Gdyby rozpisać plebiscyt na państwo, w którego muzyce dzieje się najwięcej, od lat w ścisłej czołówce, a zapewne również na podium, znalazłaby się Wielka Brytania.
Niezależnie, czy chodzi o matematyczne wygibasy, stadionowy rozmach czy klubową psychodelię, to wszystko można znaleźć na Wyspach. Fani metalu oraz jego bardziej progresywnej strony uważnie obserwują tamtejszą scenę, a ci, którym nieobcy jest rap i około metalcore’owe granie, z pewnością w sukcesie Hacktivist upatrują popularną "dobrą zmianę". Choć nie wszystkim musi przypaść do gustu djent połączony z rapem, przyznać trzeba, że w swej klasie byli pierwsi i pozostają zdecydowanie najlepsi. W ramach promocji nadchodzących koncertów w Polsce naszym rozmówcą był Josh Gurner - basista formacji.
Rozmawiał: Grzegorz "Chain" Pindor
Wszyscy wcześniej graliście w zespołach. Dla przykładu Jay grał w Hizrec, Ben i Tim w doskonałym Heart of a Coward, chciałbym jednak wiedzieć, kto wpadł na to, żeby połączyć grime i djent?
Początki kapeli są dość prozaicznie, zespół, a raczej jego trzon, powstał na zapleczu jednego z lokalnych pubów, gdzie Timfy prowadził swoje małe studio nagraniowe. Ben zasugerował Jayowi, żeby poszedł do niego coś nagrać. Wiesz, tak na próbę, cokolwiek, żeby zobaczyć, co to za gość. Wtedy usłyszał wersję demo utworu Hacktivist i żeby cię nie okłamać, był to pierwszy metalowy numer jaki kiedykolwiek go zainteresował. Szybko zaangażował się w temat, nagrał swoje wokale i wyszło jak wyszło. Reszta to historia.
O ile metal i poszczególni reprezentanci tej sceny są raczej łatwi do identyfikacji, jeśli chodzi o inspiracje dla Hacktivist, ciekaw jestem kto z rapowego środowiska wywiera na was największy wpływ.
Wielka Brytania nigdy nie była szczególnie ceniona za swój rap, ale niezaprzeczalnie, wszyscy nasi reprezentanci wnoszą coś świeżego i unikalnego. Nie wiem, czy w skali świata, ale na pewno u nas są wyjątkowi (śmiech). Artyści, którzy zapoczątkowali grime dopiero po dziesięciu latach tkwienia w podziemiu dostali szansę na to, aby zostać zauważonym w mainstreamie. Dizzee Rascal, Skepta, Wiley, to ludzie, którzy wynieśli tą muzykę na nowy poziom. Ogólnie, kochamy nasz hip-hop, a zwłaszcza Foreign Beggars, Little Simz, Ocean Wisdom.
Współpracowaliście z wieloma artystami, graliście na najrozmaitszych scenach, niekoniecznie u boku metalowych czy hardcore’owych wykonawców. Gdzie i wśród jakich słuchaczy czujecie się najbardziej doceniani?
Jedną z naszych zalet jest to, że jesteśmy umiarkowanie przystępni dla większości ludzi. Naszym priorytetem jest groove. Każdy kto lubi się ruszać i ma wyczucie rytmu będzie się dobrze z nami bawił. Wszystko zależy od miejsca gdzie gramy. Niektórzy "czują to" szybciej, inni nie. Niefortunnie, metal zawsze będzie miał swoich orędowników czy obrońców czystości, ale staramy się przełamywać schematy i zwyczajnie cieszyć tym co robimy.
Na tym etapie kariery śmiało można stwierdzić, że wasz zespół wniósł coś nowego. Regularnie udaje się wam wyjść poza przysłowiową strefę komfortu i próbować rzeczy, które nie mieszczą się nawet w obrębie djentu. To sukces czy naturalny rozwój w dążeniu do doskonałości?
