James Trussart

Wywiady
2006-06-02
James Trussart

James Trussart mieszka i pracuje we wschodniej części Hollywood, gdzie kończy się Sunset Boulevard, w dzielnicy zwanej Echo Park. Jego dom znajduje się na szczycie wzgórza i jest wypełniony starymi gitarami, wzmacniaczami i wszelkiej maści efektami.

Z głównego warsztatu rozciąga się wspaniały widok na centrum Los Angeles. W oddali widać zadrzewione parki i monumentalne drapacze chmur. Da się zauważyć, że produkcja gitar to dla Trussarta nie tylko praca - to raczej styl życia. Gdy zjawiamy się u naszego rozmówcy, on wykańcza właśnie Steelcastera dla pewnego młodego gitarzysty z Los Angeles, który niecierpliwie kręci się po warsztacie. Pod koniec odwiedzin przyjeżdża kolejny muzyk, szukający u Jamesa fachowej porady, a także chcący zwyczajnie pogadać o muzyce. Odnosimy wrażenie, że wszystko, co robi James, jest związane właśnie z muzyką.

Zamiast opowiadać o gitarach, Trussart woli je pokazywać. Jest za to specjalistą od opowiadania różnych dziwnych historyjek: "Tom Waits poprosił, żebym zagrał na jego płycie, ale niestety byłem wtedy w Paryżu" - mówi i wzrusza ramionami. Cały James. Sugerujemy, że Tom Waits powinien przyjechać do niego, w końcu takiej kolekcji starego i dziwacznego sprzętu z pewnością nigdy nie oglądał, a trudno sobie wyobrazić, aby mógł koło niej przejść obojętnie. Może Trussart powinien zaprosić Waitsa do siebie na nagranie kolejnej płyty?

James Trussart ma grubo ponad pięćdziesiąt lat, ale wygląda co najmniej dziesięć lat młodziej. Ubiera się na luzie, ale schludnie. Jeżdzi wysłużonym Thunderbirdem, a przedmioty go otaczające pochodzą z zeszłej epoki. Ale to jest Los Angeles i Trussart czuje się tu jak w domu.

W warsztacie znajdują się duże kadzie: to te słynne naczynia, w których korpus poddawany jest procesowi "rust-o-matic", który wynalazł sam Trussart. "Mam tu szlauch oraz skórę aligatora, którą umieszczam na pudle" - wyjaśnia lutnik. Demonstruje nam, jak to robi. Bierze metalowy korpus (a właściwie pudło rezonansowe) i wkłada go pomiędzy drewniane formy. Pod spód i na wierzch wkłada skóry aligatora. Następnie zaciska całość używając ścisków śrubowych. "Potem umieszczam to w wypełnionych wodą kadziach i zostawiam tak na kilka dni". Stosuje wiele różnych preparatów, aby wzmocnić efekt rdzy. Po tym procesie element poddawany jest kolejnej obróbce: Trussart włącza swoją podręczną szlifierkę i szlifuje brzegi korpusu tak, aby gdzieniegdzie srebrna stal prześwitywała spod rdzy. Później poleruje i przyciemnia krawędzie. W ten sposób wyczyszczona rdza wygląda na jeszcze starszą. Trzeba przyznać, że ten z pozoru prosty proces przynosi nadspodziewane efekty. Wystarczy tylko spojrzeć na zdjęcia...

W małym składzie na końcu ogrodu Trussart przechowuje części do gitar, między innymi korpusy w różnym stadium wykończenia. "Zazwyczaj jedna partia to sto modeli. Pięć gitar basowych, dwadzieścia modeli Steelcaster, dwadzieścia modeli Steeldevilles, dwadzieścia leworęcznych i innych, zgodnie z zamówieniami klientów" - mówi nam Trussart. Produkcję stalowych korpusów zleca lokalnym warsztatom. Stal jest wyginana w odpowiedni kształt, a następnie spawana. Gryf jest przymocowywany za pomocą czterech wkrętów, które są dodatkowo spawane. Korpusy są polerowane, a następnie odkładane na półkę, gdzie czekają na przewidziany dla nich proces obróbki. Niektóre gitary mają miedziane wykończenie, a inne są poddawane obróbce po tym, jak Trussart odciska w nich skóry krokodyli.

Lutnik nie tylko zamawia korpusy, ale także inne metalowe części: płytki ochronne na korpus i na główkę, które następnie są poddawane procesowi rdzewienia. Inny model, Steeltop, wykonany jest z drewna i posiada metalową pokrywę na korpus. Dwaj znajomi Jamesa Trussarta zajmują się produkcją gryfów z drewna klonowego bądź typu koa. Dostają oczywiście ścisłe wytyczne od Jamesa. Inny znajomy ma kabinę do lakierowania natryskowego, gdzie James pokrywa gitary warstwą poliestru, a gitarę Steeltop warstwą lakieru nitro.

James Trussart przeprowadził się do Las Angeles z Paryża kilka lat temu. "W Los Angeles jest wiele zespołów rockowych. Brakowało mi tego w Paryżu." Zanim rozpoczął wytwarzanie gitar, musiał znaleźć ludzi, którzy mogliby mu pomóc. "Znalazłem sporo małych warsztatów chętnych do współpracy. Nikt nie uważał mnie za wariata. Z entuzjazmem podchwycono moje dziwaczne pomysły. Mam wrażenie, że pomaganie mi sprawia im dużo radości."

Kiedy zamówienie zostanie zrealizowane, James wraz z pomocnikiem składają i wykańczają gitary.

Spod ich ręki wychodzi ponad dwieście gitar rocznie. Każda kosztuje około 3000 funtów. Na liście klientów znajdują się takie sławy, jak: Billy Gibbons, Chris Speeding, Charlie Sexton, Mike Scott, Nikki Sixx, Peter Stroud, Marc Ribot, Daniel Lanois, Rich Robinson, Rick Neilson, Sonny Landreth, Gilby Clarke, Joe Perry, Graham Coxon i wielu innych.

Powoli kończy się nasza wizyta w domu Trussarta. Nie możemy oprzeć się propozycji podrzucenia nas do hotelu wspaniałym Thunderbirdem. Każdy ma w końcu prawo przez chwilę poczuć się jak gwiazda rocka z Los Angeles...