Rozmawiamy z Mateuszem Żyłą - autorem wywiadu rzeki z Romanem Kostrzewskim, który nakładem wydawnictwa Sine Qua Non ukazał się w postaci książki zatytułowanej "Roman Kostrzewski. Głos z ciemności".
Zacznijmy od tego, jak doszło do tego, że piłkarz i polonista przeprowadził wywiad-rzekę z kontrowersyjnym wokalistą kultowego polskiego zespołu metalowego?
No cóż… Miałem chyba dwanaście lat, kiedy to przechadzając się po bielskim Klimczoku, zauważyłem kasetę "Jarocin-Live". Wcześniej już byłem nieźle zakręcony na punkcie polskiej muzyki. TSA, Dżem, Tadeusz Nalepa, Kult, jednakże Kat pozostawał tajemnicą. Włączyłem więc ten Jarocin i… się wystraszyłem. Ależ ten Pan wrzeszczał!!! Przewijałem kasetę tylko na "Łezkę…". Do twórczości Kostrzewskiego i Kata musiałem dojrzeć. Punktem przełomowym był koncert w Gliwicach, na który wybrałem się bodajże w 2009 lub 2010 roku… Wielki ładunek emocjonalny. No i Roman z tym swoim tańcem marionetki. To było po prostu nieprawdopodobne. Zacząłem się przyglądać uważniej tekstom, selekcjonowałem wywiady. Owocem zainteresowań stały się moje prace dyplomowe, które broniłem na wydziale filologicznym Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej. Zaczytywałem się w poezji młodopolskiej, szukając spoiwa między nią (głównie Micińskim) a lirykami Kostrzewskiego. Aneksem do pracy licencjackiej stał się wywiad z Romanem, który przeprowadziłem przed koncertem Kata w krakowskiej Rotundzie w 2013 roku. Później czujnie przypatrywałem się poczynaniom ekipy. W głowie kiełkowała myśl o książce. Byłem pewny, że zrobię to z pasji i miłości do sztuki. Tak też było, chociaż początki nie należały do łatwych. I dobrze. Wpierw przełamywaliśmy bariery na górskich szczytach, dopiero później zaczęliśmy płynąć życiową rzeką Romana. "Głos z ciemności" to szczera rzecz przygotowywana bez jakiegokolwiek obciążenia biznesowego czy wydawniczego. Dopiero po ostatniej kropce zacząłem szukać chętnych do wydania. I nie było z tym najmniejszego problemu.
Co może zaskoczyć, rozmawiając z Romanem Kostrzewskim skupiłeś się w dużej mierze, na jego dzieciństwie i młodości a w mniejszym stopniu na karierze Kata. Skąd taka decyzja?
Celowy zabieg. Pragnąłem przede wszystkim uchwycić nietypową osobowość Romana, jego specyficzny sposób wypowiedzi. Ponadto, oczywiście sama historia życia artysty - niejednokrotnie obciążona sporym ciężarem gatunkowym. Mnie, jako nauczycielowi języka polskiego i wychowawcy, szczególnie zależało na przedstawieniu psychiki dziecka w obliczu niełatwego losu. W przypadku Romana chodziło o wychowanie w domu dziecka, a później samodzielne dorastanie w śląskim mieście. Co ważne, książka nie jest zanurzona wyłącznie w dramacie. Roman, i za to mu dziękuję, w naturalny sposób potrafił żonglować nastrojem. Od płaczu przechodziliśmy w śmiech. I dlatego przetrzymaliśmy tę wędrówkę. Co do historii Kata… Wydaje mi się, że najważniejsze i najistotniejsze wątki są tu poruszone, choć mogę się mylić. Być może ktoś kiedyś napisze rzetelną biografię zespołu. Może mnie przypadnie ta rola? Zobaczymy.
