O najnowszym albumie The 69 Eyes, brzmieniu, inspiracjach oraz procesie twórczym rozmawiamy z Jyrkim 69, wokalistą zespołu.
"Universal Monsters" jest płytą, która definiuje brzmienie waszego zespołu.
To już nasz jedenasty album. Wg mnie liczby nie mają znaczenia. Nie wiem, czy jest to dużo płyt, czy nie. Moim zdaniem jest to nasz najlepszy album, jaki kiedykolwiek nagraliśmy. Są zespoły, których fani nie chcą nowych płyt. Możliwe, że świat nie potrzebuje kolejnego albumu The 69 Eyes, jednak dowiedzieliśmy się, że fani czekają na coś nowego od nas. Za każdym razem staramy się choć trochę ich zaskoczyć, by usłyszeli coś w innym stylu, czego do tej pory nie nagraliśmy.
Byłby to dobry album na początek dla kogoś, kto nie zna The 69 Eyes.
Doskonale się rozumiemy. Zaraz miałem o tym mówić! (śmiech)
Zaskoczyliście utworami "Rock ‘N’ Roll Junkie", czy "Blue".
To są utwory, które wyjątkowo wyróżniają się na tle reszty. Utwór "Jerusalem" jest też dobrym przykładem, szczególnie, jeżeli chodzi o warstwę muzyczną. "Jet Fighter Plane" brzmi, jak punkowy numer z wczesnych lat ’80. Tekst tej piosenki pasuje klimatem do tamtych czasów. Chyba nikt nie spodziewał się, że The 69 Eyes napisze utwór z politycznym przesłaniem.
Czy muzyka powinna mieć związek z polityką?
W kontekście mojego zespołu jak najbardziej. W tekstach śpiewam o otaczającym nas świecie. Chcieliśmy nagrać utwór z tekstem komentującym dzisiejsze czasy oraz o tym, co dzieje się z tym światem.
Tytuł nowej płyty inspirowany jest serią filmów grozy. Co poza tym dla Ciebie oznacza?
Znalazłbym sporo różnych znaczeń tego tytułu. Są to słowa, które doskonale charakteryzują nasz zespół. Wiadomo, tytuł nawiązuje do serii horrorów wytwórni Universal, m.in. "Frankenstein", "The Invisible Man", czy "Creature from the Black Lagoon". The 69 Eyes jest trochę, jak bohaterowie tych filmów. Jesteśmy znani na całym świecie, wydaje mi się, że tworzymy ponadczasową muzykę, no i… niektórzy jednocześnie boją się nas, a zarazem uwielbiają (śmiech). Podobnie, jak te potwory jesteśmy też trochę kontrowersyjni. Zawsze byliśmy outsiderami. Nigdy nie tworzyliśmy muzyki, którą można scharakteryzować jednym słowem. Nie jesteśmy ani punk rockowym, ani gotyckim zespołem. Nie występujemy na metalowych festiwalach, więc tym bardziej nie powinniśmy być i chyba nie jesteśmy kojarzeni z metalem.
Który z utworów na "Universal Monsters" był największym wyzwaniem?
Największym wyzwaniem, a zarazem największą przyjemnością była praca nad "Jerusalem". Zależało nam na arabskim klimacie, tym wielbłądzim tempie. To coś nowego w naszej twórczości. Zanim napisałem ten utwór, odwiedziłem Jerozolimę. Ponadto jestem fanem filmu "Kingdom of Heaven", więc inspiracje w przypadku tego utworu były dość rozmaite.
Polska jest wyjątkowym dla was krajem.
Miałem szansę zwiedzić wasz kraj, jednak poza miastami, w których graliśmy koncerty, zobaczyłem niewiele. Polska bardzo wyróżnia się na tle innych krajów nadbałtyckich. Szczególnie, jeżeli chodzi o przyrodę. Dostajemy od fanów książki i albumy przedstawiające polską naturę. Najpiękniejsze chwile w Polsce spędziłem, gdy graliśmy na Castle Party.
Jak zmieniło się wasze podejście do tworzonej przez was muzyki na przestrzeni lat?
Jeżeli chodzi o sprawy techniczne, to zmieniło się niewiele. Od kilkunastu lat nad muzyką pracujemy dokładnie tak samo, od 16 lat nagrywamy z tym samym producentem. Mimo że stoi za nami duża, międzynarodowa wytwórnia i management, to w kwestii promocji w mediach też niewiele się zmieniło. Poza paroma stacjami radiowymi nie słychać nas w eterze, bo nie gramy muzyki do radia. Ważne jest dla mnie tu i teraz. Podobnie jest w przypadku zespołu i najbardziej lubię dzisiejsze The 69 Eyes.
Rozmawiał: Wojciech Margula