Z okazji nadchodzącej trasy Queen Symfonicznie zamieniliśmy słowo z dyrektorem artystycznym i kontrabasistą projektu, Janem Niedźwieckim.
Chyba nie zdawaliście sobie sprawy, że projekt Queen Symfonicznie zajdzie tak daleko, z tak wielkim sukcesem.
Tak, to prawda. Z wykształcenia jestem muzykiem klasycznym - kontrabasistą Filharmonii Łódzkiej, ale miłość do muzyki Queen cały czas była w moim sercu. Kiedy zbliżała się dwudziesta rocznica śmierci Freddiego Mercury’ego, wpadłem na pomysł opracowania utworów Queen. Chciałem zrealizować jeden koncert, by uczcić pamięć Freddiego. Mimo wielu trudności udało mi się zrealizować swoje marzenie i 30 listopada 2011 roku w łódzkiej Wytwórni odbyła się premiera projektu. Niepodziewanie dla wszystkich nasz koncert okazał się wielkim sukcesem; przyszło ponad 1000 osób, bilety zostały wyprzedane. Był to mocny impuls, żeby zaprezentować nasz projekt w całej Polsce, ale wtedy nie marzyłem, że po 5 latach zagramy setny koncert… Okazało się, że kwartet z Londynu ma fanów w całej Polsce, a ludzie fantastycznie reagują na nasze koncerty. Jestem szczęśliwy przede wszystkim jako fan Queen, że ta muzyka jest żywa i tak dużo osób chce nadal jej słuchać.
Koncert w kontekście waszych występów to lekkie niedopowiedzenie. Przygotowujecie wręcz spektakle.
To, co przygotowujemy, nie mieści się w jakichś kanonach, to jest coś pomiędzy spektaklem, a koncertem. Nieskromnie mówiąc, udało się zrobić ciekawe aranżacje, zaprosić świetnych muzyków z orkiestry salonowej Alla Vienna i chóru Vivid Singers prowadzonego przez Dawida Bera. Elementy show wprowadzają występy solisty - Freddiego (w tej roli Mariusz Ostrowski lub Sebastian Machalski) i gitarzysty (Piotr Wieczorek).
Dlaczego zdecydowaliście się na występy dzielące się na część symfoniczną i rockową?
Pierwsza część jest bardziej klasyczna i nastrojowa. Utwory są bardziej przearanżowane, gramy także mniej znane utwory z lat ‘70. Druga część jest bardziej drapieżna i rockowa. Wykonujemy największe hity grupy, najczęściej przy współudziale publiczności. Kontrabas zastępuje gitara basowa, pojawia się gitara solowa a w finale "Freddie". Spotykam się z opiniami, że udało nam się uzyskać idealny balans pomiędzy muzyką klasyczną a rockiem.
Wasze wykonania to bardziej opracowania, niż covery. Czy łatwo jest oddalić się od pierwowzoru?
Z racji tego, że jestem wielkim fanem Queen, nie zmieniam stylistycznie oryginalnych utworów. Pogłębiam tylko ich muzyczną treść. Np. w pierwszej części gramy fantastyczną kompozycję Briana Maya, "Good Company". Ten utwór oddaje hołd latom ’40, ’50, kiedy na Wyspach królowały zespoły swingujące, dixielandowe. Brian poświęcił mnóstwo czasu w studio imitując na gitarze wielogłosowe partie dixielandu. W naszej interpretacji i z wykorzystaniem "prawdziwych" instrumentów dętych oddajemy jeszcze mocniej ducha utworu.
Co jest najtrudniejsze w interpretowaniu utworów na orkiestrę?
Zachowanie proporcji pomiędzy fantazjami i ambicją aranżera, a oryginalną muzyką. Jako szeregowy muzyk Filharmonii Łódzkiej grałem w kilku podobnych projektach. Niestety, czasem zdarza się, że osobowość aranżera zbyt silnie przysłania oryginały. U nas słuchacz bez problemów rozpozna wszystkie piosenki (śmiech). W naszym projekcie interesującą sprawą jest różnorodne wykorzystanie chóru. Oprócz śpiewania tekstu i melodii, chór wypełnia harmonię, a nawet imituje efekty perkusyjne i instrumentalne partie.
Poza byciem dyrektorem artystycznym projektu i grą na kontrabasie, udzielasz się na innych polach w orkiestrze. Kim najbardziej jesteś w tym zespole?
Podczas występu jestem muzykiem i konferansjerem. Przed koncertem jestem inspektorem, bibliotekarzem i logistykiem, a po koncercie księgowym (śmiech). W zależności od pory dnia, moje funkcje w tym projekcie się zmieniają. Dla publiczności przede wszystkim jestem muzykiem, nie muszą orientować się, kto za co jest odpowiedzialny. Widz powinien dobrze się bawić.
Jest coraz większe zainteresowanie koncertami, publiczności przybywa do tego stopnia, że zagracie do tej pory największy koncert, w Atlas Arenie.
Tak, koncertów rokrocznie przybywa, ale ten w Atlas Arenie to nasze największe wyzwanie. Na tą okazje wystąpimy w powiększonym składzie wraz z Hollyłódzką Orkiestrą Filmową. Przygotujemy także pełną oprawę audiowizualną, pirotechnikę itp. Mamy nadzieję, że w hołdzie - przy okazji 25. rocznicy śmierci Freddiego zgromadzimy kilka tysięcy osób i będzie to magiczny czas dla nas i dla wszystkich fanów Queen.
Rozważaliście zaproszenie Briana Maya na tę okazję?
Ten temat gdzieś się przewija, jednak znamy swoje miejsce w szeregu. Jeżeli koncert w Atlas Arenie okaże się sukcesem, to na kolejną rocznicę spróbujemy zaprosić Briana Maya. Koncert z legendarnym gitarzystą zespołu Queen byłby wspaniałym ukoronowaniem naszej działalności.
http://allavienna.pl/
Rozmawiał: Wojciech Margula