"
PORZĄDNY CHWYT
"Obserwuję jak ludzie grają, wieszając swoje gitary wysoko na krótkich paskach. Kiedy grają, wszystko wydaje się w porządku. Ale kiedy zaczynają grać bluesa, okazuje się, że nie mogą odpowiednio chwycić gitary. Ucząc online często nie dostrzegam takich detali, ale kiedy na żywo spotkam osobę z gitarą pod samą szyją, myślę sobie: ‘Muszę pomóc biedakowi - nie mogę pozwolić, aby został przeklęty lalusiowatym wibrato do końca życia.’"
KOLORY TĘCZY
Zostałem zaszufladkowany jako shredder. Kiedy miałem 11 lat, szczytem możliwości był Jimmy Page wymiatający ‘Heartbreaker’. Któregoś dnia wreszcie się tego nauczyłem i dostałem to czego chciałem. Niemniej po dziś dzień jest to dla ludzi wyzwaniem. Niektórzy potrafią godzinami grać jakieś wysublimowane sweepy i dla mnie jest to OK - staram się nie zniechęcać i nie gasić entuzjazmu. Trzeba doceniać rozmaite niuanse stylistyczne, bo one są jak kolory muzycznej tęczy. Ale jednocześnie nie mogę się powstrzymać, aby nie powiedzieć: ‘Chcesz zagrać rasowe wibrato? To powieś kciuk na gryfie, tak jak to robił Hendrix!’"