John Frusciante

Wywiady
2009-07-07
John Frusciante

Przyszłość grupy Red Hot Chili Peppers może stać pod znakiem zapytania, ale nie znaczy to, że John Frusciante zamierza załamywać ręce. Jest zajęty karierą solową i swoim nowym albumem "The Empyrean".

Niewielu gitarzystom udało się tak genialnie połączyć muzykę funk z rockiem. John Frusciante na pewno nie zamknął się w obrębie jednego stylu. Dowodem na to są jego projekty solowe, które wydał w ciągu kilku ostatnich lat - nieprzewidywalne i bardzo różnorodne brzmieniowo. Teraz po raz pierwszy po dłuższej przerwie muzyk na poważnie skupił się na swych projektach solowych niezwiązanych z działalnością macierzystej formacji Red Hot Chili Peppers. Na jego pierwszej po "Stadium Arcadium" płycie wystąpiło gościnnie kilku wykonawców i formacji, a mianowicie: Flea, multiinstrumentalista Josh Klinghoffer, The New Dimension Singers, Sonus Quartet i jeden z idoli Frusciantego - Johnny Marr.

Logo
Czym "The Empyrean" różni się od twoich poprzednich solowych płyt? Jak długo trwało nagrywanie?


Logo
Gdyby zebrać wszystkie dni naszej pracy nad tą płytą, pewnie wyszłoby z tego półtora miesiąca, może nawet dwa. Ale spotykaliśmy się w studiu w ciągu całego roku. Podczas procesu nagrywania nauczyłem się wszystkiego o studyjnej realizacji nagrań. To był pierwszy raz, kiedy poczułem, że naprawdę w pełni kontroluję cały cykl tworzenia. W przypadku tej płyty mogłem wyrazić siebie nie tylko poprzez komponowanie, grę i śpiewanie, ale też poprzez miksowanie i realizację dźwięku.


Logo
Kto gra na tej płycie i jak grało ci się z innymi muzykami?


Logo
Przyzwyczaiłem się do całkowicie samodzielnej pracy. Wszystko robię sam, nikt się koło mnie nie kręci z wyjątkiem mojego przyjaciela, który ustawia mi sprzęt. Bardzo wiele nauczyłem się, pracując z ludźmi w zespole. Grając z Joshem Klinghofferem (klawisze), opierałem brzmienie albumu właśnie o organy i elektryczne pianino, a także o bas, za który był odpowiedzialny Flea. Czasami to ja kierowałem całym zespołem: doradzałem, żeby Flea zmienił daną nutę albo żeby perkusista uderzył w bębny w tym, a nie innym momencie. Ale zazwyczaj mam do czynienia z ludźmi, którzy rozumieją moją muzykę i nie muszę im mówić, co mają robić. Z kwartetem smyczkowym, z którym Josh grał w trasie, było dokładnie tak samo. Od razu świetnie się zgraliśmy. Okazało się, że jesteśmy fanami tej samej muzyki klasycznej. Bez żadnych sugestii czy instrukcji z mojej strony ci ludzie napisali dokładnie takie partie, o jakie mi chodziło. W jednym przypadku nagraliśmy dwie wersje tej samej piosenki. Już mieliśmy zmiksowaną gotową wersję, kiedy oni dopisali swoje partie smyczkowe. Druga wersja znacznie różni się od pierwszej, ponieważ koncentruje się na partiach smyczkowych. Postanowiłem wykorzystać obie wersje tego samego utworu, nadając im odmienne tytuły: "Enough Of Me" i "One More Of Me". Miło jest słyszeć, jak energia przybiera materialną formę - energia, którą dają z siebie ludzie. Podobnie było w przypadku chóru. Poinstruowałem chórzystów, co i jak mają zaśpiewać. Swoją pracę wykonali tak, że dosłownie zaparło mi dech w piersiach. To były fenomenalne, niesłychanie mocne głosy. Słuchanie ich i miksowanie tego materiału było dla mnie ogromną przyjemnością.


Logo
"The Empyrean" to koncept album. Wyjawisz nam, czego dotyczy wątek przewodni tej płyty?


