Gus G jest wyjątkowo pracowitym gitarzystą. Zjadł zęby na grze w zespołach Nightrage oraz Dream Evil, nagraniu ośmiu albumów Firewind oraz na byciu "prawą reką" Ozzy’ego Osbourne’a. Po zaledwie 18 miesiącach od premiery poprzedniego albumu solowego, wydał kolejny, zatytułowany "Brand New Revolution". Tym razem podążył hard rockową ścieżką, mniej metalową z utworami, które są bardziej "radio-friendly", niż twórczość Firewind. Jednak nadal z solówkami wywołującymi ciarki na ciele, które świadczą o swobodzie twórczej i najwyższym kunszcie artysty. Gus G to gitarzysta stawiający na jakość i najwyższe standardy.
W jaki sposób byś porównał twój materiał solowy z twórczością Firewind?
Jest zupełnie różny od Firewind ponieważ brzmi w amerykańskim stylu. Firewind charakteryzuje się bardziej europejskim brzmieniem, z melodyjną, power metalową bazą. "Brand New Revolution" nagrywałem głównie z muzykami z Ameryki, więc ich osobowości wpłynęły na brzmienie finalne płyty. Album ten stanowi o moim hard rockowym obliczu, mimo że brzmi nieco ciężej, niż solowy debiut, który w całości skomponowałem na gitarze akustycznej. Na nowym albumie napisałem po prostu dużo riffów.
Jak komponujesz utwory? Przed wejściem do studia, czy pomysły rozwijają się stopniowo podczas sesji nagraniowych?
Najpierw zaczynam od wersji demo. Programuję perkusję, nagrywam bas, a następnie przychodzi czas na riffy. Zazwyczaj przesyłam demo do wokalisty, czy któregokolwiek członka zespołu, by mógł zapoznać się z materiałem, a następnie spotykamy się w studio i wspólnie pracujemy nad resztą. Zaczynamy od wokali, by wiedzieć, w którą stronę podąża utwór, po czym jammujemy i zabieramy się za aranżacje.
Jak powstają twoje solówki?
Tak się składa, że wszystkie solówki komponowałem dwukrotnie. Po pierwszym razie, prześledziłem demo i nie do końca satysfakcjonowało mnie ich brzmienie. Postanowiłem zabrać dysk twardy z materiałem do mojego domowego studia, by zrobić je od nowa. Czas naglił, a ja niestety nie potrafię pracować pod presją, którą nota bene sam sobie zgotowałem. Mimo to skomponowałem solówki ponownie, usuwając pierwotne wersje zarówno z dysku, jak i mojej głowy, po czym zacząłem wszystko od zera.
Niemal od każdej solówki na płycie bucha ogniem, mimo że nie wszystkie z nich wywołują ciarki na ciele.
Bardzo nad tym pracowałem. Chciałem, by każda z piosenek miała odpowiednią solówkę, która poruszy słuchacza. Zależało mi na uzyskaniu charakterystycznego vibe’u, dlatego też postanowiłem napisać partie solowe od nowa. Jedną z moich ulubionych jest ta w "Behind Those Eyes". Najpierw mi się nie podobała. Później zdałem sobie sprawę, że jest to melodyjny utwór. Początkowo, w pierwszej wersji nieco przyhamowałem w tej solówce, ale doszedłem do wniosku, że muszę iść na całość i nadać jej kolorytu. Solo w outro było ostatnią rzeczą, jaką nagrałem. Podczas, gdy Mike Fraser miksował utwory, przesyłałem mu wszystkie nagrane partie. Któregoś razu wtrąciłem mu się, dosyłając ponownie skomponowane solo do outro. Po kilku próbach improwizowania, przyszło mi to dość naturalnie. To bardzo bluesowe solo.
Czy solo do "One More Try", jednego z lżejszych utworów na płycie, powstało również na drodze improwizacji?
