Ramones

Wywiady
2006-04-08
Ramones

Ramones to czterech buntowników, którzy zmienili oblicze muzyki lat 70. Nie umieli grać ani komponować, a jednak zdobyli się na odwagę, by wyjść na scenę i po prostu robić swoje. Porwali publiczność swoją energią, szczerością i świeżym spojrzeniem na muzykę. Innym artystom pokazali, że najważniejsze jest bycie sobą, a reszta ułoży się dama. Przedstawiamy sylwetki czterech muzyków, którzy wstrząsnęli rockowym światem.

Dee Dee, basista grupy, naprawdę nazywa się Douglas Colvin. Jego matka była Niemką, a ojciec - Amerykaninem, dlatego jako dziecko Dee Dee znajdował się w rozjazdach pomiędzy dwoma krajami. Jego dzieciństwo było dalekie od sielanki: rodzice byli alkoholikami, przez co młody Dee Dee dorastał w atmosferze ciągłych awantur. "Myślę, że nigdy nie doszli do siebie po przeżyciach wojennych" - napisał później Colvin. "Moja matka przeżyła naloty na Berlin, które z całego miasta zrobiły cmentarzysko. Tata walczył na froncie. Brał udział w bitwie o Ardeny, a później w Hamburger Hill w Korei". Jako nastolatek Dee Dee sprawiał rodzicom sporo kłopotu: poza grą na gitarze nie robił nic pożytecznego. W wolnym czasie brał narkotyki i zajmował się drobnymi kradzieżami.

Wokalista, Joey Ramone (naprawdę nazywa się Jeffrey Hyman), był chorobliwie nieśmiałym, wyśmiewanym przez rówieśników nastolatkiem, cierpiącym do tego na nerwicę natręctw. Kiedy Dee Dee go poznał, Joey miał na głowie czerwone afro w stylu Jimiego Hendriksa. W tamtym okresie Joey często odwiedzał szpitale psychiatryczne, ponieważ zdarzało się, że nie panował nad sobą.

Johnny Ramone (naprawdę nazywa się John Cummings) to gitarowy antybohater zespołu. John, podobnie jak koledzy z grupy, popadł w konflikt z prawem. Kiedy uczęszczał do szkoły średniej, był członkiem zespołu Tangerine Puppets. Grupa grała covery takich rockowych sław, jak The Rolling Stones, Them czy zespołu soulowego The Rascals. Kolega Johna z tamtych lat, Puppet Richard Adler, wspomina: "Poszliśmy na koncert The Beatles na Shea Stadium i John wziął ze sobą torbę pełną kamieni. Rzucaliśmy nimi na scenę. To cud, że nikomu nic się nie stało. Te kamienie były wielkości piłeczek tenisowych!"

Tommy Ramone (prawdziwe imię Thomas Erdelyi) był mózgiem całego przedsięwzięcia. Tommy wraz z Johnnym grał w zespole Tangerine Puppets. W późniejszym okresie został zatrudniony w wytwórni płytowej Record Plant na Manhattanie. Miał swój wkład w produkcję albumu Hendriksa z zespołem Band Of Gypsys, a także produkcję płyt Lesliego Westa i Johna McLaughlina.

Tommy zamierzał jednak podążać w innym muzycznym kierunku, miał bowiem rockowe korzenie, chciał szukać czegoś innego. Punktem zwrotnym w jego muzycznych poszukiwaniach stał się koncert pioniera punka, grupy New York Dolls. "Ledwo umieli grać, a mimo to ten koncert był pełen energii. Bawiłem się lepiej niż na występach rockowych sław" - wspomina Tommy. "Sądzę, że byliśmy już zmęczeni całym tym rockiem. Wszyscy grali to samo. Kolejne pokolenia zespołów to nic innego, jak klony Led Zeppelin. Podświadomie czułem, że konieczna jest odmiana.

Wiedziałem, że trzeba odejść od perfekcji wykonania i położyć większy nacisk na pomysły i twórcze podejście". Joey miał podobne zapatrywania na muzykę, jego zdaniem rock przechodził kryzys. "Muzyka rockowa to przede wszystkim dobra zabawa. Ta zabawa zniknęła z rocka gdzieś około 1974 roku. Wszyscy podchodzili do grania zbyt poważnie. Kiedy my się pojawiliśmy, grali tacy nudziarze, jak Toto, Foreigner czy Boston" - konkluduje Joey.