Mimo bardzo napiętego kalendarza koncertowego, nadal pozostajemy relatywnie nowym zespołem. Nadchodzący debiut dał nam okazję do tego, aby poszerzyć dotychczasowe horyzonty, a poza tym, jest szansą na to, aby pokazać światu skąd tak naprawdę czerpiemy inspirację. Granie, nazwijmy to, crossover, oznacza, że nie musimy grać według określonych reguł, ani przestrzegać gatunkowych norm. Chcemy je przełamywać.
Skoro mowa o wyjściu poza schemat, tytuł waszego nowego albumu to właśnie "Outside the Box". Na krążku usłyszymy licznych gości, od Rou Reynoldsa z Enter Shikari czy Astroid Boyz, którzy mieli okazję zagrać u nas na festiwalu Audioriver. Z samych tak zwanych "featów", zapowiada się interesujący album. Który z utworów ze stawki jest najciekawszy?
To dość trudne pytanie. To tak jakbyś mnie zapytał, które ze swoich dzieci kocham najbardziej (śmiech). Zdecydowanie, album, jako całość, cechuje się większą dynamiką i szerokim spektrum utworów. Nie nastawiamy się na samo walenie po pysku. Zobaczysz. Odnośnie kolaboracji, ta z Astroid Boyz to chyba najlepsza rzecz jaką udało się nam zrobić. To kompletnie inne spojrzenie na to, co robimy. Uwielbiam też "Hate", chyba najbardziej reprezentatywny numer z całej płyty. 100% Hacktivist.
Wydawcą albumu zostanie UNFD/ Rise Records. Mając na uwadze raczej niepochlebne opinie na temat tej drugiej oficyny, oraz mocno wypolerowany sound ich zespołów, zastanawiam się, czy nie było na was żadnej presji ze strony wytwórni? Rise kocha nośne hity…
Dokładnie wiem o czym mówisz. Sprawa wygląda tak, że najpierw skontaktowaliśmy się z UNFD, nawet byliśmy w ich biurze kiedy graliśmy na Soundwave w Australii. Zresztą, wcześniej zajęli się promocją naszej EP, więc "znaliśmy się". Co do Rise, album był praktycznie skończony, więc nie mieli żadnego wpływu na to, jak ten materiał wygląda. Zresztą, UNFD zaznaczyło, iż nie mają zamiaru ingerować w proces powstawania "Outside the Box" i Rise musiało się z tym pogodzić.
Inna sprawa, która wyróżnia was na tle podobnych zespołów, to fakt, iż jesteście mocno zaangażowani politycznie. To, co niegdyś wyróżniało scenę hardcore, dziś cechuje zespoły takie jak wasz. Obecna sytuacja geopolityczna, wojna w Syrii, głód i bieda z łatwością mogą znaleźć się w zestawie poruszanych przez was tematów. Dużo rozmawiacie na temat tego co dzieje się na świecie? Jak ważna jest dla was dobra informacja? Jak wpływa na was jako jednostki?
Zdecydowanie staramy się trzymać rękę na pulsie. Nie jest tak, że po całych dniach wgapiamy się w ekran komputera czy telewizora, ale staramy się oddzielać informacyjne ziarno od plew, i mieć jasny pogląd na to, co dzieje się w otaczającym świecie. Jednym z kluczowych problemów, nad którym się pochylamy jest wszechobecna manipulacja ludzkości - właśnie przez media i rząd. Problemem obecnych czasów jest zbyt duże przywiązywanie wagi do plotki. W dobie mediów społecznościowych informacja rozprzestrzenia się jak zaraza, ale umiera szybko, pozostawiając po sobie masę szkód. Ludzie powinni skupić się na tym, aby działać wspólnie dla własnego dobra. Zamiast tworzyć kolejne podziały należy leczyć dobrą nowiną.
W czasach kiedy ludzie głodują i nie mają gdzie mieszkać, młodzież prześciga się w wymyślaniu bzdurnych trendów i lansowaniu w sieci - kto bogatszy, ten lepszy. Internet pozwala na anonimowość i zachowywanie się bez skrupułów, ale gdzie w tym wszystkim ludzka twarz człowieka? Gdzie prawdziwa rozmowa, przyjaźń i oddanie?