Część fanów może być zawiedziona tym, że mało w książce smaczków i opisanym skandali zza kulis. Podejrzewam, że pudelkowa kultura nie jest Ci zapewne bliska, ale czy nie korciło Cię, by zapytać Romka o tego typu kwestie?
Za nami kilka spotkań autorskich. Katowice, Kraków, Warszawa… Nie docierają do nas sygnały, że ktoś jest zawiedziony. Wręcz przeciwnie! Jestem zbudowany tak pozytywnym odbiorem. To bardzo ważne dla mnie i jako debiutanta, i jako wielbiciela talentu Romana Kostrzewskiego. O wszystko nie dało się zapytać, a i tak nagrałem na dyktafon kilkadziesiąt godzin rozmów, z którymi później musiałem się zmierzyć, "przelać na papier". Była to trudna, ale fascynująca praca. Jak już wspomniałem - od początku kierowałem się pasją. Czy w książce za mało smaczków? Nie mnie oceniać. Jeśli jest ich zbyt mało, to tylko przeze mnie. Zdecydowanie bardziej interesują mnie przesłania z tekstu "Ojcze samotni" niż to, czy Romek włożył kiedyś jakiejś znanej pani łapy w majty. Nie moja bajka.
Zapewne wielu fanów Kata spodziewało się ostatecznego rozliczenia się Kostrzewskiego z Piotrem Luczykiem. Roman jednak unika ostrego atakowania gitarzysty, choć we wcześniejszych latach nie szczędził mu gorzkich słów w wywiadach czy na koncertach. Jakie jest Twoje zdanie na temat rozłamu Kata? Moim zdaniem obie strony mimo wszystko wiele na tym straciły, zaś sukces grupy zdawał się wynikać jednak z synergii obu panów.
Nie znam Pana Piotra Luczyka, więc nie śmiałbym wypowiadać się o jego cechach charakteru. Szanuję go jako muzyka, współautora utworów, które ukształtowały niejako moją osobowość. W książce dotykamy spięć na linii: Luczyk-Kostrzewski, ale rzeczywiście: krytyka ze strony Romka jest stonowana. I mnie się to spodobało! Ostateczne rozliczenie… Komu to potrzebne? Rozniecać ogień na nowo? Szkoda energii, szkoda na to kartek. W moim mniemaniu, Roman zachował się przyzwoicie. "Jechać" po kimś bez trzymanki, gdy druga strona nie ma szans odpowiedzi? Cieszę się, że tego uniknęliśmy. Niejasności pozostawmy samym zainteresowanym. Może w przyszłości czas złagodzi antagonizmy… Zapytałeś, co sądzę o rozłamie w Kacie. Nic nie sądzę. Stało się i tyle. Dodam jedynie, że jestem bardzo szczęśliwy, widząc zespół z Romanem w takiej formie.
Która płyta Kata przemawia do Ciebie najbardziej?
Bardzo trudno wskazać, dlatego że zależy to od kilku czynników: okresu, nastroju, zapotrzebowania duszy. "Ballady" mają niezwykły klimat. Ten tekst Micińskiego w środku "Delirium Tremens"… Niebywałe! "Metal and Hell" jest wściekłą, kapitalną płytą. Kiedy jednak mam problem z otoczeniem, puszczam "Bastard". Wiesz, wtedy najbardziej rozumiem Romana, kiedy "człekowstręt tryska z jego ust"…
Czy nie uważasz, że obecnie starsze metryką zespoły takie jak Kat czy TSA odcinają już tylko kupony od dawnej sławy? Ci drudzy nie mogą od wielu lat nagrać niczego nowego, zaś pierwsi - podzieleni na dwa obozy - wydają albumy z przearanżowanymi na nowo klasykami z lat 80.