Logo
Nigdy wcześniej nie pisałem tekstów, które byłyby tak bardzo osobiste. Są osobiste do tego stopnia, że trudno mi będzie opowiedzieć o nich w wywiadzie... Byłoby to wbrew zasadom, na jakich album się opiera. Pewne rzeczy nie są na sprzedaż - wystarczająco uzewnętrzniłem się już w tekstach. Mogę jednak powiedzieć, że płyta opowiada o ludzkich dążeniach. W ludzkiej naturze leży sięganie wysoko po rzeczy, które znajdują się poza naszym zasięgiem. Jeśli uda nam się je osiągnąć, wzrastamy, zmieniamy się i otwieramy. Jednak czasami trzeba umieć się poddać, a nawet doświadczyć pewnego rodzaju "śmierci" - śmierci, która jest rezultatem właśnie rezygnacji i poddania się. Po takim doświadczeniu możemy narodzić się na nowo. W warstwie tekstowej album oscyluje pomiędzy kompletnym szaleństwem a momentami otrzeźwienia. Mamy więc do czynienia z umysłem w stanie obłędu, który za chwilę odzyskuje swą jasność. To istna huśtawka pomiędzy umysłową sprawnością a obłędem. Muzycznie utwory dobrze ilustrują te nastroje. Najpierw mamy atmosferę przygnębienia, potem album powoli wychodzi z mrocznej otchłani, a muzyka staje się coraz bardziej optymistyczna, lekka, nawet podniosła. Kiedy osiąga szczyt, znowu zaczyna opadać, aby w końcu znowu się podnieść. Punkt kulminacyjny płyta osiąga na sam koniec - jest to fragment w najwyższych tonacjach i o najwyższej wibracji. Chciałem stworzyć wrażenie wzrastania i docierania na szczyt. Dlatego ostatni utwór zatytułowany "After The Ending" nie ma żadnego basu ani stopy. Chodziło mi o to, żeby piosenka płynęła i żeby była lekka w porównaniu z resztą płyty. O treści utworów mogę mówić tylko w warstwie bardziej abstrakcyjnej. Na tej płycie są teksty adresowane do osób, które znalazły się na konkretnym etapie swojego życia. Jestem pewien, że te osoby zrozumieją wszystkie moje teksty. Myślę, że trafią one do ludzi z doświadczeniami podobnymi do moich. Nie lubię mówić o sprawach stricte osobistych czy doświadczeniach duchowych, bo to są rzeczy, które dość trudno jest wyrazić. Uważam, że w moich tekstach wyraziłem to najprościej, jak umiałem. Więcej wam nie powiem. Z doświadczenia wiem, że często w wywiadzie wiele rzeczy ma później inny wydźwięk od zamierzonego.


Logo
Jakich gitar i wzmacniaczy używałeś przy nagraniu płyty "The Empyrean"?


Logo
Używałem tego samego sprzętu co z Red Hot Chili Peppers, czyli wzmacniaczy Marshall Major i Marshall Jubilee, a także gitar Fender Stratocaster z 1962 i 1957 roku. Muszę tu zaznaczyć, że po raz pierwszy użyłem dokładnie tego samego zestawu co z Red Hot Chili Peppers, albowiem ten sprzęt najlepiej potrafi oddać moją muzykę. Nie będę się więc oszukiwał i nie mam zamiaru bawić się w jakieś gierki - po prostu ten sprzęt najlepiej oddaje moje uczucia i dlatego zamierzam go nadal używać. Chcę robić swoje. Aha, byłbym zapomniał: używałem też wzmacniacza Fender Bassman.


Logo
Jakich efektów nie mogło zabraknąć w studiu podczas nagrania krążka?


Logo
Wykorzystałem te same kostki, których używałem z zespołem, czyli: Boss DS-2 Turbo Distortion, Electro-Harmonix English Muff’n, Boss CE-5 Chorus Ensemble i Ibanez WH10 Wah. Wśród nich znalazł się również Maestro Fuzz-Rite, choć grałem także na innych kostkach z syntezatorami modularnymi. Najpierw rejestrowałem ścieżkę na taśmie, a później przepuszczałem sygnał przez syntezator, co dawało bardzo ciekawe efekty. Dlatego też większość efektów nie została uzyskana dzięki typowym kostkom gitarowym - początkowe brzmienie zostało uzyskane dzięki kostkom, które wymieniłem na początku, ale na kolejnym etapie pracy poddałem je dość mocnej obróbce syntezatorowej. Poza tym używałem też kilku dodatkowych urządzeń, na których nie pracuję na co dzień: EMT 250 Reverb i Eventide Primetime. Są to stare cyfrowe efekty pogłosowe. Co ciekawe, EMT 250 był jednym z pierwszych reverbów, jakie kiedykolwiek powstały. Pojawia się on w wielu miejscach na płycie.


