Amerykańska kapela Marka Tremonti oraz Brytyjczycy z Wearing Scars, jak nikt, udowadniają, że melodyjne i techniczne granie, świetnie odnajduje się w ciężkich harmoniach. Mieliśmy okazję spotkać się z członkami obu grup, aby porozmawiać o brzmieniu, technice, rozpoznawalnym stylu i innych aspektach ich grania…
Tworzycie dość podobną muzykę. Mieliście okazję spotkać się wcześniej?
Mark: Pierwszy raz gramy wspólną trasę, jednak Andy i ja, poznaliśmy się nieco wcześniej…
Andy: Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy byłem bardzo pijany. To było w Disneylandzie.
Mark: To było na koncercie Steel Panther w House Of Blues.
Andy: Musiałem się wrócić, aby poszukać portfela, który wcześniej zgubiłem. Przez przypadek wpadliśmy na siebie. Podniosłem głowę i z niedowierzaniem powiedziałem: "Ja pierdolę! Przecież to Mark Tremonti!".
Codziennie obserwujecie się nawzajem podczas koncertów. Co w swojej grze doceniacie najbardziej?
Andy: Przez cały czas wymieniamy się gitarowymi patentami. To niesamowite, że Mark, mimo 20 lat grania w trzech różnych zespołach, wciąż zaskakuje nowymi pomysłami. Jestem pod ogromnym wrażeniem jego techniki palcowej. Nie jest to coś, z czym mam styczność na co dzień. Tym bardziej cieszę się, że mogę nauczyć się od Marka czegoś nowego.
Mark: W tej trasie towarzyszy nam naprawdę wielu gitarzystów. Rozmawiałem już chyba ze wszystkimi! (Mark patrzy w stronę Dana) Ten gość, to chyba jedyna osoba, która jeszcze nie sprzedała mi żadnego nowego, gitarowego patentu! Zawsze lubiłem zagadywać innych gitarzystów, prosząc o to, żeby pokazali mi swoje ulubione zagrywki. To najlepszy sposób, żeby cały czas się rozwijać. Oczywiście można to robić słuchając płyt. Kiedy jednak mam okazję zapytać o riffy osobiście, zawsze z niej korzystam. Andy to jeden z gitarzystów-nadludzi. Niektórzy grają dobrze, inni wspaniale. On jest jeszcze wyżej.
Eric: Kiedy siedzimy z Markiem za kulisami, w trakcie koncertów Wearing Scars, co jakiś czas patrzymy na siebie, w trakcie kiedy Andy daje popis swoich umiejętności i w tym samym czasie pytamy: "Słyszałeś to co ja?!".
Mark: Po koncercie od razu chcę, żeby Andy pokazał mi jak zagrał dany riff.
Andy: Mogę cię zapewnić Mark, że straciłeś dziewictwo znacznie wcześniej niż ja!
(wszyscy się śmieją)
Czy będąc w trasie, regularnie ćwiczycie grę na gitarze?
Mark: Moje noworoczne postanowienie to ćwiczyć przynajmniej 20 minut dziennie. Oczywiście oprócz dni, kiedy podróżuję. Jeśli narzucasz sobie takie minimum, najczęściej grasz od 40 minut do godziny lub dwóch. Tak długo, jak regularnie sięgasz po instrument, raczej nie grozi ci gitarowa demencja. Narzucając sobie pewien reżim, wiem, że nieustannie się rozwijam. Z drugiej strony, nie sprawia mi to problemów. Bez regularnego grania nie czuję się najlepiej.
Andy: Też masz coś takiego, że kiedy osiągasz określony poziom i robisz sobie tygodniową przerwę, musisz później nadrabiać spadek formy?
Mark: Jasne, że tak. Zazwyczaj potrzebuję trzech dni na gitarową regenerację. Kiedy robię sobie wakacje, pierwszy dzień po powrocie do grania to jakiś koszmar. Drugiego dnia jest nieco lepiej i dopiero trzeciego wracam do formy. Podczas trasy koncertowej wygląda to nieco inaczej. Wtedy możesz dać mi gitarę o każdej porze dnia i nocy. Nie potrzebuję nawet rozgrzewki, żeby być w najlepszej formie.
