Gitara i dusza flamenco

Wywiady
2009-06-08
Gitara i dusza flamenco

Niesłychana energia, wyzwalana za pomocą piorunujących uderzeń naśladujących dźwięki instrumentów perkusyjnych, skomplikowane rytmicznie kompozycje, specyficzna harmonia, a wszystko wykonywane w oszałamiającym tempie - to główne cechy, które powodują, że flamenco cieszy się coraz większym zainteresowaniem wśród gitarzystów.

Gitara flamenco nieznacznie różni się od gitary klasycznej - węższe i płytsze pudło rezonansowe, niżej ułożone struny, zbudowana zwykle z drzewa cyprysowego (czasem z palisandru, żeby zapewnić głębsze, donośniejsze brzmienie w dużych salach koncertowych). Charakteryzuje się szybszym czasem reakcji oraz krystalicznym, ostrym brzmieniem. Dodatkową cechą gitary flamenco jest golpeador ("Pick Guard") - cienka, samoprzylepna płytka wykonana z laminatu, naklejana pod oraz nad otworem rezonansowym. Służy ona do ochrony lakieru i płyty rezonansowej przed uszkodzeniami, na które narażony jest instrument podczas wykonywania tzw. techniki golpe, polegającej na energicznym uderzaniu palcem (paznokciem) o pudło rezonansowe. Jako ciekawostkę przytoczę fakt, że niektórzy gitarzyści flamenco (np. Juan Martin), żeby wzmocnić paznokcie, moczą je codziennie w oliwie z oliwek. Długie paznokcie są im potrzebne nie tylko do poprawnego wykonania golpe, ale też do gry kciukiem (pulgar) oraz rasgueado - najbardziej spektakularnej techniki, polegającej na karabinowym uderzaniu palcami o struny gitary. Istnieje klika rodzajów rasgueado (m.in. potrójne, kwartolowe oraz kwintolowe), które mogą być wykonywane na wiele różnych sposobów. Największą sztuką jest nie tyle sama umiejętność ich wykonania, ale wkomponowania odpowiedniego rodzaju tej techniki w strukturę rytmiczną utworu. Powodem, dla którego powstało tyle rodzajów rasgueado jest też to, że Cyganie, wynalazcy tego typu ozdobnika muzycznego, niechętnie zdradzali tajniki swojej sztuki. Tak więc zafascynowani tą techniką gitarzyści próbowali na różne sposoby ich naśladować.

Flamenco wywodzi się z południowej części Hiszpanii, z Andaluzji. Sztuka ta rozwinęła się jako mieszanina rdzennej muzyki jej mieszkańców: Maurów (muzułmanów), sefardyjskich Żydów oraz hinduskich Cyganów. Ze względu na Hiszpańską Inkwizycję wyznawcy innych religii zmuszeni byli do ukrywania się przed prześladowcami - w górach, jaskiniach czy też (często) w domostwach Cyganów. Tam właśnie rozwijało się flamenco, muzyka ludu, która stała się ogólnie dostępna dopiero w XIX w. Można tu doszukiwać się analogii do początków bluesa, kiedy to czarni Amerykanie wyrażali swoje uczucia za pomocą śpiewu.

Nawet jeszcze w XX w. flamenco było traktowane jako "muzyka pospólstwa", niegodna uwagi. Wielkie wzburzenie wywołał na przykład występ Paco de Lucíi w madryckim Teatro Real w 1975 roku. Do owego czasu teatr ten nie gościł nigdy wykonawcy flamenco. Krytycy uważali, że miejsce to jest przeznaczone dla wykonawców muzyki poważnej - klasycznej, a nie dla flamencosów. Sam Paco śmiał się z tego, gdyż wcześniej wielokrotnie występował w podobnych salach koncertowych na całym świecie, w państwach, w których muzyka klasyczna cieszyła się jeszcze większym szacunkiem niż w Hiszpanii.

Do dziś prawdziwe flamenco istnieje nie w teatrach czy salach koncertowych, ale w andaluzyjskich domach, w lokalnych barach (peńas), a nawet na ulicach miast. Jest ważną częścią życia mieszkańców tego regionu. Robin Totton w książce "Song of the outcasts" ciekawie opisuje swoją pierwszą wizytę w peńa podczas tzw. juerga, czyli zgromadzenia, podczas którego wszyscy zebrani tworzą muzykę flamenco poprzez wspólne granie, klaskanie, tańce i śpiewy. Początkowo bał się, że może zostać odtrącony przez lokalnych uczestników jako nieproszony gość. Jednak stało się zupełnie inaczej - cieszyli się oni, że Robin okazywał zainteresowanie ich sztuką i byli bardzo gościnnie nastawieni.

