Nie bierze jeńców - jak burza podbija gitarowy świat jazzu i bluesa. Mieliśmy przyjemność porozmawiać o jego muzycznym wyczuciu, brzmieniu, technice oraz sprzęcie, który pomaga wysyłać w świat komunikaty w rytmie fusion.
Takich jak on nie ma wielu. Gitarzyści, którzy w swojej muzyce potrafią połączyć precyzyjną i pewną artykulację z kreatywnością oraz dużą dozą zrozumienia dla struktury i przejrzystości improwizacji, to prawdziwa rzadkość. Oz Noy posiada wszystkie wymienione cechy.
Urodził się w Izraelu. Po tym jak w 1996 roku przeprowadził się do Nowego Jorku, szybko zwrócił na siebie uwagę słuchaczy. Jego pierwszy album, "Oz Live!", nagrano w kultowym klubie Bitter End. Debiut spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem krytyków. Później przyszedł czas na serię "Twisted Blues", gdzie Oz zaserwował słuchaczom unikalne połączenie bebopu i bluesa. To właśnie ten materiał przyniósł mu światową sławę i zaszczytny tytuł wirtuoza.
Spotkaliśmy się przy okazji premiery kolejnej koncertowej płyty, którą Oz nagrał razem z Davem Wecklem (perkusja) oraz Etiennem Mbappe (gitara basowa). Trio grające w stylu jazz-fusion, zarejestrowało materiał podczas trasy koncertowej w Japonii. Nie wyprzedzając jednak faktów, naszą rozmowę z Ozem zaczęliśmy od pytań dotyczących jego przeszłości…
Urodził się w Izraelu. Po tym jak w 1996 roku przeprowadził się do Nowego Jorku, szybko zwrócił na siebie uwagę słuchaczy. Jego pierwszy album, "Oz Live!", nagrano w kultowym klubie Bitter End. Debiut spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem krytyków. Później przyszedł czas na serię "Twisted Blues", gdzie Oz zaserwował słuchaczom unikalne połączenie bebopu i bluesa. To właśnie ten materiał przyniósł mu światową sławę i zaszczytny tytuł wirtuoza.
Spotkaliśmy się przy okazji premiery kolejnej koncertowej płyty, którą Oz nagrał razem z Davem Wecklem (perkusja) oraz Etiennem Mbappe (gitara basowa). Trio grające w stylu jazz-fusion, zarejestrowało materiał podczas trasy koncertowej w Japonii. Nie wyprzedzając jednak faktów, naszą rozmowę z Ozem zaczęliśmy od pytań dotyczących jego przeszłości…
Kto zainspirował cię do tego, żeby rozpocząć przygodę z gitarą?
Kiedy zaczynałem, słuchałem głównie The Beatles. Nieco później, mój brat zaczął słuchać jazzu. Poznałem takich gitarzystów jak John McLaughlin i Joe Pass. Kiedy trochę podrosłem, dużą rolę w mojej muzycznej edukacji zaczął odgrywać Pat Metheny. Później przyszła pora na takich muzyków jak Scofield, Stern czy Bill Friesell. Oczywiście wciąż słuchałem rocka. Wśród moich ulubieńców zawsze byli Hendrix, Stevie Ray Vaughan, Jeff Beck i Eric Johnson. Myślę, że w czasach mojej młodości jazz miał na mnie tak samo duży wpływ jak gitarzyści grający shred.
Gdybyś miał wskazać trzy najważniejsze momenty życia, które w pewien sposób ukształtowały twoją gitarową wrażliwość, co byś wybrał?
Bardzo dobrze pamiętam jeden szczególny moment. W latach 80. Pat Metheny razem ze swoim zespołem odwiedzili Izrael, przy okazji promocji płyty "Still Life (Talking)". Widziałem go wtedy zarówno z całym zespołem, jak i z jazzowym trio podczas koncertu w małym klubie. Metheny na nowo odkrył gitarę w muzyce jazzowej. Jest niesamowity. Moim ulubionym elementem jego stylu są te niesamowite, nieuchwytne solówki. W tym samym czasie, Chick Corea’s Elektric Band nagrali płytę na której pojawił się Scott Henderson. Wówczas, słuchałem dużo Allana Holdswortha. Myślę, że ten okres mojej muzycznej edukacji miał ogromny wpływ na mój styl. Nieco później, poznałem w Izraelu nauczyciela, który grał na basie razem z pianistą, Barrym Harrisem. Dzięki niemu lepiej poznałem muzykę bebop. To właśnie on pokazał mi Charliego Parkera czy Wesa Montgomery.
Opowiedz nam o sprzęcie, który towarzyszy ci obecnie podczas koncertów.