Eric: To dziwne, u mnie wygląda to nieco inaczej. Być może wynika to z mojego stylu gry, który nie jest aż tak wymagający od strony fizycznej. Nie jestem takim wymiataczem jak wy, więc u mnie najważniejsza jest koncentracja i odpowiednie akcentowanie. Techniczne umiejętności nie liczą się tak bardzo jak to co w danej chwili mam w głowie. Dla mnie, tydzień odpoczynku od grania to świeży zestaw pomysłów na nowe, muzyczne rozwiązania. Myślę, że wszystko zależy od tego co chcemy osiągnąć.
Andy: Czasami faktycznie dobrze odpocząć od technicznego grania. W moich ćwiczeniach, nie zawsze chodzi o to żeby zagrać coś jak najszybciej. Bardzo lubię podróże w krainę bluesa i odkrywanie nowych patentów. Staram się równoważyć melodie i techniczne granie. Grając z Chrisem (Clancy, wokalista Wearing Scars dop. red.) muszę brać to pod uwagę. Sposób w jaki śpiewa i komponuje, sprawia, że często muszę powstrzymywać się przed graniem shredowych solówek. To po prostu nie zdałoby egzaminu.
Eric: Chyba każdy z nas jara się shredowym graniem. Muszę jednak powiedzieć, że w solówkach Marka, najbardziej lubię melodyjne momenty. To te fragmenty, które potrafiłby zaśpiewać człowiek, który w życiu nie grał na gitarze.
Dan: Tak, połączenie dobrego shredu i melodii sprawdza się najlepiej. Tylko w ten sposób można stworzyć dobrą solówkę, w której zgadzają się wszystkie dźwięki.
Planujecie w tym roku muzyczne podróże, wychodzące poza metal?
Dan: Bardzo lubię poznawać nowe gatunki muzyczne, z którymi wcześniej nie miałem zbyt wiele wspólnego. Opuszczanie strefy komfortu pozwala mi się rozwijać. Rock i metal to te gatunki w których czuję się najlepiej, dlatego lubię eksperymentować z jazzem lub funkiem. Często improwizuję metalowe solówki do podkładów, które nie mają nic wspólnego z ciężkim brzmieniem. Dzięki temu odkrywam zupełnie nowe, gitarowe patenty, które później mogę osadzić w swoich kompozycjach. Pozwala mi to poszerzać horyzonty i rozwijać swój własny styl. W tym roku na pewno będę nad tym pracował.
Mark: O tak, jazz to ciężki kawałek chleba. Nie da się po prostu usiąść i zacząć grać. Trzeba poświęcić trochę czasu na odpowiednią lekturę i naukę odpowiednich progresji akordów. To nie jest muzyka, którą można grać bez odrobienia "pracy domowej".
Styl każdego gitarzysty bazuje na pewnych charakterystycznych cechach. Po czym poznajecie, że pewnych rozpoznawalnych elementów, robi się w waszym graniu za dużo?
Mark: Na płycie "Fortress" nie używałem efektu wah. Przy okazji premiery poprzedniego albumu, mój przyjaciel powiedział mi, że jest go nieco za dużo. Od razu zdecydowałem, że na kolejnym krążku w ogóle z niego zrezygnuję. Później zauważyłem, że w kulminacyjnych momentach moich solówek, wpadam w szał grania legato. Pracując nad nową płytą, postanowiłem wykorzystać ten patent tylko w jednym lub dwóch miejscach. W pozostałych przypadkach, szukałem nowych rozwiązań. Ten sam akord można "ugryźć" na setki różnych sposobów. Są różne progresje, albo gra w różnych strojach. W moim przypadku, ten ostatni patent to najlepszy sposób na powtarzające się rozwiązania.