Ramones byli jak antidotum: czterech ulicznych rozrabiaków, którzy wnieśli do muzyki bunt, siermiężność wykonania i jednocześnie świeżość spojrzenia. Byli na wskroś autentyczni. Śpiewali o swoim życiu: pożądaniu, wąchaniu kleju, bójkach i kradzieżach. Ich muzyka jednak nie była pesymistyczna, jak na przykład ballady Lou Reeda, w których bohater stacza się wprost do piekła. Ich utwory były chwytliwe, szybkie, zabawne i pełne pozytywnej energii. Zaproponowana przez Ramones wersja punka zainspirowała liczne zespoły, od The Buzzocks i The Undertones po Blink-182 i Green Day.

Johnny kupił swoją pierwszą gitarę 23 stycznia 1974 roku w Nowym Jorku. Był to niebieski Mosrite, powszechnie znany jako instrument do surf-music, jako że był używany przez The Ventures. Instrument kosztował 50 dolarów. "Kupiłem tę gitarę, gdyż była najtańsza w całym sklepie" - zdradził nam Johnny. "Poza tym nie chciałem mieć gitary, na której grali wszyscy. Zależało mi na tym, żeby grać na oryginalnym instrumencie, czymś, co fani mogliby ze mną kojarzyć". Ten sprzęt idealnie się do tego nadawał. Gitara była lekka, miała cienki gryf, idealny do grania akordów barowych. Gitarowymi idolami Johnna byli: Dick Dale, Eric Clapton (z czasów Cream), Jimi Hendrix oraz Leslie West z zespołu Mountain. Jednak Johnny nigdy nie chciał dorównać swoim idolom. Późno zaczął uczyć się grać na gitarze i wiedział, że nie ma szans grać jak oni. Zdał sobie sprawę, że nie osiągnie ich perfekcji gry. "Widziałem, dokąd zmierza muzyka rockowa, w której królowały długie monumentalne solówki. Wcześnie zdałem sobie sprawę, że nigdy nie będę umiał tak zagrać. Nawet jeśli masz talent, musisz ćwiczyć przez piętnaście lat. Nie mogłem się z nimi równać. Ja miałem dwadzieścia pięć lat, kiedy kupiłem swoją pierwszą gitarę. Nie było szans opanować zagrywek Jeffa Becka czy Jimmy Page’a. Postanowiłem, że skupię się na tym, czego jeszcze mogę się nauczyć".

Nie wystarczyła sama negacja starych zasad, trzeba było włożyć w nowy projekt trochę wyobraźni i artyzmu. Jak wspomniał Tommy, chodziło przede wszystkim o nowe, świeże spojrzenie na granie. Dziennikarz magazynu "Rolling Stone", David Fricke, tak podsumował estetykę gry Ramones w rozmowie z biografem grupy, Everettem True: "Johnny pracował w branży budowlanej i traktował swoją gitarę jak narzędzie, a dokładniej jak młot udarowy. Mówił, że chciałby grać jak członkowie zespołów Mountain, MC5 czy Fillmore. Oni traktowali gitarę niczym pistolet maszynowy. Styl gry Johna pozbawiony był wszelkich ozdobników. Wyeliminował on z gry wszystkie solówki, twierdząc, że jego celem nie jest popisywanie się. W jego grze nie można było usłyszeć żadnych bluesowych zagrywek, ponieważ uważał, że są one zarezerwowane dla czarnoskórych artystów. On był białym muzykiem z Queens i chciał grać jak biały muzyk z Queens".

Johnny sam wypowiedział się również na temat swojego stylu gry na gitarze: "Moją ambicją było granie białego rock’n’rolla, bez żadnych bluesowych naleciałości. Chciałem, żeby nasze brzmienie było oryginalne i rozpoznawalne. Przestałem słuchać muzyki, żeby się niczym nie sugerować. Byliśmy formacją czysto rockową, bez elementów bluesowych, folkowych czy jakichkolwiek innych".

Charakterystyczna cecha stylu gry Johnna to kostkowanie z góry na dół. Właściwie był to element nieodłączny, towarzyszący mu przez lata. Kostkował szybko, mocno i... bez przerwy. Johnny pochwalił się nawet: "Kirk Hammett powiedział mi kiedyś, że uważa mnie za prekursora kostkowania z góry na dół. Początkowo grałem w ten sposób, ponieważ chciałem ćwiczyć prawą rękę. Nie umiałem grać, więc wziąłem gitarę i zacząłem tak: "To jest akord A-dur. Liczyłem do czterech i grałem to samo w kółko. Zawsze chciałem, żeby brzmienie mojej gitary było jak czysta energia. Nie chodziło mi o muzykę ani o konkretne brzmienie - zależało mi na energii".

