W przerwie między koncertami Queen, po premierze "The Original High", trzeciego solowego albumu, Adam Lambert odwiedził Polskę.
Dzień przed występem na Eska Music Awards 2015, artysta znalazł również czas na chwilę dla mediów. Porozmawialiśmy o współpracy Adama z Queen, nowym albumie solowym oraz przyszłości.
Rozmawiał: Wojciech Margula
Czułeś presję po dołączeniu do Queen?
Trochę tak. Nie wiedziałem, jak fani zareagują na nowego wokalistę w zespole. Nie obyło się bez porównań barwy mojego głosu do barwy Freddiego, który był niepowtarzalny. Nie chciałem brzmieć, jak on, co jest zresztą nieosiągalne. Staram się brzmieć w swoim stylu, przy czym nie chcę też przesadnie odbiegać od pierwowzoru. Myślę, że osiągnąłem ten balans.
Za co cenisz Freddiego?
Za autentyzm. Jego teksty były pisane z serca. Bije od nich szczerość i emocje. To dlatego utwory Queen są ponadczasowe. Freddie był autentyczny, nikogo nie naśladował, nie udawał. Wiedział, czego chce.
Dlaczego występujecie pod szyldem Queen + Adam Lambert?
Moja rola polega na współpracy z Brianem i Rogerem. Nie jestem członkiem zespołu na stałe. Gdybym był, zespół nazywałby się po prostu Queen. Nie wiem, czy bym tego chciał. Zespół prawdopodobnie nie nagra albumu z moim udziałem, jednak nie wyklucza takiej możliwości. Uważam, że mój udział na nowej płycie Queen byłby świętokradztwem. Ze względu na mój szacunek do Freddiego, nie podjąłbym się tego zadania. Chcę też jednocześnie angażować się w projekt solowy, który jest dla mnie równie ważny.
Aktualnie promujesz "The Original High". Album zbiera pozytywne recenzje i opinie fanów.
Słuchacze polubili "The Original High". To album szczery, osobisty, mówi dużo o mnie. Myślę, że fani cenią takie podejście. W tekstach mówię o tym, w co wierzę, co jest dla mnie ważne, jak postrzegam życie. Z albumu na album coraz mniej staram się spełniać oczekiwania fanów. Nie muszę niczego udowadniać. Ludzie wiedzą, kim jestem. Skupiam się na emocjach, nie na popisach i wariacji. Panuję nad swoim głosem i wiem, jak uzyskać pewne efekty. Nowy album jest dowodem na to, że idę w dobrą stronę.
Czujesz się bardziej pewny siebie?
Zdecydowanie tak. Wiem, co chcę robić w życiu i w pełni jestem przekonany, że będę śpiewał. Zawsze chciałem być artystą, tworzyć i być kreatywną osobą. Spełniam marzenia, nie zatrzymuję się. Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.
Ewolucja, czy rewolucja?
Dobre pytanie. Skłaniałbym się ku ewolucji. Uważam, że ewolucja jest mi bliższa. Wolę rozwój i stawiam sobie wysoko poprzeczkę. Dzięki temu możliwa jest ewolucja. Rewolucja, moim zdaniem wprowadza nieład, brakuje naturalnego, organicznego i swobodnego przejścia i stopniowej przemiany. Taka jest też moja twórczość.
Przez życie w muzycznym świecie trudno przejść samemu.
Moja działalność muzyczna jest jak biznes, którego samodzielnie nie byłbym w stanie prowadzić. Mogę osiągać cele i odnosić sukcesy dzięki ludziom, którzy ze mną współpracują. Ważny jest team, na który mogę liczyć. Istotne jest to, by na swojej drodze trafić na dobrych ludzi.
Jak kształtuje się Twoja najbliższa przyszłość?
W przyszłym miesiącu gram z Queen koncerty w Ameryce Południowej. Zapewniam słuchaczy, że na pewno dalej będę śpiewał w zespole. W przyszłym roku mam dużo wolnego miejsca w grafiku. Prawdopodobnie będę wtedy promował na trasie nowy solowy album. Jeżeli chodzi o bardziej odległą przyszłość, chciałbym wrócić do aktorstwa, zagrać w jakimś filmie.
Rozmawiał: Wojciech Margula