Ciekawym zjawiskiem jest również nieznajomość zapisu nutowego u większości flamencosów. Nauka przekazywana jest z ojca na syna. Lekcje gitary wyglądają tak, że uczeń powtarza dokładnie to, co demonstruje mu jego nauczyciel - krok po kroku, bez żadnych transkrypcji nutowych ani tabulatur. We flamenco najważniejszy jest bowiem rytm, compás, aire oraz duende. Compás to struktura rytmiczna różnych form (stylów) flamenco (toques). Jest to wzorzec akcentów oraz rozkład dźwięków odpowiadający danej formie. Wzorzec ten powtarza się w kółko w obrębie całego utworu. W niektórych miejscach jest nawet wyraźnie zaznaczony poprzez zastosowanie różnych technik rasgueado oraz golpe. Podczas koncertów flamenco wzorzec ten jest również wystukiwany charakterystycznymi uderzeniami dłoni. Nie jest to jednak na tyle prosty rytm, żeby niewtajemniczony amator flamenco go podchwycił i zaczął klaskać razem z flamencosami. Często turyści odwiedzający Andaluzję pod wpływem emocji (albo hiszpańskich trunków) próbują tej sztuki, ale rzadko pomaga to artystom w występach.

Wspomniane wzorce rozkładają się na kilka taktów w utworze i przypominają frazy o postaci "pytanie - odpowiedź". Oczywiście im bardziej zaskakująca jest odpowiedź, tym ciekawsze doznania wywołuje u słuchaczy. W muzyce popularnej takie zjawisko jest kreowane poprzez samą melodię (rytm nie ma dużego znaczenia), natomiast we flamenco jest to głównie kwestia samej struktury rytmicznej. Jedna z najpopularniejszych form flamenco - bulerias - nie ma w ogóle swojej charakterystycznej melodii. Jej podstawową cechą jest skomplikowany rytm. Robin Totton opowiada, że brał udział w przyjęciu urodzinowym, podczas którego śpiewano "Happy Birthday" w rytmie bulerias, co nadało tej prostej melodii spektakularny klimat flamenco. Nawet sam gospodarz, zamiast kroić tort, zaczął tańczyć (z nożem w ręce).

Aire oznacza atmosferę tworzoną przez wykonawcę, jakość wyrażania emocji za pomocą gry. Nie wystarczy trzymać się struktury rytmicznej oraz rytmu. Każdy wykonywany utwór musi mieć swoją treść. Prawdziwą sztuką flamenco nie jest perfekcyjna, bezbłędna technika czy umiejętność wydobywania z instrumentu tysiąca nut na sekundę, ale właśnie aire. Czasem wystarczy kilka nut odegranych w odpowiedni sposób, żeby wywołać u słuchaczy dreszcze przeszywające całe ciało. To jest właśnie flamenco.

Niektórzy twierdzą, że Diego del Gastor, gitarzysta wczesnego pokolenia, grał jak amator. Uznawany jest jednak za jednego z najwybitniejszych reprezentantów tej sztuki. Juan Martin zaznacza w swojej książce, "El arte flamenco de la guitarra" (podręcznik do nauki gry na gitarze flamenco), że umiejętność kreowania odpowiedniego aire przychodzi z coraz większym zagłębianiem się w sztukę flamenco - odsłuchiwaniem płyt, uczestnictwem w koncertach, a najlepiej w juergas. Niezbędne jest duże zaangażowanie oraz tzw. aficion, czyli miłość do sztuki flamenco. Cyganie z Andaluzji twierdzą też, że nie można zrozumieć tej sztuki, dopóki nie upije się z muzykami przynajmniej kilkaset razy.

Duende to duch flamenco (w dosłownym tłumaczeniu - "elf", "goblin"). Ciężko powiedzieć, czy coś takiego naprawdę istnieje. Podobno mogą go wywołać tylko ci artyści flamenco, którzy są autentycznymi miłośnikami tej sztuki i nie mają w sobie nawet odrobiny egoizmu ani cech showmanów. Są to tzw. aficionados, którzy wykonują flamenco nie dla pieniędzy, ale z prawdziwej miłości do sztuki. Tylko oni są w stanie nawiązać prawdziwą duchową więź ze swoją widownią.

Pierwszym pionierem gitary flamenco był Don Ramon Montoya (1880-1949). Stworzył on podwaliny pod dalszą ewolucję tej sztuki. W znacznym stopniu rozwinął repertuar dotychczasowych technik gry (obecnie istnieje ich około czterdzieści, podczas gdy w gitarze klasycznej jest tylko osiem technik). Przede wszystkim jednak ceniony był za swoje niezwykłe umiejętności akompaniowania. Najważniejszym elementem flamenco był bowiem zawsze śpiew, później taniec, a dopiero potem gitara. Jeszcze nawet niedawno pomijano nazwisko gitarzysty na wydawnictwach płytowych flamenco.

