Wywiady
Billy Gibbons

Do tej pory znany głównie z przekraczania kolejnych granic bluesrockowego świata. Pierwsze solowe dzieło frontmana ZZ Top to jednak zupełnie inna bajka. Billy na płycie Perfectamundo zatracił się... w kubańskich rytmach.

2016-03-10

Zespół stoi w korku. Plenerowy koncert w Boize w stanie Idaho został odwołany z powodu fali powodzi. Co gorsza, żywioł przeszkodził również w przechwyceniu nowych, customowych gitar stworzonych przez Johna Bollina, którego pracownia mieści się w tej właśnie miejscowości. "Mamy autobus pełen instrumentów, które potrzebują jego opieki, a w jego sklepie czekają na nas zupełnie nowe zabawki" - swoim charakterystycznym głosem tłumaczy nam Billy Gibbons. "Dobra wiadomość jest jednak taka, że mamy za sobą już kilka godzin jazdy, a pogoda w Colorado dopisuje. Czeka nas wspaniały koncert w Telluride. To górnicze miasteczko położone pomiędzy dwiema stromymi ścianami kanionu. Scena jest w jego tylnej części, dlatego muzyka nie ma ujścia ani w lewo, ani w prawo. Po prostu dwie górskie ściany pośrodku niczego."

Autorzy Sharp Dressed Man z całą pewnością mogliby wystraszyć niejedną pumę zamieszkującą górskie obszary Colorado. Odkąd we wczesnych latach 70. wyruszyli w swoją rockandrollową podróż, wirus ZZ Top wciąż się rozprzestrzenia. Trio, które stworzyli Billy Gibbons, Frank Beard i Dusty Hill jest nie do zatrzymania. Nawet elektroniczne brzmienia syntezatorów i cyfrowy zapis instrumentów wykorzystanych na płycie Eliminator nie były w stanie choćby odrobinę nagiąć ich charakterystycznego stylu. Być może właśnie dlatego pierwsze plotki o tym, że solowy projekt Gibbonsa w dużej mierze nawiązuje do latynoskich rytmów wywołały spore poruszenie. Wystarczą jednak pierwsze dźwięki gitary otwierającego płytę "Got Love If You Want To", żeby przekonać się, że fani ZZ Top wcale nie muszą obawiać się afro-kubańskich rytmów.

Logo
Co sprawiło, że zacząłeś grać na gitarze?


Logo
Jestem samoukiem. Nie miałem cierpliwości do gitarowej edukacji z prawdziwego zdarzenia. Ostatnio rozmawiałem o tym z Dustym. On od samego początku wiedział, że chce grać. Ja czułem dokładnie to samo. Miałem może pięć lat, kiedy mama zabrała mnie i moją siostrę na koncert Elvisa Presley’a. Pamiętam jakby to było wczoraj. I już wtedy wiedziałem, że chcę robić to samo co on. Na święta w 1963 roku Mikołaj przyniósł mi gitarę Gibson Melody Maker i wzmacniacz Fender Champion. Od tego czasu wszystko się zmieniło. Inne dzieciaki z osiedla próbowały grać Beatlesów. Ja cały czas katowałem Jimmy’ego Reeda i Muddy Watersa.


Logo
W 1988 roku oddałeś do muzeum Delta Blues gitarę Muddywood, która była wykonana z kawałka domu Watersa. Czy blues zawsze stanowił fundament twojej muzyki?


Logo
Bez wątpienia tak. Nie miałem jednak pojęcia, że tak to się nazywa. Kiedy jesteś dzieciakiem, pewne rzeczy po prostu są. W tamtych czasach mieliśmy gosposię. Nazywałem ją wielką Stellą. Całymi dniami słuchała bluesowych stacji radiowych. Ciągle pytaliśmy ją o to, co puszczały rozgłośnie, a ona odpowiadała, że to Jimmy Reed albo Muddy Waters. Spisywaliśmy wszystkie utwory na kartkach, a później prosiliśmy mamę, żeby kupowała nam te wszystkie albumy. Lista nie była jednak nasza. Wszystko zawdzięczamy Stelli, która mówiła nam, co mamy "zamówić". To były fundamenty i moja inspiracja. Nigdy nie musieliśmy oglądać się za siebie. Blues to wspaniała forma sztuki, która mogła zatracić się gdzieś pomiędzy innymi gatunkami. Dzięki Bogu Brytole zrobili świetną robotę lata temu skupiając się właśnie na tym stylu. Do dzisiaj rozmawiam z ludźmi, którzy myślą, że The Rolling Stones napisali Little Red Rooster, a Roll Over Beethoven to dzieło Beatlesów!


