"Kręci się" to nowa płyta formacji Yanina 4Gramy - z liderem zespołu rozmawiamy o tworzeniu piosenek, nagrywaniu według zasad starej szkoły i różnicy między sztuką a chałturą.
Czy płytę "Kręci się" możemy potraktować jako Twoje w pełni autorskie dzieło?
Na nowej płycie "Kręci się" wszystkie kompozycje są moje i prawie wszystkie moje teksty, ale na te pozostałe również miałem wpływ. Na przykład piosenka "Chciałbym być tam" do tekstu Andrzeja Sularza - nieżyjącego już mojego serdecznego kolegi. Pokazał mi kiedyś swoje malarstwo i kilka zapisanych wierszem myśli. Jeden z wersów zaczynał się od słów "Gdybym mógł iść za serca głosem, zignorowałbym konwenanse" - zachwyciły mnie te słowa. Podarował mi je i powiedział zrób z tym co chcesz - on jest twórcą, a ja je przetworzyłem układając z nich zwrotki. "Urok zakochania" napisała Małgosia Iżyńska do mojej muzyki, a "Mogę Cię kochać, nie mogę Cię mieć" to nasz wspólny tekst. Małgosia pisze wiersze. Kiedyś pokazałem jej jaka jest zasada pisania słów do melodii, jak wyglądają rytmy w piosence. Tak właśnie powstały jej pierwsze teksty. To jest płyta, którą już po wydaniu wiele razy słuchałem z przyjemnością, bo najczęściej po ukazaniu się przesłuchuję nagrania kilka razy i wydawnictwo ląduje na półce.
W jaki sposób tworzysz piosenki? Zaczynasz od muzyki?
Nie ma reguły, wena się zjawia znienacka jako melodia, albo jako tekst. Czasami się zdarza, że zjawia się jedno i drugie naraz, wtedy trzeba szybko to zarejestrować na dyktafonie - dobrze, że można to teraz zrobić telefonem. Nawet dzisiaj w taki sposób naszkicowałem piosenkę. Ona sama przychodzi. Bywa tak, że jest melodia i nuci się ją ze słowami, które nie przypominają żadnego języka - jakbym mówił językami.
Niektórzy mówią "po norwesku".
Ja mówię "po anielsku" (śmiech). Czasem jest tak, że idą słowa i trzeba je szybko zapisać, ale później na przykład niektóre słowa się wymienia. Czasem pojawia się motyw lub słowa, typu "mogę Cię kochać, nie mogę Cię mieć" - to był początek, wiedziałem o czym chcę zaśpiewać, miałem do tego tzw. szlagwort, natomiast nie miałem reszty - tylko melodię zaśpiewaną właśnie "po anielsku". Czasami słucham czegoś, albo czytam coś i nagle piosenka wpada jak strumień, jak woda z odkręconego kranu, a ponieważ mam słabą pamięć muszę ją szybko zanotować w nutach, na skrawkach papieru albo na dyktafonie. Cała moja pracownia jest zarzucona papierami z fragmentami tekstów i nut.
Gdybyś w nich poszperał, to zapewne znalazłbyś materiał na kolejną płytę.
Myślę, że nie jedną. W tej chwili trzymam w rękach fragment tekstu, który napisałem przed chwilą - nie jest poskładany, ale mam motywy i zapisane myśli. Takich skrawków papieru zawierających po kilkanaście wersów mam setki. Czekają na swój czas, może niektóre się doczekają. Z melodią nie mam problemów - mam ją permanentnie płynącą w głowie, natomiast jeśli chodzi o tekst, sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Posługiwanie się słowem jest dla mnie trudną rzeczą. Wypowiedziane słowa mają swoją moc. Czesław Niemen śpiewał, że słowem można zabić tak jak nożem - trzeba bardzo uważać, co się wypowiada, a zwłaszcza publicznie.
Masz piosenkę - melodię i tekst. Co się dzieje dalej? Siedzisz z gitarą i grasz?
Niekoniecznie z gitarą ponieważ mam ją w głowie bez grania. Obserwuję ją, przyglądam się harmonii, sprawdzam czy nie ma transakcentacji w tekście. Piszę tylko po polsku, ponieważ to jest mój język ojczysty i w pełni zrozumiały dla Polaków. Polscy chłopcy piszą po polsku, na przykład o miłości lub jej braku, do polskich dziewczyn i śpiewają do nich po polsku, ponieważ one rozumieją w języku polskim. Ale pisać w Polsce w innym języku i śpiewać do polskich odbiorców to absurd - chyba, że śpiewamy covery - to tak! Jeżeli mam gotową piosenkę i wyobrażenie instrumentacji tego utworu to sprawa jest prosta - spotykam się z muzykami i opowiadam o co chodzi. Czasami zapisuję linię basu czy innych instrumentów, ale zazwyczaj wystarczy, że zagram raz i oni już wiedzą co dalej robić. Współpracuję z muzykami, którzy mają predyspozycje i dużą wyobraźnię, a ja tylko to koryguję, ewentualnie zmieniamy coś po przesłuchaniu materiału z prób.
