Urodziła się w izraelskim Rishon LeZion, ale los miał dla niej inne plany niż obowiązkowa służba wojskowa, jaką kobiety odbywają w jej ojczystym kraju.
Kiedy jej rodzina przeprowadza się do Bostonu w USA, cały swój czas dedykuje muzyce. Wkrótce kończy słynną w tym mieście uczelnię, a w wieku 19 lat zostaje w niej jednym z najmłodszych wykładowców. Mamy obecnie rok 2015 i przed sobą kobietę posiadającą na koncie dwa doskonałe albumy solowe oraz dzielenie sceny z największymi nazwiskami branży gitarowej...
Co spowodowało, że mała Nili Brosh sięgnęła po gitarę?
Muzyką byłam otoczona odkąd pamiętam - mam trzech starszych ode mnie braci, więc od dziecka słuchałam tego co oni przynosili do domu. Głównie był to rock - Pink Floyd, Queen, itp. - a także heavy metal, ale nic skrajnie ciężkiego, po prostu klasyka gatunku. Jeden z moich braci, Ethan, grał już od jakiegoś czasu na gitarze i to od niego złapałam bakcyla - po prostu był dla mnie wzorem, imponował mi i w pewnym sensie chciałam być taka jak on. Sięgnęłam więc po ten sam instrument, a on był moim pierwszym gitarowym guru. Gdy miałam 12 lat przeprowadziliśmy się z Izraela do USA. Już tutaj zdobyłam swojego pierwszego elektryka. Kiedy już umiałam jako tako grać, zaczęłam iść własną ścieżką, a odkrywanie sprawiało mi zawsze dużo radości. Uczyłam się głównie ze słuchu, ponieważ wtedy nie miałam jeszcze dostępu do You Tube, a dostępne nuty zawsze wydawały mi się niedokładne lub źle napisane. Kiedy byłam nastolatką, robiłam samodzielne transkrypcje wszystkiego co tylko mi się podobało. Wymagało to sporo pracy i samozaparcia, ale praca zaowocowała niezwykle wyczulonym uchem, a to się w tym fachu przydaje.
Co dało ci bostońskie Berklee College of Music?
Bałabym się powiedzieć, że wszystko, ale prawda jest taka, że nie byłabym tu gdzie teraz gdyby nie Boston. Genialne zajęcia - pozdrawiam Grega Osby’ego z zajęć Harmonic Considerations in Improvisation, który dał mi mnóstwo inspiracji - genialni ludzie… Tam też przyszedł pierwszy przełom - nagrałam klip z coverem Guthrie Govana, który zdobył sporą popularność na YouTube: "Guthrie Govan solo played by 18 year old girl" (śmiech). Już w pierwszym tygodniu było ponad 2000 odsłon. Nagle stałam się rozpoznawalna nie tylko w Bostonie, ale i na świecie, pozytywne komentarze zamieszczali ludzie z całego świata. Zgłosiła się do mnie firma Inspire Guitars z ofertą endorsementu… Ale tak naprawdę Berklee to był kawał ciężkiej roboty, mnóstwo grania z ludźmi, szlifowanie desek w bostońskich klubach. To tak właśnie wyrabia się własną markę, nie ma dróg na skróty.
W jednym z wywiadów parę lat temu, Tony Macalpine powiedział nam: "Rozwijam zespół z Nili Brosh na gitarze - to utalentowana gitarzystka, która gra zaskakująco dobrze jak na wiek 22 lat. Na swoim koncie ma już występy u boku takich artystów, jak Andy Timmons czy Guthrie Govan, a jej album ‚Through The Looking Glass’ jest naprawdę świetny. Będzie miała sporo roboty podczas trasy ‚Dream Mechanism’, wykonamy bowiem na żywo wiele partii gitarowych, które w innych okolicznościach byłyby niemożliwe..." Po raz pierwszy spotkaliśmy się właśnie na koncercie Tony’ego Macalpine’a w Krakowie. Jak właściwie zdobyłaś miejsce w jego tour-busie?
To typowa historia pod tytułem "być we właściwym miejscu o właściwym czasie". Poszłam na przesłuchanie do jego projektu Seven the Hard Way. Kilka dni później dostałam telefon, że zagram z nimi koncert. Niestety z jakichś przyczyn koncert się nie odbył, czas mijał i już się prawie pożegnałam z myślą o Tonym, ale około miesiąca później zadzwonił osobiście. Powiedział, że robi solowy skład, który będzie promował jego najnowszy album. Prawie spadłam z krzesła (śmiech). To było super doświadczenie - podróżowanie z genialnymi muzykami, takimi jak Marco Minnemann czy Bjorn Englen. Wiele się wtedy nauczyłam.
W jaki sposób powstawała twoja ostatnia płyta solowa?