Logo
Na jakich strunach grałeś?


Logo
Na strunach D’Addario, a konkretnie na komplecie .010".


Logo
Czy dużo czasu poświęcasz na ćwiczenie gry?


Logo
Większą część materiału na płytę nagraliśmy w czasie trasy koncertowej. Można zatem powiedzieć, że wtedy grałem praktycznie przez cały czas. Od zawsze - od czasu, kiedy miałem dwanaście lat - moje ćwiczenia polegały na uczeniu się fragmentów płyt. Mój styl gry w dużej mierze opiera się na rozwijaniu swoistego muzycznego języka poprzez tworzenie różnych kombinacji nut i rytmów. Ważne dla mnie jest również to, jakie uczucia wywołuje na przykład dana kombinacja nut. Mam olbrzymią kolekcję płyt i umiem zagrać właściwie cały materiał, jaki się na nich znajduje. Osiągnąłem etap, w którym potrafię zagrać wszystkie piosenki, jakie znam. Nie muszę się uczyć kolejnych utworów, chyba że wymagają one większego zaangażowania - mają na przykład zaimprowizowane solo, które trwa dziesięć minut, albo nieparzyste metrum. Utwory tego rodzaju nie są łatwe do zagrania z racji swojej nieprzewidywalności. Już jako nastolatek potrafiłem zagrać wszystkie utwory Franka Zappy. Od tego czasu mój gust wiele razy się zmieniał, dlatego repertuar, który jestem w stanie zagrać, jest dość bogaty. Uwielbiam studiować i analizować muzykę. Ucząc się różnych piosenek, lepiej poznaję muzyków, którzy ją tworzyli. Rozumiem, że wybrali daną nutę, ponieważ współgrała ona z partią klawiszy czy basu. Studiując muzykę przez tyle lat, zrozumiałem, że gitara nie stanowi odrębnej całości. Kiedy uczę się grać nową partię gitarową, zawsze zwracam uwagę na to, jaką ma ona relację z basem i innymi instrumentami wchodzącymi w skład całego aranżu. Postrzeganie partii gitarowych w odniesieniu do innych instrumentów bardzo poszerzyło moje pole widzenia. Przecież nie ma partii gitarowej bez linii basu, perkusji, wokalu i klawiszy. Podam prosty przykład: jeśli zagramy jedną nutę, na przykład dźwięk e na dziewiątym progu struny G3, to zabrzmi ona zupełnie inaczej, gdy w tle słychać bas grający cis, a inaczej - gdy jest to dźwięk d. Inna, z pozoru nieistotna różnica, związana jest z umiejscowieniem danej nuty w czasie. Zostanie ona inaczej odebrana podczas gry na "2", a inaczej, jeśli będzie położona na ostatniej szesnastce taktu. Kiedyś nie potrafiłem odróżniać takich niuansów - ta sama nuta, więc nie ma różnicy. Teraz wiem, że ten sam dźwięk może tworzyć zupełnie inny klimat, może wywoływać zupełnie inne uczucia w zależności od kontekstu harmonicznego i rytmicznego. Studiowałem naprawdę skomplikowaną muzykę jako nastolatek, ale nie wiedziałem jeszcze, jak duże znaczenie ma pojedyncza nuta, jeśli umieści się ją w odpowiednim miejscu. Myślę, że wielu młodych ludzi ma na ten temat niewłaściwe zdanie...


Logo
Jakich rad mógłbyś udzielić innym gitarzystom?