Prawdopodobnie jest to jedyna partia solowa, którą wziąłem z wersji demo płyty. Dzięki temu, że jest melodyjna, łatwo wpada w ucho. Każda moja solówka ma wstęp, rozwinięcie i zakończenie, które zazwyczaj jest szybkie i melodyjne. Dobrym przykładem solo o takiej budowie jest to w utworze "One More Try". W głowie siedziały mi solówki w stylu Randy’ego Rhoadsa i Zakka Wylde’a, ponieważ pierwotnie napisałem ten utwór z Jacobem (Jacob Bunton, wokalista) z myślą o Ozzym. Ma więc w sobie vibe rodem z "Goodbye To Romance", czy "Road To Nowhere". To bardzo dobry utwór, który postanowiłem ostatecznie wrzucić na "Brand New Revolution", ponieważ Ozzy w najbliższym czasie nie planuje nowego albumu.
Instrumental "The Quest" potwierdza twoje niesamowite umiejętności techniczne. Jak powstał ten utwór?
Utwór bazuje na kombinacji riffów i różnych pomysłów, jakie przychodziły mi do głowy. Powstał z wersji demo. Dograłem do niej solo w połowie utworu, które skomponowałem jako 18-latek. Zarejestrowałem też partie gitary akustycznej. Okazało się, że jako całość brzmi to sensownie. Nie jest to utwór, który powstał w 10 minut, na poczekaniu. Chciałem skleić w całość zarówno ciężkie, szybkie, jak i groove’owe riffy. Nagrywanie instrumentalnych numerów nie przychodzi mi łatwo. Jeżeli pojawia się jakiś, to jest dopracowany i w efekcie jest naprawdę dobry. Ja po prostu piszę utwory. Taka jest moja natura.
Podobają mi się riffy w "We Are One" i "Come Hell Or High Water". Co zainspirowało cię do ich napisania?
Riff do utworu "Come Hell Or High Water" jest jednym z tych, które miałem w zanadrzu od jakiegoś czasu. To też jeden z riffów, który zagubił się na dysku twardym. Puściłem go Matsovi Levénowi, który po chwili spontanicznie zaczął śpiewać refren z głowy. Zdarzają się takie momenty, w których wystarczy, że puścisz komuś pomysł, po czym utwór zaraz jest gotowy. Szkic "We Are One" zaprezentowałem natomiast Jacobowi. Była to ostatnia piosenka, jaką nagraliśmy podczas sesji w Los Angeles. Któregoś razu zrobiliśmy sobie przerwę na kawę, a ja w międzyczasie grałem na gitarze akustycznej motyw, jednocześnie śpiewając. Miałem co prawda pomysł, ale obawiałem się, że utwór będzie zbyt oklepany. Jacob sprowadził proces twórczy nad "We Are One" na odpowiednie tory. Powiedział: "Daj mi 10 minut", po czym miał gotowe słowa i melodię. Czułem, że brakuje w tym utworze solidnego riffu na wstępie. Postanowiłem dodać tę pełną groove’u partię. Brzmi trochę, jak Guns N’ Roses.
Jakiego sprzętu użyłeś do nagrań?
Nagrywałem na 24-progowym ESP Random Star w kolorze czarnym o matowym wykończeniu. To pierwsza płyta, na której grałem bardzo wysokie dźwięki. Zazwyczaj korzystam z 22-progowych gitar. Naprawdę zrobiłem użytek z tych dwóch dodatkowych progów. Jedyny utwór, na potrzeby którego przestrajałem gitarę (do drop C), to "What Lies Below". Nie gram na 7-strunowych instrumentach, ale tym razem postanowiłem przestroić jedną z gitar do D standard, co w efekcie dało drop C. Korzystałem z różnych wzmacniaczy, przede wszystkim z Blackstara Blackfire HT-100. Wiele rzeczy zrealizowałem też przy pomocy głowy EVH 5150 III. W początkowej fazie nagrań nie byłem zadowolony z niektórych brzmień, co skutkowało ponownym podejściem do utworu i zmian. Mam swoją filozofię co do brzmienia, która pozostała bez zmian, a mianowicie gitara - kabel - wzmacniacz.
Zdjęcie: Romana Makówka