Rozmawiamy z Alexi Laiho gitarzystą i liderem Children of Bodom.
Zanim zaczniemy wywiad na dobre, chcieliśmy spytać Cię o coś, co wydarzyło się całkiem niedawno - otrzymałeś propozycję skomponowania utworu, który wykonałeś wraz ze 100 gitarzystami w Senate Square, w Helsinkach. Jak do tego doszło?
100guitarsfromHel to dla mnie niesamowita sprawa! Osoby zaangażowane w Helsinki City Festival dotarły do mnie i zaproponowały współpracę, co było dla mnie nie tylko ogromnym zaszczytem, ale właściwie nie mogłem w to uwierzyć. Zareagowałem pewnie dość nieprofesjonalnie, bo spytałem - "Ale wy tak na poważnie?" Przecież to festiwal znany na świecie z promowania muzyki klasycznej i wysokiej jakości kultury… a tu ni stąd, ni zowąd angażują właśnie mnie. Prawdopodobnie nieczęsto mają kontakt z typami mojego pokroju, jednak to wydarzenie okazało się największym jam session mojego życia. Zebrałem podstawowy zespół, gitarzystów, z którymi chciałem zagrać, z których każdy stanął na czele pięcioosobowych sekcji. I jeszcze 20 przypadkowo dobranych gości, którzy mieli pociągnąć swoją partię utworu… Jak o tym pomyślę, to włos mi się jeży na głowie - przecież to kompletnie szalony pomysł.
Jakie brzmienie chciałeś stworzyć, kiedy komponowałeś ten utwór?
Były w nim partie totalnie metalowe - to oczywiste, ale również takie, które nawiązywały do jazzu, czy bluesa. Zdecydowanie nie chodziło mi o powielanie brzmienia Children of Bodom. Uwielbiam różnorodność i próbowanie nowych rzeczy. Sam bardzo łatwo się nudzę! Co nie oznacza, że kiedykolwiek nudziło mi się z COB… Posłuchajcie tylko naszego nowego albumu! Kiedy komponowałem ten utwór, pracowałem jednocześnie nad płytą COB. A oprócz tego próbowałem zająć się jeszcze inną rzeczą… Teraz wydaje mi się, że ten rok był zajebiście wariacki. W Helsinkach gramy z zespołem zajmującym się coverami z lat osiemdziesiątych i właśnie nagraliśmy epkę, która ukaże się w Japonii i Finlandii. Zupełnie nieoczekiwanie zwaliły się na mnie wszystkie terminy. Niewiele ostatnio spałem!
To pierwszy album COB, w którym grasz jako jedyny gitarzysta. Co sprawiło, że drogi COB rozeszły się z tak długoletnim gitarzystą, jakim był Roope Latvala?
Żeby nie wdawać się w zbędne szczegóły, powiem po prostu, że oddaliliśmy się od siebie zwyczajnie, jako ludzie. Cała nasza czwórka znalazła się w miejscu, w którym chcieliśmy włożyć jeszcze więcej wysiłku we wszystko, co wiązało się z COB. W pewnym sensie, zwłaszcza w kwestiach etyki pracy Roope był w innym miejscu, więc stwierdziliśmy, że rozstanie będzie korzystne dla każdej ze stron. Z jednej strony więc było to niespodziewane wydarzenie, a z drugiej nie do końca. Jako zespół chcemy mieć stały skład, nie lubimy zmieniać muzyków - to po prostu nie w naszym stylu. Być może inne zespoły tak funkcjonują, ale nie my. Pomimo wspólnych 12 lat, przyszedł czas na rozstanie.
Wiadomość pojawiła się na kilka dni przed wejściem do studia. Czy wizja opanowania wszystkich partii gitarowych w tak krótkim czasie nie była zniechęcająca?
Cóż, nie odczuliśmy chyba tego, aż tak bardzo, jak można przypuszczać. Kiedy rozchodziliśmy się z Roopem mieliśmy czas na to, żeby kilka rzeczy zrozumieć. Musieliśmy po prostu pojawić się w studio i rozpocząć nagrywanie! Poza tym to ja napisałem wszystkie riffy, więc nie musiałem się uczyć czegoś dodatkowego, czego wcześniej nie grałem. Pracowałem na dwie zmiany, to prawda…, ale uważam, że gitary brzmią trochę bardziej surowo i dokładniej. I to ma sens - zwłaszcza kiedy jeden gość gra wszystkie partie. Będąc w studio wypróbowuję różne rozwiązania i sprawdzam pomysły, jednocześnie nagrywając. Muszę powiedzieć, że było super - nie musiałem nikomu nic tłumaczyć, ani niczego uczyć.
W czasie koncertów gra z wami Antti Wirman. Jakie są szanse na to, żeby został pełnoprawnym członkiem zespołu?
Antti jest w zasadzie bratem naszego klawiszowca, a ja uważam, że to znakomity gitarzysta. Będzie grał z nami do końca roku, dzięki czemu nie musimy odwoływać żadnych koncertów. Nie jest jednak stałym członkiem zespołu, ani nie planował nim zostać, więc szukamy już kogoś nowego. Rozważamy kilka opcji, ale nie ma ostatecznej decyzji. Jest to jednak bardzo ekscytujący proces.