Logo
Fanom gitary podoba się, kiedy gitara zdecydowanie wybija się z tła, jest na pierwszym planie. Zdaniem wielu gitarzystów dobre partie gitarowe są mocne i muszą dominować nad resztą. Ja jednak patrzę na to inaczej. U takich artystów, jak Marvin Gaye, John Lennon czy Peter Gabriel gitara wtapia się w muzykę, tworząc szkielet kompozycji wspólnie z pozostałymi instrumentami. Natomiast gitara Jimiego Hendriksa była w centrum. Ale nie można porównywać tych dwóch stylów. Żaden z nich nie jest lepszy. Tylko dlatego, że partie gitarowe dominują w utworze, nie można powiedzieć, iż jest to lepsza muzyka. Powstało przecież wiele wspaniałej muzyki gitarowej na dużo bardziej subtelnym poziomie. Niestety mam takie wrażenie, że dla gitarzystów najważniejsze jest to, kto zagra najszybciej, kto ma najbardziej odjazdowy image, kto ma najdłuższe włosy i takie tam bajery... Kiedyś gitarzyści (mówię tu o grupie, a nie o konkretnych osobach) tworzyli naprawdę piękną muzykę z innymi ludźmi, będąc częścią jakiegoś zespołu. Moim zdaniem żeby być dobrym muzykiem, nie wolno odcinać się od korzeni i trzeba poznać muzykę z przeszłości. Ja bardzo szybko nauczyłem się grać solówki. Ale oczywiście popełniałem błędy. Są takie kwestie - jak choćby progresje akordów, prowadzenie melodii na ich tle - o których nie miałem pojęcia, ponieważ koncentrowałem się na graniu rzeczy trudnych, których nikt inny nie potrafił zagrać, żeby się tylko popisywać. Ludzie, którzy nie grają na gitarze, słuchają muzyki nie pod kątem tego, jakie cuda wyczynia artysta na swym instrumencie, ale pod kątem brzmienia, emocji i uczuć, jakie wywołuje w nich jego muzyka. Dla mnie nie ma żadnego znaczenia, co od strony technicznej dzieje się w grze. Liczy się brzmienie i to, jak ono równoważy rytm, melodię oraz akordy grane na innych instrumentach. Wielu ludzi traktuje gitarę jako narzędzie, za pomocą którego mogą pokazać, że są lepsi, i popisywać się swoimi umiejętnościami. Gitara powinna służyć do wyrażania siebie i do tworzenia muzyki wspólnie z innymi muzykami. Nie chcę krytykować tego, co się dzieje obecnie, ale to, co widzę chociażby w sklepach muzycznych, zwyczajnie mnie przeraża. Uważam, że niektórzy ludzie powinni się leczyć, bo postrzegają wszystko w kategoriach rywalizacji - kto jest lepszy, a kto gorszy. Naprawdę nie o to tutaj chodzi. Nikt nie jest lepszy ani gorszy. Ludzie powinni traktować gitarę jako instrument do tworzenia muzyki - jeden z wielu. Dobrze jest nauczyć się grać na różnych instrumentach i przenieść poznaną wiedzę na gryf gitary. To pomoże poszerzyć nasze horyzonty. Nieważne, czy uczymy się partii na smyczki z kompozycji Beethovena, solówki Jimiego Hendriksa, czy może partii rytmicznej Johna Lennona. To są po prostu różne dialekty. Kiedy zacząłem grać w Red Hot Chili Peppers, moja wiedza była już zaawansowana, chociaż przyznaję, że czasem brakowało mi podstaw. Gra w zespole była dla mnie trudna, bo nie umiałem współpracować z innymi, by razem tworzyć coś nowego. Prawda jest taka, że wtedy umiałem się jedynie popisywać. Nie potrafiłem tworzyć prostej muzyki, bo zajmowałem się rozpracowywaniem trudnych technicznie kawałków. Teraz wiem, że ważne jest, aby słuchać różnorodnej muzyki i mieć w sobie dużo pokory.


Logo
A co z Red Hot Chili Peppers? Macie teraz przerwę?


Logo
Owszem, na razie mamy przerwę. I żadnych wspólnych planów muzycznych.


Logo
Masz w planach trasę promującą solową płytę?


Logo
Nie mam czasu o tym myśleć, bo jestem teraz zbyt zaangażowany w tworzenie. Z ostatnich dziesięciu lat cztery i pół spędziłem w trasie. Nie powiem, miałbym ochotę znowu koncertować, bo w ten sposób mogę nawiązywać kontakt z ludźmi. Ale potrzebuję czasu. Najpierw chciałbym spędzić kilka miesięcy na próbach z zespołem, a później zobaczymy. Nie mógłbym na cztery miesiące oderwać się od tego, co robię teraz. Komponowanie, pisanie i nagrywanie - to rzeczy, którym powinienem się obecnie bez reszty poświęcić. I to właśnie zamierzam zrobić.


TEKST: GREG PRATO
ZDJĘCIA: NEIL ZLOZOWER