Kto tworzy z Tobą zespół 4Gramy?
Darek Bafeltowski na gitarach, Djatri Kural na basie, Przemek Pacan na perkusji - to prosty rockowy skład. Jako gość na płycie zaśpiewał Muniek i moja córka Zuzanna, która zagrała również na altówce. Gościnnie wystąpił też Mateusz Pospieszalski grający na melodyce w utworze "Wielkie podzielenie".
Bardzo się cieszę, że ta piosenka pojawiła się na płycie - czekałem na nią wiele lat, zresztą nie tylko ja. Kiedyś często była emitowana w radio i telewizji.
Ta wersja jest mocniej zagrana - w poprzedniej słychać było shehnai i były smyczki na końcu, tu ich nie ma, a końcową partię gra Darek na gitarach.
Piosenkę "Kręci się" zaśpiewał z Tobą Muniek Staszczyk.
Pojawienie się Muńka jest związane z sytuacją sprzed kilku lat, kiedy puściłem mu w samochodzie pierwszą wersję demo tej piosenki. Muniek poprosił mnie bym mu ją dał na płytę T. Love, ale zostawiłem ją na moją. Pracując w studio przypomniałem sobie o tej sytuacji i zaprosiłem go. Pamiętał ją dobrze, bo kiedyś nawet wykonaliśmy tę piosenkę razem przy jakiejś okazji.
Gdzie nagrywaliście płytę?
Studio Radioaktywni mieści się w Częstochowie - to zawodowe studio, z którym współpracuję od lat. Po raz pierwszy w stu procentach jestem producentem piosenek - pilnowałem wszystkiego od samego początku do końca dbając o najmniejsze szczegóły. Użyliśmy dwóch zestawów perkusyjnych - Ludwig i Sonor, w balladach zamiast perkusji jest cajon. Djatri zagrała na akustycznym basie, który zbudował Marian Pawlik - lutnik z Krakowa, niegdyś basista Dżambli. Grała przez wzmacniacz basowy AER. Darek zagrał na gitarach - Gibson Les Paul Standard, Fender Stratocaster i półpudle Hagstrom przez wzmacniacze Voxa - kombo AC30 oraz głowę Voxa z kolumną Orange. Moje gitary to: Ibanez wzorowany na Gibsonie ES-175T, Telecaster, półpudło Gibson Chet Atkins Tennessean (wersja bez wibratora), Gibson Les Paul Special, akustyczna Takamine. Wszystkie partie nagrałem przez wzmacniacz Rivera Fandango. Grałem właściwie bez efektów, natomiast Darek używał efektów, które są tajemnicą, a mandolinę i inne drobiazgi dograł u siebie w domowym studio. Ja też zrobiłem parę dogrywek w swoim domowym studio, bo przecież każdy muzyk ma jakiś dobry mikrofon, jakąś dobrą kartę dźwiękową, monitory odsłuchowe i miejsce gdzie się może schować przed zgiełkiem świata - w moim domu nazywane "prosektorium" (śmiech).
Duch lat sześćdziesiątych ujawnia się w tych nagraniach od pierwszych dźwięków - są chwytliwe melodie nawiązujące do twórczości chociażby Krzysztofa Klenczona, a gitary brzmią ciepło w starym stylu.
Gitary dźwięczą pięknie i mam nadzieję, że słuchacze też to słyszą. To zasługa Adama Celińskiego, który nagrania realizował. Dwie gitary, bas i perkusja były nagrywane na setkę z rejestracją ambientu pomieszczenia, a większość utworów na płycie to ich pierwsze zarejestrowane wersje. Wokale dogrywałem później w kolejnych miesiącach, jednak bez żadnego strojenia komputerowego. Bardzo mi pasuje ten sposób pracy - brzmienie jest realne, żywe jak w latach sześćdziesiątych i potem do odtworzenia na koncertach.
Oprócz repertuaru najnowszej płyty grasz też koncerty tematyczne z piosenkami The Beatles i Krzysztofa Klenczona.
Mam też czwarty repertuar: Jackowski, Niemen, Grechuta, Klenczon, Nalepa - to wspominkowy koncert polskich artystów. Ci, którzy nie znają polskiej literatury rock and rollowej lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych nawet nie zdają sobie sprawy jak piękne piosenki pisał Tadeusz Nalepa z Bohdanem Loeblem, Marek Jackowski czy inni artyści tamtych lat.
