Już 21 września na warszawskim Torwarze wystąpi grupa Nickelback. Z tej okazji porozmawialiśmy z Mikiem Kroegerem - basistą zespołu.
W 2013 roku graliście na warszawskim Torwarze. Pamiętaszni waszą ostatnią wizytę w Polsce?
Publiczność była niesamowita. Z tego co wiem, przyjechali tam nie tylko fani z całej Polski, ale również z krajów sąsiednich! Z wielu powodów nie mogliśmy wtedy zagrać kilku koncertów. Dotarcie do Warszawy było dla wielu fanów z innych państw, jedynym sposobem aby zobaczyć nas na żywo. To co najbardziej utkwiło mi w pamięci z tamtego występu to właśnie wyjątkowo międzynarodowa publiczność.
Rok temu nie udało wam się przyjechać do Polski mimo zaplanowanego koncertu w Łodzi. Co się wtedy stało?
Nie mogliśmy się doczekać naszej europejskiej trasy, jednak z powodu operacji gardła, którą musiał przejść mój brat, byliśmy zmuszeni odwołać wiele koncertów. Można powiedzieć, że Chad wysłał nas na przymusowe, roczne wakacje (śmiech). Na szczęście obecnie jego głos działa już tak jak powinien. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak działa współczesna medycyna. Chad miał torbiel na strunach głosowych i zupełnie stracił zdolność śpiewania. Pamiętam, że skończyliśmy wtedy trasę koncertową w Japonii i dwa tygodnie później mieliśmy grać w Waszyngtonie. Zazwyczaj, kiedy mamy taką przerwę, w dniu koncertu, staramy się wygospodarować czas na nieco dłuższą próbę dźwięku. Weszliśmy na scenę i nagle okazało się, że Chad nie jest w stanie niczego zaśpiewać. Zeszliśmy ze sceny i nikt nie wiedział, co się przed chwilą wydarzyło. Mój brat powtarzał tylko, że nie może śpiewać, a my nie mogliśmy nic zrobić. Polecieliśmy do Los Angeles i oddaliśmy go w ręce rewelacyjnych lekarzy, którzy się nim zajęli. Klinika w której Chad był leczony specjalizuje się w problemach związanych z głosem. Pomogli już wielu wokalistom. Po pierwszych badaniach, lekarz powiedział, że nie ma najmniejszej szansy na to, że wszystko zagoi się samo. Podobno czasami, odpoczynek okazuje się być wystarczającym lekarstwem. Tym razem, konieczna była operacja. Później Chada czekał okres rehabilitacji, który miał trwać od 6 do 9 miesięcy. Tak jak mówiłem, wszystko zakończyło się dobrze i jesteśmy już w pełnej, koncertowej gotowości.
Po nagraniu siódmej, studyjnej płyty, zmieniliście wytwórnię. Opuściliście szeregi Roadrunner Records na rzecz Republic Records. Skąd ten transfer?
Odpowiedź jest bardzo prosta. Wraz z nagraniem siódmego krążka, nasz kontrakt się skończył. Roadrunner nie jest już tak naprawdę niezależną wytwórnią, tylko w pewien sposób marką należącą do Atlantic Records. Wraz z nowym kontraktem chcieliśmy sprawdzić jak będziemy się czuli w największej wytwórni muzycznej na świecie. Republic Records to w końcu część Universal Records. W Roadrunner Records nie wydarzyło się nic złego. Taki jest biznes i to wszystko.
Zaczynaliście w 1994 roku. Rozwój internetu przyniósł ogromne zmiany, które nieodwracalnie zmieniły sposób dystrybucji utworów a także promocji artystów. Jestem ciekaw, co najlepiej wspominasz z lat 90, jeśli chodzi o przemysł muzyczny.
Podejrzewam, że wielu artystów mogłoby się ze mną nie zgodzić, ale to były naprawdę ekscytujące czasy. Mam na myśli początki dzielenia się plikami z muzyką i debiut serwisu Napster, który wywołał wówczas sporo zamieszania. To właśnie wtedy internet został wciągnięty do świata przemysłu muzycznego, stając się nowym sposobem na odkrywanie świetnych wykonawców. Myślę, że miało to duży wpływ na wzrost popularności naszego zespołu. Gdyby nie internet, na pewno nie dowiedziałoby się o nas tyle osób. Nie wszyscy to rozumieją, ale dla mnie to naprawdę wspaniały czas.
A co powiesz o obecnej kondycji branży muzycznej?
Najbardziej podoba mi się to, że w dzisiejszych czasach właściwie każdy artysta może zostać odkryty, bez jakiejkolwiek pomocy dużych wytwórni, managerów, telewizji czy radia. Jeśli piszesz dobre piosenki i sprawnie poruszasz się w internecie, możesz na własną rękę zająć się swoją karierą. Wydaje mi się, że to wspaniałe!
Nie uważasz, że to nieco zbyt optymistyczna wizja? Przecież takich wykonawców, którzy próbują promować swoją muzykę na własną rękę, są na całym świecie tysiące. Jak w tak ogromnym tłumie odnaleźć tych najlepszych?
Oczywiście masz rację. Rozwój internetu niesie za sobą zarówno pozytywne. jak i negatywne skutki. Liczba artystów, których możemy znaleźć w sieci jest faktycznie ogromna. Z jednej strony to dobrze, bo ludzie mają w czym wybierać. Z drugiej, zaczynanie kariery w takim tłumie to naprawdę trudne zadanie. Znam wielu debiutantów i czeka ich jeszcze długa droga…
Jest jeszcze jeden problem związany z internetem: hejterzy. Nie wiem dlaczego, w sieci można znaleźć naprawdę dużo memów i żartów dotyczących waszego zespołu. Jestem ciekaw, jakie są wasze reakcje.