Uważam, że w przypadku Kata jest to bezpodstawny zarzut… W trakcie pracy nad książką przypatrywałem się Kostrzewskiemu i wiem, jak mocno angażuje się w procesy twórcze. Bardzo zależy mu na nowej płycie Kata, ale nie tylko. Komponuje również utwory na swój solowy album. "Buk-akustycznie" i nowe "666" nie traktowałbym jako zapychaczy. To rzetelnie przygotowane i nagrane ciekawostki muzyczne. Do TSA odczuwam jednak mały żal. To najważniejszy zespół dla mojego ojca. Dzięki niemu, również ja pokochałem te dźwięki. Po latach poznałem Marka Piekarczyka - świetny tekściarz, zacny wokalista. Obiecałem mu w prezencie "Głos z ciemności". Nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego tak trudno im wydać coś nowego. Wcale nie myślę o nowym materiale (choć marzę!), ale o jakiejś inicjatywie… Współczesne DVD, płyta koncertowa czy coś w tym rodzaju. Wielbicielom TSA nie jest łatwo. Można słuchać po raz czterdziesty "Alien", ale uszy chętnie przyjęłyby też jakieś świeże, "poprocederowe" kawałki.
Rozmawiając z Romanem o jego płytach koncentrujesz się w dużej mierze na jego tekstach. W jakim stopniu wyróżniają się one na tle reszty polskich tekściarzy metalowych? W ojczystym języku śpiewają także Hunter, Frontside czy ze starszych zespołów TSA…
Cenię polskich muzyków, którzy piszą i śpiewają w ojczystym języku. Oni nie idą na skróty… "Niech inni narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, swój język mają". Pamiętasz Reja, no nie? Dla mnie osobiście tekst to bardzo istotna sprawa. Na lekcjach często łączę pracę literacką ze słuchaniem utworów, w których zawarte są jakieś istotne treści. Uczniowie mają szansę poznać Niebiesko-Czarnych, Niemena, Akurat itd. Jeśli temat zahacza o mitologię, to Venom! Wiadomo, Kronos (śmiech). Twoje pytanie to temat na pracę doktorską, więc nie chciałbym się rozwijać, aby nie spłycać. Wspomnę jedynie, że jestem niezmiernie dumny z poziomu tekstów większości polskich zespołów rockowych. Taki "Labirynt Fauna" Huntera czy "Legenda wyśniona" Kata to wręcz literatura oniryczna! Treści TSA nie są tak silnie zmetaforyzowane, może za wyjątkiem "Bez podtekstów", "To boli" i większości utworów z płyty "Proceder". W pozostałych tekstach postawiono na jasny przekaz, bynajmniej nie jest to ich wadą. Czyż można krytykować "Pierwszy karabin" czy "Ty-on-ja"? Absolutnie. Kapitalne słowa.
Czy przedstawiałeś twórczość Kostrzewskiego swoim uczniom? (śmiech)
(Śmiech). Zaskoczę Cię… Tak! Przysłuchiwaliśmy się "Oczom słońc". Wiesz, dzieciaki lubią myszkę Miki i czekoladkę (śmiech). A czy "Głos z ciemności" stanie się lekturą? Śmiem wątpić. Ale po latach i tak dojdą do tego tytułu…
Kończąc już wywiad powiedz, czy masz plany na kolejne książki dotyczące muzyki, czy "Głos…" był dla Ciebie raczej jednorazowym projektem?
Praca w szkole mocno mnie absorbuje, więc czas mam ograniczony. Zacząłem przygotowywać materiały pod doktorat, który będzie dotyczył fenomenu socjokulturowego piłki nożnej. Mam też pomysł na kolejną książkę... Artystów, z którymi chciałbym porozmawiać, jest wielu… Jednym z nich jest Andrzej Sikorowski - bardzo cenię jego inteligencję. Nie wiem jednak, czy Pan Andrzej zaufałby takiemu "gówniarzowi" jak ja (śmiech). Na ten moment zapraszam na bloga: www.mateusz-zyla.pl. Dotykam tam rozmaitych tematów. Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia. Czy w piekle? A nie lepiej na koncercie…
Rozmawiał: Jacek Walewski