Posiadam dwa wzmacniacze: Marshall’a oraz Two-Rock’a. Mam też kilka różnych pedalboardów. Wybór zależy od tego jaki rodzaj muzyki gram na danym koncercie. Jeden przeznaczony jest do bluesa i brzmień w stylu retro. Zupełnie inny zestaw towarzyszy mi podczas nagrań sesyjnych i występów z moim starym materiałem. Jeśli chodzi o gitarę, zazwyczaj wybieram Strata lub Telecastera. W trasie ciężko przemieszczać się z dwiema gitarami. Częściej sięgam więc po Strata. Wtedy towarzyszy mi jeszcze inny pedalboard. Kiedy jadę gdzieś daleko, wynajmuję wzmacniacze na miejscu. Zazwyczaj jest to sprzęt Fendera lub Vox AC30.
Jakie konkretne modele wzmacniaczy posiadasz?
Two-Rock to Gain Master 200. Posiadam dwa egzemplarze, z czego jeden został odrobinę zmodyfikowany. W obydwu umieszczono głośniki 2x12. Jeśli chodzi o wzmacniacz Marshalla, posiadam 50 watowy model z 73 roku. Podłączam go do paczki 4x12 wyposażonej w głośniki Greenbacks.
Gitarzyści często przeklinają małe wzmacniacze. Mimo możliwości ukręcenia bardzo różnych brzmień, problemem okazuje się kwestia głośności. Twój sprzęt daje odrobinę zapasu…
O tak, to prawda! We wzmacniaczu nie ustawiam zbyt dużego gainu. Wszystkie solówki gram na efektach, które znajdują się w pedalboardzie. W kwestii wzmaka wystarczy, żeby było czysto i głośno. Oczywiście bez przesady. Podkręcam głośność do takiego poziomu, w którym pojawia się kompresja. Wtedy sygnał zyskuje pewne nasycenie. Dopiero wtedy dodaję brzmienie z pedalboardu. Dzięki temu dźwięk jest przyjemny, żywy i odpowiednio skompresowany. Mały wzmacniacz mógłbym bardzo szybko zniszczyć. Ten zapas głośności jest mi bardzo potrzebny. Moje brzmienia bazują na głośnym graniu.
Jakie przestery polecasz?
Jeśli wszystko działa zgodnie z planem i wzmacniacz gra tak jak powinien, jedyne czego mi trzeba to booster. Zazwyczaj jest to Xotic RC Booster lub TS808 Tube Screamer. Kiedy jestem w trasie, nie mam swoich wzmacniaczy, więc sprzęt który wypożyczam, nie zawsze gra tak jak bym tego oczekiwał. Czasami brzmienie jest zbyt zimne albo sygnał nie rozchodzi się tak jak lubię. Xotic RC Booster to kostka z której korzystam najczęściej. Dzięki niej dźwięk ze wzmacniacza zyskuje na kompresji. To właściwie wszystko. Czasami sięgam po Fulltone Octafuzz, jednak to już zupełnie inny rodzaj dźwięku.
Czyli stawiasz na czyste brzmienie, zaledwie okraszone odrobiną gainu?
Dokładnie tak. Staram się nie rozkręcać gainu, ponieważ nasycone brzmienie wydaje się umniejszać moc gitary. Niewielu muzyków potrafi wydobyć "to coś", grając z dużą ilością gainu. Tacy gitarzyści jak: Jeff Beck, Eric Johnson czy Scott Henderson, oczywiście wiedzieli jak to zrobić. Moim zdaniem nadmiar nasycenia sprawia, że brzmienie gitary i atak, giną gdzieś z tyłu…
Co jest największym wyzwaniem dla gitarzysty?
To trudne pytanie. Możliwości są praktycznie nieskończone. Zupełnie jak muzyka. Jest tyle różnych stylów gry. Chciałbym mieć więcej czasu na ćwiczenia i naukę nowych technik. Niestety nie wszystko jest możliwe. Trzeba skupić się tylko na kilku aspektach swojego gitarowego rozwoju i dawać z siebie wszystko co najlepsze.
Jesteśmy ciekawi w jaki sposób komponujesz. Opowiedz nam jak zrodził się pomysł na serię albumów Twisted Blues.
Ten pomysł powstał na długo przed nagraniem tych płyt. Zawsze chciałem otworzyć nieco bluesowe formy i zagrać je po swojemu. Do tej pory nagrałem trzy studyjne albumy: Ha!, Fuzzy oraz Schizophrenic. Wszystkie były nastawione na groove, funk oraz R&B. W przypadku Twisted Blues chodziło o to, żeby otworzyć tę muzykę pod względem harmonii i rytmu.