Postać Krzysztofa Klenczona jest w szczególny sposób związana z premierą Twojej płyty.
Na pierwszym koncercie promującym nową płytę pojawił się Wojtek Hoffman, który przyniósł gitarę Krzysztofa Klenczona - on również jest jego wielkim fanem i gra jego piosenki w swoim projekcie obok Turbo. Zaprosiłem go na scenę, Wojtek opowiedział o tej gitarze. Tak się złożyło, że to było 7 kwietnia - tego dnia przypada rocznica śmierci Klenczona, w związku z tym zaśpiewałem też kilka piosenek Krzysztofa, a dodatkowo Darek Bafeltowski miał urodziny. To był wyjątkowy wieczór!
Od lat jesteś na scenie - kiedy było łatwiej zaistnieć: kiedyś czy teraz?
W obu przypadkach dla jednych było łatwiej, dla innych trudniej. Kiedyś wystarczyło nagrać płytę i pojawić się w radio - nagranie płyty było równoznaczne z byciem gwiazdą i popularnością. Współczesny świat zaoferował jakość sprzętu i możliwość nagrywania muzyki nawet w domu, natomiast często kwestie promocyjne, medialne decydują o sukcesie. Kiedyś była jedna telewizja i jedno radio z paroma programami. W tej chwili mamy wiele radiostacji, mnóstwo wytwórni płytowych i myślę, że jeśli chodzi o muzykę jest nadprodukcja. Rynek muzyczny rozwinął się bardzo szeroko, natomiast bardzo mi brakuje polskiej muzyki, która identyfikuje Polaków w świecie. Mamy do czynienia wręcz z naśladownictwem języka angielskiego w sensie barwy. Czasem słyszę piosenkę w radio i wydaje mi się, że ktoś śpiewa po angielsku, przy dokładniejszym słuchaniu okazuje się, że to są poskładane polskie słowa, które brzmią jak język angielski. Naśladowanie akcentów angielskich jest absurdem do potęgi. Rock and roll jest żywą formą a jej właścicielem jest świat, tak samo jak właścicielem jazzu jest świat, nie Stany Zjednoczone, ani Wielka Brytania. Każdy kraj posługuje się tymi formami - rock and roll świetnie brzmi w języku angielskim, ale również świetnie brzmi w japońskim czy polskim. Powinniśmy tak konstruować melodię, żeby ona była zgodna z rytmiką i melodią danego języka - to jedna z najważniejszych rzeczy, o której zapominają polscy tekściarze i kompozytorzy, oczywiście nie ci prawdziwi. Trzeba mieć coś do powiedzenia i trzeba znaleźć kogoś dla siebie, kto pięknie pisze. Świetni tekściarze są pomijani przez wykonawców z wiadomego powodu! Są piosenkarze, którzy nie piszą tekstów i nie komponują, a pięknie śpiewają i są na estradzie od dziesiątek lat, na przykład Maryla Rodowicz, która jest wybitną polską piosenkarką.
Najbardziej znane piosenki w repertuarze Maryli napisała chociażby Agnieszka Osiecka.
Nie każdy wykonawca jest kompozytorem, nie każdy kompozytor jest wykonawcą. Nie każdy piosenkarz jest tekściarzem, nie każdy tekściarz piosenkarzem, itd. Dlatego tak trudno jest napisać tekst komuś, kto nie jest tekściarzem i naprawdę trzeba bardzo poważnie zastanowić się nad tym, co się chce powiedzieć.
Albo co się chce zagrać.
Jeśli obudzisz się rano i masz w głowie muzykę, jeżeli nie wyobrażasz sobie dnia bez grania, jeżeli nie wyobrażasz sobie chwili bez muzyki, która cię otacza, to jest dobry sygnał. Każdy może się nauczyć grać na instrumencie, ale nie każdy jest muzykantem. Można nawet być człowiekiem wykształconym muzycznie, ale nie mieć daru muzykowania. Słyszałem kiedyś takie słowa: sztuka jest zazdrosna o każdą sekundę ludzkiego życia. Tak jest chociażby z instrumentami smyczkowymi - jeśli zostawi się taki instrument na miesiąc, trzeba pracować parę miesięcy, żeby wrócić do formy.
Artur Rubinstein powiedział kiedyś: "Kiedy nie ćwiczę jeden dzień, od razu to czuję. Kiedy nie ćwiczę dwa dni, czują to moje palce. Kiedy nie ćwiczę trzy dni, czuje to moja publiczność".