Na początku istnienia zespołu Joey grał na perkusji, a Dee Dee śpiewał. Po pewnym czasie okazało się, że Joey śpiewa lepiej niż Dee Dee, gdyż dysponował prawdziwie rockowym głosem. Grupa zyskała wspaniały wokal, tracąc, niestety, perkusistę. Tommy, w tamtym okresie pełniący rolę menadżera, miał jasno sprecyzowane wyobrażenie co do idealnego perkusisty. "Zapraszaliśmy perkusistów na przesłuchania. Usiłowałem im wytłumaczyć, o co nam chodzi: na "raz" i "trzy" stopa, a na "dwa" i "cztery" werbel, a do tego osiem uderzeń hi-hatu na takt. Wtedy wszyscy chcieli grać heavy metal i nikt nie potrafił zagrać tego, czego oczekiwałem. Byłem zrezygnowany i doszedłem do wniosku, że sam spróbuję to zrobić. Wyszło mi całkiem nieźle, byłem zaskoczony, bo nigdy wcześniej nie grałem na perkusji. I, o dziwo, kiedy siadłem za bębnami, wszystkie elementy w zespole zaczęły do siebie idealnie pasować" - wspomina Tommy.

Jak na ironię, dwóch najsłabszych muzyków w Ramones, czyli Dee Dee i Joey, zajęło się komponowaniem utworów. "Wciąż nie wiem, jak się stroi bas ani jak się na nim gra" - napisał Dee Dee w swojej autobiografii, "Poison Heart", która powstała wiele lat po tym, jak muzyk opuścił Ramones. "W końcu Johnny pokazał mi, jak grać partie basowe do napisanych przeze mnie piosenek. Umiałem grać tylko na strunie E. Joey komponował na takich samych zasadach co ja, czyli na wyczucie. Nie sądzę, żeby miał wtedy jakieś pojęcie o akordach, o pisaniu zwrotki, refrenu czy intro. Demonstrował nam to, o co mu chodziło, na swojej gitarze akustycznej, a Johnny próbował to zinterpretować. Pod wieloma względami nie byliśmy doskonali i zdawaliśmy sobie z tego sprawę".

Johnny i Tommy zajmowali się dopracowaniem pomysłów Joeyego i Dee Dee. Zamieniali te pomysły na utwory, które miały zwartą strukturę. Ten sposób komponowania, w którym każdy odgrywał jakąś rolę, sprawił, że członkowie zespołu stali się nierozłączni na wiele kolejnych lat. W późniejszym etapie istnienia grupy Johnny i Joey nie znosili się do tego stopnia, że przestali ze sobą rozmawiać. Zdawali sobie jednak sprawę z tego, że się nawzajem potrzebują.

Debiutancki album zespołu, zatytułowany po prostu "Ramones", został nagrany w lutym 1976 roku w studiu Plaza Sound w Nowym Jorku. Nagrywanie płyty trwało cztery dni: dwa dni zajęło nagrywanie muzyki, a dwa dni - rejestrowanie wokalu. Dzisiaj ten album brzmi zwyczajnie, kiedyś jednak był przełomowy, jeśli chodzi o szybkość gry. Dzięki płycie "Ramones" Johnny wypromował swoje charakterystyczne brzmienie. Brzmienie, które niewiele się zmieniło podczas trwania jego kariery. "Wiele kapel z czasem traci to coś, co miały one na początku kariery. Gitarzyści tracą swoje oryginalne brzmienie. Nie chciałem tak skończyć" - przyznaje Johnny. Producenci próbowali namówić gitarzystę, aby grał ciszej lub żeby zdublował gitarę. On jednak pozostawał bezkompromisowy: "Będę grał właśnie tak i musicie się z tym pogodzić. Zawsze używałem dwóch wzmacniaczy typu head, połączonych z dwoma kolumnami 4x12", rozstawionych po obu stronach. Wszystkie gałki były ustawione na full. Nie stosowałem żadnych efektów ani innych gadżetów".

Utwory miały być popowe, ale zostały okraszone surowym brzmieniem gitary i odważnymi, dobitnymi i raczej krótkimi tekstami. Cały tekst utworu "Now I Wanna Sniff Some Glue" to jedynie kilka zdań: "Chcę teraz powąchać trochę kleju, chcę mieć coś do roboty, wszystkie dzieciaki chcą teraz wąchać klej, wszystkie chcą mieć coś do roboty". Tekst wywołał oburzenie. Poseł z Partii Pracy w Wielkiej Brytanii chciał doprowadzić do zakazania emisji tego kawałka. Jeden z członków Ramones skomentował to następująco: "Ta piosenka to żart. Wiemy, że wąchanie kleju jest niebezpieczne... zawsze jest nam potem niedobrze". W utworze "Judy Is A Punk" po refrenie słyszymy tylko jedno zdanie: "Druga zwrotka jest taka sama jak pierwsza". Lekki popowy utwór "Blitzkrieg Bop" zawiera zdanie: "Teraz strzelcie im w plecy".