Od lat pracujesz nad swoim unikalnym stylem gry…
Mój styl gry jest mieszanką muzyki blues i bebop. Słownik melodii i harmonii, zaczerpnąłem z jazzu. To właśnie tam znalazłem wszystkie egzotycznie brzmiące skale. Kiedy zacząłem je grać nauczyłem się języka jazzu, którym jest bebop. Stamtąd była już prosta droga do bluesa. Wszystko razem ukształtowało mnie jako muzyka. Na moich lekcjach gitary JazzHeaven.com, dokładnie wyjaśniam, co mam na myśli mówiąc o tych wszystkich językach i słownikach. Przez dwie i pół godziny rozbieram na części mój styl. Wszystkie skale i rozwiązania sprowadzają się właśnie do bluesa. Musiałem się wiele nauczyć, żeby dojść do miejsca w którym jestem teraz. Wniosek jest taki, że nie ma drogi na skróty.
Gdybyś miał doradzić młodym gitarzystom, w jaki sposób zagrać dobrą solówkę, na co zwróciłbyś uwagę?
Musisz znać skale i pilnować rytmu. Jeśli chcesz grać bluesa, opanuj choćby pentatonikę. Pamiętaj jednak, żeby nauczyć się ją grać na całym gryfie. Druga ważna kwestia to rytm. Im bardziej rytmicznie grasz, tym bardziej muzyczna będzie twoja solówka. To absolutne podstawy, na których należy się skupić.
A co poradziłbyś tym bardziej zaawansowanym, którzy podczas gry na gitarze elektrycznej, próbują odnaleźć swój unikalny styl?
Przede wszystkim należy umiejętnie podglądać jak grają inni. Równie ważna jest znajomość języka danego gatunku muzycznego, o czym mówiłem wcześniej. Jeśli chcesz być dobrym jazzmanem, powinieneś przysiąść i dokładnie przestudiować czym jest bebop. Stamtąd, prosta droga zaprowadzi cię do Charliego Parkera i Wesa Montgomery. Wszyscy muzycy grający jazz nowoczesny, tacy jak Pat Metheny czy Scofield powiedzą ci, że właśnie tam należy szukać korzeni ich stylu. Dokładnie w ten sam sposób powinien działać muzyk zainteresowany rockiem lub bluesem. Trzeba sięgać do źródła i uczyć się języka muzyki. Nie można ominąć twórczości BB Kinga, Freddiego Kinga lub Alberta Kinga. To nie jest coś czego należy się bać. Nauka muzyki pozwala odnaleźć własny, unikalny styl.
Wspominałeś, że inspiruje cię Allan Holdsworth. Czego nauczyła cię jego muzyka?
Allan jest jedyny w swoim rodzaju. Nie wiem jak to robi, ale jego feeling to coś, z czym musiał się urodzić. Twórczość Holdswortha nie wywodzi się ani z bebopu ani z bluesa. To wszystko wyszło z jego głowy. Nie można oczywiście pominąć aspektów technicznych, jednak wydaje mi się, że jego największą siłą są niepowtarzalne melodie i harmonie.
Dużo czasu spędziłeś w Nowym Jorku. Jakich reprezentantów tamtejszej sceny jazzowo- -bluesowej cenisz sobie najbardziej?
Dopóki się tam nie przeprowadziłem, nie miałem pojęcia kim jest Wayne Krantz. Obecnie jest on dla mnie bardzo ważną osobą. Znalazłoby się również kilku młodszych jazzmanów, takich jak: Nir Felder, Mike Moreno, Adam Rogers czy Kurt Rosenwinkel. Kocham tych gości. Każdy z nich jest dla mnie ogromną inspiracją. Nie wiem natomiast jak wygląda w Nowym Jorku scena bluesowo-rockowa. Jedynym, którego bardzo lubię jest Jon Herington, który na dobrą sprawę, również wywodzi się z jazzu. Gra obecnie z zespołem Steely Dan. Muszę więc stwierdzić, że Nowy Jork to miasto jazzu. Nie ma tam zbyt wiele miejsca na bluesa czy funk. Artyści, podobnie jak ja, sięgają jednak do różnych stylów, mieszając je ze sobą. Osią tego wszystkiego wciąż pozostaje jazz, który podawany jest w najróżniejszych odmianach.
Gdzie ostatnio koncertowałeś?
Całkiem niedawno wydałem płytę zatytułowaną Asian Twistz. We wrześniu ubiegłego roku, grałem kilka koncertów w Azji. Towarzyszyli mi Dave Weckl i Etienne Mbappe. Kilka występów zostało zarejestrowanych i w ten sposób powstało najnowsze, koncertowe wydawnictwo. Nieco wcześniej, podczas trasy po Europie, grałem utwory Ronniego Scotta. To było jakoś w kwietniu. Później pojawiło się trochę występów w USA. Obecnie pracuję nad nowym albumem, który do końca wakacji, powinien być gotowy. Od lat, grywam w nowojorskim klubie Bitter End. Ostatnio pojawiam się tam co tydzień, testując na żywo najnowsze kompozycje. W ten sposób zbieram materiał na płytę. Myślę, że w takiej atmosferze upłyną mi najbliższe miesiące.