Następne pokolenie gitarzystów (Sabicas, Nińo Ricardo, Melchor de Marchena, Diego del Gastor) bazowało głównie na dokonaniach Montoyi. Pierwszy solowy album gitarowy flamenco został wydany w Paryżu w 1930 roku. Nagrał go Agustin Castellon Campos (1912-1980), zwany Sabicasem (z hiszp. "habicas" = groszek; Agustin uwielbiał jeść surowy groszek). Zawdzięcza się mu ogromne spopularyzowanie flamenco poprzez liczne występy w Stanach Zjednoczonych. Rodzice kupili mu gitarę, kiedy tylko stwierdzili, że dziecko jest w stanie ją utrzymać. Miał wtedy cztery lata. Zadebiutował na scenie już w wieku lat sześciu (w czasie przysięgi wojskowej). Osiągnął perfekcję technik prawej ręki, które wykonywał z precyzją najlepszego chirurga, bezbłędnie, wręcz nie do podrobienia. Paco de Lucía, kiedy pierwszy raz zetknął się z muzyką Sabicasa, stwierdził, że posiada on zupełnie innowacyjne podejście do gry na gitarze flamenco. Wcześniej Paco uważał za mistrza Nińa Ricarda, jednak gdy poznał Sabicasa, odkrył nowe możliwości. Agustin posiadł między innymi umiejętności pozwalające na wykonywanie standardowych technik w dużo szybszym tempie (np. picado - błyskawiczne solówki wykonywane poprzez uderzanie strun dwoma palcami na przemian; aktualnie mistrzem tej techniki jest oczywiście Paco de Lucía). Jego muzyka charakteryzowała się dodatkowo wielką przejrzystością - każdy dźwięk był odgrywany z niebywałą precyzją i intensywnością. Wystarczy posłuchać jego utworów: "Danza Arabe" czy też "Zapateado en re".

Innym reprezentantem tego samego pokolenia był Nińo Ricardo, pierwszy nauczyciel Paco de Lucíi. Poznał dogłębnie techniki mistrzów z poprzedniego pokolenia (Ramon Montoya, Manolo de Huelva, Javier Molina) i zintegrował je w jedną, lepszą całość. Był uznawany za najlepszego akompaniatora tamtego okresu i za wzór mistrza gitary flamenco dla młodych amatorów tej sztuki. Być może działo się tak dlatego, że Sabicas przebywał w tym okresie w Stanach Zjednoczonych.

Kolejną ważną ikoną flamenco był Diego del Gastor (1908-1973). Odznaczał się specyficznym stylem, który sam określał jako "toca gitano" (styl cygański). Styl ten charakteryzował się silnie akcentowanymi, krótkimi dźwiękami oraz większym naciskiem na ekspresję niż na szybkość i wirtuozerię gry. Był bardzo ciepłym i wrażliwym człowiekiem, zawsze chętnie przyjmował gości i uczył podstaw gry na gitarze. Amerykanie nazywali go "ambasadorem flamenco". Zwykle przesiadywał w lokalnym barze ze swoją gitarą, gdzie popijał lokalne trunki, gaworzył ze znajomymi, a w wolnych chwilach ćwiczył falsetas (melodyczne fragmenty utworów) i przeróżne skale. Juerga mogła rozpocząć się w każdym momencie, a trwała czasem nawet przez kilka dni. W książce "A way of life" autorstwa Donna Pohrena Nińo Ricardo opowiada o swojej wizycie u Diega, kiedy to chciał sprawdzić, czy naprawdę jest taki dobry, jak o nim opowiadali. Nińo podstępnie zaaranżował juerga w lokalnym barze. Diego od razu poznał, kim jest przybysz i przez całą noc nie chciał dotknąć gitary. Cały czas tylko pił trunki i słuchał gry Nińo, któremu zresztą świetnie szło i który poczuł wyraźną wyższość i ubolewanie nad biednym rywalem. Dopiero około ósmej rano Diego poprosił o gitarę i zaczął grać soleares (jedną z cygańskich form flamenco), w stylu, którego Nińo nigdy nie słyszał. Odegrał dziesięciokrotnie mniej dźwięków niż Ricardo, ale były one tak czyste i pełne emocji, że u przybysza aż pojawiły się łzy w oczach. Nińo Ricardo tłumaczy, że tylko Diego był tak naprawdę "flamenco", a jego gra "dotykała duszy". Natomiast siebie i swoich kolegów określa jako profesjonalistów zagubionych w wirtuozerię samej gry na gitarze. Wygląda więc na to, że tylko Diego posiadł prawdziwe duende.

Jednak to głównie wirtuozeria, spektakularne techniki i błyskawiczne tempo gry przyciągają światową publiczność. Umiejętności te zdobył, kompletnie rewolucjonizując gitarę flamenco, Paco de Lucía. Gdyby nie ten człowiek, to teraz pewnie nikt z nas nie usłyszałby o tej sztuce.