Materiał na "A Matter of Perception" krystalizował się na przestrzeni kilkunastu miesięcy, ze względu na mój gęsty grafik. Nie miałam możliwości po prostu pracować nad nim bez przerw - próby, koncerty, kliniki, spotkania z prasą, życie prywatne - to wszystko trzeba gdzieś zmieścić w ciągu dobry. Większość kompozycji zaczynam od melodii, którą uważam za najważniejszy składnik muzyki. Wokół melodii rozbudowuję harmonię, tematy, riffy. Rzadziej utwór zaczyna się od riffu, który wpada mi do głowy w różnych sytuacjach podczas pracy z gitarą. Nowością w pracy nad tą płytą były próby z komponowaniem na kartce papieru, a dopiero potem przenoszenie tego na gitarę. Eksperymentowałam z nieregularnym metrum i grupowaniem nut, sprawdzałam co brzmi interesująco - w taki sposób powstało kilka motywów, jakie możesz usłyszeć na krążku. Kiedy miałam już ogólną koncepcję, nagrywałam demo utworu, następnie przesyłałam muzykom, którzy mieli dograć swoje partie. Swoje finalne ślady rejestrowałam dopiero po otrzymaniu z powrotem śladów bębnów, basu, itd. Przy końcowym zgrywaniu materiału postanowiłam, że podzielę całą płytę na sesje - jedna sesja to komplet tracków solowych i podkładowych do jakiegoś jednego kawałka. Potem ewentualne poprawki. W sumie wyszło około dwudziestu sesji z moim inżynierem dźwięku. Kiedy uznawałam, że utwór jest już skończony, brzmi dobrze i nie wymaga dalszego szlifowania - zamykałam pracę nad nim.
Czy jesteś zadowolona z efektu?
Jestem jednocześnie zadowolona z tego jak wyszła ta płyta jak i z tego, że mam to już za sobą. Muzyka powstawała przez jakiś czas i jest odbiciem mojego rozwoju i mojego życia, tego kim jestem i co czuję. To prawie jak prowadzony kilkanaście miesięcy dziennik. Nagrany materiał jest wręcz fotograficznym odzwierciedleniem moich możliwości jako muzyka w danym czasie. Ujmując to w ten sposób, jestem zadowolona z tego jak wyszło to "zdjęcie". Dałam z siebie wszystko i to słychać, ale ponieważ włożyłam w to sporo wysiłku, pod koniec czułam się wypalona i zmęczona. Dlatego też z radością zamykam jeden etap, by przejść do kolejnego. Cały czas się rozwijam i doskonalę swoje umiejętności, więc następne muzyczne "ujęcie" może przedstawiać zupełnie inną Nili.
Jak pracowało Ci się z zaproszonymi muzykami?
Rewelacyjnie! Możliwość współpracy z tego formatu artystami to nie tylko przyjemność, ale i zaszczyt. Virgil Donati, Marco Minnemann, Anthony Crawford, Stu Hamm, Mike Ball, Bryan Beller, Ameya Kalamdani, Eli Marcus, Aquiles Priester, Alex Argento… Te nazwiska mówią same za siebie. Piękne było to, że kiedy przysyłali mi swoje ślady, bardzo często inspirowało mnie to do przearanżowania lub modyfikacji moich własnych ścieżek. Kiedy słyszysz grę muzyków takich jak Virgil, czy Stu, ze wszystkimi ich niuansami artykulacyjnymi, sam zaczynasz inaczej grać, co ma wpływ na końcowe brzmienie płyty. To było wspaniałe doświadczenie i jestem im bardzo wdzięczna za to, że wzięli udział w tym projekcie.
Co słychać w twoim arsenale sprzętowym?
Nadal opieram się w 99% na moim ulubionym, siedmiostrunowym Ibanezie, ale ostatnio zakochałam się w nowym semi-hollow: Ibanez AS93. To moja pierwsza sześciostrunówka od lat, ale już teraz nie wiem, jak mogłam żyć bez takiej pudłówki przez ostatnie lata. Jest absolutnie fenomenalna. Mój ulubiony wzmacniacz to nadal Peavey JSX, którego już niestety nie produkują - podłączam do niego paczkę Egnater Tourmaster 2x12. Ale prawdopodobnie najważniejszym ogniwem mojego zestawu jest Xotic EP Booster, który mam cały czas włączony. Xotic czyni dźwięk bardziej okrągłym i ciepłym. Doszłam już do momentu, że bez niego czuję się jak bez tlenu - jest mi niezbędny do życia. Jednym z moich ciekawszych odkryć jest Yamaha THR-10, mały piecyk który mam już od jakiegoś czasu. To najlepiej brzmiący i najbardziej praktyczny wzmacniacz treningowy na jakim kiedykolwiek grałam. Jest lekki, ma wygodną torbę, a do tego pozwala zapisać ulubione brzmienia - idealny w podróżach, w autobusie, w pokoju hotelowym itp.
Nad czym obecnie pracujesz?
Gram koncerty z moim zespołem, promując muzykę z moich dwóch płyt, występuję na warsztatach i piszę materiał na moją kolejną płytę, która być może będzie po części wokalna. Poruszam się obecnie po nieznanych wodach, sporo eksperymentuję, ostro ćwiczę śpiewanie, próbuję komponować w bardziej popowej stylistyce… To wszystko powoduje, że nie znam jeszcze ram czasowych w jakich ta płyta się ukaże. Co więcej, nie wiem też czy wydam ją pod szyldem Nili Brosh, czy pod jakimś innym. Tak czy inaczej płyta ta będzie z pewnością zaskoczeniem dla ludzi, którzy kojarzą mnie ze stricte gitarowym graniem. Najważniejsze dla mnie jest to, że cały czas ewoluuję jako artystka i robię nowe rzeczy, co jest bardzo ekscytujące.