Czy mając na koncie dziewięć albumów kiedykolwiek odczuwasz trudności, żeby wyjść poza ramy standardowego myślenia? Skąd czerpiesz inspirację?
Wydaje mi się, że jedynym wyjściem z sytuacji, przynajmniej w moim przypadku, jest nie myśleć o tym zbyt wiele. W ogóle nie zajmuję się ani jedną myślą związaną z tym, jak mamy brzmieć, albo jak ludzie zareagują. Nie wolno mi myśleć o takich sprawach, ponieważ mógłbym zejść z drogi i napisać coś, co nie jest prawdą, albo nie płynie z serca. Jedynym sposobem na zachowanie świeżości w muzyce jest naturalność i nadzieja. Nie oznacza to, że czasem nie trzeba zrobić czegoś drastycznego, albo zmienić coś w tym, co robisz… W muzyce chodzi o stwarzanie czegoś, co nie istnieje. To trochę, jak granie na loterii - nigdy nie wiesz, co się wydarzy! Wiesz, co robisz, ale jeśli chodzi o rezultaty - nigdy nie możesz być pewny.
Powiedz nam więcej o sprzęcie, z którego wydobyłeś te niezwykle ciężkie brzmienia w I Worship Chaos.
Tworzyłem i nagrywałem na tym samym sprzęcie: gitary ESP i wzmacniacze Marshalla. Pozostaję wierny temu brzmieniu, ponieważ wiem, że w moim przypadku to działa. W kilku miejscach dosłownie użyłem Strata oraz Kemper Profiling Amp. Ten sprzęt jest niesamowity zwłaszcza jeśli chodzi ci o osiągnięcie czystych brzmień. Kiedy po raz pierwszy wypróbowałem taki sprzęt, nie mogłem przestać grać… wszystko brzmiało tak pięknie. Kiedy chodzi o wzmacniacze - jestem bardzo zachowawczy, ale to? Już planuję sobie jeden kupić. Sprawdzałem też brzmienia distortion, co do których jestem zazwyczaj bardzo wybredny, i byłem pod ich wielkim wrażeniem!
Czy kiedykolwiek zdarza Ci się napisać partie, które na pierwszy rzut oka wydają się wprost niemożliwe do zaśpiewania, albo pomysły, które wymagają wielu godzin ćwiczeń?
Przyzwyczaiłem się już do tego, w końcu zajmuję się graniem od 12 roku życia i zawsze chciałem być wokalistą i gitarzystą. Oczywiście, czasami muszę usiąść i pomalutku pisać riffy. Potem szepczę linię wokalu, żeby znaleźć rytm. Po kilku minutach zazwyczaj zaczynam wszystko ogarniać. Zwykle nie jest to dla mnie trudne, jednak z drugiej strony przez większość czasu nie potrafię powiedzieć, jaki mamy dzień. Wiecie co? Większość ludzi uważa, że śpiewanie i granie partii solowych to najtrudniejsza sprawa pod słońcem. Jasne - może być to skomplikowane. Jednak dużo trudniej jest grać i zachować rytm i tempo, które jest szybkie i wciąż się powtarza.
Patrząc wstecz na neoklasyczną stronę twojego grania solówek, w jaki sposób osiągnąłeś techniki grania niezwykle szybkich serii z taką precyzją?
Na pewno nie udałoby się to bez wielu, wielu ćwiczeń, jednak siedzenie i granie z metronomem nie zabija ducha rock’n’rolla, jak myśli wiele osób. Musisz zdobyć technikę, żeby w zasadzie zacząć grać. To konieczne zanim zabierzesz się za prawdziwe granie. Reszta już zależy od ciebie, a rock’n’roll sam wypłynie z twojej osobowości. Być może będzie agresywny, może wyluzowany, a może będzie czymś pomiędzy. Możliwości są nieograniczone. Zawsze lubiłem atmosferę gitary z lat osiemdziesiątych, gości w rodzaju George’a Lyncha… Przy takiej muzie dorastałem. To moje serce i moja krew, ale jest we mnie też coś, co wychodzi dalej.
Jesteś tak znakomitym gitarzystą - czy są jakieś nowe techniki, które stanowią dla Ciebie wyzwanie? Czy w pewnym momencie trudno jest już znaleźć wyzwania tego rodzaju?
Być może zdziwi Was co powiem. Wróciłem ostatnio do Lindseya Buckinnghama i słuchałem go grającego w Fleetwood Mac. Zawsze mi się wydawało, że tam grają dwie gitary, a okazało się, że gra tylko on. Pomyślałem, że ten gość jest zajebiście dobry. Cały czas jeszcze nad tym pracuję i uwierzcie mi - to nie jest łatwe. Pod wieloma względami czuję się teraz, jak kiedyś, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem kogoś, kto grał techniką sweep picking. Wtedy nie miałem wyboru - musiałem to opanować! Teraz jest podobnie - jeśli masz oczy szeroko otwarte i potrafisz obserwować świat, zawsze znajdziesz coś, czego możesz się nauczyć.