Andy: Granie w innym stroju zupełnie nie zdałoby egzaminu w moim przypadku. Za bardzo przyzwyczaiłem się do jednego układu dźwięków, żeby pozwolić sobie na coś nowego podczas grania partii gitary prowadzącej. Mógłbym się niestety pogubić…
Mark: Grając w stroju do którego nie jesteś przyzwyczajony, możesz komponować rzeczy, na które w innym przypadku w ogóle byś nie wpadł!
No właśnie. A jakie są wasze sposoby na powtarzalność w przypadku komponowania?
Eric: Być może wyda wam się to głupie, ale często piszę solówki bez instrumentu w dłoni. Słucham sekcji i nagrywam swój głos, wyśpiewując partię gitary. W ten sposób bazuję na dźwiękach, których bardzo często nie zagrałbym trzymając w rękach instrument. Nie muszę trzymać się jakiejkolwiek skali. Podczas śpiewania nic mnie nie ogranicza.
Mark: To świetny patent! Wydaje mi się, że David Gilmour robi tak samo.
Eric: Przesłuchuję później nagrania swojego głosu, które brzmią naprawdę dziwacznie i na ich podstawie zaczynam uczyć się nowych solówek. Dopiero wtedy zdaję sobie sprawę z tego, że niektóre z tych dźwięków, nie przyszłyby mi do głowy, gdybym komponował z gitarą.
Mark: I właśnie w ten sposób osiąga się poziom George’a Bensona. Kiedy słyszę go, wykonującego na żywo On Brodway, mam wrażenie, że gryf gitary i jego umysł to jeden organizm. Oczywiście można śpiewać i grać jednocześnie, jednak w jego przypadku, to poziom Mistrza Yoda. Wszystko co dzieje się w jego głowie, od razu przenoszone jest na gryf.
Andy: Ja mam podobnie jak Mark. Wciąż uczę się nowych rzeczy, a później wplatam je do moich solówek. Dzięki temu, siłą rzeczy, muszę zapamiętać wszystkie nowe patenty. Nie powtarzam też tego, co skomponowałem przy poprzednich utworach. Zawsze staram się grać w nieco inny sposób.
Czy szlifowanie techniki gry również może inspirować?
Andy: W moim przypadku inspiracja wynika nawet z uczenia innych. Prowadzę akademię gitary w internecie i dostaję mnóstwo zapytań od widzów. Często sięgam wtedy po inny sprzęt niż ten, który towarzyszy mi na co dzień. Piszę ćwiczenia na potrzeby określonych lekcji i to również mnie rozwija. Wykorzystuję wtedy najróżniejsze techniki gry i często w trakcie pracy nad lekcjami wymyślam rozwiązania, które później pojawiają się w moich solówkach.
Jakich pułapek powinni unikać gitarzyści, którzy szukają swojej drogi w ciężkim brzmieniu?
Andy: Więcej środka!
Mark: Nie wymienię ich z nazwy, ale jest wiele wzmacniaczy, które łączy jedna cecha. Kiedy byłem na NAMM wpinałem się w genialny sprzęt, który na miejscu grał zawodowo. Niestety, przenosząc się z nim na salę koncertową i grając z zespołem, szybko orientowałem się, że coś jest nie tak. Na rynku jest za dużo wzmacniaczy, które nadają się tylko do samotnego grania w domu…
Andy: Wszystko rozchodzi się o dobre ustawienie wzmacniacza. Jeśli nie ukręcisz odpowiedniego brzmienia, mikrofon zbierze niewłaściwe częstotliwości. Gitara nie przebije się z nadmiarem basu. Trzeba znaleźć odpowiedni poziom środka. Zdjęcie dołu wyczyści nam brzmienie.