Niestety, czuję, że ludzie desperacko pragną mieć swoje "pięć minut" sławy. Jesteśmy tak zaprogramowani dzięki ciągłemu obcowaniu z reklamą i presją społeczną. Ten pieprzony wyścig szczurów. Nastolatki dla chwili "fejmu" są w stanie znieść naprawdę dużo, nierzadko krzywdząc się wzajemnie, a to przecież nie ma żadnego znaczenia. Popatrz na ostatni Vidal młodego Amerykanina, Daniela, w białych Vansach. Bezsens. Powinniśmy uczyć nasze dzieci normalnych zachowań, wpisujących się w obowiązujące od lat normy społeczne. Liczy się kontakt z drugim człowiekiem. Bez relacji z drugą osobą i wspólnych wspomnień zapominamy o własnym jestestwie.
Wróćmy na chwilę do mniej poważnych tematów. Jak pracujecie nad materiałem? W zespole panuje demokracja czy wszystko spoczywa na barkach Timfy’ego?
Mamy ten komfort, że mieszkamy od siebie raptem 20 minut samochodem. Duży plus, a ponadto Internet umożliwia natychmiastowy kontakt, więc szybko przesyłamy sobie pomysły. Timfy to główny kompozytor, dlatego on tworzy szkielet utworów w studio, a potem my dorzucamy coś od siebie. Wiesz, w zasadzie, to wygląda tak, że każdy robi coś na boku i pewne rzeczy wykorzystujemy spontanicznie. Tak jest w przypadku tekstów. Zawsze mamy z czego wybierać.
Rozpoczynacie kolejną trasę. Tym razem koncertując w roli headlinera. Ponownie odwiedzicie Polskę, z pełnym show. Jak wspominasz poprzednie występy u nas?
Bez zbędnej kurtuazji, Polska to jedno z miejsc, do których chciałbym wracać jak najczęściej. Kiedy graliśmy u was z Enter Shikari, nie mieliśmy pojęcia czy ktokolwiek nas tutaj zna. Ludzie, których tutaj poznaliśmy byli naprawdę niesamowici. Wiesz, nie mam na myśli samej publiczności, ale tego jacy jesteście życzliwi i jak doceniacie artystów. Przy okazji, pozdrawiam basistę Frontside, który miał okazję przebywać z nami przez większość czasu. Cieszę się, że znowu się zobaczymy!
Jak na stosunkowo krótką karierę, udało się wam zagrać w najdalszych zakątkach globu - od Rosji po Indie. Bez wsparcia dużej wytwórni brzmi to jak amerykański sen.
Ponownie wraca temat Internetu. Gdybyśmy zaczęli jeszcze pięć lat wcześniej, pewnie gralibyśmy teraz w małych klubach. Dziś, możesz wrzucić info, klip czy piosenkę nawet w pubie w Milton Keynes i dowiedzą się o tym ludzie z Australii, czekając przy okazji na twój nowy album. Wszystko to w mniej niż 30 sekund. Szaleństwo, ale trzeba wiedzieć jak z niego korzystać, żeby się nie dać zwariować.
Na koniec o muzyce elektronicznej. Uważasz, że trap wskrzesił rap i pochodne? Czy wniosło to cokolwiek do kultury czy pozostaje trendem jak swego czasu było z dubstepem?
EDM to chyba jedyne środowisko, które nie do końca do nas przemawia. Albo inaczej, jeszcze do nas nie przemawia. Trap miał swoje momenty i mógł rozwinąć się równie ciekawie co swego czasu dubstep, ale jak wiemy, ten drugi gatunek trafił na przysłowiową ścianę i ponownie zszedł do podziemia. Niestety wszystko co w pewnym momencie trafi do mainstreamu musi liczyć się z ograniczaniem swobody twórczej. Sam rap zazwyczaj trafiał do mainstreamu dzięki r&b czy muzyce house. Trap pozwolił niektórym zaistnieć, ale ze smutkiem stwierdzam, że to tylko faza. Mam nadzieję, że nikt nie będzie tak mówił o tym, co my robimy (śmiech).
Rozmawiał: Grzegorz "Chain" Pindor