Wielka punkowa trójka - The Sex Pistols, The Clash i The Damned - przychylnie zareagowała na debiutancki album Ramones. Muzycy wybrali się na pierwszy koncert grupy w Wielkiej Brytanii. Po koncercie Joe Strummer podszedł do Johnny’ego Ramone i wyznał, że uważa The Clash za amatorów i że The Clash nie powinno grać koncertów, mówiąc: "Jesteśmy do niczego". Johnny miał mu odpowiedzieć: "Nie umiemy grać. Jeśli będziesz czekał, aż nauczysz się dobrze grać, będziesz już za stary, żeby wejść na scenę". Dzięki niemu zespół The Clash wypuścił swój pierwszy singiel, "White Riot". Ta ideologia, a raczej jej brak wpłynął na wiele późniejszych grup rockowych, między innymi na Red Hot Chili Peppers. "Jeśli jako młody człowiek wzorowałbym się jedynie na mistrzach gitary, nigdy bym nie zaczął grać" - wyznaje gitarzysta Red Hot Chili Peppers, John Frusciante. "Kiedy odkryłem Ramones, zrozumiałem, że najważniejsza jest wiara w siebie i robienie tego, co się czuje. Zdałem sobie sprawę, że mogę zacząć zajmować się muzyką w każdej chwili." Podobnego zdania jest gitarzysta grupy Metallica, Kirk Hammett: "Ramones dzięki swojemu buntowniczemu podejściu do muzyki podważyli wszelkie obowiązujące wcześniej standardy. Wystarczyło być sobą. Taka postawa uwolniła mnie od zahamowań i dała dużo pewności siebie". Gitarzysta Blondie, Chris Stein, twierdzi: "Ramones powinni być dziś traktowani na równi z The Rolling Stones. Pokazali drogę wielu późniejszym sławom".

Dla Johnny’ego takie uznanie kolegów z branży było bardzo ważne. Dodawało mu szczególnie otuchy, kiedy przez lata zespołowi nie udało się nagrać żadnego przeboju. "Niektóre grupy sprzedały dziesięć milionów płyt, ale nigdy nie zainspirowały innych" - powiedział Johnny Ramone po rozpadzie zespołu w 1996 roku. "Ramones nie sprzedali dużej ilości płyt, ale nasza muzyka zainspirowała wielu ludzi. Dzieciaki po obejrzeniu naszych koncertów chwytały gitary i zaczynały grać. Nigdy tego nie planowaliśmy. Po prostu wszystkie wyrzutki społeczeństwa się z nami utożsamiały".

Nie chodziło tylko o muzykę. Styl bycia i ubiór członków zespołu stał się obowiązujący w stylu punkowym przez następne dziesięć lat: skórzana kurtka, potargane dżinsy. Każdy członek zespołu ubrany był podobnie, co przejęli między innymi The Hives. Inni, jak na przykład The Dutsuns, przyjęli te same nazwiska, wzorem członków Ramones. Motörhead zawsze przyznawali się do znacznego wpływu Ramones na ich muzykę. Wyznawali też taką samą filozofię: nigdy nie zmieniać image’u ani stylu gry, dać fanom to, czego chcą. Green Day często wchodzi na scenę przy dźwiękach utworu Ramones, "Blitzkrieg Bop". Na koncercie zaś pojawia się wielka maskotka-królik, która poguje na scenie. To ukłon w stronę "Pinhead", bohatera utworu o tym samym tytule, który pojawiał się na scenie podczas koncertu Ramones. Muzykę grupy można usłyszeć nawet w reklamach. W jednej z nich pojawia się solówka Joeya do "What A Wonderful World".

Jeszcze przed wydaniem debiutanckiego albumu zespół występował jako support dla legendy bluesa, Johnny’ego Wintera. "Zanim weszliśmy na scenę, podszedł do nas policjant z ochrony i powiedział, że nigdy w swoim życiu nie skonfiskował takiej ilości koktajli Mołotowa i nie dostał takiej ilości pozdrowień palcem środkowym. Powiedział też, że jest mu nas naprawdę żal i że już sobie wyobraża, co się będzie działo po wejściu na scenę". Ukazanie się debiutanckiego albumu "Ramones" 23 kwietnia 1976 roku podzieliło wielbicieli rocka na dwa obozy. Narodziło się pokolenie punka, które szydziło z gitarzystów rockowych, skupiających się na solówkach. Istniała również grupa krytyków, którzy nie byli w stanie pojąć, jak można zachwycać się kolesiami, którzy nie potrafią grać.

Producent muzyczny, Rick Rubin, powiedział kiedyś o Ramones: "Zespół ten wykreował nowy gatunek muzyczny. Nie wiem, czy rock progresywny brzmiałby dziś tak samo, gdyby nie ta grupa".