Logo
Dorastałeś w Houston. Czy Lighting Hopkins odegrał jakąś rolę w twoim życiu?


Logo
Tak. Widywałem go cały czas. Frank i Dusty często go wspominają. Nie znałem ich wtedy. W latach 60. grałem w kapeli The Moving Sidewalks. Frank i Dusty mieli zespół The American Blues, wywodzący się z Dallas w Texasie. To zabawne, że nigdy nie widzieliśmy swoich koncertów na żywo poza telewizją. Puszczali wtedy taneczny program Saturday. I tylko tam mieliśmy okazję posłuchać naszej muzyki.


Logo
Zagrałeś na płycie BB King & Friends, która powstała z okazji 80. urodzin BB Kinga. Kiedy spotkaliście się po raz pierwszy?


Logo
Mój tata pracował w branży rozrywkowej. Zdarzało się, że odwiedzaliśmy razem studia nagraniowe. W Houston były dwa takie miejsca: ACA i Gold Star. A ponieważ zespół BB Kinga pochodził właśnie stamtąd, często tam nagrywali. Nie wiedziałem kim był BB, ale ich głośna muzyka grana na żywo robiła na mnie ogromne wrażenie. To był prawdziwy zaszczyt zagrać na płycie wydanej z okazji 80. urodzin BB Kinga. Kiedy jechałem do studia, zapytałem znajomego, czy wie, jaki utwór będziemy nagrywać. Powiedział, że będzie to najprawdopodobniej kawałek z lat 50., zatytułowany Tired Of Your Jive. Uśmiechnąłem się, a on ze zdziwieniem stwierdził, że wyglądam dość pewnie. Widziałem jak BB nagrywał ten utwór, kiedy miałem 7 lat. Opowiedziałem mu o tym w studio. BB King niestety nie pamiętał tej sceny, jednak stwierdził, że w takim razie nie powinienem mieć żadnych problemów z zagraniem tego kawałka. Kiedy podłączyłem się z gitarą, poprosił, żebym również zaśpiewał. Zapytałem, co niby miałby robić tam mój wokal, a on odparł: "Zaśpiewasz słowa, które są tam dla ciebie." Nie pomogły tłumaczenia, że przecież jestem biały… BB King był wspaniałym człowiekiem. Sprawdźcie na YouTube film zatytułowany "Billy Gibbons and BB King". W zeszłym roku BB przyjechał do miasta. Akurat skończyliśmy trasę, więc mój kumpel powiedział, że zabierze mnie na jego koncert. Nie minęło kilka chwil i znalazłem się na scenie. Na filmie przez dobre 15 minut wymieniamy się historiami, kiedy zespół po prostu po cichu przygrywa w tle. BB King zostawił po sobie wspaniałe dziedzictwo. Kiedy jest ci źle, po prostu włączasz jego kawałek i aż chce się tańczyć!


Logo
Na płycie Perfectamundo pojawiają się bardzo intrygujący goście, tacy jak kubański wokalista Chino Pons czy argentyński klawiszowiec Martin Guigui. Skąd wziął się pomysł na ten projekt?


Logo
Naszą intencją nie było stworzenie płyty inspirowanej kubańskimi rytmami. To był eksperyment i swojego rodzaju usprawiedliwienie dla mojej podróży na Kubę. Zaproszono mnie na Havana Jazz Festival. Daleko mi jednak do jazzowych gitarzystów i nie miałem pojęcia, skąd nagle wzięło się tam moje nazwisko. Nie chciałem jednak przegapić okazji, żeby odwiedzić Kubę. Musieliśmy więc szybko coś wymyślić. Nie chciałem popsuć jazzowej imprezy swoim rockandrollem. I tak to się zaczęło…


Logo
Czy kiedy zaczynaliście nagrywać, wiedziałeś już, jakie gitary pojawią się w studio?