Eric: Ja również uważam, że gitara potrzebuje środka. Tak jak powiedział Mark, możesz skręcić go w dół i podbić basy, ale jak tylko opali się reszta zespołu, dobre brzmienie zniknie. Wydaje mi się, że dużo osób przegina też z gainem. Jeśli się go zmniejszy, wbrew pozorom, można uzyskać mocniejsze brzmienie. To naprawdę działa!
Mark: Kręcąc gałką, nie przekraczaj magicznego punktu z cyfrą jeden! Jest jeszcze jedna rada, którą z pewnością dałbym "sobie z przeszłości". W młodości pracowałem na myjni samochodowej, zarabiając na coraz to nowsze wzmacniacze i inne zabawki. Tak naprawdę, nie były mi one do niczego potrzebne. Najważniejszy jest dobry wzmacniacz i porządna kolumna. Ostatecznie, możesz sobie pozwolić na jeden rack z efektami, żeby mieć się czym bawić. Jeśli lubisz brzmienie Marshalla, spraw sobie JCM800 albo 900. Fanom cięższych klimatów polecam Mesa Boogie Rectifier albo Bogner Uberschall. Uwierzcie mi, wszystkie nowości, które co roku pojawiają się na rynku, nie są wam potrzebne! Ostatnio stałem się posiadaczem większej ilości wzmacniaczy, jednak wynika to z tego, że zacząłem je zbierać. Kiedy byłem dzieciakiem, wydawało mi się, że drogi sprzęt zrekompensuje braki w umiejętnościach.
Chyba wszyscy gitarzyści cierpią czasami na brak weny i inspiracji. Nie brakuje też momentów, kiedy nie chce się chwytać za gitarę. Jak radzicie sobie z takimi sytuacjami?
Eric: To nic złego, odłożyć czasami gitarę na bok i zająć się czymś innym. Kiedy po jakimś czasie wracamy do instrumentu mamy świeży umysł i inne spojrzenie na pewne sprawy. Wena nie zawsze przychodzi podczas komponowania. Kiedy mamy świetną zwrotkę, ale nie idzie nam z refrenem, dobrze jest odłożyć gitarę i poczekać aż rozwiązanie samo do nas przyjdzie. Czasami, kiedy wracam do porzuconych wcześniej kompozycji, dzieją się naprawdę magiczne rzeczy…
Mark: Niezależnie od tego, czy niemoc twórcza trwa godzinę, czy dobę, niczego nie można robić na siłę. Zawsze jednak pamiętam o tym, że brak weny, nie koliduje z ćwiczeniami. Zawsze mogę sięgnąć po instrument i przez godzinę grać z metronomem. W końcu zawsze można być lepszym!
Andy: Ze względu na napięcia mięśni, musiałem ostatnio robić sobie przerwy od grania. Takie sytuacje pozwalają nieco odpocząć. Kiedy męczą mnie już solówki i metalowe riffy, sięgam po akustyka i przez tydzień gram coś innego. Czasami ukręcam też czyste brzmienie i eksperymentuję z riffami w stylu Edge’a. Zawsze się wtedy nagrywam. Nigdy nie wiadomo, kiedy ten materiał może się przydać. Bardzo często zdarza się, że zapominam jak zagrać wymyślony przed chwilą riff. Później, mimo usilnych starań, nigdy nie udaje mi się odtworzyć tego w identycznej formie.
Dan: Czasami gram po 6 godzin dziennie. Dzięki temu jestem w formie i w ciągu tygodnia, jestem w stanie skończyć utwór. Kiedy jest gotowy, wychodzę z domu, żeby oczyścić umysł. Dzięki temu później wracam do pracy z nowymi pomysłami. Nie startuję już jednak z poziomu 6 godzin dziennie. Zaczynam od 30 minut i systematycznie wydłużam czas pracy.
Mark: Zawsze znajdzie się coś do roboty. Myślę, że wcielanie się w nowe role, dodatkowo rozwija muzycznie. Jeśli masz dosyć grania, zacznij komponować albo pisać teksty. Zawsze znajdzie się zajęcie, które pozwoli pchnąć twoją pracę do przodu.