Podpisuję się pod tym! Druga sprawa, że jeśli nie słyszysz w sobie muzyki, to znaczy, że jej nie masz. Można grać na instrumencie, ale to będą dźwięki, a nie muzyka. Ja często używam takiego sformułowania - dźwięk jest tylko nośnikiem muzyki, sam w sobie muzyką nie jest. Muzykę tworzy człowiek korzystając ze "źródła". Wszyscy kochamy muzykę, nawet ludzie bez słuchu muzycznego, bo ona zatrzymuje czas - zjawiasz się w pięknym, zachwycającym bezczasie i wszyscy jesteśmy na to podatni, natomiast są tacy, którzy słyszą muzykę w swojej głowie, uczą się gry na instrumencie bądź śpiewu i potem to wyrażają. Kiedyś Zbyszek Namysłowski powiedział mi, że muzyka jazzowa jest niepowtarzalna - powtarzalne są tylko tematy, od których muzyk się odbija, do których powraca, do których może mieć cały czas odniesienie. Jeżeli weźmiesz instrument znając jego wszystkie dźwięki i słyszysz melodię w głowie, to od razu wiesz, jak ją zagrać. Siądź przy instrumencie, posłuchaj melodii jaką masz w głowie i spróbuj ją zagrać. Jeżeli jej nie słyszysz - to nie masz co grać!
To zupełnie odwrotnie niż zazwyczaj, gdy po prostu bierze się gitarę do ręki i zaczyna coś grać.
Tak jest w okresie początkowej fascynacji instrumentem. Natomiast później jeżeli nie słyszysz muzyki, to jej nie graj.
Po tym zdaniu możemy stracić paru Czytelników… Być może ktoś odstawi gitarę do kąta i znajdzie sobie inne zajęcie.
To okrutne, ale to jest prawda. Kiedyś spotkałem kolegów, z którymi grałem w pierwszych zespołach, zaczęliśmy rozmawiać i powiedziałem im, że ja nigdy nie chałturzyłem. A oni na to - jak to nie? Przecież grałeś z nami na zabawach. Więc mówię - grałem z wami na zabawach, ale te zabawy to były jak święta. Czyściłem gitarę, stroiłem, bo wiedziałem, że ludzie przyjdą posłuchać i potańczyć. Podobnie z weselem - dwoje ludzi ma je raz w życiu i to jest święto, więc trzeba im zagrać tak, żeby do końca życia to pamiętali i dobrze wspominali. Ja nigdy nie chałturzyłem, zakładałem najlepszą koszulę i spodnie, ponieważ nawet wesela, na których grałem jako młody chłopak, to były dla mnie dziesięciogodzinne występy. Pytam: lubisz grać? I słyszę - stary, zarabiam na chałturze, czasem się można napić… Nie lubię grać. - To nie graj - mówię - bo unieszczęśliwiasz ludzi! Nieważne czy gra się do tańca, na ulicy, na weselu, w klubie jazzowym, w orkiestrze symfonicznej, czy na małej lub wielkiej estradzie - muzykę powinni grać tylko artyści: weselni, jazzowi, rockowi, filharmoniczni. Chałtura to zły stosunek do pracy - tak uważam.
To zjawisko chyba rzadziej występuje w obszarach jazzowych. Co nowego w Tie Break i Free Cooperation, z którym współpracujesz od samego początku?
37 lat istnienia grupy Tie Break - od przyjęcia takiej nazwy, bo zespół powstał w 1977 r. - podsumowaliśmy wydając siedmiopłytowy BOX wzbogacony o książeczkę z wywiadem i wspomnieniami. Jest w nim pięć płyt Tie Breaku, na których znalazły się: koncert z Filharmonii Częstochowskiej, niepublikowane nagrania radiowe, "Gin Gi Lob", "Duch wieje kędy chce", płyta z Jorgosem Skoliasem do wierszy ks. Jana Twardowskiego, dokumentalny materiał z Soyką, czyli Svora - cztery nagrania radiowe i reszta z moich nagrań archiwalnych i podobnie "WooBooDoo". Natomiast jeśli chodzi o Free Cooperation to jest orkiestra, która powstała na bazie zespołów Sesja 80, Tie Break, Duet 46, plus wolni strzelcy jak Wojtek Konikiewicz, Mariusz Stopnicki, Marek Kazana, Bronek Duży, Janusz Skowron, Tadeusz Sudnik i Piotr Bikont. Niedawno ukazała się płyta "Polish Radio Jazz Archives vol. 18 - Free Cooperation". To zjawiskowa i wyjątkowa orkiestra. W ostatnich latach spotykaliśmy się nieregularnie, w międzyczasie zmarło kilku muzyków. W ubiegłym roku graliśmy na Jazzie nad Odrą i mieliśmy serię koncertów i za kilka dni znów zagramy. Przymierzamy się też do nagrania nowej płyty.
Rozmawiał: Wojtek Wytrążek
Zdjęcia: Piotr Dłubak