Logo
Wziąłem pierwszy instrument, jaki miałem pod ręką, czyli mojego uniwersalnego Les Paula. Sięgnąłem również po Fendera, ponieważ wiedziałem, że Gibson nada wszystkiemu bluesowego charakteru. Był to skromny Esquire, którego jestem wielkim fanem. Zasugerowałem, że właśnie ten instrument może nieco odmienić kwestię brzmienia. Usłyszałem jednak, że "to wciąż zbyt bluesowe". Stanęło więc na Les Paulu SG z 1961 roku. Kupiłem go na Hawajach od pewnej pani grającej w zespole lounge. To było to! W 1961 po raz pierwszy zmieniono korpus na ten, który później poznaliśmy jako SG. Wtedy jednak nadal nazywano go Les Paulem. Bluesowy problem nie został jednak rozwiązany. Okazało się, że riffy utrzymane w tej stylistyce świetnie komponują się z kubańskim rytmem. Mimo, że nie znam hiszpańskiego i nie pochodzę z Ameryki Środkowej, mam wrażenie, że wszystko na tej płycie gra jak powinno. Mam kilku znajomych Kubańczyków, od których album otrzymał "błogosławieństwo". Dla nich brzmi on tak jak powinien. Uznali, że nie powinienem niczego zmieniać.


Logo
Brzmienie gitar na Perfectamundo jest naprawdę głębokie. Jak udało wam się osiągnąć ten efekt?


Logo
Wykorzystaliśmy dwa wzmacniacze: 18-watowego Marshalla z 1966 roku oraz nowe combo Magnatone. Ten pierwszy to niezwykle rzadki model. Zamiast dwóch 10-calowych głośników zainstalowano w nim "dwunastki". To oryginalne modele Celestion z czasów, kiedy firma nazywała się jeszcze Silverdale Road. Tam właśnie znajdowała się fabryka, w której je wyprodukowano. Ten wzmacniacz ma naprawdę dużo mocy. Z kolei nowe, odświeżone modele Magnatone przywracają świetność tej marce. Ulepszona jakość dźwięku obejmuje nawet charakterystyczne, drżące vibrato. Brzmienie jest niesamowite, a przy tym wciąż zachowuje indywidualny charakter oryginalnych, starych wzmaków od Magnatone. Pytaliście o głębię brzmienia. Uzyskaliśmy ją, ustawiając wzmacniacze na przeciwległych ścianach pomieszczenia, w którym nagrywaliśmy. Podłączyliśmy mikrofony ustawiając jeden wzmak na kanale prawym, a drugi na lewym. Okazało się, że to działa. Efekt tego zabiegu brzmi naprawdę dobrze.


Logo
Na koniec muszę spytać o płytę Eliminator. Minęło przeszło 20 lat od czasu, kiedy zdecydowaliście się na elektroniczne eksperymenty w studio. Album okazał się dla was przełomowy. Jak wspominasz te czasy w odniesieniu do współczesności?


Logo
W studio byliśmy poza jakąkolwiek kontrolą. To było prawdziwe szaleństwo. Kręciliśmy gałkami, nieustannie sprawdzając do czego może nas to zaprowadzić. Po tym wszystkim nieco się rozsypaliśmy. Obecnie z nostalgią wraca się do analogowego nagrywania na taśmę, czemu wszyscy przyklaskują. Po tym, jak cały Eliminator został zarejestrowany cyfrowo, nie do końca wiedzieliśmy co mamy z tym wszystkim zrobić. W dzisiejszych czasach często musimy wybierać między tym, co nam się podoba, a tym, co wygeneruje mniejsze koszty. Tak to już jest w cyfrowym świecie. Czasami jedyne, co może zaoferować ci studio, to po prostu dobra cena. Analogowe nagrywanie przechodzi teraz prawdziwy renesans, jednak my wciąż wykorzystujemy obie techniki. Nie mamy twardych reguł, których się w tej kwestii trzymamy. Wielka szpula taśmy po 30 minutach w końcu się zatrzymuje, a ty musisz ją przewinąć. I właśnie w tym czasie możesz zupełnie stracić wenę..