Paco nie tylko stał się świetnym wirtuozem. Przykładał on też dużą wagę do walorów artystycznych i do dziś stara się przekazywać ducha flamenco publiczności na całym świecie. Mówią o nim, że na nowo wynalazł gitarę flamenco. Warto też wspomnieć, że zrewolucjonizował sposób trzymania gitary - zakładał nogę na nogę, co pozwalało na łatwiejsze operowanie lewą ręką. W pozycji klasycznej spód gitary umieszczany jest na prawym kolanie, co powoduje, że gryf jest umieszczony dość wysoko, co z kolei utrudnia łapanie chwytów na pierwszych progach. Paco de Lucía jako pierwszy przekroczył też standardowe, ścisłe ramy dotyczące struktury rytmicznej utworów flamenco. Sprawił, że klasyczne formy stały się w jego rękach bardziej złożone i nabrały tym samym ciekawszych barw.

Pod względem umiejętności technicznych zdecydowanie przewyższał wszystkich swoich nauczycieli. Perfekcja jego gry była właściwie niezależna od tempa. Jego picado charakteryzuje się niesamowitą intensywnością. Artysta idealnie demonstruje tę technikę przy okazji nagrań z muzykami jazzowymi: Alem Di Meolą oraz Johnem McLaughlinem (polecam album - "Friday Night in San Francisco"). Można powiedzieć, że grający Paco opowiada nam historię, naśladując swoją grą śpiew flamenco. Komponując kolejne utwory, starał się zawsze tworzyć coś zupełnie nowego i w ten sposób powstał nowy język dla gitarzystów najmłodszego pokolenia. Manolo Sanlúcar, inny słynny wirtuoz gitary z tego pokolenia, twierdzi, że Paco de Lucía jest prawdziwą gwiazdą. Jest on bowiem kochany zarówno przez ludzi na całym świecie, spoza środowiska flamenco, jak i wręcz wielbiony przez flamencosów.

Wymieniając artystów, którzy mieli ogromny wpływ na popularyzację flamenco na świecie, nie sposób nie wspomnieć o Juanie Martinie i Paco Peńie. Są to gitarzyści mieszkający w Londynie, lecz koncertujący na całym świecie. Paco Peńa założył słynną grupę, Paco Peńa Flamenco Dance Company i skomponował nawet mszę flamenco ("Misa Flamenca"). Został też pierwszym profesorem gitary flamenco w konserwatorium w Rotterdamie.

Juan Martin to uczeń samego Paco de Lucíi. Nazywany jest "ambasadorem flamenco", ponieważ występował już chyba w większości państw świata. Kontynuuje tradycyjną szkołę gry Sabicasa, Nińa Ricarda i Diego del Gastora. Jego koncerty obfitują zarówno w utwory tradycyjne, jak i w te porywające publiczność na całym świecie. Dysponuje wspaniałym warsztatem różnych technik flamenco, które potrafi połączyć w tak spektakularny sposób, że już niejeden raz otrzymał owacje na stojąco w największych salach koncertowych świata (m.in. Royal Albert Hall). 10 kwietnia artysta wystąpi w Poznaniu na deskach Sceny Rozmaitości. Juan Martin jest też autorem świetnych warsztatów gitarowych, dzięki którym nawet początkujący gitarzyści są w stanie nauczyć się sztuki flamenco. Można je nabyć za pośrednictwem strony internetowej: www.juanmartin.com.

Jeżeli chodzi o artystów z młodego pokolenia, to na szczególne wyróżnienie zasługuje Vicente Amigo. Technicznie chyba nie ustępuje nawet samemu Paco de Lucíi. Ostatnio jednak zaczął nagrywać kompozycje zbliżone coraz bardziej do jazzu (występował nawet razem ze Stingiem). Pomimo tego należy podkreślić, że kiedy wykonuje standardowe kompozycje flamenco, to prawie nikt nie może się z nim równać, zarówno pod względem technicznym, jak i artystycznym.

Miejmy więc nadzieję, że klasyczne flamenco nie przeminie, zmieniając się w sztukę ukierunkowaną wyłącznie na doskonalenie samej techniki gry i improwizacji jazzowych. Oby wspomniany duch duende jeszcze często gościł nie tylko w domostwach i lokalnych pubach w Andaluzji, ale i na całym świecie.

 

Marek Tłuczek

REFERENCJE:
1. Robin Totton, "Song of the Outcasts"
2. Ioannis Anastassakis,
"The Art of Rasgueado"
3. Juan Martin,
"El arte flamenco de la guitarra"
4. www.flamenco-world.com
5. www.gypsyflamenco.com - strona
poświęcona Diego del Gastorowi
6. Francisco Sanchez,
"Paco de Lucia" - film dokumentalny