(śmiech) Dla mnie to naprawdę zabawne. Jeśli ktoś robi coś śmiesznego i to faktycznie bawi, dlaczego miałbym się nie śmiać? Mam duże poczucie humoru i wiele z tych żartów naprawdę potrafi mnie rozbawić. Problemem są ci, którzy nie potrafią być zabawni i zamiast tego są po prostu złośliwi albo negatywnie nastawieni. Wiele razy przesyłałem do reszty chłopaków z Nickelback żarty o naszym zespole, które naprawdę mnie rozbawiły. Nie jestem typem kolesia, który nie potrafi śmiać się z samego siebie. Większość tych żartów w ogóle nie dotyczy konkretnych członków zespołu czy naszej muzyki. To po prostu zabawne uszczypliwości.
Nie wiem czy wiesz ale całkiem niedawno, dziewczyna z Finlandii przeprowadziła badania dotyczące recenzji waszych płyt sięgające 15 lat wstecz. Jej praca miała rozwikłać zagadkę: skąd biorą się żarty o Nickelback?
(śmiech) Muszę to koniecznie przeczytać. Jesteś dziś już drugą osobą, która mi o tym mówi. Żałuję, że nie przygotowałem się wcześniej. Gdybym miał tę lekturę za sobą, na pewno byłbym w stanie lepiej odpowiedzieć na twoje pytania (śmiech). A tak na serio, jestem niesamowicie ciekaw osoby, która zadała sobie tyle trudu, żeby przygotować coś takiego. Wyczytałeś tam coś ciekawego?
Dobra wiadomość jest taka, że wcale nie chodzi o riffy czy muzykę. Problemem jest to, że jesteście za mało zbuntowani. Podobno macie w sobie za mało rock’n’rolla. (śmiech)
(dużo śmiechu) Cholera, może faktycznie coś w tym jest. Przy okazji kolejnej trasy powinniśmy chyba wylądować w areszcie. Problem w tym, że narkotyki i kłopoty są takie nudne…
Chad powiedział kiedyś, że to hejterzy sprawiają, że jest o was głośno. Zgadzasz się z tym?
Całkowicie! To może wydawać się śmieszne, ale faktycznie, za każdym razem kiedy jesteśmy gdzieś pomiędzy kolejnymi trasami i płytami, te wszystkie memy sprawiają, że nazwa naszego zespołu cały czas gdzieś się przewija. Być może na samym początku mogliśmy poczuć się odrobinę dotknięci, ale później zdaliśmy sobie sprawę z tego, że ma to swoje dobre strony.
Hejterzy to na szczęście nie jedyny sposób na zdobywanie nowych fanów. Tych szukacie również wśród osób, które na co dzień, słuchają nie tylko gitarowych brzmień. Jestem ciekaw jak doszło do waszej współpracy z raperem Flo Rida, który pojawił się na ostatniej płycie.
Z tego co pamiętam, Chad pracował z kimś w studiu nad zupełnie innym kawałkiem. Kiedy puścił mu "Got Me Runnin' Round", usłyszał, że w tym utworze powinien pojawić się raper. Mój brat zadzwonił do Flo Ridy, który zainteresował się nagraniem wspólnego numeru i tak się to wszystko zaczęło. Nie było mnie wówczas w Los Angeles, a kiedy dotarłem do studia partie rapera były już gotowe. Muszę powiedzieć, że na samym początku byłem do tego nastawiony bardzo sceptycznie. Wydawało mi się, że to zły pomysł jeszcze zanim w ogóle usłyszałem ten utwór. Najtrudniejsze było chyba to, żeby dać szansę takiemu połączeniu. Bo kiedy Chad puścił mi numer, okazało się, że jest naprawdę dobry! Tak to już czasami jest, że gdzieś podświadomie nie chcemy czegoś polubić… Ostatecznie jednak przekonałem się do "Got Me Runnin' Round". To bardzo dobrze brzmiący numer!
Z czego wynikały twoje uprzedzenia? Nie przepadasz za rapem?
Skąd! Po prostu bałem się, że rap nie będzie tam pasował. Nie wiedziałem czy tak znany raper odnajdzie się w piosence Nickelback. Sam pomysł na takie połączenie budził moje wątpliwości. Nie wiedziałem, czy będzie to dostatecznie dobre. Dopiero po tym jak przesłuchałem numer, zgodziłem się z moim bratem, że to naprawdę świetny utwór!
Wbrew pozorom ten utwór wciąż zachowuje styl Nickelback. Nigdy nie myśleliście o tym, żeby choćby na jedną płytę dać się ponieść fantazji i nagrać coś zupełnie innego jeśli chodzi o brzmienia?
Tak naprawdę, mierzyliśmy się już z wieloma stylami. Wydaje mi się, że to słychać, jeśli odtworzy się po kolei wszystkie nasze albumy. Próbowaliśmy wielu najróżniejszych rozwiązań, jednak zawsze musimy mieć pewność, że nadal brzmimy jak Nickelback. Być może nie jest to zbyt trudne, ze względu na charakterystyczny wokal Chada, jednak spójność muzyczna jest dla mnie równie ważna. Kiedy próbujemy czegoś nowego, jesteśmy po prostu ostrożni. Nie chcemy zanadto oddalać się od swojego stylu. Cieszę się, że nawet w utworze nagranym z raperem, wciąż słyszysz, że to Nickelback, bo taki właśnie był zamysł. Chcemy eksperymentować, ale nie chcemy pogubić się w stylistyce, która jest nam obca. Spędziliśmy wiele czasu, żeby wykreować nasze brzmienie i na pewno nie chcemy tego zepsuć.
rozmawiał Bartłomiej Luzak