Przy okazji pierwszego koncertu Agent Fresco w Polsce, o "Destrier", drugim albumie zespołu, choć nie tylko, opowiedzieli nam wokalista Arnór Dan Arnarson oraz gitarzysta Þórarinn ‘Toti’ Guðnason.
Czym kierowaliście się przy tytułowaniu drugiej płyty?
"Destrier" to łacińskie słowo określające konia do walk. Natrafiłem na nie, gdy pisałem muzykę na tę płytę. Oznacza również prawą stronę. To słowo bardzo pasuje do całego konceptu płyty. Jest wielowymiarowe, zresztą jak cały album. Koń jest alter ego albumu "Destrier". Trochę to dziwne, ale jestem dumny, gdy wymawiam to słowo.
Teksty Agent Fresco powstają na bazie Twoich życiowych doświadczeń.
Mam bardzo osobiste relacje z tekstami, które piszę w Agent Fresco. Pierwszy album, "A Long Time Listening" powstał po śmierci mojego ojca. Zanim zadebiutowaliśmy, minęło kilka lat. Przez tamten czas wszystko sobie poukładałem i postanowiłem przelać emocje na teksty Agent Fresco. "Destrier" to inna historia. Zawarte na nim teksty utworów są bardziej dosadne, rzekłbym agresywne. W tekstach jest znacznie więcej gniewu, jakiego doświadczyłem przy tworzeniu płyty. Dla mnie to dość naturalne. Nasza muzyka jest pełna surowych, naturalnych emocji, prawie wszystko powstaje instynktownie.
"Destrier" to dość mroczny album.
Sporo jest w tym prawdy, jednak każdy z członków Agent Fresco odbiera ten album w inny sposób. Wg mnie jest mroczny, ponieważ przy tworzeniu muzyki na "Destrier" ów mrok był wszechobecny w moim życiu.
"Destrier" jest też mroczny od strony muzycznej. Dopiero po zakończeniu prac nad płytą uświadomiłem sobie, jak bardzo jest melancholijny. Utwór "Howl" jest małym wyjątkiem, kontrastem w stosunku do reszty.
W jaki sposób "Destrier" zmienił Was muzycznie?
Teraz jesteśmy bardziej dojrzali. Zresztą nadal dojrzewamy muzycznie.
Dojrzałość to dobre określenie na nasz stan. Przy tworzeniu muzyki i dzięki niej samej odkrywamy samych siebie.
Z jakiego rodzaju rutyną spotykacie się przy pracy nad utworami?
Generalnie, rutynowo przebiega cała praca nad utworami. Najpierw piszę muzykę, przesyłam do Arnóra wersje demo, a on pisze teksty. Nasza muzyka powstaje całkiem naturalnie, spontanicznie.
Nie staramy się pisać jak najwięcej utworów, czy robić zapasów, jak niektóre zespoły. Naprawdę zostaje nam niewiele utworów. Odrzuty mógłbym policzyć na palcach jednej ręki. Zdarza się, że jakiś zespół w ramach sesji nagraniowej zbierze kilkadziesiąt utworów. My co najwyżej kilkanaście (śmiech).
Wolicie występować na większych scenach festiwalowych, czy tak, jak dzisiejszego wieczoru w klubie?
Nie mamy ulubionych miejsc. Każde miejsce ma swoje wady i zalety. Chodzi bardziej o energię i słuchaczy. Niedawno graliśmy w Paryżu w bardzo małym, przepełnionym klubie. Brzmienie nie było najlepsze, ale nie o to chodziło.
Z jakim wykonawcą chcielibyście kiedyś współpracować?
Chętnie nagrałbym coś z Deftones. Jestem ich fanem od lat młodzieńczych. Niezmiennie od samego początku jest to zespół, któremu nie brakuje kreatywności i niezależnie, jaką drogą podąży, robi to doskonale.
Rozmawiał: Wojciech Margula